Administracja

Strony

wtorek, 28 kwietnia 2020

Od Nix'a cd. Carmen&Beverly

- Tak szczerze? Nie mogę zasnąć i stwierdziłam, że pewnie dotrzymasz mi towarzystwa. - odpowiedziała, a ja tylko wziąłem głęboki wdech i wydech. Co ja z nią mam...
- Naprawdę, tylko po to tu przyszłaś? – odparłem lekko zirytowany.
- No.. w sumie to tak. Przeszkadzam?
- Jestem dość zmęczony, ale zjawiłaś się Ty. –
Wywróciłem oczami i lekko się zaśmiałem. – Możesz na razie zostać, jeżeli czujesz taką potrzebę. - uchyliłem szerzej drzwi i wpuściłem siostrę. Chwilę porozmawialiśmy właściwe o niczym, sam po trochu nie wiedziałem czy gadam tak nudno, żeby zanudzić i uspać ją, czy samego siebie. Podczas rozmowy dalej myślałem o nieznajomej, trochę analizowałem wszystkie moje słowa. To w sumie dziwne, że obca osoba tak nie dawała mi spokoju, ale w jakiś sposób mnie intrygowała. Beverly najwidoczniej to zauważyła.
- To ja już będę spadać. Dobranoc. - uśmiechnęła się i poszła w stronę wyjścia z pokoju.
- Śpij dobrze młoda. - podświadomie uśmiechnąłem się, że sobie poszła. Niestety, chyba to zauważyła, ale trudno. Sama dobrze wie jaka jest, a nie może wiecznie wykorzystywać tego, że o tej godzinie jeszcze nie śpię. Zamknąłem drzwi za dziewczyną, zgasiłem światło i rzuciłem się na łóżko. Jeszcze chwilę postanowiłem zobaczyć Carmen oczami wyobraźni, jednak wręcz natychmiastowo usnąłem.
Zwykle nie przejmowałem się tym, że im później się kładę, tym później wstaje. Wstawałem maksymalnie pół godziny później, niezależnie od tego, o której zasnąłem. Jednak dziś musiało być inaczej, wstałem koło godziny 13, czyli na praktycznie końcówkę lekcji. Stwierdziłem, że odpuszczę sobie dzisiaj. Nie było sensu iść i tłumaczyć się z nieobecności na kilku pierwszych lekcjach. Potem najwyżej powiem, że cały dzień wymiotowałem. I po problemie. Po obmyśleniu mojego planu działania na resztę dnia wstałem i ubrałem się oczywiście na czarno, bo to jedyny kolor w którym wyglądam jak normalna osoba. Po porannej toalecie wróciłem do pokoju, zjadłem coś, a resztę dnia spędziłem kręcąc się po jakichś ogrodach. Nim się obejrzałem, zaczęło się ściemniać, co oznaczało, że niedługo najprawdopodobniej spotkam się z Carmen, o ile potraktowała mnie wczoraj poważnie. W sumie sam nie wiem, czy powinna tak to traktować. Ale chyba gdzieś w głębi siebie miałem nadzieję, że przyjdzie. Nie musiałem się przebierać, narzuciłem tylko kaptur na głowę, założyłem buty i wyszedłem z pokoju. Po raz kolejny kierowałem się do wyjścia, po raz kolejny strażnicy spali i po raz kolejny poszedłem na tą polanę. Chociaż dzisiaj było stosunkowo wcześnie jak na wymykanie się, gdyż słońce jeszcze nie zaszło. Tylko z akademii wydawało się już ciemno. Stanąłem na środku pustej przestrzeni i zacząłem patrzeć się, jak słońce zachodzi, a potem na coraz więcej gwiazd na czystym, nocnym niebie. Wtedy zacząłem myśleć o białowłosej - i jak na zawołanie, usłyszałem za sobą jej głos.
- Jestem. - mruknęła trochę niezadowolona, najwidoczniej sama nie wierząc, że tu przyszła. Uśmiechnąłem się pod nosem, ale szybko przywróciłem obojętny wyraz twarzy.
- Jak miło. Księżniczka raczyła zaszczycić nas swoją obecnością. - lekko się uśmiechnąłem. - po co informujesz mnie o obecności? Teoretycznie rzecz biorąc, nie byliśmy umówieni. - wzruszyłem ramionami. Carmen wyraźnie chciała coś powiedzieć, ale powstrzymała się i chwilę pomyślała.
- A praktycznie? - złożyła ręce na piersiach.
- Praktycznie miałem nadzieję, że przyjdziesz, bo z niewiadomych przyczyn mnie intrygujesz. Czy wszystko jest jasne? - zapytałem retorycznie, a dziewczyna prychnęła. Czy to zabrzmiało, jakbym się zakochał? Może, ale tak nie było. Nie byłem ani łatwy, ani chętny na nowy związek, jak narazie. Poza tym, nie byłem też typem osoby, która zakochiwała się po jednym spotkaniu.
- Więc, gdzie się wybierzemy? Bo chyba nie mamy zamiaru tu stać. A może mamy?
- Nie pójdę z Tobą za daleko, nie ufam Ci. - prychnęła.
- I słusznie. - zaśmiałem się. - w takim razie - zamyśliłem się. Tak naprawdę miałem już obrane kilka celów, gdzie moglibyśmy pójść, ale przynajmniej warto było sprawiać pozory. - może nad jezioro? - zaproponowałem. Widziałem, widziałem to w jej oczach, że z jednej strony chciała odmówić, a z drugiej nie. Teraz tylko czekać, która strona wygra.
- Dobrze. - odparła spokojnie. - prowadź.
Uśmiechnąłem się i zgodnie z prośbą zacząłem kierować się w stronę jeziora. Nie miałem zamiaru jej oszukać w jakikolwiek sposób. Wiem, że mi nie ufała, z resztą - nie dziwię się. Też jej nie ufałem. Była wampirem, przecież w każdej chwili mogła się na mnie rzucić. W ciszy szliśmy z punktu A do punktu B. No prawie, gdyby nie ciche klnięcie Carmen pod nosem na samą siebie. Starałem się tego nie komentować, bo jeszcze wywołałbym niepotrzebną kłótnię. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Stwierdziłem, że dziewczyna musiałaby być ślepa albo głupia, żeby się nie zorientować, więc darowałem sobie teksty w stylu "to tutaj". Bez słowa usiadłem przy brzegu i oparłem na przedramionach, patrząc na jakże spokojną taflę wody. Piękny widok. Księżyc odbijający się w stojącej wodzie.
- No i co chcesz robić? - wyrwała mnie z zamyśleń.
- Uprzedź, kiedy znowu będziesz miała zamiar przerywać mi delektowanie się takimi widokami. - odparłem spokojnie, po czym odwróciłem się w jej stronę. - jesteśmy nad jeziorem. Możemy porozmawiać, albo się wykompać, ale nie licz na to, że zobaczysz więcej niż to co mam pod bluzą - w tym momencie parsknęła śmiechem, ale to nie były wszystkie moje pomysły. - ewentualnie możemy po prostu posiedzieć w ciszy. - wzruszyłem ramionami
- A ja mam lepszy pomysł. - powiedziała, a ja już miałem pytać, jaki, ale zostałem brutalnie wepchnięty do wody. Nie bałem się, było płytko i nic się nie stało, miałem wręcz ochotę się zaśmiać, ale postanowiłem narobić jej strachu. Zacząłem udawać, że się topie. A właściwie że już zachłysnąłem się wodą i powoli umieram.
- Ha ha, bardzo śmieszne, doprawdy. Nie rób z siebie jeszcze większego idioty i wyjdź. Nix, serio. - w jej głosie zacząłem wyczuwać nutkę przerażenia. Coraz dłużej przeciągałem to "dobra, jeszcze chwilę się z nią pobawię" aż w końcu straciłem przytomność.
Nix, jesteś naprawdę cholernym idiotą.
Kaszlnąłem a z moich płuc wydostała się woda. Chwilę trwałem w tym stanie, ale potem położyłem się spowrotem. Bałem się otworzyć oczy. Co, jeśli to już życie po życiu? Mimo wszystko uchyliłem jedno oko, a nade mną zobaczyłem białowłosą. Odetchnąłem z uglą. O ile ona też nie postanowiła się zajebać, to żyjemy.
- Nienawidzę Cię. - prychnęła pogardliwie. Kiedy podparłem się na przedramionach.
- A ja Cię kocham. - zaśmiałem się. - wiesz, że nie żartowałem?
- Zauważyłam. - wywróciła oczami.
- Chociaż na początku był taki zamiar. - przyznałem - a że jestem sierotą i prawie się zabiłem to inna kwestia. - zauważyłem, że dziewczyna zaśmiała się, tym razem szczerze.
- Jesteś pieprzonym grubasem, ledwo Cię stamtąd wyciągnęłam. - dodała po chwili ciszy. Ja tylko wzruszyłem ramionami i zobaczyłem, że naprawdę długo musieliśmy tu siedzieć, bo słońce ponownie wstawało. Wstałem i spojrzałem dziewczynie w oczy.
- Dziękuję za ratunek madame. - ponownie ukłoniłem się i ucałowałem jej dłoń. Bawiło mie to w sumie. A ona nie wiedziała, co ma zrobić. Pożądany skutek od bardzo prostej przyczyny. Świat zaskakuje nas codziennie. Po tym geście ruszyłem spowrotem do Akademii, co zajęło trochę dłużej niż powinno. W końcu, mokre ciuchy odrobinę spowalniały moje ruchy.
Ale tylko trochę.
Całą noc nie spałem, bo co jakiś czas regularnie zbierało mi się na opróżnianie płuc z resztek wody. Właściwie to były zwykle odruchy wymiotne, ale nie pozbyłem się substancji powodujących ten stan. Do tego doszła migrena, spowodowana brakiem odpowiedniej ilości snu. Więc czułem się jak baba z okresem. Chociaż nie wiem, czy można to do tego porównać. Może bardziej do kaca. Tak. To jak najbardziej adekwatne porównanie. Usłyszałem pukanie do drzwi. Jęknąłem niezadowolony, że w ogóle muszę wstawać. Podszedłem do drzwi, a gdy je otworzyłem, ujrzałem moją siostrę, Beverly.
- Nix, gdzie ty się włóczysz po nocy? - zapytała i wparowała mi do pokoju.
- Tam, gdzie mam ochotę, jestem pełnoletni. - wzruszyłem ramionami i zamknąłem za nią drzwi. Nie przejmowałem się jej obecnością, spowrotem rzuciłem się na łóżko.
- Dobrze się czujesz? - spytała z wyraźnym zmartwieniem na twarzy.
- Nie. - odpowiedziałem i nakryłem się kołdrą.
Doszedłem do wniosku, że mimo wszystko nie ja jestem potrzebny Beverly, tylko ona mnie. Pół dnia, zamiast pójść na lekcje opiekowała się mną, pomimo mojego wielokrotnego wyganiania jej. Oczywiście, nie obyło się bez pytań. Pierwszym było, czy się schlałem. Miałem ochotę odpowiedzieć jej "A wali ode mnie wódą?", ale sobie darowałem. Potem objaśniłem dziewczynie, że spotkałem się z nieznajomą, która jakby nie patrzeć, uratowała mi życie. Siostra oczywiście stwierdziła, że się zakochałem, ale to bzdury. Za wcześnie na takie coś. Chociaż, może nawet dobrze wyglądalibyśmy razem w łóżku.
Kiedy w końcu przekonałem siostrę, że dam radę wyjść na dwór, dosłownie ubrała mnie jak małe dziecko i powiedziała, że inaczej nie wyjdę. Wyglądałem jak gówno, ale zgodziłem się na taki strój. Po raz kolejny młodsza siostra mnie zdominowała. Trudno. Stwierdziła, że wyglądam uroczo w różowej bluzie i czarnych ogrodniczkach i nie dała się przekonać, że tak nie jest. Aczkolwiek próbować można.
Po odbytej rozmowie na temat tego, co wolno, a czego nie wolno mi robić, wyszliśmy z akademii, a potem spoza murów. Ma się dar przekonywania. Zaprowadziła mnie do jakiegoś miejsca w lesie, posadziła w jednym miejscu i kazała nigdzie nie odchodzić. Sama usiadła obok mnie i zaczęła rozmawiać z jakąś wiewiórką. Ja tylko położyłem się na plecach i patrzyłem na liście. Aż w końcu za plecami usłyszałem znajomy mi głos, po raz kolejny.
- A ty znowu z tą wiewiórką? - zaśmiała się. - o, Nix. Jak się czujesz? - spytała i przysiadła obok mnie.
- Dobrze, dziękuję. - zaśmiałem się. - ale czekaj...wy się znacie? - gwałtownie podniosłem się, przez co zakręciło mi się w głowie, ale chyba nikt tego nie zauważył. Patrzyłem to na Carmen, to na Beverly.

Beverly? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz