Administracja

Strony

niedziela, 6 września 2020

Od Luciena c.d. Darumy

Gdy tylko zostawiłem chłopaka w komnacie dla niego przeznaczonej, postanowiłem rozmówić się z Rhysandrem i zorientować się w teraźniejszej sytuacji między dworami. Oczywiście nie musiałem długo go szukać, stał na balkonie wpatrując się w ośnieżone górskie szczyty. 
- Jak zwykle takie krajobrazy zapierają dech w piersi - mruknąłem, opierając się o barierkę obok niego. Spojrzał na mnie z ukosa, jednak nie odezwał się ani słowem. Wiedziałem, że coś go trapi. 
- Gdzie Kasjan? - spytałem po kilku minutach ciszy. Sądziłem, że wyjdzie nam na przeciw by znów zasypywać nas swoimi żartami, jednak nawet nigdzie nie wyczułem jego obecności. 
- Nie wiem.
I właśnie wtedy poczułem, że coś się stało. Amreny i Mor także nie było, a książę mocno się nad czymś głowił. Zacisnąłem dłoń w pięść, czując jak zimno zalewa delikatnie moje ciało.
- Co się stało? Gdzie wszyscy są?
Rhysand oparł się o barierki, chowając głowę w ramionach. Wiedziałem, że nie chce mi powiedzieć, by nie zarzucać na moje barki jeszcze większej odpowiedzialności - tym bardziej, że odwiedziny na dworze miały nie trwać długo. 
- Mor...Wysłałem ją na ziemie Dworu Jesieni by negocjowała z nimi o neutralność w stosunkach. Długo jej nie było, ale stwierdziliśmy, że pewnie sytuacja jest trudna i damy jej więcej czasu. Kasjan znalazł ją w lesie, pociętą na całym ciele. Nie wiemy ile czasu tam spędziła - jego głos był oschły a twarz zimna jak kamień. Mor. Nasza uśmiechnięta wojowniczka, która nie raz sprała nam dupy za zachowanie. 
- Gdzie teraz jest? 
- U Amreny, najpewniej śpi.
Odbiłem się od kamiennej barierki i od razu ruszyłem w stronę wyjścia. Miliony schodów prowadzące w dół nie były dla mnie straszne, skrzydła w sekundę wystrzeliły z moich pleców i po chwili znajdowałem się już w powietrzu. Ciepłe powietrze od razu we mnie uderzyło, sprawiając, że moje ciało zaczęło się delikatnie pocić. Miejsca, które mijałem z góry jak zawsze przywodziły miłe wspomnienia. Tęczowy Most, z którego nawet teraz do moich uszu docierała muzyka, choć na chwilę wywołał na mojej twarzy uśmiech. Lubiłem spędzać czas w tym miejscu - sztuka, która była tam wszechobecna umiała uspokoić każdego. 
Z hukiem wylądowałem naprzeciw drzwi starego domu Amreny, nie przejmując się tym, że najpewniej wiedzieli o moim przybyciu i w dwóch susłach znalazłem się w środku. Kasjan odwrócił się w moją stronę, trzymając w dłoni opróżniony już kubeł z trunkiem. Kobieta w krótkich włosach siedziała naprzeciw niego, wpatrując się w okno.
- Amreno - ukłoniłem się delikatnie, przypominając sobie w czyim domu się znalazłem. Była w końcu demonem, którego pochodzenie nie było znane, jednak dzika stal, przepływająca przez jej oczy zawsze nam przypominała jak silnym stworzeniem jest. 
- Jak zwykle miło cię widzieć - mruknęła, dolewając Kasjanowi alkoholu. Poczułem, że Mor znajduje się w pokoju obok, ale postanowiłem się uspokoić zanim pójdę się z nią spotkać. Moje plany niestety zostały zniweczone. 
Kasjan złapał mnie za ramię i przeskoczył do zamku nie zastanawiając się co robi, przez co wylądowaliśmy na stole w jadalni, w której Daruma siedział wraz z Rhysem. Mój przyszywany brat uderzył mnie w twarz w głośnym warknięciem, dobrą chwilę zajęło mi zrzucenie go z siebie.
- To wszystko przez ciebie! - warknął, zanim Rhys stanął pomiędzy nami. Zmarszczyłem brwi patrząc na jego rozgniewane oblicze. - Gdybyś tu był nic by się nie stało, wyczułbyś, że coś jest nie tak i byśmy ją uratowali, a ty wolałeś siedzieć w tej cholernej szkole, nawet nie zastanawiając się co u nas. A teraz...Mor...
Kasjan upadł na kolana, uderzając raz po raz pięścią w posadzkę. Zrobiłem dwa kroki do tyłu, wpatrując się w jego złamaną postawę. 
- Lucien, on nie...
- On ma rację.

Darumo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz