Administracja

Strony

sobota, 4 czerwca 2022

Od Luciena CD. Darumy

Byłem wykończony. Przeniesienie całego obozu i stworzenie barykad, zajęło nam wiele czasu, ale i zabrało wiele energii. Wiedziałem, że przed atakiem każdy z nas musiał wypocząć, dlatego miałem nadzieję, że stwory dadzą nam chwilę wytchnienia. Przez kilka godzin pomagałem wszystkim otwierać i składać namioty, pozbierałem drewna do ogniska, które zostało rozpalone w środku obozu, na tyle duże, by wokół mogła usiąść część obozu. Nie mogłem jednak znaleźć spokoju, nawet gdy obóz zasnął i wokół zapadła cisza. Czułem od kilku dni, jakbym nie był na swoim miejscu. Czułem się obcy dla siebie i innych, miałem ochotę krzyczeć. Uciec i nigdy nie wrócić. Jednak czułem także, że mam osoby, które kocham i które musiałem chronić. Nie zawsze byłem idealny, ale wiedziałem, że wyrzuty sumienia zjadłyby mnie szybciej niż bestia zaatakowała by ten prowizoryczny obóz. Chciałem wezwać Kasjana i resztę, ale... Czułem, że to nie w porządku. Przez akademię, praktycznie wcale nie przebywałem w domu, a teraz prosiłbym ich jeszcze o pomoc? Byli moją rodziną, a jednak odkąd Rhys wysłał mnie do Corvine, czułem, że się oddalamy. Jeden z cieni owinął się wokół mojego ucha, informując, że wokół nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Spokój i cisza. Liczyłem tylko, że potrwa to dłużej niż tylko kilka chwil. Daruma został ulokowany na tyłach obozu, gdzie ledwo dotarłem. Po drodze potykałem się o własne nogi, lecz zanim wszedłem do namiotu centaura, poprawiłem ubranie i starałem się iść jak najbardziej normalnie. Nie chciałem go martwić, i tak czułem się winny, że znalazł się w takiej sytuacji. Miałem ochotę przetransportować go do zamku i tam zostawić, dopóki nie załatwię spraw tutaj, ale wiedziałem, że by mnie znienawidził. Pomimo mroku, znalazłam kawałek koca, na którym mogłem usiąść i wyciągnąłem przed siebie nogi. Kości strzeliły głośno, a ja modliłem się tylko, by usnąć przy ognisku i poczuć ciepło roznoszące się po ciele.

– Nie wiem. Coś wymyślę. Muszę coś wymyślić. – wpatrywałem się przed siebie, czując ziejącą pustkę w środku mnie. Jestem w końcu przyjacielem Rhysa i jednym z jego zarządców, musiałem coś wymyślić, byle by szybko.

– Na razie idź spać. Zobaczymy jutro jak wygląda sytuacja.

Wstałem powoli, próbując utrzymać równowagę ze ściśniętymi skrzydłami, poczochrałem czule jego włosy i wyszedłem na zewnątrz. Ruszyłem przez obóz dopóki nie znalazłem się przy ognisku. Siedziało tam dwóch żołnierzy, rozmawiających o tym co dzieje się wokół. Usiadłem po drugiej stronie i wyciągnąłem nogi w stronę ognia. Prawie jęknąłem z rozkoszy, gdy poczułem jak powoli się rozgrzewam. Myślałem o tym jak to może się wszystko skończyć. Moja ręka automatycznie złapała za dzban z winem stojący nieopodal i automatycznie zacząłem z niego pić. Nie wiedziałem ile czasu tam spędziłem, lecz gdy się ocknąłem, ognisko już dogasało. Ledwo stojąc na nogach ruszyłem do miejsca, gdzie przebywał centaur. Moje cienie oplotły moje ciało, jakby bały się, że zaraz się przewrócę i rozwalę sobie głowę. W sumie byłoby to zabawne. Wielki Lucien zmarł od uderzenia łbem o ziemię. Wtedy to dopiero ludzie by mieli zabawę.

Jak zgadłem, chłopak już spał. Podszedłem do niego, uważając żeby się nie przewrócić i pogłaskałem go po policzku. Cienie przeskoczyły na jego twarz, delikatnie owiewając ucho, a syfony delikatnie migały, oświetlając jego twarz.


<Darumo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz