Administracja

Strony

środa, 2 lutego 2022

Od Hyo CD. Ena

Nieopodal wioski znajdował się las, w nim kłębiły się garstki złodziejaszków. Słyszałem ich szepty, ich serca biły coraz szybciej. Najwyraźniej nie mogli się już doczekać, by napaść na wioskę. Byli moim pierwszym pożywieniem w tej podróży. Dla nich wziąłem swoją podręczną torbę. Zawierała niezbędne przedmioty m.in. woreczki, pojemniki z próbkami, fiolki oraz butelki. Niekiedy używam ich do mieszania i eksperymentowania z krwią. Można też ją sprzedawać, by zarobić. Mnie akurat jest ona potrzebna do przeżycia i wytrwania na słońcu. Wampiry są różne, a podróż daleka. 
Musiałem poruszać się bezszelestnie i niezauważalnie, gdyż nie chciałem wszczynać alarmu, ani ich przegnać. Po kolei zabierałem złodziejaszków. Wysysałem z nich odrobinę krwi, po czym odkładałem już prawie martwych na bok. Później będę mógł zabrać im krew. Jeden za drugim. Było to zbyt proste.. Oczywiście pojawiła się też walka, która skończyła w szybkim tempie. Gdyż usłyszałem niespokojny oddech chłopaka. Musiałem się pośpieszyć. Napełniłem woreczki, próbki, fiolki i butelki krwią. W ich ciałach zostało jeszcze trochę krwi. Wolałem się pożywić i zostawić niż by podejrzewali jakiegoś mieszańca. Nie szukałem problemów. Chociaż może gdybym miał więcej czasu to bym ich wyssał.
Może odnajdą ich wieśniacy albo podróżni i uwierzą, że jakieś dzikie zwierzę ich zabiło i się pożywiło.
Gdy się wszystko udało, wróciłem do chłopaka. Dłonie oblizałem i umyłem w pobliskim strumyku, by nie ubrudzić towarzysza. Wróciłem do naszego pokoju, odłożyłem torbę. Sprawdziłem, czy wszystko dokładnie zamknąłem, by ponownie nic mi się nie wylało. Kolejny niespokojny ruch ze strony chłopaka, spowodował to, że jak najszybciej zbliżyłem się do niego i przytuliłem go do siebie, by czuł się bezpieczny. To pomogło, był już znacznie spokojny.

***

Rano Ena zachowywał się pewnie, ale wyglądał słabo i najpewniej jakby nie to przemoknięcie to czułby się lepiej. Miałem o niego zadbać, a tego nie zrobiłem. Miał gorączkę, kręciło mu się w głowie i się chwiejnie poruszał, ale udawał, że wszystko jest w porządku. Nawet jeśli chciałem go zatrzymać, to się nie dawał. Wolał jak najszybciej dotrzeć do granicy, a potem do Nevady. Jednakże tamtejsze tereny są bardziej nieprzewidywalne.
Tym razem pilnowałem chłopaka, obserwowałem go uważnie i starałem się jakoś mu pomóc, by mu ulżyć. Chciałem mu oddać swój płaszcz, gdyż mi on nie był potrzebny. Nie odczuwałem niczego, dlatego też musiałem pamiętać, że Ena jest żywy i odczuwa zarówno ciepło, jak i zimno i on może się przeziębić, zostać ranny i umrzeć.
Z nieba zaczął padać biały pył. Był to śnieg, przez co się skrzywiłem. Może nie pojawi się już słońce, ale chłód przeniknie przez konie, oraz przez ciało chłopaka. Będzie trzeba jakoś zbliżyć i to zmienić, by on i konie wytrzymały wędrówkę. Mogę nawet uwolnić konia, gdyż po co ma się męczyć. Sam także mogę sobie poradzić. Jednakże lepiej, bym siedział cicho.
Wiatr się wzmagał i mnie zagłuszył.
 - Musimy znaleźć kryjówkę, teraz! - uparłem się.
 - Masz rację. Poszukajmy czegoś jak najszybciej! - rzekł i kiwnął głową.
Ruszył za mną. Musiałem wyszukać jakiejś kryjówki na noc, byśmy mogli się schronić oraz ukryć. Odnalazłem grotę, która była ukryta, w jej wnętrzu było pusto i bezpiecznie. Dlatego też zsiadłem z konia i pociągnąłem za lejce obu koni, by ich poprowadzić. Musiałem też obserwować chłopaka, by nie spadł ani nie zemdlał. Po drodze zabrałam parę ziół oraz wodę źródlaną. Wiedziałem, co muszę zrobić, ale też musiałem zadbać o konie, by miały siłę i ciepło.
Ena zsiadł z konia. Poprowadziłem go, by przysiadł przy kamiennej ścianie groty, podałem mu swój ciepły płaszcz, by się nim okrył. Wprowadziłem głębiej konie, by odpoczęły i się napiły. Rozpaliłem ognisko i zająłem niemalże od razu chłopakiem. Zimne kompresy położyłem ostrożnie na jego czole, gdy się położył blisko ogniska. Siedziałem przy nim i podałem mu ziołową ciepłą wodę, by się jej napił. Znalazłem też jakiś specyfik, który wrzuciłem do torby, od babci. Starałem się zdjąć z niego niektóre warstwy szaty, by miał na dalszą drogę. Ja nie miałem go jak ogrzać, dlatego też zwyczajnie starałem się zmieniać mu co chwilę kompresy, oraz by się ogrzał przy ognisku. Podałem mu wraz z wodą specyfik od babci na przeziębienia. Sam je brałem, gdy ze mną było kiepsko, po dniu albo po dwóch stawiało mnie na nogi. Jednakże to zależy od rasy. Przyłożyłem swoją chłodną dłoń do jego policzka, najwyraźniej ten chłód był dla niego jakąś ulgą, dlatego też przyciągnąłem go do siebie i zwyczajnie przytuliłem, odkryłem nieco chłodnego ciała, by odczuwał ulgę. Tej nocy nasłuchiwałem i obserwowałem, by móc bronić i strzec ważnej dla mnie osoby i naszej wędrówki.
Przypomina mi to sytuację, w której to babcia, mnie tak tuliła, gdy miałem poważną gorączkę. To był wówczas drugi taki raz. Nie da się o tym zapomnieć, gdyż paskudnie przeżycie zostanie zapamiętane. Niepokoiło mnie jedynie, że chłopak się męczy.
 - Mam nadzieje, że specyfik babci ci pomoże i gorączka ci spadnie, może nawet rozgrzeje. Wybacz za ten paskudny smak. - powiedziałem nieco przyciszonym głosem, by tylko on mnie słyszał.

<Ena?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz