Administracja

Strony

czwartek, 14 maja 2020

Od Rowana cd. Aniena

Czułem ulgę, że choć tą sprawę udało mi się zakończyć bez rękoczynów. Pomimo strachu w jego oczach, zgodził się na moją propozycję z delikatnym zawachaniem, ale coś - lepsze to niż nic. Dałem mu już spokój i ruszyłem w drogę powrotną do Akademi, widząc, że on również wraca. Jaxson stał przy wejściu, oparty o ścianę, ale wyprostował się od razu na mój widok i podszedł kilka kroków.
- I jak? - zapytał, wyciągając ręce z kieszeni.
- Załatwiłem to, spokojnie.
Kiwnął tylko głową i wkroczył na plac, mijając powoli bramę szkoły. Oczywiście po szedłem za nim, nie miałem jak na razie nic do roboty. Dopiero wieczorem mieliśmy iść do tutajszej tawerny nieco odpocząć i odstresować się.
- Ten dzieciak przez całą drogę tutaj mnie przepraszał - zaśmiał się, patrząc na mnie zza ramienia - Myślałem, że padnie mi tu zaraz na kolana.
Nic nie odpowiedziałem, tylko pokręciłem głową. W co ja się wpakowałem z tamtym maluchem?

~*~

Cała nasza trójka stała pod murami Ardem, oczekując na ostatnią osobę, która miała dojść. 
- Możesz mi powiedzieć na kogo jeszcze, do cholery, czekamy? - Patch patrzył na mnie morderczym wzrokiem, pewnie mając w głowie tą rozkoszną myśl, żeby mi przyłożyć. Nie zwróciłem na jego uwagi, przygryzając wargę, by mu czegoś nie odszczeknąć. Jaxson już o wszystkim wiedział, wytłumaczyłem mu co mogłem już wcześniej, nie krył zdziwienia, ale nie powiedział nic na temat mojego zachowania. Po prostu przyjął spokojnie to co miałem do powiedzenia i tyle. Podczas gdy tamten łaził teraz od drzewa do drzewa, wkurzonym krokiem, zobaczyłem z daleka naszego zagubionego czwartego członka. Znalazła się po chwili obok mnie, pytając po co miał przyjść. Nie mówiłem mu o tym wypadzie wcześniej, ponieważ znając życie, nie przyszedłby.
- Idziemy do tawerny - Jaxson wyrósł zza moich pleców, a ja poczułem jak Anien delikatnie się wzdryga. W środku poczułem coś, co nakazało mi ostrzec warknięciem demona, by nie podchodził bliżej do malucha. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale odsunął się delikatnie. - Chodzimy już. 
I tak też uczyniliśmy. Po drodze gadaliśmy o malo istotnych rzeczach, nie zwracaliśmy uwagi na ludzi wokół, pomimo, że co poniektórzy wręcz pluli nam pod nogi. Nie chcieli nas i siebie w mieście, sądząc, że plugawimy te miejsce, jednocześnie bali się ataku ze strony orków. A nie rozumieli, że gdyby nie my, całe te miasto było by już zniszczone, a nikt nie pozostał by żywy. Ale cóż, to ich wybór. 
- Jak będziemy w środku, to trzymasz się mnie, rozumiano? - odwróciłem się do Aniena. - Możesz nawet powiedzieć, że jestem twoim bratem, chłopakiem, kiedy ktoś będzie cię zaczepiał. Ale najważniejsza zasada brzmi - tutaj podszedłem i ukucnąłem przed nim - Nie bierzesz nic do jedzenia, czego my nie jemy. Niektórzy tutaj chętnie by cię przelecieli, nawet bez twojej zgody. 
Pokiwał kilka razy głową zanim weszliśmy do środka. Do moich nozdrzy od razu dotarł zapach piwa, lecz nie było tu tak źle. Była to jedna z lepszych tawern, więc warunki były w niej o wiele lepsze niż w tych pijańskich miejscach, gdzie śmierdziało szczynami, alkoholem i potem. Znaleźliśmy jeden wolny stolik, od razu zajęliśmy go a Patch wstał czy pójść nam cós zamówić.
- A ty coś chcesz? - zapytałem malucha, siedzącego pomiędzy mną a ścianą.
- W-wodę - wymruczał cicho. 
Zmarszczyłem brwi, ale nie miałem serca namawiać go do czegoś mocniejszego. Powtórzyłem co powiedział chłopakowi a tamten ruszył w stronę baru. Na początku było spokojnie. Popijaliśmy powoli trunki, nawet próbowaliśmy wkręcić do rozmowy Aniena i udało nam się wyciągnąć z niego dłuższe zdania, co muszę przyznać nieco mnie ucieszyło. Ale czułem na swoim ramieniu, że jest spięty. Czy aż tak strasznie wyglądałem? Wten do środka wlazło czterech typków, ledwo trzymających się na nogach. Zrobiło hałas po czym usiedli w ławie centralnie za nami. Nie zwracaliśmy uwagi na ich krzyki, bełkoty i śmiechu, które rozchodziły się po całym lokalu. Lecz kiedy poczułem jak Anien wręcz zastyga w bezruchu a ręką jednego z tych pijaków znajduje się na plecach młodego, mój instynkt wziął górę. W oka mgnieniu chwyciłem go na nadgarstek, zaciskając rękę jak w imadle, minęła dosłowne sekunda, gdy zwiększyłem nacisk, aż ciche i powolne łamanie kości zaczęło wypełniać ciszę wokół nas. 
- Nie wiesz, że czyiś partnerów się nie dotyka bez pozowolenia? - warknąłem, błyskając mu kłami przez twarzą. 
Jaxson i Patch stanęli obok mnie, widząc jak nieporadnie ekipa chciała pomóc swojemu koledze. 

Anien? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz