Administracja

Strony

wtorek, 12 maja 2020

Od Beverly do Azriela - Event

Po zakończonej robocie, nikt się nie spodziewał, że to dopiero początek. Ledwo zdążyliśmy w trójkę odetchnąć i odpocząć po ciężkim przenoszeniu poszkodowanych. Każdy podskoczył na widok, tego co wydarzyło się po chwili.
Atak. Najgorsze co mogło nas spotkać w tym momencie. Moje serce zaczęło bić mocniej. Widziałam po towarzyszach, że też byli zszokowani. Nie byłam przygotowana psychicznie, ani fizycznie, ale wiedziałam, że moja osoba jest potrzebna i muszę dać z siebie wszystko. Jak zawsze. Dreszcze przeszły mnie i resztę drużyny, ale każdy starał się zachować zimną krew. Na pewno nie pokazywaliśmy tego po sobie.
Demon Sylvy przyjmował na siebie największą ilość ataków ze strony Orków. Chroniliśmy lidera i staraliśmy się działać szybko i skutecznie. Byłam mocno zdezorientowana, na sam widok tego co dzieję się wokół nas. Ciarki non stop przechodziły mnie od góry do dołu.
Starałyśmy się z Sylvą odwrócić uwagę mieszkańców i ewentualnie uspokajać hipokrytów. Orkowie dostrzegli również to. W tedy do obrony wkroczyła Sylva posługując się ogniem wraz z Larsem. Robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Adrenalina narastała z każdą minutą.
Po chwilowym wpatrywaniu się w dziewczynę i zastanawianiu co mogę zrobić, żeby się najlepiej przydać podbiegłam do Azriela i wspólnie zbieraliśmy mieszkańców na bezpieczną odległość. Uspokajaliśmy ich jak najlepiej mogliśmy. Widok ten był na samą myśl przerażający i przykry.
Widziałam zdezorientowany wzrok lidera, który sam nie wiedział, która opcja pomocy jest najlepsza. Prawdą jest, że pewnie dałabym sobie rade sama z cywilami. Jednakże słyszałam z oddali głos Sylvy, żeby skierował się do mnie. Kątem oka widziałam też dalej walcząca dziewczynę i byłam pod wrażeniem jej umiejętności.
Po chwili moją uwagę zwróciły uciekające z miejsca zdarzenia Orki.
Emocje powoli opadały. Głęboko odetchnęłam i obserwowałam rozwój sytuacji. Sama się uspokoiłam i wiedziałam, że obecnie nie jesteśmy w najgorszym stanie. Najważniejszy był fakt, że chyba nikomu nic poważniejszego się nie stało.
Widziałam w oddali powolnie zbliżającą się dziewczynę. Chciałam natychmiast dowiedzieć się czy wszystko jest w porządku, czy nie potrzebna jej pomoc. Wykrzyknęłam jej imię i biegłam ile tchu w nogach. Gestem ręki nakazano mi się zatrzymać, więc bez dyskusji to zrobiłam i wpatrywałam się ze zdziwieniem. Wytłumaczyła, że musi się uspokoić i wskazała na swoje dłonie. Rozumiałam ją i powoli kierowałam się w stronę lidera.
- Z nimi okey? - zapytała wskazując palcem na siedzących pod murem cywilów na rozkaz Azriela.
- Raczej tak, dzięki szybkiej reakcji nic szczególniejszego im się nie stało. - odparł i krążył w koło, próbując najpewniej pozbierać myśli. Kobieta nadal stała w miejscu uspokajając się po wyczerpującej walce z Orkami.

Po chwili wszyscy mieliśmy więcej energii. Oparłam się o mur i czekałam na dalsze polecenia. Sylva podeszła bliżej nas.
- Wszystko w porządku? - zapytałam, gdy znalazła się obok mnie.
- Raczej tak. - odparła. - Co robimy teraz?
Azriel po chwilowej nieobecności się wybudził, po czym odpowiedział na pytanie.
- Trzeba również ich odprowadzić do namiotów. - zaczął - Ale nie powinno zająć nam to długo.
Bez zastanowienia i dalszego wypytywania rozdzieliliśmy mieszkańców na grupy i pospiesznie oddawaliśmy w ręce medyków. Każdy mógł czuć nareszcie bezpieczeństwo. Bez problemowo w trójkę poradziliśmy sobie i byliśmy spełnieni na ten moment. Przysiedliśmy w jednym miejscu na niedługi odpoczynek i zaczęliśmy konwersację.
- Może by przejść się po terenie i sprawdzić, czy na pewno każdy oddany jest w dobre ręce? - zapytałam.
- Możemy tak zrobić. - powiedział Azriel. - To nasz obowiązek jakby nie patrzeć.
Tak też poczyniliśmy. Wstaliśmy z miejsca i udaliśmy podróż na tereny Dworu Wiosny. Jeszcze raz dokładnie przeszukaliśmy zakątki i gruzy, aby mieć pewność, że nikogo nie pozostawiliśmy bez pomocy. Sylva z Azrielem mocno skupiali się na tym, więc ja również wpatrywałam się w każde możliwe miejsce. Zdewastowany Dwór, odłamki betonowych płyt i brak życia był normalnym jak na razie widokiem.
- Chodźcie za mną. - powiedziałam, gdy usłyszałam kogoś niedaleko nas. Być może się przesłyszałam, ale kto wie? Nikogo nie możemy opuścić. Zaprowadziłam towarzyszy z drużyny w miejsce, w którym usłyszałam jakiś cichy monolog oraz  może szepty. W duchu modliłam się, żeby instynkty mnie nie zawodziły, bo mogły być to kolejne zmarnowane minuty.
Demon jeszcze bardziej wyczuł grotę gruzu, pod którą znajdowali się mieszkańcy. W tedy byłam tylko pewniejsza swojej decyzji.
Wspólnie złączając siły wydostaliśmy cywilów. Ich stan nie był najgorszy, ale najlepszy też nie. Rany znacząco nie krwawiły, więc bez zastanowienia Sylva zaprowadziła ich do namiotu medyków.
Ja szłam przed siebie wsłuchując oraz wpatrując się z Azrielem w dalsze tereny. Przy okazji staraliśmy się myśleć, co robimy dalej. Duża część obszaru do sprawdzenia nam nie została. Nikogo więcej nie znaleźliśmy, więc każdy był już pod dobrą i profesjonalną opieką. Ucieszyło to tylko nasze twarze. Sylva czekała pewnie w wyznaczonym miejscu docelowym na zarządzenie Azriela,
Podczas drogi powrotnej rozmawiałam z liderem jak działamy dalej. Później przekazaliśmy całość drugiej kobiecie z drużyny i chcieliśmy wprowadzić plan w życie.

Azriel? Ponownie, starałm się jak mogłam ;d

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz