Administracja

Strony

poniedziałek, 23 listopada 2020

Od Dantego c.d. Rowana - Obóz

 Wieść o nowym uczniu rozeszła się wyjątkowo szybko jak na akademię. Nowa twarz na szkolnych korytarzach, które mimo wszystko od jakiegoś czasu były już w połowie puste. Większość z uczniów praktykowała coś na rodzaj obozu w tym tygodniu, niezwykle interesujące. Kilka grup, niewielkich, po kilka osób wyruszyły w dziki las, mając ze sobą jedynie namioty i jakieś drobne pomoce. Mieli oni bowiem odnaleźć punkt wyznaczony na mapie, jednak nic nie mogło  być tak proste, na drużyny wyczekiwały najróżniejsze wyzwania o różnym poziomie trudności. I wiecie co? Już pierwszego dnia edukacji w tej niezwykłej akademii, chłopak imieniem Dante został wyznaczony i poproszony o dołączenie do wyzwania. Rychło w czas, obóz rozpoczął się paręnaście godzin wcześniej  a młodzieniec dopiero co został zakwalifikowany na uczelnie. Jedyne co to zdążył się rozpakować i coś przekąsić. 

- Przepraszam, ja na obóz. Gdzie mam się zgłosić? - zwrócił się do wysokiego, w kwiecie wieku mężczyzny. Był on jednym z nauczycieli.

Uczony popatrzył na niego zza swoich okularów i uśmiechnął się pod nosem jakby rozbawiło go najzwyklejsze pytanie chłopaka.

- Oh, grupy wyruszyły dziś rano, gdzieś się podziewał młodzieńcze? Ah, no tak, ty musisz być tym nowym Zaklinaczem. Dante jak mniemam. - skrzydlaty uśmiechnął się lekko, jak to zwykle robił, po czym przytaknął lekko głową i rzekł: 

- Bardzo mi miło profesorze, wszakże muszę już ruszać. - ponaglił mężczyznę nie zapominając o uprzejmości. 

Nauczyciel spojrzał do swojego notatnika, pomyślał trochę i ponownie spojrzał w czarne oczy Dante.

- Dołączysz do Drużyny Białych Drzew, chłopcy sami wymyślili te nazwę - zaśmiał się jakby chciał podkreślić kreatywność swych podopiecznych - w drużynie są sami chłopcy;  Lucien, Anien, Rowan i Pearl, on jest dowódcą. 

W ten właśnie sposób Charlotte szedł brzegiem rzeki kopiąc mały kamyczek  i co chwilę rozglądając się za niejaką młodzieżą, która miała być w okolicy. Na sobie miał koszule, płaszcz, czarne spodnie i swoje ulubione buty, które były w nienagannym stanie. Pora dnia była dosyć późna, zaczynało się ochładzać i ściemniać, było wręcz nieprzyjemnie. Cała ta sytuacja lekko go podirytowała, szedł tak już Bóg wie ile czasu a po uczniach ani śladu.

Po niedługim czasie od zapadnięciu zmroku udało mu się usłyszeć głosy, ciche co prawda i światło ogniska. Nie śpiesząc się dążył w kierunku obozu i już po chwili dostrzegł rozłożone już namioty. On swój dalej niósł na plecach. Gdy podszedł wystarczająco blisko młodzież siedząca przy ognisku jak na zawołanie zerwała się na dwie nogi zdezorientowana.

Pierwszy podszedł do skrzydlatego wysoki mężczyzna o jasnych włosach i wrogiej minie. Przyglądnął się Dante i lekko skrzywił.

- Kim jesteś? - wywalczał po czym podszedł do niego niższy chłopak o licznych zdobieniach swojego wyglądu między innymi piórami czy błyskotkami.

- Dante, zostałem przydzielony do tego oddziału - odrzekł a następnie wskazał na namiot w swojej niebieskiej torbie. Uśmiechnął się ciepło jak to miał w zwyczaju i podszedł trochę do swoich rówieśników. - miło mi was poznać.

Już po chwili wiedział że niski nastolatek znany był z imienia Pearl M'Acrei, był on charulianem czyli jego nietypowy wzrost był chyba normalny dla istot tego pochodzenia. Nie mówił dużo, sprawiał wrażenie jakby małomównego. Był na swój sposób uroczy. Po chwili skrzydlaty dowiedział się jak wołają na tego wysokiego, groźnego, młodego mężczyznę, szczycił się on bardzo pięknym imieniem - Rowan. Pasowało w stu procentach. Po nie długim czasie poznał również Aniena i Luciena. Anien - nieśmiały szesnastolatek który na szczęście Dante, również należał do Akademii Sarlok. Lucien zaś nie specjalnie zainteresowany był przybyciem rogatego. Chłopak sprawiał wrażenie niechętnego do rozmowy i niezbyt zadowolonego. Po krótkiej wymianie zdań z nowymi znajomymi, Dante skierował się w trochę oddalone i dosyć przestronne miejsce by rozstawić swój namiot. Rozłożył materiał by następnie za pomocą specyficznych drutów stawić nieduże,  przenośne schronienie. Był z siebie niezwykle dumny ponieważ od zawsze nie miał ręki do takich prac a dziś wyszło mu to wyjątkowo szybko.  Po skończonych robotach zwrócił swój wzrok ku nowym towarzyszom siedzącym przy wielkim ognisku. Anien wydawał się mu przyglądać właśnie dlatego, skierował się ku niemu .

- Dante, mam rację? - spytał młodszy by upewnić się jak wołać na chłopaka.

Anien?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz