Administracja

Strony

czwartek, 4 sierpnia 2022

Od Javier'a do Louis'a & Fenrys'a

Tykanie zegara ani trochę nie pomagała w tym, bym nie stukał palcami o blat biurka. Na początku nie przeszkadzało to, aż tak bardzo, jednak im dłużej siedzisz w jednym miejscu, tym niektóre elementy stają się irytujące. Takie jak tykanie zegara, niekończące się tykanie. Chęć zagłuszenia skończyła się stukotem palców o blat, a dokładnie pazurów. Do tego wszystkiego dochodziły stosy papierów. Zawitały w gabinecie od dobrego miesiąca, może nawet i dłużej. Przekładanie tego, było złym wyjściem, ale innego nie było. Oczywiście mogłem wrócić do domu i się tym zająć, ale wtedy miałbym dużo więcej nauki po nocach, a tego wolałem uniknąć. One w końcu musiały zostać zrobione. Inaczej gabinet, byłby pokryty po sam sufit kartami, z ostrymi kątami, przez które można się zranić. Krwi, do tego wszystkiego, nie potrzebowałem. Wszystko jedynie by ubrudziła. Nawet, by pogorszyła wszystko. Wieczne odkładanie, nie mogło ono nadejść, bo jeszcze zostanie się wykopanym z własnego domu za takie nikczemne czyny. 
Początek weekendu, świetnie się składało, jako iż miałem masę odłożonej pracy, musiałem ją czym prędzej wykonać. Bez ociągania wróciłem do domu, może nie na wstępie, gdyż musiałem przywitać się zarówno z siostrą, jak i małą Winny, która była szczęśliwa, że wróciłem. Udało mi się wymknąć, (dokładniej to moja siostra i mała elfka, wyszły spacer, a może nawet w inne miejsce). Jak to moja śliczna siostra rzekła "skoro jest tak ładna pogoda, to aż szkoda z niej nie skorzystać", do mnie słowa były zdecydowanie inne "skoro my wychodzimy, ty bierz się do pracy, oby zniknęły te papiery, nim wrócimy, bo nie dostaniesz obiadu". Mała wredota, za to kochana. Mimo iż jest młodsza, zachowuje się znacznie doroślej, niż wygląda.

***

Poczucie czasu gdzieś mi uciekło. Gdyż nastawał powoli ranek, a uprzątnąłem dopiero dwa stosy. Szło mi to tak powoli, jakby dobry rok tu siedział już, a były to zaledwie godziny. Chyba nawet odmówiłem jedzenia albo zasnąłem gdzieś w trakcie. Wolałem nawet na głodnego, zrobić jak najwięcej się dało. Kilka dokumentów odkładałem, na bok, gdyż były w nich dziwne informacje. Te gotowe zostały zabrane, a reszta powoli ubywało. Pogoda w tym ani trochę nie pomagała.
Stukot deszczu o parapet powodował, że powoli traciłem cierpliwość i sprawiało, że chciałem zrobić sobie przerwę na jakąś przekąskę. Może to cud, a może przypadek. Moja młodsza siostra zapukała w drzwi, po czym weszła, nie czekała nawet, aż jej pozwolę. Może się przebierałem, a może robiłem coś, czego woli nie wiedzieć. Jednakże jej to latało koło nosa, gdyż w końcu byłem jej bratem i raczej wiedziała o większości przypadków do których dochodziło. Czasem jedynie się śmiała, gapiła, albo ignorowała. Przynosiła albo pytała, o co chciała i szła w swoją stronę.
Weszła do pomieszczenia, zgrabnymi ruchami udało się jej dotrzeć do biurka. Nawet nie wiem jakim cudem tymi zawirowaniami i prawie niewidoczną drogą, dotarła do mnie. Położyła na blacie biurka tacę, która niemalże błyszczała. Na niej widniało świeże pachnące jedzenie, nawet jeszcze ciepłe, a do tego filiżanka z ciepłym napojem, które może mnie ogrzać w tę deszczową pogodę.
  - Winny śpi, a ja będę u siebie w pokoju. Gdybyś czegoś chciał. Masz też odpoczywać, jedna z pokojówek, niebawem przyjdzie po tace. To tyle z mojej strony. Weź, zrób tu porządek w końcu. - powiedziała. Skierowała się do wyjścia, ale zanim wyszła, spojrzała na mnie. - Gdzie jest Felix? - dopytała.
  - Felix był gdzieś tutaj. - rzekłem. Skierowałem swe spojrzenie po pomieszczeniu, wtem dostrzegłem uchylone okno. - Pewnie wyrwał się gdzieś na świeże deszczowe powietrze. - dodałem. W odpowiedni usłyszałem jedynie "kretyn" albo coś podobne do tego, po czym wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Zazwyczaj zdarzało się jej trzaskać, ale tym razem jednak uszanowała dziecko, które śpi.

***

Zjedzony posiłek, poskutkował, iż zrobiłem sobie dłuższą przerwę. Jedna z pokojówek wzięła tacę, po którą przyszła, choć nie mogła przejść, dlatego sam wręczyłem jej pustą tacę, obdarowała mnie uśmiechem, który mówił "dziękuje". Zamknąłem za nią drzwi do gabinetu i omiotłem pomieszczenie wnikliwym spojrzeniem. Odnalazłem niektóre dokumenty, które wyróżniały się na tle innych. Dlatego też najpierw zająłem się nimi, wolałem wiedzieć, na czym polega problem.
  - Donoszę o trzygłowym demonie, który walczy z wielkim białym wilkiem. - odezwałem się sam do siebie. Zmarszczyłem brwi, gdyż już gdzieś to słyszałem. Przejrzałem kilka innych dokumentów, podobne słowa i kilka dziwnych szczegółów było tam zawartych. Nie zgadzały się one z resztą. Tak jakby kilka osób widziało to samo, ale jednocześnie coś więcej. Westchnąłem i upiłem łyk ciepłego słodkiego napoju. Była to herbata, z kwiatów jakaś nowa, która przysłała matka. Nie zagłębiałem się w to, co mogła mieć na myśli, poprzez taki prezent. Odłożyłem jednak na bok owe dokumenty, by zająć się resztą i móc w miarę uprzątnąć zalegające w nim stosy dokumentów.

***

Godziny mijały, jedna za drugą, w jakimś momencie się zatrzymałem. Gdzieś w połowie, wstałem i wyszedłem z gabinetu. Ruszyłem wziąć prysznic i się przebrać. Jako, iż przesiedziałem całą noc w tym samym, wówczas czas na świeżość, która powinna zawitać w owym pomieszczeniu. Może pod moją nieobecność, zjawi się mój wierny druh, a był to nie kto inny jak Per Felix Kot.
Orzeźwienie skóry, w tym także uszu, oraz zakosztowanie słodkiej goryczy nowego szamponu, który najwyraźniej został dostarczony w paczce od matki. Nie tylko była w niej herbata, a też inne smakowite i pachnące elementy potrzebne do życia. Odetchnięcie równało się z czymś w rodzaju zanurzenia w odległym i krystalicznym czystym strumieniem, a tuż obok szum wodospadu. Takim uczuciem zostałem obdarowany. Magiczne uczucie, mistyczne i zarazem tajemnicze. Zajęło mi to bliższą godzinę. Wybranie odpowiedniego doboru kroju i stroju na ten dzień, był znacznie utrudniony. Musiałem mieć na uwadze, że jest możliwość, że wyjdę i sprawdzę "trzygłowego demona i jego walkę z wielkim białym wilkiem". Eleganckie, lekkie, a zarazem dostojne i mające w sobie jakaś broń ukrytą, albo eliksir. Musiałem mieć też na uwadze to, że jeśli wezmę cos zbyt lekkiego, a zostanie materiał przerwany, wówczas nada się ów element garderoby do spalenia, gdyż już się jej nie zaszyje. No, chyba że będzie się mieć złotą nić pająka. Jest ona trudna do zdobycia i rzadka. Dlatego lepiej wyszukać coś odpowiedniego może z minimalnym pancerzem, o ile coś takiego zostanie uniesione i uwydatnione na, tyle że nie uda im się tak łatwo mnie zabić tym bardziej zranić.
Kolejna godzina, a może i dwie zeszły mi na ubraniu odpowiedniej tkaniny, oraz przygotowanie się na to, co nadchodzi. Nawet nie spostrzegłem, w jakim momencie objawiły się moje trzy ogony. Wracałem właśnie do gabinetu jednakże, zanim ruszyłem w głąb, ujrzałem jak mój towarzysz czworonóg, siedzi sobie wygodnie na blacie mahoniowego biurka. Jego pyszczek był zanurzony w herbacie, która już najpewniej się ochłodziła i nadaje dla kota.
Westchnąłem, na tyle głośno, by mały uszaty zwierz spojrzał w moim kierunku. Jednakże, gdy to wykonał, powrócił do picia mojego napoju. Tak jakby nikt go nie karmił. Zbliżyłem się, po czym bez cackania się wziąłem młodego kociaka pod pachę, a swoją filiżankę w drugą wolną dłoń. Musiałem się ruszyć do kuchni, by móc zaparzyć nową herbatę, a kotu dać co nieco do picia, albo jedzenie. Jednakże z tego, co pamiętam, to było mu dawane, chyba że w tym momencie gdzieś uciekł i go nie było i nie jadł. Cóż i tak mogło się wydarzyć. Z tego, co pamiętam, to sąsiedzi, albo napotkane istoty go rozpieszczają, dokarmiają i dbają.
Odstawiłem go na blat, po czym napełniłem miskę, by miał co pić. Wymieniłem wodę, by miał czystą i świeżą, choć poprzednia najpewniej też taka była. Gdzieś w połowie czekania, aż woda się zagotuje, mój wzrok padł na widoki zza okna. Nie spostrzegłem albo zwyczajnie nie miałem głowy do tego, by patrzeć czy pogoda się zmieniła, czy też pozostaje taka sama.
Zmieniła się, a z tym samym zmienił się Per Felix.
  - Gdzie byłeś przez ten czas? - spytałem. Gdy właśnie zacząłem go głaskać. Na początku nic nie powiedział, zamruczał, po czym wskoczył mi na ramię i wtedy nim się odezwał, poocierał się krótką chwilę.
  - Las. Trzygłowy demon i wielki biały wilk. Walczyli. Była tam jaskini, a w niej postać. - rzekł, zdawkowo zaklęty (mowa o kocie).
  - Czyli będzie trzeba tam wyruszyć i przerwać tę potyczkę. - rzekłem. W kocu mogłem nalać do filiżanki zagotowanej wody, by o zaparzeniu, mógłbym napić się smakowitej herbaty, której nie udało mi się dopić, przez towarzysza.

***

Po niecałej godzinie mogliśmy ruszyć w drogę. Przed wyjściem musiałem zapakować użyteczne dokumenty, notes wraz z odpowiednim mazakiem. Do tego kilka fiolek z płynami, zwanymi eliksirami/miksturami. Do tego kilka użytecznych broni oraz nerwy i spokój ze stali. Zanim wyszliśmy, zapukałem do pokoju siostry, zastałem ją nawet. Wyjaśniłem, gdzie się wybieram, po czym wyszedłem na spotkanie z niesławnym demonem i wilkiem.
Musieliśmy iść z innej strony, gdyż tłumy nie są jednak moją ani Per Felix'a mocną stroną.
  - Per Felix. Skończ z tym. - warknął kot na mym ramieniu. Tak jakby umiał czytać w mych myślach.
  - Skąd taka myśl Felixie. - rzekłem z nutką melodii. Pogłaskałem towarzysza po główce i delikatnie podrapałem to za uszkiem i pod pysiem. Zamruczawszy, ponownie mnie skarcił. Było to tak słodko-urocze, że można było się rozpłynąć.
Im bliżej byliśmy, tym głośniejsze hałasy walki się stawały. Musiałem mieć dobre miejsce do obserwacji. Dlatego też starałem się wyciągnąć, odpowiednią fiolkę. Jednak zanim ją rzuciłem, musiałem się uważnie przyjrzeć owym postaciom.
Trzygłowy demon był bardzo znajomy, mógł należeć do zaklinacza, który uczęszczał i wciąż uczęszcza do akademii. Druga postać, jego woń był znajoma, można było wyczuć Fae, ale nie tylko to. Nie mogąc zbyt długo czekać, delikatnie i niepostrzeżenie rzuciłem centralnie na środek fiolkę. Gdy się stłukła, rozprowadziła wokół siebie, coś jak woń, zmuszającą do przemiany, albo zaprzestania walk. Choć nazwa była głupia, że aż prosta. Brzmiała "Przemiana, czas powrotu i zaprzestania waśni". Są tylko dwie osoby, które mogły zrobić coś tak durnego. Jedna była na moim ramieniu, a druga... Cóż innym razem się o nich wspomni.
Felix nie czekał na oklaski. Wraz z nim ruszyłem, by obie strony zaprzestały tej bezsensownej sprzeczce.
  - Witam serdecznie. Wasza waśń zastrasza mieszkańców. Zaprzestańcie tegoż też czynu. - rzekłem.
  - Inaczej Fenrys Ashryver. Twój czyn i twojego przeciwnika Louis Von Chavannie zostaną zgłoszone akademii. - tym razem odezwał się Felix. Skąd znał ich imiona, jednakże wolałem tego nie wiedzieć.
  - Javier von Bersewall. Miło mi, a to jest Felix. - przedstawiłem się i ukłoniłem lekko.
  - Wyjaśnijcie, swoje czyny. - ponownie zabrał głos Felix. Jego ton i to jak się zachował, było trochę dziwne. Gdyż wydawał się, iż był nauczycielem, a nawet i dalej. Jego przeszłość w dalszej części pozostawała sekretem. Ja jedynie chciałem znać powód tej, że bezsensownej walki. Choć dla nich mogła mieć sens.
<Fenrys?> 
(potem skieruj do Louis'a)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz