Administracja

Strony

piątek, 11 marca 2022

Od Bastiana cd. Sekhmet do Rowana

Nie zdarzyło mi się jeszcze podróżować wozem. Zawsze podróżuję jednak na własnych skrzydłach, a jeśli muszę towarzyszyć komuś pozbawionemu tej wygody, wtedy po prostu poruszam się pieszo. Konno trochę jeżdżę, ale konie niespecjalnie mnie lubią - boją się skrzydeł, ogon je płoszy, robią się niespokojne, czując mój zapach. Cóż, smoki nie gardzą końmi, nie mają oporów przed zgarnięciem jakiejś kopytnej przekąski komuś z pola, więc może po prostu źle się kojarzę wierzchowcom?
Jedziemy na tym wozie, ja zaś skupiam się po części na widokach, w większej mierze jednak moją uwagę przyciągają moi towarzysze.
Maebh znam, już wcześniej los rzucił nas na pożarcie jakimś ruinom. Na szczęście jednak okazało się, że oboje jesteśmy na tyle niestrawni, że ruiny nie pożarły nas doszczętnie, więc chociaż tyle dobrego. Z dziewczyną dobrze mi się współpracuje. Wiem, że mogę na niej polegać, że dobrze sobie radzi, gdy trzeba praktycznych rozwiązań, a przy tym nie jest nadmiernie speszona lub sztywna, jak to się czasem zdarza ludziom w moim towarzystwie.
O Rowanie właściwie nic nie wiem. Fae zdaje się mi tajemniczy, ale ma w sobie aurę wojownika, choć innego, niż ja. Odnoszę wrażenie, że stanowilibyśmy dobry duet, gdyby trzeba było komuś coś ręcznie wytłumaczyć, jednak jak na razie nie miałem jeszcze okazji się o tym przekonać. Okazja - według mojej smoczej intuicji - zbliża się wielkimi krokami.
Sekhmet stanowi dla mnie pewnego rodzaju zagadkę i nie wiem, czego się spodziewać po kobiecie. Gdybym nie wiedział lepiej, przypisałbym ją raczej do akademii Corvine, nie do Ardem. Odnoszę wrażenie, że większości informacji o sobie kobieta woli nie zdradzać, preferuje osłonić je tajemnicą i utrzymywać tylko dla siebie, by użyć ich w odpowiednim momencie.
— Ze mną jest prosto — mówię, gdy zaczynamy omawiać to, kto z czym sobie najlepiej radzi i jakie są jego mocne czy słabe strony. — Potrafię walczyć i to idzie mi najlepiej. Preferuję walkę wręcz, potrafię posługiwać się mieczem i włócznią, mogę też walczyć gołymi rękami.
To mówiąc wyciągam dłonie, te zaś zmieniają się nagle w smocze łapy. Czarne łuski okrywają mi ramiona po same łokcie, palce stają się nagle grubsze i dłuższe, bardziej kanciaste, zaopatrzone w czarne jak smoła, ostre pazury.
— Może te moje ręce nie są takie gołe — dodaję, chowając z powrotem łuski i szpony, przywołując swoje dłonie do ich ludzkiej, mniej groźnej formy. — Grunt, że właściwie nigdy nie jestem bezbronny.
— A jak szybko jesteś w stanie latać? — pyta Rowan, zerkając na moje skrzydła.
— Dosyć szybko — odpowiadam. — Ale szczerze? Lepiej sprawdzam się na długich dystansach.
Nie ma co tego ukrywać - nie jestem genialnym lotnikiem, nie potrafię przemieszczać się zbyt szybko, ani wykonywać skomplikowanych akrobacji w powietrzu. Moje ciało jest na to zbyt ciężkie, ma to jednak swoje dobre strony. Ciężko sprawić, że skręcę z raz wybranej trajektorii, potrafię lecieć stabilnie nawet przy trudnej pogodzie. Niestraszne mi zimno i zawieje.
— A byłbyś w stanie kogoś unieść? — wtrąca Sekhmet.
— Tak, byłbym — zerkam na całą trójkę, zastanawiam się chwilę. — Myślę, że mógłbym unieść każdego z was i przetransportować na jakąś odległość. Ale z manewrami mogłoby być ciężko.
— Może będziemy mieli szczęście i nie trzeba będzie żadnych powietrznych manewrów — dodaje Maebh, uśmiechając się.
— A jak z bronią dystansową? W końcu chyba o tym nie powiedziałeś…? — znów odzywa się Rowan.
— Potrafię obsługiwać łuk. Ale strzelanie wolę zostawić innym — podsumowuję krótko.
— A jak z zianiem ogniem?
No i pięknie, pada to pytanie. Maebh rzuca mi spojrzenie - ona też kiedyś o to pytała, wie dobrze, że pytanie o ogień mnie irytuje. Bo, co tu dużo mówić, po prostu tego nie potrafię, i choć staram się, to mi nie wychodzi. Zaciskam dłonie, na moment odwracam wzrok ku przewijającemu się wokół nas krajobrazowi.
— Słabo, nie ma co na to liczyć — mówię w końcu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz