Administracja

Strony

poniedziałek, 9 maja 2022

Przez cierpienia do gwiazd - historia Ruiji'ego (1/3)

— Ty jesteś Jomi?
Dziewczyna, o brązowych oczach i włosach w kolorze jasnobrązowym, pokiwała głową. Była drobna i niziutka przy tych wszystkich dziewczynach, które starały się o role w przedstawieniu. Miała okrągłą twarzyczkę o jasnej karnacji, na której gościł promienisty, śliczny uśmiech. Była ubrana w podartą sukienkę, bo to jedyne co jej zostało z długiej podróży, rozpoczętej ucieczką z domu dziecka. Wiele dziewczyn wyśmiało jej strój, popychając ją i pytając się, co jakaś żebraczka bez talentu tutaj robi. Jomi jednak nic sobie z tego nie robiła. Uśmiechała się tylko do nich serdecznie na każdą pogardę rzuconą w jej stronę. Przez cierpienia do gwiazd — te słowa powtarzała sobie każdego ranka od najmłodszych lat. Tam było jej miejsce - między gwiazdami - mimo wszystkich trudów.
— Tak, nazywam się Jomi — przedstawiła się. — Odbyłam dość długą drogę szukając jakieś trupy teatralnej, która wystawia ciekawe przedstawienia. Gdy usłyszałam o was, od razu musiałam tutaj przyjść.
— Przestań już mówić — powiedział bogato ubrany mężczyzna, siedzący przy stole i patrzący na nią złowrogo, ale także jakby oceniająco. — Lepiej pokaż, co potrafisz. Mamy na to miejsce przynajmniej dwie wybrane kandydatki. Pokaż, że jesteś lepsza. No dalej, na co czekasz?
Jomi przełknęła ślinę. Trudno będzie zadowolić takiego osobnika. Nie miała jednak innego wyboru jak spróbować, bo przecież nie za darmo się tutaj dostała. Wymagało to od niej wiele poświęceń. Ucieczka z przytułku nie była łatwym wyzwaniem. W końcu nie dość, że wymknęła się krótko przed swoimi osiemnastymi urodzinami, to jeszcze ich okradła. Mogła być poszukiwana, ale nie martwiło ją to. Nie teraz, gdy nie miała nic do stracenia.
Zamknęła oczy i zrobiła to, co najlepiej potrafiła, czyli zaczęła śpiewać. Robiła to codziennie, w każdej wolnej chwili, sama czy też z publiką, z akompaniamentem czy też bez. Jej śpiew brzmiał jak najczystszy śpiew jakiegoś malutkiego ptaszka o poranku.
— Niemożliwe — wyrwało się mężczyźnie. — Twój głos brzmi jakbym słyszał anioła.
— Um... Dziękuję? — powiedziała, kłaniając się lekko. 
— Pokaż mi jeszcze jak grasz. Weź te kartki — mówiąc to, wstał, podszedł do niej i dał jej kilka kartek tekstu. — Znajdź coś, co będziesz potrafiła nam zagrać i przyjdź jeszcze raz, gdy przesłuchamy resztę dziewczyn.
— Bardzo dziękuję — powiedziała, jeszcze raz elegancko się kłaniając. Po czym wyszła z pomieszczenia, trzymając i przyciskając do siebie dany przez szefa trupy papier. 
Była wniebowzięta. To była jej wielka szansa, aby zdobyć chociaż trochę grosza. Oczywiście, były jeszcze inne sposoby mniej lub bardziej prawidłowe. Jednak to było marzeniem, od kiedy była mała. Zostanie aktorką na większą lub mniejszą skale. No i też co za tym idzie, aby wykorzystywać też swój głos.
Dopiero, gdy wyszła z budynku, uświadomiła sobie, że tak naprawdę nie wie, kiedy dokładnie ma się zgłosić w sprawie zapisów. Nie chciała się wracać, ponieważ właściciel nie wydawał się być zbyt sympatyczną osobą, a zdenerwowanie go będzie zmniejszało jej szanse na dostanie roli. Cóż, musiała być w pobliżu, aby obserwować sytuację. Nie wiedziała, ile dokładnie kandydatek biło się o to samo miejsce. Mogły to być tylko dwie dziewczyny, ale mogło być ich więcej. Kazał jej przyjść, gdy przysłucha resztę, więc musiała wypaść jak najlepiej. 



Jomi studiowała uważnie kartki przez kilka godzin. Ćwiczyła każde słowo, które wypadało na jej postać. Musiała być gotowa na wszystko, nawet jeśli miałaby zagrać tylko przez minutę. Kto wie, jaki fragment kazał zagrać. Niby kazał jej znaleźć jakiś fragment, ale co jeśli nagle zmieni zdanie i sam dla niej coś wybierze? Szansa jej życia nie mogła jej zniknąć sprzed nosa. Od tego z pewnością zależała jej przyszłość. 
Jej skupienie przerwał głośny płacz, który dobiegł do niej. Spojrzała w stronę drzwi do teatru. W tamtym momencie jakaś dziewczyna wybiegła z budynku, głośno szlochając. Oznaczało to jedno, że tamta dziewczyna nie dostała roli. 
Jomi z jednej strony bardzo jej współczuła. W pewnym stopniu czuła ból nieznajomej. Pewnie zareaguje tak samo, jeśli ona nie dostanie tej roli. Z drugiej jednak strony była szczęśliwa. Oznaczało to, że to ona miała szanse. 
Postanowiła iść sprawdzić, czy to może jedna z ostatnich dziewczyn. Właściciel pewnie nie byłby też zadowolony ze spóźnienia. 
Gdy weszłam do środka i stanęła przed pomieszczeniem, gdzie oczekiwała na nią scena, zauważyła, że została jeszcze jedna dziewczyna.
Mogły być w podobnym wieku. Była również drobnej budowy, szczupła i o niskim wzroście. Miała długie, kręcone blond włosy, które sięgały jej aż do połowy pleców. Była bardzo piękna, a przynajmniej zdaniem Jomi. W przeciwieństwie do niej była zadbana i elegancka. Jak ktoś taki jak Jomi mógłby dostać rolę w porównaniu do tej piękności? 



Nie mogła w to uwierzyć. Blondynka przed nią nie została przyjęta. To była jej wielka szansa. 
Czuła, że opanowuje ją stres. Zrobiło jej się niedobrze i zaczęło ją mdlić. Czuła, że w każdej chwili może się poczuć gorzej i zwymiotuje. Żałowała, że cokolwiek jadła tego dnia. Cała drżała. Jej ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Jednak, jeśli by nie spróbowała, nie dowiedziałabym się, czy się nadaje czy nie. 
Trzeba było zrobić ten pierwszy krok na scenę.



Sam występ pamiętała jakby przez mgłę. Tak jakby była tylko obserwatorem, a nie aktorką swojego własnego życia. Scena, właściciel, kilka jej słów, a później nieoczekiwane oklaski i przyjęcie do trupy teatralnej. 
Gdy wyszła z teatru, zalała się łzami szczęścia. W końcu nie będzie spała gdzie tylko nadarzy się okazja. Co prawda, trupa nie załatwiała jej domu, ale pieniądze z wystawianych spektakli i sztuk mogłyby jej pomóc znaleźć jakiś dom. Wiedziała, że w pobliżu teatru, na tej samej dzielnicy, znajduje się burdel i jakieś kamienice do wynajęcia. Zamieszkanie w tym pierwszym nie wchodziło w grę, ponieważ wiązało się to z oddaniem swojego ciała, a nie była aż tak zdesperowana. Owszem, zdarzało jej się żebrać, ale na taki krok w życiu by się nie zgodziła...



Pierwsze kilka tygodni było nadal dla Jomi ciężkie. Żebrała na ulicy, jadła jakieś odpadki z restauracji oraz sypiała jeszcze na ulicy. Z czasem jednak trupa teatralna zaczęła się przejmować jej stanem materialnym i niektórzy z nich zaczęli jej pomagać. Czasem dawali lub zostawali jej jakieś jedzenie, za co bardzo im dziękowała. 
Pierwsze pieniądze, które dostawała też były słabe, szczególnie, że spektakle były bardzo rzadko. Z czasem jednak, z tygodnia na tydzień, było coraz lepiej. Trupa teatralna stawała się coraz sławniejsza, a ludzie coraz bardziej tłocznie przybywali na ich występy. O dziwo, to na Jomi spadła największa sława. To jej imię często wykrzykiwali, a szczególnie słyszała dużo pochlebnych o sobie rzeczy od mężczyzn. 
Z czasem miała tyle pieniędzy, że mogła wynająć sobie malutką kawalerkę w kamienicy niedaleko burdelu. Była z tego powodu niezmiernie szczęśliwa. 



Dla Jomi było to nowe, że przyciągała cudze spojrzenia. Nie miała się za ładną osobę. Może jednak charakteryzacja pomagała? W końcu była zadbana. A może ludzie zauważyli jaka jest utalentowana? Nieważne, jaki był powód, ważne, że była sławna. 
Jomi nigdy nie zapamiętywała nikogo z widowni. Tyle było ludzi, że trudno było spamiętać wszystkie twarze. Wiedziała tylko, że ktoś jest stałym bywalcem w teatrze od innych ludzi z trupy czy też od samego właściciela. 
Jakie było zaskoczenie dziewczyny, gdy po występie, gdy późną nocą wychodziła z teatru, zaczepił ją mężczyzna. Był to przystojny mężczyzna. Był o wiele wyższy od Jomi, aby spojrzeć na niego musiała wysoko zadrzeć głowę. Jego biodra były węższe od ramion. Był szczupły, ale przez ubrania dało się zauważyć, że był umięśniony. Jego niebieskie jak ocean oczy były wyraziste i na pewno łatwo przyciągały uwagę, szczególnie w połączeniu z jego czarnymi włosami zaczesanymi elegancko do tyłu. 
— Nazywasz się Jomi, prawda? — zapytał, uważnie się jej przyglądając i trzymając ręce za plecami.
— Tak... — odparła nieśmiało dziewczyna.
Mężczyzna wyciągnął kwiaty zza pleców i podał jej bukiet. Były to piękne czerwone róże w ogromnym bukiecie, który ledwo utrzymywała w swoich małych dłoniach.
— Bardzo podobał mi się twój występ i chciałem cię wynagrodzić — powiedział, wskazując na róże. — Byłaś niezwykła. Najlepsza z nich wszystkich. Nie mogłem oderwać od ciebie wzroku. 
— Dziękuję... — powiedziała nieśmiało.
— Może dałabyś się zaprosić na jakieś ciasto? 
— Um... — Zastanowiła się. — Przepraszam, ale nie znam pana, a po drugie to spieszę się do domu.
— Pana? — Zaśmiał się. — Mów mi Chen. Chen Fang. 
Pokiwała tylko głową.
— Mieszkasz niedaleko? — zapytał, a Jomi pokiwała głową. — Pozwól się odprowadzić. Jest ciemno i coś może się stać tak pięknej dziewczynie jak ty.
— Dobrze...
Mężczyzna uśmiechnął się do niej i użyczył jej ramienia, aby się złapała i szła z nim pod ramię. Jomi nieśmiało się do niego przybliżyła. 
Szli razem w ciszy, którą przerwał dopiero Chen. Zaczął opowiadać o sobie w wielkim skrócie. Nie pochodził z Kernow, a był tu tylko ze względu na swoją pracę. Był kupcem z Kanzawy i... I to w sumie tyle, co zapamiętała o nim Jomi za pierwszym razem. Nie była nim zbytnio zainteresowana, a przynajmniej na początku...



Minęło kilka dni. Chen wpadał często na Jomi, gdy ta wracała z prób lub jakiegoś przedstawienia. Odprowadzał ją zawsze do domu. Czuła się dzięki niemu chociaż trochę bardziej bezpieczna. Zaczęła się przed nim otwierać i oboje dowiadywali się o sobie coraz więcej. Dziewczynie mężczyzna coraz bardziej imponował i coraz bardziej była nim zainteresowana. Często razem żartowali i była przy nim szczęśliwa. Przerodziło się to w coś nieoczekiwanego dla dziewczyny.
Musiała to przed sobą przyznać, że zakochała się w mężczyźnie. Myślała, że ten też odwzajemnia jej uczucia. Przecież mówił, że ją kocha, więc musiała to być prawdziwe wyznanie, prawda? 
Miłość do Chena sprawiła, że Jomi była najszczęśliwsza od chwili swoich narodzin. Jej życie nabrało kolorów. 
Podczas jego czułych pocałunków, czuła niesamowite ciepło wewnątrz swojego ciała, rozlewające się na nią całą. Masa motyli rozrywała jej brzuch, próbując wydostać się z środka. Jej serce biło mocno, jakby miało rozedrzeć jej klatkę piersiową. Czuła bliskość, jedność... Ciągle było jej mało. Pragnęła więcej i więcej. Świat przestawał dla niej istnieć. Liczył się tylko Chen, więc oddała mu się cała.



Minęły trzy miesiące, od kiedy Chen i Jomi spędzali ze sobą cały swój wolny czas. Dziewczyna jednak coraz gorzej pracowała, ponieważ zaczęły się pojawiać mdłości, które występowały najczęściej rano. Na początku myślała, że to zwykłe zatrucie jakimś jedzeniem. Z czasem jednak pojawiały się inne objawy. Była coraz bardziej zmęczona. Nie miała siły wychodzić nawet ze swojego pokoju. W dodatku nie miała humoru z kimkolwiek się widzieć, nawet z ukochanym, co było do niej niepodobne. Ostatnią rzeczą, która ją najmocniej zaniepokoiła, był brak miesiączki. 
Miała co do tego złe przeczucia. Nie żeby ciążę uważała za coś złego. Była tylko trochę wystraszona myślą, że to może być to, ale była pewna, że jej ukochany na pewno się ucieszy. 
Medyk, którego odwiedziła, potwierdził to, że kobieta zaszła w ciążę i spodziewała się potomka. 
Jomi pospieszyła, jak najszybciej do pensjonatu, gdzie przebywał jej ukochany. Jednak nie została wpuszczona do jego pokoju. Od kobiety pracującej tam, usłyszała, że mężczyzna wyjechał. 
Jomi nie mogła uwierzyć, próbowała jeszcze dwa razy, kiedy w końcu mężczyzna otworzył. Wyglądał na zmęczonego i zezłoszczonego. Zastanawiała się, czemu tak wyglądał, w czym mu mogła przeszkodzić, skoro był tylko w szlafroku. 
— Co tu robisz? — zapytał ostro.
— Przyszłam do ciebie — mówiąc to, próbowała się do niego przytulić, ale ten się odsunął. — Muszę ci coś powiedzieć.
— Nie znam cię — powiedział.
— Chen, co ty mówisz? 
— Nie znam cię — powtórzył. — Wynoś się, zanim zawołam ochronę.
— Nie możesz!
— Ochrona! — krzyknął.
— Jestem w ciąży! — krzyknęła przerażona.
Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony. 
W tym samym momencie przyszedł do nich rosły facet.
— Ma pan jakiś problem z tą panią? — zapytał ochroniarz.
— Tak, proszę ją zabrać. To wariatka, której nie znam. — Trzasnął drzwiami.
Jomi krzyczała jeszcze kilka razy i waliła w drzwi, aż mężczyzna pracujący z hotelu nie wziął jej i nie wyprowadził.



Załamana i przerażona dziewczyna próbowała jeszcze kilka razy. Niestety, z takim samym skutkiem, że została wyrzucona z pensjonatu. Kompletnie nie wiedziała, co robić. Nie mogła się przecież pozbyć dziecka. Nie urodziło się jeszcze, ale je kochała. 



Po pewnym czasie, może minął wtedy miesiąc, może trochę więcej, Jomi dostała liścik. Po ciężarze domyśliła się, że to nie jest tylko list, ale dołożone są do niego pieniądze. Patrząc na kopertę, domyśliła się od razu od kogo ten list, nie patrząc nawet na adres, z którego został wysłany. Szybko otworzyła kopertę i przeczytała, co było w środku.

Droga Jomi,
Piszę do ciebie ten list, ponieważ nie mogłem zostawić tak tej sprawy z dzieckiem.

Jej oddech spowolnił. Czy to znaczy, że do niej wróci? 

Nie mogę zostać ojcem. Związek między nami był tylko chwilową rozrywką. Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę.

Poczuła, że jej serce z kolejnym wyrazem coraz bardziej się rozpada. 

Przesyłam Ci te pieniądze w ramach rekompensaty, aby chociaż trochę Ci pomóc w opiece nad dzieckiem, chociaż najlepiej byłoby dla nas obu, gdyby się w ogóle nie urodziło.

Chen Fang

Jomi rozpłakała się. Była wściekła na niego i na samą siebie. Jaka ona była głupia. W końcu od samego początku była dla niego tylko zabawką. Była młodsza od niego, niedoświadczona i widocznie to go intrygowało. W końcu on był dorosłym mężczyzną. Pewnie nie była jedyną jego kochanką. Spodziewała się nawet tego, że może miał kogoś. W końcu wiedziała, że nie jest stąd. Co jeśli była tylko jego skokiem w bok, a tak naprawdę miał żonę i rodzinę? W końcu ją chciał tylko przelecieć i mu się to udało. Winiła sama siebie, że prędzej tego nie zauważyła. Winiła siebie za to, że się w nim zakochała, a teraz nosiła w sobie jego dziecko.
Dziewczyna wściekła cisnęła list do palącego się ognia w kominku. Nie chciała już więcej widzieć jego imienia ani o nim pamiętać. Spojrzała w kopertę, w której było trochę pieniędzy. Te też jednak rzuciła w ogień. Nie potrzebowała go. Nie potrzebowała żadnego mężczyzny. Przez tyle lat radziła sobie bez nikogo i tym razem sobie poradzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz