Administracja

Strony

poniedziałek, 8 czerwca 2020

Od Osamu CD Morozhenoye

Uśmiechnąłem się pod nosem, obserwując dziewczynę rozbawiony. Widać, że nadal ją bolało, a przynajmniej jej to przeszkadzało, jednak pewnie nagłos by tego nie przyznała. Głęboko westchnąłem. Faktycznie przydałoby się wytłumaczenie, ponieważ gdyby nie ja nic z tego by się nie stało.
- Hmmm, cóż dobre pytanie. Wiesz księżniczko, gdy spacerujesz po pionowej ścianie i nagle zaczyna lać to chyba jedynym wyjściem czy też wejściem. - zachichotałem, odchodząc na krok od ściany — Jest okno. A wydawało mi się, że tu raczej nikogo nie ma. No ale jednak się pomyliłem. Chociaż nie żałuję, gdyż takie cudne towarzystwo tutaj znalazłem. Naprawdę niesamowite szczęście mnie spotkało. Jednak mimo wszystkiego lepiej się nie przemęczaj z taką raną. - złapałem ją za ręce i z uśmiechem posadziłem na łóżku. - Siedź tu i na razie odpocznij. - gdy chciała wstać i możliwe, że coś powiedzieć, znowu ją posadziłem.
Dobra była to moja wina, ale też odrobinę jej. Mogła, no nie wiem... Być bardziej widoczna. Właśnie.
- Dobra gdzie tu u ciebie można wrzucić brudne ubranie? - wziąłem od niej zakrwawioną koszulkę.
- W łazie.... - przerwałem jej gestem ręki.
- Nic nie mów zacna damo. Sam to odkryje. - oznajmiłem stanowczo.
Więc gdzie mogła je mieć? W szafie? Szafkach? Podszedłem do pierwszej komody i po kolei zacząłem otwierać wszystkie półki. W pierwszej były po składane spódniczki, więc nic ciekawego. Zamknąłem ją, kontynuując poszukiwania. Znalazłem bieliznę i skarpetki i tak jakoś... Doznałem dziwnego olśnienia. Sięgnąłem po jeden ze staników i szybkim ruchem założyłem go na głowę. W taki sposób, żeby ładnie razem się komponowały z ukrytymi rogami. Wyglądało to jak jakieś uszy w tym momencie.
- Ej księżniczko, zobacz sobie to! - z dumą wypisaną na twarzy odwróciłem się do niej.
Zapadła głucha cisza. Ona się na mnie gapiła i ja się na nią gapiłem. Nikt nie śmiał nic powiedzieć.
- CO TY ROBISZ OSAMU?! KURWA ODDAWAJ TO MOJE! JEZUS MARIA CO TY SOBIE MYŚLISZ?! - dziewczyna zerwała się na nogi.
Instynktownie cofnąłem się na ścianę z takim szerokim uśmiechem na twarzy.
- Natychmiast masz tu zejść! - starała się jakoś do mnie sięgnąć, stając na paluszkach. Och, jakie to było urocze.
- Czekaj niech pomyślę. Nieee, bo mi się tutaj bardzo podoba... - odparłem, klepiąc się palcem po podbródku.
- Osamu.... Ostrzegam cię. Jak ja cię dopadnę...
- Problem polega na tym... - usiadłem sobie po turecku na suficie. - Że raczej mnie nie sięgniesz słoneczko. - zachichotałem.
Spiorunowała mnie wzrokiem, po czym odwróciła się na pięcie i wróciła na łóżko.
Co jej się stało? Czyżby się obraziła? Przecież to tylko żart.... Westchnąłem głęboko, stając na tym suficie.
- No ej, panienko co to ma znaczyć? Już go nie chcesz? Chcesz, abym go zatrzymał? Mogę? - brak odpowiedzi. No, a już myślałem, że uda mi się ją sprowokować. Zaczekam, kiedyś jej przejdzie. No musi.
Nawet jeżeli uznałem, że hej dam jej czas coś w środku mnie nieodparcie kazało mi jakoś dopomóc tej całej zagmatwanej sytuacji. Nie mogłem się powstrzymać przed ciągłym obsypywaniem jej komplementami i miłymi słówkami. Oczywiście to tylko po to, żeby się nie gniewała już, nie było w tym żadnego drugiego dna. Do tego sporadycznie przynosiłem jej zebrane kwiaty i jakieś drobiazgi, lecz cóż za zaskoczenie, gdy nawet to nie przyniosło żadnych, ale to kompletnie żadnych rezultatów w pozytywnym tego słowa znaczeniu nie przyniosło. Jedynie chyba zaczęła mnie unikać, aż doprowadziła do tego, że zostałem w tym jej pokoju. Musiała się teraz z tym pogodzić i żyć. Nie moja wina, że to był szczyt WSZYSTKIEGO. Nawet się porządnie nie przedstawiła. Przy czym już zdążyłem podłapać, że moja cudowna księżniczka miała na imię Morozhenoye. Długie imię, ale pasowało do niej, jakoś wyglądała na taką. To teraz nie było jednak ważne, ignorowała mnie? Dlaczego? Jakim prawem. W końcu podczas tych czterech dni katuszy zdecydowałem się nawet oddać jej stanik. Zostawiłem jej go na łóżku z piękną kartką... Tak naprawdę nie mam pojęcia, jaka była reakcja na to, chociaż jedno wiedziałem na pewno. Nie pomogło to mojej sytuacji. Tak więc gdy po raz kolejny ona wyszła na lekcje, gdyż jak stwierdziłem głośno i wyraźnie dopadła mnie jakaś niemoc i nigdzie nie pójdę, poszedłem za nią, tyle że nakładając na siebie iluzje, aby móc wtopić się w otoczenie. Na przyszłość muszę sobie powiedzieć, że coraz to nowe zmienianie otoczenia podczas używania tego to BARDZO zły pomysł. Z tego też powodu starałem się poruszać szybciej by się też tak bardzo nie rzucać w oczy. Wpadłem za nią do sali, trochę głośniej niż bym chciał. Wszyscy zebrani zdziwieni spojrzało w stronę "pustych drzwi". Moje szczęście dało mi się na to przygotować, także nikt mnie nie zauważył.
W sali się odrobinę spiąłem. Teraz nie mogłem już nic zepsuć, wystarczyło się dostać do jej ławki i... Podkradłem się do tej ławki, tak cichutko, jak się dało i wsunąłem się pod nią. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy, a sterczeć nad nią nie mogłem. Oparłem głowę o jej kolana, delikatnie się uśmiechając. Ona wyraźnie zaskoczona drgnęła, wręcz podskoczyła, wbijając zaskoczone spojrzenie w tę przestrzeń ponad jej kolanami.
- Spokojnie panienko, nie panikuj to tylko ja. - szepnąłem radośnie.
- Co ty tu robisz do cholery. - rozpromieniłem się, słysząc jej uroczy głosik.
- Och wiesz księżniczko, ponieważ jesteś na mnie tak okroooopnie zła, że aż ze mną nie rozmawiałaś. Czyż to nie straszne? - mruknąłem, zaczynając jeździć jej palcem po nodze. - Nawet nie masz pojęcia jak mnie wtedy zra... - nie dostałem szansy, żeby dokończyć. Otrzymałem mocnego kopniaka w brzuch, posłał mnie on prosto w krzesło i stolik osoby siedzącej przed nią. To zaś spowodowało, że ławka się wywróciła. Instynktownie odskoczyłem na bok, cofając się do brzegu sali, a później wycofałem się niezauważony przez to całe zamieszanie. Cała iluzja zniknęła na korytarzu, a ja wziąłem głęboki oddech, masując sobie obolały brzuch. Miała krzepę w nogach, definitywnie mi zostanie siniak. Na czworakach wlazłem na pobliską ścianę i tam się usadowiłem, dalej gładząc uderzone przez dziewczynę miejsce. Zaraz skończą i wyjdzie, wtedy już spokojnie pójdę z nią.

Widać lekcja zajęła im znacznie dłużej, niż się spodziewałem, bo siedziałem tam chyba z dobre 20 minut, nim uczniowie opuścili salę. Białowłosa wyszła jako pierwsza, a ja od razu ruszyłem za nią, tyle że spacerując po suficie. Słowo daję, że wcale mnie nie zauważyła do czasu, aż zeskoczyłem na ziemię przed drzwiami pokoju.
- Ała... Na pewno wiesz, że mocno kopiesz hm? - na ten komentarz minęła się ze mną w drzwiach, przewracając oczami i zaczęła czegoś szukać. Wszedłem za nią i wzdychając niezadowolony padłem na łóżko. Też mi coś. Znów wróciła do ignorowania? Cóż za okrutna kobieta, zgrywa niedostępną... Przewróciłem oczami niezadowolony, a dziewczyna wyszła z ubraniami, co moment temu sobie wyciągnęła z szafki. Po raz kolejny poszedłem za nią. Stało się to już jakiegoś rodzaju tradycją dla mnie, za to jej się to nie podobało. Przynajmniej teraz się nie odzywała. Doprowadziła mnie do szatni. Czyyyli szła na trening, no tak. Czemu od razu się nie domyśliłem? To chyba była jej ulubiona czynność. Weszła do przebieralni, a ja moment stałem przed drzwiami, znudzony bujając się w przód i w tył na nogach. Nie wiem, ile czasu minęło, od momentu, kiedy tam weszła, lecz dla mnie były to godziny. Może tam zemdlała? Albo gorzej, umarła? Więc tylko... Zerknę... Wlazłem na ławkę i oparłem dłonie o krawędź przebieralni, podciągając się delikatnie. Nie zauważyła mnie, a faktycznie się przebierała. Bez bicia przyznam, że było na co patrzeć... Szkoda tylko, że nie dało się tego jakoś uwiecznić... Nim się obejrzała, zeskoczyłem na ziemię, wracając do tej samej pozycji, w jakiej mnie zostawiła.

- Ładnie wyglądasz księżniczko. - oznajmiłem wesoło, puszczając do niej oko.
Nie skomentowała tego, zwyczajnie zostawiając mnie w tej szatni samemu. Naprawdę zaczynałem ją lubić... Albo już ją lubiłem... No to w takim wypadku... Co ja teraz czułem?
Minęło kolejne parę dni i może było nawet lepiej, przynajmniej potrafiła zamienić ze mną te kilka zdań. Nawet to mnie cholernie cieszyło. Każdy gest i słowo skierowane do mnie z jej strony było jak taki mały cud.
Było już popołudnie i jakoś wyjątkowo ciepło. Siedziałem na łóżku, przeglądając książkę, a dziewczyna chyba szykowała się do wyjścia. Jednak na pytania, dokąd się wybiera i po co odpowiedzi mi nie dała. Tak więc musiałem zgadywać. Może wychodziła z kimś. Jednak z tego, co wiedziałem raczej sama... Albo z tą całą COLETTE. To chyba była jedyna opcja osoby, z którą mogłaby wyjść... Nie licząc mnie. Niestety ze mną chodzić nigdzie nie chciała. Stwierdziłem, że odczekam chwilę, a potem pójdę za nią i popatrzę z kim i dokąd się wybiera. To było akurat bardzo ważny dla mnie temat. Tyle że nie bardzo wiedziałem, czemu mi tak zależało na wiedzy, z kim się spotyka... Może mi zależy, ale skoro mi zależy to nie za bardzo? Ona mnie chyba nawet nie lubi... Też świetnie pierwsze wrażenie zrobiłem. W czasie gdy ja się nad tym zastanawiałem, ona zdążyła opuścić pokój, rzucając mi krótkie 'Do zobaczenia'.
- Do widzenia księżniczko~ - pomachałem jej ręką.
Znów opadłem na łóżko, zakładając ręce za głowę.
- Dam jej 10 minut. Potem ją znajdę, to nie będzie trudne. - mruknąłem do siebie.
Po tych 10 minutach okazało się jednak, że szukanie dziewczyny w mieście i w szkole to jak szukanie igły w stogu siana. Czystym fartem udało mi się ją zauważyć, jak przechodziła przez ulicę pod rękę z tą... Tą Colette... Po prostu musiała iść z nią prawda? No tak. Ciekawe ile jeszcze z nią czasu spędzała, gdy o tym nie wiedziałem. A co jeśli nie widziałem coś o tej ich relacji. Na moment mnie zmroziło. Przestałem myśleć, co robię. Podszedłem do nich z szerokim uśmiechem.
- Jednak widzimy się wcześniej, niż sądziłem księżniczko... - ucałowałem jej rączkę, a później przeniosłem wzrok na wampirzyce. - Och ty też tu jesteś. Cóż za niespodzianka. - złapałem ją za rękę i ją jej wykręciłem tak mocno, aż coś trzasnęło, a ona aż krzyknęła. - Och wybacz, przepraszam, widać jestem zbyt podekscytowany ze spotkania z tobą. Księżniczko, mogę się do was dołą... - spojrzałem w stronę białowłosej, która zaczęła się cofać wystraszona.

Morozhenoye?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz