Administracja

Strony

poniedziałek, 11 maja 2020

Od Castora do Beverly

Przeciągnął się niczym kot, wyginając plecy w zdecydowanie nienaturalny łuk, omiatając zaciekawionym spojrzeniem zmieniające się coraz szybciej otoczenie. Pełne różnorakich drzew lasy ustępowały miejsca melancholijnie wyglądającym łąkom, które przecinały płynące swoim tempem potoki. Castor zdawał się zupełnie nie przejmować faktem, że krajobraz nie stanowił dla niego żadnej nowości, przypominając setki innych, które zdążył już ujrzeć - mimo to uśmiechał się szeroko, niczym dziecko przyciskając policzek do szyby pojazdu. Energia rozpierała go od środka, a serce biło z podekscytowania na samą myśl o czekających na niego niespodziankach. I choć elf zasilił szeregi Akademii Corvine już dawno temu, dopiero teraz na stałe uczynił ją swym miejscem zamieszkania, porzucając uwielbiane domowe zacisze. Ekscytacja dodatkowo wzrosła, gdy do jego uszu dotarła informacja o potencjalnych współlokatorach - Castor nie krył radości, obawiając się jednocześnie, by fortuna nie zawiodła go raz jeszcze, skazując na dzielenie pokoju z nudnymi, jak Historia Naturalna jednostkami, przy których zwariowałby już po kilku dniach. Złożył więc dłonie w modlitewnym geście, wznosząc swe troski ku kpiącym z niego siłom wyższym. Teatralne błagania o pomyślność przerwało jednak nagłe dotarcie w dobrze znane mury - i choć wyjechał po resztę rzeczy zaledwie kilka godzin temu, czuł się, jakby opuścił Corvine na dobre kilka miesięcy. 
Wyszczerzył się więc szeroko i podziękowawszy woźnicy, pochwycił z tylnych siedzeń pozostałe bagaże, sprężystym krokiem zmierzając ku tak żarliwie wyczekiwanemu, własnemu pokojowi. Długie, srebrne kolczyki podzwaniały radośnie, wtórując powracającym na wiosnę do Kernow ptakom, przyciągając uwagę kilku odzianych w charakterystyczne mundurki zgraj uczniów. Castor okazał się jednak zbyt podekscytowany, by zwrócić ku nim swe spojrzenia, ograniczając się jedynie do pobłażliwych, rzucanych w eter uśmiechów i radosnego pogwizdywania. 
- Raz orkom śmierć! - Pstryknął palcami, popychając masywne drzwi akademika, rozpoczynając kolejną samotną wędrówkę w poszukiwaniu zapisanego na kluczyku celu.
Kręte i znacznie dłuższe niż przypuszczał korytarze, zwodziły go jeszcze przez jakiś czas, nim finalnie dotarł pod przypisane mu drzwi. Serce zabiło mocniej, a wolna dłoń niepewnie zacisnęła się wokół mosiężnej klamki. Czy powinien tak po prostu tam wparować? Czy może chociaż spróbować wywrzeć na współlokatorze wrażenie powagi i właściwej jego rodowi elokwencji? Potrząsnął głową, próbując wyrzucić z niej wszystkie krępujące go myśli i już chwilę później z impetem przekroczył próg pokoju i, ku ogromnemu rozczarowaniu, zdał sobie sprawę, że nie zastał w nim nikogo innego. Elf nadął policzki, odkładając kartony obok przetransportowanych wcześniej przez akademię rzeczy, rozglądając się wokół, jakby w nadziei, że odnajdzie w którymś z kątów wyczekiwanego desperacko towarzysza. Pomieszczenie świeciło jednak pustkami, a przez myśl Castora przewinęło się przeświadczenie, jakoby dyrekcja nie przypisała pod ten sam numer nikogo innego, skazując młodzieńca na przytłaczającą samotność. Brunet napuszył się jeszcze bardziej, czując, jak cały wcześniejszy entuzjazm powoli z niego ulatuje. Westchnął więc ciężko i nie mając na siebie lepszego pomysłu, zdecydował się na dokładniejsze oględziny sypialni, której wygląd już w pierwszych chwilach zrobił na nim ogromne wrażenie - masywne wzniesienie, którego ściany uginały się wręcz pod naporem różnorakich tytułów, przyciągnęły wzrok młodego elfa, sprawiając, że w jednej chwili zapomniał o wcześniejszych smutkach, dopadając do obiektu swych westchnień. Przejechał palcem po kolorowych okładkach, przechwytując wszystko, co uznał za jakkolwiek ciekawe - nie minęły więc minuty, nim otaczające go fragmenty podłogi zapełniły stosy różnorakich ksiąg. Castor nie miał jednak czasu, by rozpocząć jakąkolwiek z nich, gdyż drewniane drzwi gwałtownie zaskrzypiały, a kroki przerwały panującą dotychczas ciszę. Elf natychmiastowo poderwał głowę, a serce zabiło mu szybciej - czyżby los jednak się do niego uśmiechnął, zaszczycając współlokatorem? Szybkie spojrzenie w stronę drzwi poskutkowało jednak ogromnym zdziwieniem, które w jednej chwili przepełniło go na wskroś, wybijając z równowagi. Wyglądany tak zażarcie towarzysz okazał się bowiem uroczą towarzyszką, do tego wydającą się równie zaskoczoną całą sytuacją, jak on sam. Milczeli jeszcze przez chwilę, wpatrując się w siebie, nim Castor uśmiechnął się szeroko i gwałtownie poderwał z pełnej ksiąg podłogi.
- Nikt nie powiedział mi, że pokoje będą koedukacyjne.- Zaczął, czując się lekko onieśmielony wizją nadchodzącej przyszłości. - Ale obiecuję, że nie musisz się mnie bać! - Uniósł dłonie w geście poddania, jakby próbując przekonać towarzyszkę o własnej niewinności. - Będę spał twarzą do ściany, nie musisz się krępować!
Nieświadomie zaczął się denerwować, obawiając się, że wizja spania w jednym pokoju z nieznajomym mężczyzną może nie spodobać się białowłosej elfce. Z drugiej strony nie wiedział jednak, jak jeszcze mógłby przekonać ją o swych czystych jak łza zamiarach, nie wychodząc przy tym na nachalnego szaleńca. Ograniczył się więc do wyciągnięcia ku niej swej bladej dłoni i ponownego, delikatnego uśmiechu.
- Castor. Mam na imię Castor. - Skłonił się lekko, nie przerywając jednak kontaktu wzrokowego. - Masz jakieś rzeczy, z którymi mógłbym ci pomóc? Dama nie powinna się przeciążać! - Wplótł drugą rękę we włosy, próbując ukryć wciąż kierującą nim dezorientację.

[Beverly? c: ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz