Administracja

Strony

środa, 16 lutego 2022

Od Bastiana CD. Maebh

Im głębiej w tunele, tym ciemnej, bardziej wilgotno, opresyjnie. W zatęchłym, stojącym powietrzu unosi się ten charakterystyczny, piwniczny zapach, czuć brudną zielenią nienawykłych światłu porostów. Miejscami jest wąsko, niewygodnie, ja zaś ledwo się mieszczę, często muszę się kulić lub iść bokiem. Co jakiś czas skrzydłem muskam lodowatą ścianę. Nie jest to miłe uczucie, za każdym razem na mej twarzy pojawia się grymas. Moje skrzydła są wrażliwe, nawet bardzo (o czym dopiero co się dowiedziałem), każde dotknięcie oślizgłego, zimnego kamienia przepełnia mnie obrzydzeniem.
Maebh wpada na dobry pomysł z tym, by oznaczać naszą drogę. Ja zapewne podążałbym jedynie z mapą, kwestia czasu byłoby, bym się zgubił. Teraz jednak mi to nie grozi, idziemy w bladym świetle latarni, na każdym rozwidleniu zaznaczając naszą trasę.
Ciemność jaskiń napiera. Nie mam klaustrofobii, ale jako wychowanek śnieżnego Azebergu, do tego obdarzony umiejętnością lotu dragonborn, nie czuję się dobrze w tak ciasnych przestrzeniach. Mam wrażenie, że kręcimy się w kółko, choć przecież nie uszliśmy jeszcze tak daleko, a za każdym załomem trafiamy na gładkie ściany, pozbawione jakichkolwiek z naszych znaków. Czyli idziemy wciąż przed siebie.
Docieramy do drzwi - ryty na nich są ledwo widoczne, rzeźbione sylwetki rozmywają się w ciemnościach, a oszczędne światło sączące się z latarni dziwnie je zniekształca. Wrota wyglądają niepokojąco, jednak nie przychodzi mi do głowy, że cokolwiek może się stać od zwykłego ich dotknięcia.
Wypadki toczą się błyskawicznie.
W jednej chwili Maebh stoi u mego boku, w drugiej dotyka drzwi, w trzeciej leci w dół.
Reaguję instynktownie, łapię dziewczynę za rękę, wyciągam z przepaści, oboje odsuwamy się nieco od ziejącej ciemnością czeluści. Po chwili zapadnia się zamyka, podłoga wygląda tak samo, jak na początku i nic nie zapowiada, że pod spodem kryje się pułapka.
— Lepiej, żeby wnioski z tego rachunku sumienia ci się dzisiaj nie przydały — mówię, wciąż podejrzliwie zerkając to na podłogę, to na drzwi. Zwracam się do Maebh. — Jak się czujesz? W porządku?
Takie przeżycie potrafi nastraszyć - czasem od razu, czasem dopiero po chwili. Gdy do umysłu dojdzie pełnia grozy tego, co mogło się wydarzyć.
— Bywało lepiej. Ale poradzę sobie, nie martw się.
I tak się martwię.
Wracam wzrokiem do drzwi, znów wpatruję się w wyryte na nich symbole. Nie za dużo mi mówią, oprócz tego, że dotykanie wilka to kiepski pomysł.
— To jakaś łamigłówka — stwierdzam w końcu, ale na razie nie robię niczego. Co się stanie, jeśli dotkniemy innej części drzwi?
— Nie wiem, co konkretnie trzeba zrobić, żeby otworzyć drzwi — Maebh marszczy brwi, wpatrując się w zamknięte wrota. — Te rysunki muszą coś znaczyć, ale… Może trzeba dotknąć ich w odpowiedniej kolejności?
— I na pewno nie powinno zaczynać się od wilka — dodaję.
Milczenie trwa przez chwilę, Maebh błądzi wzrokiem po wrotach, przyświeca sobie latarnią.
— Wiesz co, może nie ma co się nad tym tyle zastanawiać — mówię, gdy dobre pomysły uparcie nie chcą przyjść do głowy. — Możemy to rozwiązać metodą prób i błędów.
Maebh patrzy na mnie z konsternacją.
— Prób i błędów? A co, jeśli ta zapadnia to nie jedyna pułapka?
— I właśnie dlatego ja będę dotykał drzwi, a ty będziesz zapamiętywać, które kombinacje są błędne. Mnie nic nie będzie, poradzę sobie.
Dziewczyna próbuje zaprotestować, ja zaś wyciągam rękę, dotykam jednej z owiec. Oczy zwierzęcia jarzą się niepokojącą czerwienią, w ostatniej chwili cofam dłoń, gdy wrota pokrywają się jęzorami ognia. Instynktownie zasłaniam Maebh skrzydłem - może i są delikatne, ale jako dragonborn nie boję się ognia, oparzenia mi niestraszne.
— Hm, no to owce też nie są dobrą odpowiedzią — mówię z westchnieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz