Administracja

Strony

poniedziałek, 13 stycznia 2020

Od Darumy cd. Sylvy

Z ulgą ruszyłem w stronę sali. Opuszczenie pokoju póki co stanowiło mój priorytet. Nie sądziłem, że mieszkanie z tamtym elfem może być aż tak uciążliwe. Z położonymi nisko uszami, przecisnąłem się pomiędzy grupkami uczniów. Chociaż nie lubiłem się wyróżniać, przez mój wzrost wyjątkowo górowałem nad innymi. Ostrożnie stawiałem kroki, unikając przypadkowych stłuczek z obcymi uczniami. Właściwie, nie znałem tutaj nikogo. Oczywiście oprócz kilku znajomych twarzy, które kojarzę, ponieważ uczęszczamy do jednej klasy. Drugi rok w tym miejscu zbliża do siebie ludzi. Szkoda, że niekoniecznie pamiętam ich imiona.
Stanąłem w końcu przed salą. Zajęcia miały rozpocząć się dosłownie za kilka minut. Miałem już wchodzić do klasy, kiedy kątem oka dostrzegłem podchodzącego swojego wychowawcę.
- Darumo, masz chwilę? - zapytał, zajmując miejsce zaraz obok mnie. Był znacznie niższy, mówiąc więc, musiał spoglądać w górę.
- Oczywiście, proszę pana - odpowiedziałem cicho. Ponownie położyłem uszy. Miałem co do tego złe przeczucia.
- To wspaniale! - Mężczyzna uśmiechnął się i klasnął w dłonie. Coraz bardziej zaczynałem się martwić. - Jak dobrze wiesz, jutro zaczynają się coroczne wizytacje. Pierwszaki z naszej szkoły odwiedzą Sarlok, podobnie jak wy dwa lata temu. Miałbym więc dla ciebie wyjątkowe zadanie.
Przełknąłem ślinę. Sytuacja przybierała nieprzyjemne obroty.
- Tak, proszę pana?
- Jesteś odpowiedzialną osobą. Także powierzam ci opiekę nad pierwszorocznymi. Pójdziesz z nimi jutro do Sarlok - objaśnił swój genialny plan.
Poczułem, jak nogi się pode mną uginają. Na wspomnieniom ogromnych i potwornych bestii, jakie zamieszkują ową akademię, poczułem jak moje serce zaczyna bić szybciej.
- N-nie s-sądzę, że to d-dobry pomysł - oparłem ściszonym głosem, nie kontrolując zająknięć. Planowałem zamknąć się w pokoju na cały ten dzień.
- Ja uważam, że świetny. - Wychowawca był nieustępliwy. - Jeśli nie na tobie, to na kim mogę polegać?
Słowa elfa były przekonujące. W końcu, skoro wybrał mnie, to znaczy, że na mnie liczy. Uśmiechnąłem się niemrawo.
- W-w porządku, proszę pana - zgodziłem się i cofnąłem o krok. - Postaram się zrobić, co w mojej mocy.
Wychowawca szybko podziękował i poszedł dalej korytarzem. Ja wszedłem do klasy. Lekcja na szczęście nie zaczęła się. Zająłem jedyne miejsce bez krzesła. Nie potrzebowałem go, ponieważ spokojnie mogłem przysiąść na ziemi.
Lekcje minęły szybko. Powróciłem więc do swojego pokoju. Mój współlokator gdzieś wybył. Nie przejąłem się tym zbytnio. Lubił znikać i wracać późno. Wzruszyłem ramionami i udałem się do łazienki. Jutrzejszy dzień będzie zdecydowanie trudny.
***
Obudziłem się dosyć wcześnie. Elf jeszcze spał. Najwyraźniej ma zamiar zostać w pokoju przez cały dzień. Westchnąłem cicho i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej płaszcz z logiem Corvine. Zwykle nie nosiłem typowych ubrań - zakładanie ich utrudniało mi poroże. Zarzuciłem również na siebie stałą ilość złotej biżuterii. Szyku nigdy za wiele.
Wyszedłem na zewnątrz akademii. Przywitał mnie zimny powiew wiatru. Przestąpiłem z nogi na nogę. Ciepło zapewniała mi jedynie ciemna pelerynka narzucona na nagie ramiona. Ze szkoły powoli zaczęli wychodzić pierwszacy. Najwyraźniej uprzedzeni, że będę tu na nich czekać, zatrzymali się w pobliżu, nie przerywając swoich entuzjastycznych rozmów. Kiedy pokaźna grupka zgromadziła się wokoło mnie, zdecydowałem się na wymarsz. Byłem niewiele starszy od nich, jednak czułem dzielący nas dystans.
Sarlok na szczęście znajduje się niedaleko Corvine. Upilnowanie ich wszystkich zdawało się być nieskończoną męczarnią. Kiedy wreszcie stanęliśmy przed pokaźnymi murami wrogiej akademii, rzuciłem krótki wykład na temat "co robić, czego nie robić". Mało kto mnie słuchał, ale właściwie to nie mój problem. Wpuszczono nas na teren szkoły. Wtedy całkowicie straciłem panowanie nad grupą. Rozpierzchli się po wszystkich stronach, a ja zostałem sam. Wtedy przypomniałem sobie, dlaczego w sumie nienawidzę Sarlok. Wyłaniające się z każdego rogu potworne bestie przyprawiały mnie o dreszcze. Wszystkie wyglądały, jakby miały zaraz się na kogoś rzucić i rozszarpać ofiarę. Nieprzyjemne miejsce dla kogoś, kto jest w połowie jeleniem. Wycofałem się więc w bezpieczne miejsce, mając nadzieję, że nikomu z mojej grupy nie przyjdzie nic głupiego do głowy.
Jakże złudne okazały się moje myśli. Ledwo zdążyłem przysiąść na zimnej ziemi, kiedy usłyszałem wezwanie:
- Kto jest waszym opiekunem?
Westchnąłem cicho i wstałem z miejsca. Przecisnąłem się przez zebrany tłum i podszedłem do znajomego mi elfa. Jakżeby to mógł być ktoś inny, niż mój kuzyn?
- Przepraszam za niego - odparłem spokojnie i rzuciłem karcące spojrzenie krewniakowi. - Też powinieneś.
Lay przewrócił oczami i nie odezwał się. Nie potrafiłem go do niczego zmusić. Tak więc odsunąłem się, pozwalając mu przejść. Nim jednak odszedł, rzuciłem za nim ciche:
- Dyrekcja się dowie. Zachowuj się jak na Corvine przystało.
Elf prychnął i odszedł do grupki rozbawionych ową sytuacją znajomych. Ja odwróciłem się do stojącej niedaleko dziewczyny. Najwyraźniej ona była odpowiedzialna za oprowadzanie po Sarlok. Przyznam się, nie słuchałem, co mówiła wcześniej. Zwróciłem jednak uwagę na stojącą obok niej bestię. Ciemna, płonąca żywym ogniem istota, wbijała we mnie spojrzenie swoich złotych oczu. Zaniepokoiłem się, kiedy wysunęła spomiędzy kłów swój wężowy jęzor i oblizała się. Instynktownie cofnąłem się, kładąc po sobie uszy.
- J-jeszcze raz przepraszam za kłopot - powiedziałem cicho, odchodząc. Wtedy spróbowałem zgromadzić całą swoją grupę w jednym miejscu. Niestety - pochłonięci nowymi doznaniami, spotkaniem z uczniami innych szkół, kompletnie zignorowali powód przybycia do Sarlok. Uporczywie wołałem naszych. Obchód powinien już się zacząć, a wszyscy tylko utrudniają sprawę.
- Im wcześniej tam pójdziemy, tym szybciej wrócimy - syknąłem, jednak owe słowa były przeznaczone wyłącznie dla moich uszu.
Wtedy rozległ się donośny ryk. Podskoczyłem zaskoczony, gotowy na atak, który jednak nie naszedł. Stojący obok mnie kuzyn zaśmiał się, rzucając szybkie "tchórz". Owa uwaga w żaden sposób nie stanowiła dla mnie obrazy. Skupiłem się ponownie na dziewczynie i jej ogromnym towarzyszu - sprawcy hałasu. Na błoniach zapanowała cisza.
- Ruszamy - poinformowała donośnym głosem przewodniczka. Cały czas obserwowana skupionym okiem bestii grupa ruszyła. Powolnym krokiem dołączyłem do reszty. Nim się spostrzegłem dorównałem kroku dziewczynie. Z kamiennym wyrazem twarzy spoglądała na pierwszoroczniaków. Zdałem sobie sprawę, że właściwie nie mam pojęcia, gdzie znajdują się moi podopieczni. Rozejrzałem się szybko, wypatrując jakąkolwiek znajomą twarz. Uspokoił się na widok elfów ubranych w peleryny z Corvine.
- Problemy z grupą? - Usłyszał i spojrzał w dół. Przez chwilę zastanawiał się, czy aby na pewno idąca obok niego przewodniczka zwraca się do niego.
- Delikatne - odparł ściszonym głosem. - Niekoniecznie chciałem tutaj być.
Mówiąc to wymownie spojrzał na idącą obok bestię, a później wzrok skierował w stronę własnych podopiecznych.
 - Myślisz, że wyrzucą mnie ze szkoły, gdy ktoś straci jakąś kończynę?

Sylva?

Słowa: 1013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz