Administracja

Strony

środa, 27 maja 2020

Od Colette cd. Morozhenoye

- Więc...chodzisz do Ardem, prawda? Jak Ci się podoba w tej akademii? - spytała, uważnie przypatrując się mojej twarzy.
- Jest okej, trochę inaczej sobie to wszystko wyobrażałam, ale wiadomo, z reguły oczekiwania odbiegają od rzeczywistości. - wzruszyłam ramionami i zaśmiałam się. - słuchaj, przepraszam, że nas tak naprawdę wkopałam na lekcji. Jakby, no wiesz, nie miałam tego na celu ani nic. - nerwowo podrapałam się na karku. Naprawdę było mi trochę głupio, zaczynając kolejną zresztą znajomość w taki sposób. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, jedynie stałyśmy przez chwilę w ciszy. Ja w sumie też nie do końca wiedziałam, co powiedzieć, czy zrobić. 
- Może przejdziemy się do miasta? Na jakieś lody, czy coś. - palnęłam w końcu, kiedy dziewczyna już najwyraźniej chciała się ze mną pożegnać. Widziałam na jej twarzy zawahanie, ale w sumie gdzieś z tyłu głowy liczyłam, że się zgodzi. Po i tak dosyć krótkiej rozmowie, wydawała się być w porządku. 
- Czemu nie - odpowiedziała po chwili i delikatnie się uśmiechnęła. Trochę mi...ulżyło? Można to tak nazwać. W sumie, mogła z tego wyjść całkiem ciekawa relacja. Jeszcze chwilę stałyśmy w miejscu, aż po prostu zaczęłam iść w stronę wyjścia, a dziewczyna podążyła za mną. Sytuacja była na tyle ciężka, że białowłosa nie wyglądała raczej na rozmowną, a jej odpowiedzi były zwykle krótkie i nie dające możliwości wyciągnięcia z nich kolejnego tematu. Nie przeszkadzał mi sam fakt, że jest trochę "aspołeczna", tylko że było ciężko rozpocząć tą nieszczęsną rozmowę. Ale kierowałyśmy się w spokoju do wyjścia, raczej nie zwracając na nikogo uwagi. Początkowo, bo zrobiło się dla mnie trochę dziwnie, kiedy wszyscy usuwali nam się z drogi. Jeden, jedyny raz, taka sytuacja miała miejsce z Azrielem, a teraz przecież nie szedł obok mnie. A żeby bać się mnie? Powody musiałyby być naprawdę absurdalne. Szybko opuściłyśmy akademik a potem mury szkoły, kierując się do miasta. Na szczęście, byliśmy chyba najbardziej wysuniętą w jego stronę akademią, więc droga nie powinna zająć nam długo. Morozhenoye co jakiś czas patrzyła się to na mnie, to na jakieś biegające wokół zwierzęta, rośliny czy po prostu bezchmurne tego dnia niebo. Ja wsadziłam jedynie ręce do kieszeni i nawet nie wiem gdzie wędrowałam wzrokiem, co jakiś czas próbując zacząć konwersację. Jednak kiedy już miałam coś powiedzieć, podświadomie wmówiłam sobie, że to idiotyczne i na tym się kończyło. Dosyć szybko znalazłyśmy się na środku rynku, przepełnionego życiem. Nikt nie zwracał na nas większej uwagi, mimo, że większość obecnych to byli dorośli lub dzieci do dziesiątego roku życia. Gwałtownie się zatrzymałam, aby mała dziewczynka we mnie niechcący nie wpadła. Zaśmiałam się pod nosem i po chwili dotrzymałam kroku białowłosej.
- Masz jakiś obrany cel? - spytała po chwili, a ja szybko starałam się wymyślić jakieś miejsce, do którego nie będzie stąd daleko, no i będzie brzmiało sensownie.
- Do biblioteki. - uśmiechnęłam się. - Chyba, że masz jakiś bardziej ambitny pomysł. - dodałam, a dziewczyna tylko pokręciła głową, po czym ruszyłyśmy w kierunku tej nieszczęsnej biblioteki, którą wymyśliłam sobie przed sekundą. W środku zaczęłam kierować się do pierwszego lepszego regału z książkami, kiedy Morozhenoye zatrzymała się w miejscu. Odwróciłam się w jej stronę, widząc nagłą zmianę jej wyrazu twarzy. Rozejrzałam się dookoła i jedynym obiektem, w który mogła się wpatrywać białowłosa, był chłopak, co jakiś czas spoglądający na nią znad książki. W końcu ją zamknął i podszedł bliżej niej, a właściwie nas, bo również ja przysunęłam się bliżej mojej towarzyszki. Skrzyżowałam ręce na piersiach, czekając na dalszy rozwój sytuacji.
- Znowu się widzimy, piękna. - powiedział i pogłaskał Morozhenoye po twarzy, a ona delikatnie się zarumieniła. Nie odpowiedziała nic, a ja westchnęłam i wyciągnęłam dłoń w jego stronę.
- Colette.
- Tak tak, witaj. - powiedział kompletnie ignorując mój gest, już mi się nie spodobał. Zaczął rozmawiać o czymś z dziewczyną, ale nie za bardzo mnie interesował ich temat dyskusji. Kiedy już miałam mówić białowłosej, że jestem tu również ja i przyszła tu ze mną, nie z nim, ten złapał ją za rękę i zaciągnął w stronę wyjścia bez słowa. Spojrzałam tylko za odchodzącą dwójką, kompletnie nie wiedząc, co się stało.

Morozhenoye?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz