Administracja

Strony

piątek, 22 maja 2020

Od Colette cd. Azriela

Do moich oczu zaczęło docierać światło - żółte, więc najprawdopodobniej nie było to światło dzienne, tylko to z żarówek. Niechętnie przekręciłam głowę w drugą stronę, a po chwili wysiliłam się na rozejrzenie po pokoju. Niemrawo otworzyłam oczy i powoli się podniosłam, podpierając na rękach. Na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że coś jest nie tak, ale to zignorowałam. Pewnie znowu mi się wydawało. W końcu, kto przestawiłby łóżko w zupełnie inne miejsce bez powodu. Odwróciłam się w drugą stronę, a moim oczom ukazał się czarnowłosy. Chwilę się w niego wpatrywałam, potem mój wzrok przeszedł na zabandażowaną nogę, a potem ponownie na Azriela, który słabo się uśmiechnął.
- Jak się czujesz? To coś nieźle Cię poturbowało. Kadra dała ci chwilę na dojście do siebie, zanim zaczniemy te nieszczęsne treningi w duetach, więc nie musisz się spieszyć. - powiedział, a ja już byłam niezadowolona z całej sytuacji. Mimo wszystko, lubiłam treningi, czy sama, czy z nim. Mogłam się na nich odstresować i mieć wszystko głęboko gdzieś. Jednak zastanowiła mnie jeszcze jedna rzecz. Dlaczego siedział ze mną, zamiast pójść do siebie i zakończyć tę znajomość, zanim jeszcze się zaczęła? Najwidoczniej nie było nam pisane ze sobą żyć i się nie pozabijać. - Ah, właśnie, sporo się pozmieniało, kiedy byłaś nieprzytomna. To twój nowy pokój...a raczej nasz pokój. - prychnął pod nosem wypowiadając te słowa. Nie kryłam zdziwienia, w końcu, dlaczego akurat, kiedy nie kontaktowałam? Dlaczego nagle zachciało im się zmieniać nam pokoje? Chyba każdemu było bardziej na rękę, kiedy byliśmy w nich sami. 
Czyli tak czy inaczej, byliśmy na siebie skazani. 
- Czuję się dobrze, chyba. Tak. - mruknęłam i podniosłam się do siadu. Odwróciłam się w stronę okna. Mogłam dostrzec wiele gwiazd na granatowym niebie, co również mnie zdziwiło. Ile ja leżałam tu nieprzytomna? Ile on tu ze mną siedział? Tyle pytań, a odpowiedzi brak, jak zwykle zresztą. Pokręciłam głową i prychnęłam sama do siebie, a po chwili namysłu spojrzałam na chłopaka. - Wiesz co, wybacz. Za ten nos, za to w lesie, po prostu przepraszam. - westchnęłam, a na jego twarzy pojawiło się niemałe zdziwienie. 
- Przecież to nie twoja wina. - odpowiedział po jakimś czasie, marszcząc brwi. Podniosłam się z łóżka, a przez gwałtowny ruch trochę zakręciło mi się w głowie. Jednak po upływie kilku sekund mi przeszło, więc to zignorowałam. Chciałam podejść do szafy i wyjąć jakieś ciuchy na przebranie, jednak kiedy przeniosłam ciężar na zabandażowaną nogę, syknęłam z bólu i automatycznie stanęłam na drugiej. Chłopak cały czas się we mnie wpatrywał, jakby czegoś oczekując. Chwilę stałam w bezruchu, zastanawiając się, co zrobić. Jak podejść do tej nieszczęsnej szafy, potem łazienki. Nie widziałam innej opcji niż kuśtykanie, musiałam to przeboleć, bo skacząc ciągle na jednej nodze, prędzej bym się zabiła. 
- Pomóc Ci jakoś? - usłyszałam za sobą dosyć niepewne pytanie. Szybko odwróciłam się w stronę szatyna.
- Nie trzeba, dam radę. - warknęłam na niego. To, że zaatakowało mnie jakieś zwierzątko od siedmiu boleści, nie znaczy, że już sama sobie nie jestem w stanie pomóc w dojściu do łazienki. Potem postanowiłam ostatecznie doczłapać do szafy, co trochę mi zajęło. Wyciągnęłam z niej potrzebne rzeczy, a po zamknięciu drzwi, na chwilę pod nią przystanęłam. Pomieszczenie, do którego musiałam się udać znajdowało się raczej daleko. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam przed siebie. Gdybym miała pokój sama, najzwyczajniej w świecie zasłoniłabym okna i się przebrała, jednak był tu też chłopak, a ja nie miałam zamiaru go wyganiać. Prawdopodobnie i tak już zrujnowałam mu cały dzień, więc chciałam mu dać spokój. W końcu osiągnęłam swój cel. Stanęłam w łazience przed lustrem, wpatrując się dokładnie w każdy centymetr mojej twarzy. Nie wiem, dlaczego, po prostu jakoś naszło mnie na wykonywanie bezsensownych czynności. Po przebraniu się opuściłam pomieszczenie, kierując się do swojego łóżka. Co jakiś czas spoglądając na chłopaka widziałam, że chce powiedzieć coś w stylu "Poczekaj, pomogę ci", ale tego nie mówił. I dobrze. Najwyraźniej zdążył zauważyć, że nie chcę od niego pomocy. I tak za dużo już byłam mu winna za spędzone razem kilka godzin.  Położyłam się na swoim łóżku, okrywając kołdrą. Azriel jeszcze chwilę się we mnie wpatrywał, a potem sam wstał i przygotował się do snu. Wracając w stronę łóżka zasłonił okna i zgasił jedno światło. Rozpuściłam włosy, gumkę zostawiłam na nadgarstku i podciągnęłam kołdrę na tyle, że okrywała mnie całą do ramion. 
- Dobranoc. - mruknęłam i zamknęłam oczy, starając się usnąć. Dostałam od niego jakąś odpowiedź, ale nie zwróciłam uwagi na to, jaką, bo już odpływałam. Jeszcze chwilę słyszałam, jak chłopak kręci się po pokoju, ale kiedy słabe i odległe światło w drugiej jego części zgasło, zasnęłam wręcz natychmiastowo.

***
Ponownie obudziłam się dopiero, kiedy światło zaczęło drażnić moje oczy. Jęknęłam niezadowolona, naciągając kołdrę na głowę. Z nieznanych mi przyczyn, podobna ilość snu, co zwykle, mi nie wystarczyła. Pewnie było to spowodowane wydarzeniami z poprzedniego dnia, ale pomyślałam o tym dopiero później. W końcu wychyliłam się zza kołdry, widząc kręcącego się w tą i z powrotem chłopaka.
- Która godzina? - zapytałam po chwili, odgarniając włosy z twarzy.
- Późna. - odpowiedział krótko, wyraźnie nie w humorze. Postanowiłam dać mu spokój, skoro z jakichś przyczyn był zły. A przynajmniej na takiego wyglądał. Powoli się podniosłam i wykonałam poranną toaletę, oczywiście z większym trudem niż dotychczas. Kiedy byłam już gotowa, mojego współlokatora nie było w pokoju. Może zaspał na lekcje i dlatego był taki zły? Zadałam sobie kilka podobnych pytań, ale krótko po tym stwierdziłam, że to nie moja sprawa. Chwyciłam torbę i wyszłam z pokoju, kierując się w stronę sali lekcyjnej. Dzisiaj nie miałam nic innego do roboty, zostało mi siedzieć i umierać na zajęciach.
Po skończonym dniu nauki, wróciłam do pokoju dosyć wyczerpana. Zastałam w nim już Azriela, który w dalszym ciągu nie wyglądał na zadowolonego. Wyjęłam z torby książkę i położyłam się na łóżku, kontynuując jej czytanie. W całym pomieszczeniu panowała wręcz grobowa cisza, która z czasem zaczęła mnie przytłaczać. Zaznaczyłam stronę, na której skończyłam i zamknęłam powieść. Usiadłam, wpatrując się w chłopaka w ciszy, czekając, aż się na mnie spojrzy. Kiedy w końcu to nastąpiło, spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Coś stało się rano, że do tej pory chodzisz zdenerwowany? - spytałam niepewnie i złapałam samą siebie na nieustannym, coraz głębszym wnikaniu w turkusowe tęczówki współlokatora.

Azriel?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz