Administracja

Strony

piątek, 21 maja 2021

Od Luciena C.D. Darumy

Siedział w ciszy, nawet na mnie nie patrząc. Wiedział, że nie ma szans na żadne wytłumaczenie swoich czynów, najpewniej nawet żadnego nie miał, dlatego wolał milczeć. Czułem ulgę z powodu tego, że Daruma znajdował się daleko od naszej dwójki. Rhysander dał mi ważne zadanie,  które nie należało do przyjemnych. Nie chciałem by centaur widział mnie w takiej sytuacji.

-Rozumiem, że teraz będziemy siedzieć w ciszy, napawając się własnym towarzystwem, tak? - wygodniej rozłożyłem się na fotelu - Mi to nie przeszkadza. Doskonale wiesz, po co tu przyszedłem. Mam czas.
W końcu podniósł na mnie swój wzrok. Wiedział, o czym mówiłem i właśnie z tego powodu próbował przedłużyć tę chwilę.
-Naprawdę sądzisz, że kobiety są dobrymi wojownikami? Wiele z nich ginie wśród mężczyzn, ponieważ nie umieją poradzić sobie z siłą i odwagą płci przeciwnej - powiedział spokojnie. - Mogą sobie myśleć, że są takie jak my, ale kobiety nigdy nie dadzą rady wygrać.
-A myślałeś, dlaczego tak się dzieje?
-Bo są słab-
-Bo nie daliście im możliwości nauki - wyszczerzyłem zęby, czując, jak moje usta opuszcza syk. - Jak miały walczyć, ledwo pamiętając dotyk miecza w dłoni? Nie pozwalacie im chodzić na treningi, mając potem pretensje, że słabo wypadają na polach bitwy. Jednak mogę się założyć, że jeśli spotkałbyś Mor, umarłbyś w ciągu minuty. Wiesz, dlaczego kobiety są lepsze od nas? - mężczyzna mi nie odpowiedział, czego się spodziewałem. - Bo jako jedyne wiedzą jak skrzywdzić  najbardziej mężczyznę.
Czułem, jak krew w moich żyłach zaczyna coraz bardziej wrzeć. Rozmawiałem z nim, a on udawał, że mnie nie ma. Zachowywał się jak dziecko, na które krzyczy rodzic - posłuchać, pokiwać głową i wypuścić drugim uchem. Wypuściłem swoje cienie poza namiot, by zlokalizować Darumę. Jego obecność wyczułem dopiero w naszym domku, dlatego też postanowiłem jak najszybciej wykonać moją pracę. Sztylet w moim bucie doskonale mi przypominał o tym co miałem zrobić. 
-Chodź ze mną - mruknąłem, wstając ze swojego miejsca. Posłusznie wykonał to co mu kazałem i ruszył za mną. Na zewnątrz uderzyło mnie zimno, wszystkie namioty były ogrzewane, by chodź tam, można było skryć się przed chłodem.
Rozpostarłem skrzydła, szykując się do lotu. Muszę zrobić to jak najdalej stąd.

~*~

Wylądowaliśmy na jednym z wierzchołków, na którym wiatr mocno targał naszymi ubraniami. Zimne powietrze szczypało mnie w policzki, jednak nie zwracałem na to uwagi. Dowódca rozglądał się wokół nas, najpewniej nie rozumiejąc, po co tutaj przylecieliśmy. Jednak wystarczyło, że ja wiedziałem. Moje cienie unieszkodliwiły go, dając mi doskonały dostęp do jego skrzydeł. Podszedłem powoli, wyciągając sztylet z cholewki. Jego zimna głownia przypominała mi o starych czasach, gdy kazał nam czyścić miecze godzinami, nie zwracając uwagi na nasze zdrowie i trening. 
-Doskonale wiesz, że w wojsku trzeba przestrzegać zasad jak i słuchać rozkazów dowódcy - odparłem. - Książę Rhysander przestrzegał o tym, że jakakolwiek niesubordynacja będzie karana. - moja ręka gładko i szybko wykonała dwa nacięcia na jego skrzydłach, co wywołało ryk ich właściciela. Krew chlusnęła na mnie, brudząc moją twarz i kaftan - Tym bardziej jeśli chodzi o dobro innych. 
Chwilę staliśmy w ciszy, a mój towarzysz już się domyślił, co się zaraz wydarzy. Próbował się wyrywać, pomimo wiedzy, że mu się to nie uda. Ostatni raz spojrzałem na jego twarz, zanim nie popchnąłem go w przepaść. Patrzyłem na jego spadające ciało, dopóki nie zniknęło ono z mojego pola widzenia. Pomimo mojego opanowania zewnętrznego, moje wnętrze jednak krzyczało z powodu tego co zrobiłem. Nienawidziłem zabierać życia, jednak jeśli chodzi o innych, robiłem to bez wahania. Podniosłem wzrok i utkwiłem go na krótką chwilę na krajobrazie wokół. Piękne widoki.

~*~

Powrót do obozu nie zajął mi długo, jednak czułem, że krew zdążyła już zakrzepnąć. Od razu, pomimo dziwnych spojrzeń obozu, ruszyłem do Darumy, czując, jak moje ciało się trzęsie. Wiedziałem, że moje ciało było odporne na mróz, jednak dzisiaj za bardzo je na nie wystawiłem i teraz miałem tego rezultat. Gdy wszedłem do środka, ciepło opatuliło moje ciało, jednak nie na tyle, by mnie rozgrzać. Rzuciłem zakrwawioną broń obok drzwi i usiadłem przy ogniu, na tyle blisko o ile pozwalały mi płomienie. W tym momencie nie myślałem o tym, by się wyczyścić. Spojrzałem kątem oka na Darumę.
- Czy... udało ci się rozwiązać problem? - jego głos wyrwał mnie z zamyślenia, przez co zauważyłem strach w jego oczach. Moje serce na chwile się zatrzymało. On się mnie boi...
-Dowódca obozu nie będzie już sprawiał problemów.

Daruma?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz