Administracja

Strony

środa, 6 kwietnia 2022

Od Juraviel CD. Heavena

Juraviel przebiega w myślach wszystkie osoby, które zna, zastanawiając się, co takiego ciekawego mówiły jej o Azebergu. Oczywiście, Juraviel jest pilną uczennicą, zaś sylabus jej zajęć w Akademii Corvine obejmuje również i wiedzę o geografii ościennych państw. Jest tam nieco o charakterystycznej faunie i florze, są też informacje o pogodzie, ukształtowaniu terenu i tym podobnych. To średnio interesuje Juraviel, dziewczyna od zawsze ma tendencje do zajmowania się bardziej tym, co stworzone ludzką ręką. O obyczajach panujących w tym dzikim, mroźnym kraju, wie niewiele, większość zaś skupia się wokół ogólnych plotek i opinii wypowiadanych tu i tam - w szkole albo na salonach.
Jednak nawet takie szczątkowe, nieprecyzyjne informacje wystarczą jej, by poprowadzić konwersację - jeśli nie zajmującą, to chociaż miłą i uprzejmą.
Ludzie lubią mówić o sobie. Szczególnie mężczyźni. Juraviel nie raz już widziała, jak cała konwersacja mogła przejść niemal bez udziału drugiej strony, ledwie z drobnymi pytaniami rzuconymi od czasu do czasu, jeśli tylko wybrało się coś zajmującego i takiego, o czym ktoś miał coś do powiedzenia.
— Spacer po ogrodzie zdaje się doprawdy wspaniałym pomysłem — podejmuje Tillaya, może nieco zbyt intensywnie i emocjonalnie reagując na propozycję ledwie poznanego mężczyzny.
Juraviel jest dużo bardziej powściągliwa i oszczędna w swych słowach. Uśmiecha się łagodnie, idzie niespiesznie, przez moment spogląda gdzieś dalej, wzorkiem przebiega wśród zdobiących ściany kryształowych luster. Ale lustra to nie tylko ozdoba - pozwalają zmylić innych, pobiec spojrzeniem w sobie tylko znanym kierunku. Czy Juraviel patrzy właśnie w stronę parkietu, rozmyślając o tańcu, który ledwie zaproponowała, czy może patrzy na jedną z kobiet, noszącą sukienkę w podobnym do niej odcieniu? A może co innego przyciąga jej uwagę, może patrzy na odbijający się w krysztale profil Heavena, którego nadto intensywnie kokietuje teraz Tillaya?
Ogród otwiera się przed nimi postępującym spokojem wczesnego wieczoru. Niebo powoli traci swój pogodny błękit na rzecz ciepłego oranżu, na linii horyzontu przechodząc w róże i czerwienie. Rozlewające się nieregularnym labiryntem klomby zapraszają, by zagubić się wśród białych, żwirowych ścieżek, a subtelny zapach kwiatów tym mocniej nęci i otula, skoro niesie go chłodniejszy powiew wieczornego wiatru. Muzyka z sali zdaje się odległa, przytłumiona, zastępuje ją wibrujący szum skrytych wśród zieleni fontann. Gdzieś tam, wśród alejek, podążają inne grupy. Słychać widmo śmiechu, a jeśli nadstawi się ucha, zza zasłony szeptu wody przebija się niewyraźne iluzja rozmów.
— Ach, w końcu nieco świeżego powietrza — mówi Tillaya, wyprzedza pozostałych kilka kroków, niezobowiązująco odwraca się, pozwalając sukience efektownie się rozłożyć. Rozpuszczone włosy ładnie błyszczą na tle zachodzącego słońca.
Jednak zaraz dołącza z powrotem, całą grupą schodzą po tych kilku schodkach w dół, do ogrodów, wymijając po drodze kolejnych kilku gości.
— Rozmawiamy już chwilę, ale nie zadałam jeszcze pytania, które najbardziej ciśnie się na usta — odzywa się Juraviel, niemal bezszelestnie podążając żwirową alejką. — Kernow i Azeberg mocno się od siebie różnią i na pewno znajdujesz w naszym kraju wiele rzeczy, które wydają się niezwykłe i odmienne, sir.
— Tak, to prawda. Ale byłbym głupcem, gdybym przybył nieprzygotowany - bez wiedzy o tym, co wypada, a co nie, i jak azeberczycy inaczej podchodzą do przeróżnych rzeczy, w porównaniu do mieszkańców Kernow — Heaven mówi oględnie.
— I czy Kernow faktycznie jest takim, jak go sobie wyobrażasz?
— W większej mierze - tak. Ale, jak to zwykle bywa, zdarzają się też niespodzianki. Tak jest za każdym razem, gdy gdzieś się podróżuje. Wyobrażenia nie do końca przystają do rzeczywistości.
Tillaya frywolnie odgarnia włosy, przez moment widać jej odsłonięte plecy. Juraviel kontynuuje, pytając o specjały z Kernow, które Heaven miał okazję napotkać. Mężczyzna uśmiecha się przelotnie, opowiada krótką, niezobowiązującą historię, a Tillaya śmieje się i proponuje, by wszyscy usiedli przy fontannie.
Juraviel przysiada na wciąż nagrzanym słońcem marmurze, zanurza dłoń w chłodnej wodzie. Do jej bladych palców podpływają pojedyncze, złote rybki, zainteresowane nagłym ruchem.
— Goldsteinowie? — podejmuje, gdy Heaven zadaje pytanie o jeden ze szlacheckich rodów. — Wydaje mi się, że widziałam Elaine, ich najstarszą córkę, jak tańczyła z baronem Rochesterem. Ale nie miałam jeszcze okazji jej powitać, to bardzo duże przyjęcie.
Heaven zwraca ku niej twarz.
— To twoja bliska znajoma?
Przelotny uśmiech przemyka przez twarz Juraviel.
— Spotykamy się przy różnych okazjach; przy większości udaje nam się zamienić nieco słów w większym towarzystwie.
Słowa, uprzejme i okrągłe, precyzyjnie uplasowują młodą Elaine w kręgu niewywołujących wielu emocji znajomych, z którymi rytualnie wymienia się puste uprzejmości. Heaven śmieje się.
— W takim razie, żeby ocenić, czy to bliska czy daleka znajoma, musiałbym wiedzieć, przy jak wielu różnych okazjach się spotykacie. Powiedzcie mi — zwraca wzrok również ku Tillayi — czy bale to jedyne wasze zainteresowania? Co byście powiedziały na… coś odmiennego?
— To znaczy? — Tillaya poprawia się na marmurowym obrębie fontanny.
— Słyszałem, że w Kernowie popularne bywają polowania. Zastanawiałem się, czy może tego typu rozrywka nie wydaje się wam bardziej interesująca, madame.
Tillaya znów się śmieje, znów odgarnia włosy.
— W Kernow faktycznie wiele osób lubi spędzać w ten sposób czas, uważają polowania za dobry miernik własnej siły i zręczności, zaś element ryzyka i zagrożenia sprawia, że całość zdaje się bardziej ekscytująca, niż zwykłe przyjęcie. Wielu uważa jednak tę rozrywkę za nieco… zbyt intensywną — kończy, splatając dłonie. — Gdyby mnie ktoś o to spytał, powiedziałabym, że polowania powinny być raczej popularne w Azebergu. Twój kraj, sir, jest przecież znany z obfitości dzikiej, nieujarzmionej przyrody i groźnych zwierząt.
Heaven obdarza ją uśmiechem - nieco łobuzerskim, może niebezpiecznym, nie do końca sięgającym oczu, obiecującym bardzo różne rzeczy. Rozmowa tańczy wokół kwestii polowań, a potem skręca. Wzrok Heavena przenosi się na bransoletkę Juraviel, temat spływa w kierunku ozdób i biżuterii.
— To pamiątka rodzinna — wyjaśnia dziewczyna, przelotnie dotykając bransoletki i wyciągając dłoń, by lepiej ją pokazać. — Jest w mojej rodzinie od pokoleń.
— Ciekawe zdobienia — przyznaje Heaven, przyglądając się wyrafinowanemu, subtelnemu grawerunkowi pokrywającemu złotą obręcz. — Widać, że to antyk. Ale albo mi się wydaje, albo ostatnimi czasy antyczna biżuteria powraca do łask, czyż nie?
— Masz bystre oko, sir — wtrąca Tillaya. — Nie antyczna biżuteria per se, ale raczej biżuteria stylizowana na coś starego. To trend forsowany przez Goldsteinów - mają przecież w garści połowę biznesu jubilerskiego.
— Czy większość szlacheckich rodów tak nie robi? — Heaven zerka przelotnie na Tillayę. — Skoro mają pod swoim wpływem daną gałąź rynku, mogą ją dowolnie kształtować. Tak, by jak najwięcej zysków wpłynęło wprost do ich kieszeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz