tag:blogger.com,1999:blog-75212503304645410512024-03-27T13:10:00.458-07:00KernowPandzikahttp://www.blogger.com/profile/05286362423503849720noreply@blogger.comBlogger737125tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-38800209162404164932024-01-03T02:25:00.000-08:002024-01-03T02:25:48.003-08:00Od Mavena CD. Hiromaru <p style="text-align: justify;">Czułem zdenerwowanie mojego demona - niby do Eteru zapuszczaliśmy się dość często, by dalej badać Eter i jego mieszkańców, ale nie planowałem w ostatnim czasie polowania na kolejnego demona. Moja więź z Artisem nie była jeszcze na tyle mocna, bym zaufał sobie i jemu. Mój pierwotny demon chyba też to czuł i nawet nie próbowała rozglądać się za stworzeniem, które według niej by do mnie pasowało. A może po prostu nie chciała kolejnych demonów wokół mnie? Czasem stawała się bardzo zaborcza i zazdrosna gdy trenowałem z innymi zaklinaczami. Nie raz musiałem jej tłumaczyć, że Hiro nie stwarza żadnego zagrożenia i wcale nie odłożę jej na bok, dla jego towarzystwa. To prawda - lubiłem z nim rozmawiać, dyskutować, pokazywać mu nowe rzeczy. Sprawiał wrażenie wyrozumiałego i dobrego, ale skąd mogłem wiedzieć, czy naprawdę tak jest? Musiałem poznać go bliżej by sformułować, jaka relacja nas łączy. <span></span></p><a name='more'></a><p></p><p style="text-align: justify;">Z moich rozmyślań wyciągnął mnie głos Hiromaru. Odwróciłem się powoli w jego stronę, by spojrzeć, o co pyta. Isa powoli zbliżał się w stronę nieznanego nam stworzenia, ale Deva stanęła mu na drodze. Wiedziała, że czasem te najmniejsze są najbardziej niebezpieczne i nie chciała narażać swojego towarzysza wyprawy. Najpierw musiała wybadać sytuację</p><p style="text-align: justify;">- <b>Iso musi najpierw sam przez to przejść. Wybadać zachowanie, zobaczyć, czy według niego będziecie do siebie pasować, co czasem zajmuje trochę czasu. Musimy czekać.</b> - mruknąłem, siadając na ziemi przed kamieniem. Deva zaczęła krążyć wokół polany, wypatrując zagrożeń, podczas gdy demon Hiro zaprzyjaźniał się z nowym nabytkiem. Miałem nadzieję, że wszystko pójdzie gładko i sprawnie, ale Eter nigdy nie jest dla nas łaskawy. Tak jakby karał nas za to, że zabieramy jego cząstkę. Jednak czy można nas za to winić? Rodzimy się z nim, nie daje nam wybory gdy pojawia się powiązane z nami stworzenie. </p><p style="text-align: justify;">-<b>Musimy być cierpliwi, inaczej możemy przerwać więź.</b> - powiedziałem, widząc, że młody coraz bardziej się denerwuje. Wiedziałem co czuje, każdy zaklinacz czuł emocje swojego demona jeśli nie wzniósł bariery i teraz pewnie napływały do niego emocje Iso. - <b>Hiro, spójrz na mnie. Musisz się na to zamknąć, bo kiedyś możesz przez to sam siebie skrzywdzić. </b></p><p style="text-align: justify;">Złapałem go za kark i przekręciłem jego głowę tak, by patrzył na mnie i czekałem, aż się uspokoi. Jego urwany oddech powoli wracał do normy, ale widziałem, że oczy błądziły po ścianach, byle by nie spojrzeć w jednym kierunku.</p><p style="text-align: justify;">- <b>Musisz być odpowiedzialnym zaklinaczem i spróbować zachować spokój. Twoje emocje wpływają na Iso i przez to nowa więź może się nie zawiązać. Deva nad wszystkim panuje, zaufaj jej</b>. - Artis podszedł do niego od tyłu i chuchnął w jego policzek ciepłym oddechem. </p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: center;"><b><Hiromaru?></b></p>Pandzikahttp://www.blogger.com/profile/05286362423503849720noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-22234328804575358752023-12-31T00:21:00.000-08:002023-12-31T00:21:17.707-08:00Od Eny CD. Hiromaru<div style="text-align: justify;">Nie potrafiłem oderwać oczu od Hiromaru, który zerwał się, aby ratować Willowa. Z trudem nie rzuciłem się za nimi, ale obawiałem się, że jedynie stanowiłbym przeszkodę. Oczywiście, gdyby cokolwiek poszło nie po naszej myśli, byłem gotów postawić wszystko na jedną kartę i również wskoczyć do wody. Na szczęście taka potrzeba nie nastała.</div><div style="text-align: justify;">Wyciągnąłem ręce, aby pomóc im wydostać się bezpiecznie z żywiołu. Już chwilę później Hiromaru wraz z wilczkiem pod pachą stali na suchym lądzie, zaraz obok mnie. Willow został mi podany, a ja nie czekając nawet chwilę dłużej, wsadziłem go pod płaszcz, aby go ogrzać. Chociaż Hiromaru użył swoich mocy, aby pozbyć się nadmiaru wody, szczeniak drżał z zimna. Na szczęście teraz nic już nie zagrażało jego życiu.</div><span><a name='more'></a></span><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">– Ena… ja wiem, że dobrze byłoby wyłapać jeszcze tych złodziei, ale nie wiem, czy dam radę się jeszcze przydać. No i muszę przypilnować materiałów, żeby dopłynęły tam, gdzie trzeba – usłyszałem nagle słowa swojego towarzysza. Spojrzałem na niego zaskoczony. Faktycznie, nasza sprawa nie została jeszcze zakończona.</div><div style="text-align: justify;">– Masz rację – odparłem i oddałem mu Willowa. Lepiej, żeby szczeniak nie towarzyszył mi w walce. – W takim razie ja zajmę się złodziejami. Poinformuj tylko, gdzie jestem, gdy dotrzesz do wioski!</div><div style="text-align: justify;">Nie czekałem na odpowiedź, ale ruszyłem w stronę obozowiska, w którym zostały przetrzymywane skradzione rzeczy. Miałem nadzieję, że oprychy powrócili do swojej bazy.</div><div style="text-align: justify;">A szczęście sprzyjało nam i tym razem. Złodzieje kręcili się po obozie, zbierając resztki tego, co zostało z prowizorycznych zabudowań. Zastanawiałem się, co właściwie mógłbym tutaj zrobić. Należało zatrzymać nieprzyjaciół w tym miejscu, nim ruszą dalej i nigdy więcej ich nie znajdziemy.</div><div style="text-align: justify;">Niestety, atak frontalny nie wchodził w grę. Miałem wystarczająco rozsądku w głowie, aby wiedzieć, żeby nie rzucać się na uzbrojoną grupę w pojedynkę. Choć moje umiejętności walki nie były złe, moje szanse na wygraną w tym przypadku oceniałem raczej jako marne.</div><div style="text-align: justify;">Podjąłem inną decyzję. Postanowiłem śledzić złodziei z nadzieją, że doprowadziliby mnie oni do jakiejś swojej kryjówki, a tam mógłbym wezwać straż. Był to banalny plan, ale jedyny, jaki nie narażałby mnie na bezpośrednie ryzyko walki.</div><div style="text-align: justify;">Stanąłem więc na gałęzi jednego z najwyższych drzew. Chciałem w ciszy obserwować rozwój wydarzeń. Liczyłem, że Hiromaru szybko wezwie pomoc. Do tego czasu pozostało mi jedynie czekać.</div><div style="text-align: justify;">Niestety, prawdopodobnie dzisiejszy limit szczęścia został już wykorzystany. W każdym razie, gdyby nie moja wrodzona czujność, prawdopodobnie skończyłoby się to źle - nieoczekiwanie, jeden ze złodziei znalazł się tuż za moimi plecami. Zamachnął się mieczem, a ostrze ugrzęzło w miejscu, gdzie stałem jeszcze chwilę wcześniej.</div><div style="text-align: justify;">Niezgrabnie przeskoczyłem niżej i wylądowałem na gałęzi. Nie było to najbardziej zwinne, co zrobiłem w swoim życiu. No, a także część drzewa okazała się zbyt krucha - ponownie zostałem zmuszony do zsunięcia się w dół. Tym razem już na ziemię.</div><div style="text-align: justify;">– Tutaj jest! – Krzyk rozległ się po całym terenie obozu. Chociaż chciałem uniknąć walki, prawdopodobnie nie miałem szans obejść się bez niej.</div><div style="text-align: justify;">Właściwie postanowiłem dalej uciekać od bezpośredniego starcia. Walka jeden na wielu nigdy nie brzmiała dobrze, a wraz ze wzrostem wściekłych przeciwników moje szanse malały. I to drastyczne.</div><div style="text-align: justify;">Odwagą byłoby podjęcie walki, ale większej odwagi wymagało ode mnie wycofanie się. Przynajmniej to uważałem za najlepszą decyzję w tym momencie.</div><div style="text-align: justify;">Skoczyłem do tyłu. Miałem nadzieję, że jak szybko się oddalę, odbędzie się to bez większego rozlewu krwi. Unikałem nadchodzących ataków sprawie, choć z każdym kolejnym trochę bardziej niezgrabnie. Pod takim gradem ciosów, niewiele byłem w stanie zrobić.</div><div style="text-align: justify;">W mojej dłoni cały czas ściskałem miecz, ale używałem go tylko do obrony i odpychania nadchodzących ataków. Iskry padały z uderzeń metalu oraz towarzyszył temu charakterystyczny brzdęk.</div><div style="text-align: justify;">Udało mi się odskoczyć na tyle daleko, że zasięg broni mnie nie dosięgał. Przynajmniej tak myślałem. Narastające zmęczenie i same emocje sprawiły, że miałem mały problem z oceną sytuacji. Choć okazał się on być raczej nieprzyjemny w skutkach. Nie zauważyłem jednej zbłądzonej strzały. Znaczy się, wcale nie była ona przypadkowa, a raczej celowo wystrzelona w moim kierunku. W każdym razie, przeoczyłem ją i chwilę później wbiła się ona tuż pod moimi żebrami. Musiałem się gwałtownie zatrzymać, aby nie dopuścić do tego, aby grot wbił się głębiej.</div><div style="text-align: justify;">Przerwa nie mogła trwać jednak zbyt długo - ciągle miałem na sobie pogoń. Jedynie zatamowałem dłonią krwawienie i ruszyłem dalej. Na moje szczęście byłem wystarczająco szybki, aby szybko zgubić ogon. Motywacji dodała mi buzująca w żyłach adrenalina, napędzana najpewniej nowo powstałą raną. Właściwie prawie wcale nie czułem bólu - nie miałem nawet na to czasu.</div><div style="text-align: justify;">Odsapnąłem dopiero wtedy, gdy dotarłem do wioski. Tam zahamowałem gwałtownie i z trudem zacząłem łapać oddech. Podniosłem dłoń, którą do tej pory trzymałem w miejscu wystającej strzały. Z palców skapywała mi krew. Zmarszczyłem brwi, ponieważ dopiero teraz poczułem narastający ból. Co najgorsze, metaliczny smak czułem nawet w ustach, a to nie był najlepszy znak. Nie miałem jednak głowy do tego, aby teraz się tym przejmować. Bałem się, że bandyci mogli dalej mnie śledzić, a to oznaczałoby kłopoty dla całej bezbronnej wioski.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: center;"><b><Hiromaru?></b></div>Mikhttp://www.blogger.com/profile/08277716510529484065noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-30862436691925226802023-12-30T11:57:00.000-08:002023-12-30T11:57:40.249-08:00Od Hyo CD. Ena <div style="text-align: justify;"> Ena zniknął w ciemnościach, ruszyłem za nim, jednakże zjeżdżalnia, zabrała mnie znacznie niżej, wydawała się znacznie dłuższa i swego rodzaju prosta, bez zakrętów. Jak jakiś zsyp na śmieci albo i zwłoki. Cóż różnie z nimi bywa, jedni mają to drudzy to. Dotarcie na samo dno zajęło może z dwie minuty. Niekończąca się jazda w dół, a wokoło jedynie głucha cisza. Nawet tuptania myszy nie było słyszeć. Doprawdy nieprawdopodobne znalezisko. Zastanawiało mnie też coś jeszcze..<span><a name='more'></a></span></div><div style="text-align: justify;"><i>Gdzie do diabła jest Ena!</i></div><div style="text-align: justify;"> Po dotarciu na samo dno, gdy tylko moje stopy dotknęły powierzchni zwanej podłogą, czy innym takowym znaleziskiem, wtem mogłem się rozejrzeć po tym dziwnym miejscu. Cicho jak na cmentarzu, brak żywej, jak i martwej duszy, brak światła, jakiegokolwiek w tym przełączników. Jedynie moje gałki oczne pojaśniały, bym mógł dokładniej się przyjrzeć, gdzie się znajduje, oraz gdzie mój zapodziany partner ruszył. Możliwość była też taka, że to coś w postaci lochu, albo piwnicy. Gdyż zapach stęchlizny był obecny jakby od dawna, nikt tu nie zaglądał, a miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu była zjeżdżalnia, już nie było. Droga powrotna poszła w łeb, ponieważ wejście zniknęło. Tak cicho, że tak jakby nigdy się tam nie znajdowało. Dla pewności dotknąłem tego miejsca, po czym zapukałem, nie słychać było nic. Czyli może nastąpiło jakiejś zmienienie pomieszczeń, o których nie wiem.</div><div style="text-align: justify;">Zacząłem więc krążyć i pukać w to w jedną, to drugą ścianę, by poszukać tą pustą. Gdy ją odnajdę to, ją zniszczę i przejdę dalej.</div><div style="text-align: justify;"> - Ena!! - wołałem chłopaka co parę minut, ale w odpowiedzi była jedynie cisza. Podobnie jak z dalszymi dźwiękami. Cisza za ciszą, jedynie mój glos się odbijał.</div><div style="text-align: justify;">Na chwilę się zatrzymałem i stanąłem na środku, a dokładniej tak mniej więcej wyglądał środek. Dokładne wyliczanie było niepotrzebne, gdyż skoro wzrok nie pomaga, to trzeba się skupić na słuchu i węchu zdecydowanie bardziej niż na całej reszcie. Przez pierwsze kilka minut nic nie wyczuwałem, jedynie stęchliznę, jakby od wieków nikt nie dotykał tego miejsca ścierą, czy miotła. Brak jakichkolwiek oznak magii oraz żadnego dźwięku. Brak kroków, oddechu czy nawet ruchu.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: center;">***</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"> Nie wiem dokładnie, ile tak stałem i starałem się coś wyłapać, w końcu jednak coś usłyszałem. Tak cicho, ale jednocześnie w tej ciszy tak głośne. Dlatego też ruszyłem prosto przed siebie, po dotknięciu klamki, drzwi się otworzyły, niemalże rozpadły. Rozciągały się trzy korytarze. Jeden prosto, drugi na prawo, a trzeci na lewo. Hałas pojawił się ponownie, był on na lewo. Choć przez chwilę nim ruszyłem na lewo, oznaczyłem korytarz pazurami. Może, gdy ponownie tu trafię, to wybiorę inną drogę następnym razem. O ile następny raz się przytrafi.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: center;"><b><Ena?></b></div>Bloody moonlight of the sunhttp://www.blogger.com/profile/01759132135273750105noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-32019611462264008712023-12-29T13:49:00.000-08:002023-12-29T13:49:29.688-08:00Od Eny CD. Hyo<p style="text-align: justify;"> Zasnąłem w ramionach Hyo. Chociaż wprawdzie nic specjalnego i bardzo meczącego nie robiliśmy przez cały dzień, nie oznaczało to, że nie odczuwałem zmęczenia. Najwięcej do mojego stanu wytrzymałości negatywnie przyczyniła się niedawna choroba. Faktycznie, choć moje samopoczucie było już znacznie lepsze, potrzebowałem dalej odpoczynku. <br />Oparłem się więc o wampira i zamknąłem oczy. Później całkowicie odpłynąłem, ale raczej moja drzemka nie trwała specjalnie długo. Obudził mnie pośpiech obok mnie. Jego źródłem był kręcący się nieopodal Hyo. <br />Już miałem pytać, co takiego się stało, ale wampir uprzedził moją ciekawość. </p><span><a name='more'></a></span><p style="text-align: justify;">- Świeża krew. Blisko. Jej zapach jest zbliżony do twojego, ale i jest ktoś obcy - odpowiedział tajemniczo. Nie czekał specjalnie długo, a ruszył biegiem przed siebie.<br />- Hyo, poczekaj chwilę! - zawołałem za nim, ale nie myślał nawet mnie posłuchać. Nie pozostało mi więc nic innego, niż tylko ruszyć śladem chłopaka. <br />Nie było to specjalnie trudne zadanie. Szybkością dorównywałem wampirowi bez najmniejszego problemu. W kilku większych susach znalazłem się tuż u jego boku. Następnie spokojnie kontynuowałem podroż w towarzystwie Hyo. Należała ona do tych raczej krótszych.<br />Wampir zatrzymał się niespodziewanie. Równie gwałtownie ja musiałem przerwać swój bieg.<br />- Coś się stało? - zapytałem zaskoczony nieoczekiwanym ruchem swojego towarzysza. Hyo dalej się nie odzywał. Wyglądał na naprawdę skonfundowanego. Poczułem niepewność. Również zamilkłem, aby nie kusić losu, skoro niespecjalnie wiedziałem, co się dzieje. <br />Zachowałem powagę i wyjątkową uwagę. Jeśli ktokolwiek miałby ochotę nas zaatakować, nie miałby najmniejszych szans. Nie wyczuwałem jednak żadnej wrogiej energii. <br />- Zapach zniknął - poinformował w końcu Hyo, zaraz po tym, jak przestał kręcić się po okolicy. - Nie potrafię go nigdzie wyczuć.<br />Było to dla mnie naprawdę zaskakujące. Wampir nigdy nie miał problemu, aby zlokalizować źródło woni. Radził sobie z tym doskonale. Nie zgubiłby tropu tak po prostu. <br />- Co chcesz przed to powiedzieć? - zapytałem ze zdziwienia. <br />- Nagle przestaję go wyczuwać - wyjaśnił, równie nie rozumiejąc, co się dzieje. - Nic takiego nigdy mi się nie zdarzyło. To... dziwne... <br />Uniosłem brwi w pytającym geście. Nie istniała możliwość, aby Hyo po prostu przestał wyczuwać trop. Tutaj musiało wydarzyć się coś naprawdę dziwnego. <br />Niepokój nie mijał. Właściwie narastał z każdą chwilą, kiedy przypomniałem sobie słowa wampira. Zapach krwi podobnej do mojej. Co, jeśli należała ona do moich braci? Przełknąłem głośno ślinę. Nie chciałem nawet myśleć o tym, że mogła stać się im jakakolwiek krzywda. Niestety, musiałem założyć najgorsze. Byłem realistą. Cokolwiek się nie działo, powinienem rozważać każdą opcję. Nawet tę, która nieszczególnie wydawała mi się przyjemna. <br />- A więc, nagle zniknął? - dopytywałem, próbując rozwiązać zagadkę. - To bardzo dziwne. <br />- Trop urywa się w tym miejscu. - Hyo wskazał ręką dziwnie wyglądające drzewo. <br />Jego pień był gruby. Aż zaskakująco duży. Dotknąłem ręką szorstkiej kory. Aura tej rośliny była równie nietypowa, a raczej wcale niewyczuwalna. <br />- To naprawdę... dziwne - powiedziałem, przekrzywiając głowę na bok. - Nie spotkałem się nigdy z czymś takim. <br />- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał Hyo. również lekko zaskoczony. <br />Sam nie wiedziałem. <br />- To chyba nie jest drzewo? <br />Chociaż to, co powiedziałem, było czysto retoryczne, postanowiłem mocniej uderzyć w pień. Najbardziej niespodziewane nastąpiło chwilę później. Rozległ się dźwięk metalu. <br />- Chyba spotkaliśmy coś naprawdę ciekawego! - odparłem, nie kryjąc zaskoczenia. - Choć nie podoba mi się, że wyczułeś tutaj czyjąś krew. A tym bardziej to, że trop się urywa. <br />- Musimy to jakoś sprawdzić - stwierdził Hyo. Zaczęliśmy kręcić się po okolicy. <br />Czułem potrzebę rozwiązania tej zagadki. A szczególnie dlatego, że mogło chodzić tutaj o moją rodzinę. Nie mogłem tak po prostu odpuścić. <br />Kilka razy zastukałem w to nietypowe drzewo. Dźwięk metalu ponownie rozniósł się po okolicy. <br />- Odsuń się trochę - poleciłem. Wampir, choć trochę niechętnie, przeszedł kilka kroków w tył. <br />Ja natomiast uderzyłem wbiłem miecz w pień. Użyłem siły, aby wyciąć w nim przejście. Tak jak mi się zdawało - drzewo było tylko wejściem do czegoś nieznanego. Już chwilę później naszym oczom ukazał się tunel, do którego konar był jedynie przykrywką. <br />- To, co? Wchodzimy? - zapytałem, choć było to jedynie pytanie retoryczne. <br />Nie czekałem na odpowiedź, a jedynie przerzuciłem nogi przez metal i wskoczyłem do środka. Nie miałem zamiaru wahać się nawet przez sekundę. Szybko musieliśmy się dowiedzieć, co się tutaj wydarzyło. <br />Tunel okazał się być swego rodzaju zjeżdżalnią. Choć zachowywałem ostrożność, tempo zjazdu nie pozwalało mi się skupić. Pierwszy raz znalazłem się w takiej sytuacji. Otoczony ograniczoną przestrzenią, obijałem się o ściany przy każdym zakręcie. <br />Odetchnąłem z ulgą, dopiero, gdy znalazłem się na dole. Uspokoiłem się, gdy moje nogi dotknęły ziemi. <br />Znajdowałem się w ciemnym, ale dużym pokoju. Na szczęście był pusty, nie widziałem żadnej żywej duszy.</p><p style="text-align: center;"><b><Hyo?></b></p>Mikhttp://www.blogger.com/profile/08277716510529484065noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-14126993967680286262023-12-13T10:31:00.000-08:002023-12-13T10:31:22.875-08:00Od Hiromaru CD. Eny
<div style="text-align:justify;text-indent:25px;">
Zawsze wiedziałem, że pod względem ogarnięcia życiowego raczej nie należę do ścisłej czołówki, ale żeby zgubić jednego małego wilczka, którego miałem pilnować i chronić, i żeby dać mu się zaplątać w moją własną moc, to już był trochę inny wymiar bycia nieogarniętym. Bo małe szanse, żeby Willow postanowił nagle sobie popływać, widząc rzekę występującą z koryta, albo żeby przyszło mu do głowy aportować kilkumetrowe „patyki” w formie sosnowych żerdzi. Poczucie winy wezbrało w moim sercu w okamgnieniu, o wiele silniej i intensywniej, niż robiła to burząca się, rzeczna woda. Momentalnie spanikowałem, nie wiedziałem nawet, w którą stronę patrzeć, gdzie szukać Willowa.
</div>
<a name='more'></a>
<div style="text-align:justify;text-indent:25px;">
W Sarlok uczyli nas wielu rzeczy, lecz przytłaczająca większość materiału dotyczyła postępowania z własnym demonem – jak go zrozumieć i poznać, jak stworzyć dobrą drużynę, więź opartą na wzajemnej trosce i zaufaniu. Jak odpowiadać na wszelkie sygnały wysyłane przez demona, choć on sam nawet nie byłby świadom, że czegoś mu brakuje, jak postępować w przypadku napotkania innego zaklinacza. Jak oswajać swojego demona z nowościami, jak chociażby wtedy, gdy przychodziło do przygarnięcia sobie kolejnego. To było mnóstwo informacji i wiedzy, ale mi i Isagomushiemu jakoś łatwo wszystko przychodziło. Znaliśmy się świetnie, całe życie, a że obaj byliśmy podobnie spokojni i łatwi w obyciu, to i nie było między nami żadnych tarć i kłótni. Isa nie sprawiał problemów, był mały i kompaktowy, a jedyna uwaga, jaką przyciągał, to było zainteresowanie i zachwyt, bo przecież kto nie zachwyci się takim małym, słodkim żółwikiem. Ja sam wyglądałem raczej jak gość, który da ci cukierka, a nie sprzeda cios pod żebra, więc i z innymi osobami nie mieliśmy problemu.
</div>
<div style="text-align:justify;text-indent:25px;">
Wcześniej mnie to cieszyło, bo jak jest łatwo na zajęciach i wszystko z Isą ładnie zaliczamy, to potem można się obijać w ogrodach, pływać w jednym z basenów, albo pochwalić się kucharkom i wyciągnąć od nich coś słodkiego na ładne oczy. Teraz żałowałem, że nie mieliśmy czegoś trudniejszego. Że nie poszedłem na zajęcia z tych tematów, które szły mi beznadziejnie, jak chociażby niepanikowanie w kryzysowych sytuacjach i szybkie myślenie. Nie interesowałem się walką ani podobnymi rzeczami, chociaż właśnie to by mi się teraz przydało.
</div>
<div style="text-align:justify;text-indent:25px;">
Dobrze, że Ena zachował przytomność umysłu i udało się wypatrzyć Willowa. Biedny wilczek miał oczy jak spodki, popatrując na szalejący wokół jego „tratwy” żywioł. Usiłowaliśmy się do niego dostać – przecież mógłbym użyć kolejnego strumienia wody, by go do nas przetransportować, nawet bym go dużo nie zamoczył – ale wypadki potoczyły się inaczej i musiałem na nie reagować. Teraz, natychmiast, nie było czasu do namysłu i planowania.
</div>
<div style="text-align:justify;text-indent:25px;">
Gdy tylko szczeniak zniknął w zimnej toni, nie namyślając się wiele skoczyłem wprost w objęcia swego żywiołu. Przecież wychowałem się w miejscu, w którym woda otaczała mnie z każdej strony, stanowiąc najważniejszą rzecz w życiu każdego mieszkającego tam człowieka, nie mówiąc już o tym, że przecież z nią związana była moc mojego demona. Wskoczyłem, chłód otoczył mnie z każdej strony, prąd groził tym, że zaraz mnie porwie, tak lekko, jak porwał ciężkie bale drewna i pozostałych materiałów. Mimo to nie dałem się mu poprowadzić tam, gdzie chciał, używając zarówno swych umiejętności pływackich, jak i mocy, by popłynąć w stronę Willowa.
</div>
<div style="text-align:justify;text-indent:25px;">
Biedak był przerażony i spanikowany. Ledwie mnie w ogóle poznał, prawie zasadził kopa w brzuch, ale co się dziwić – tonący robią wszystko, co mogą, by się wyratować. Dobrze, że Willow był jeszcze niewielki – dałem radę przemocą zapakować go sobie pod pachę i doholować do miejsca, gdzie stał Ena. Sam też wciągnąłem się już na brzeg, sięgnąłem ponownie swojej mocy, by ściągnąć nieco wody z siebie i Willowa. Gdybyśmy zostali tacy przemoczeni do suchej nitki, jutro obaj wypluwalibyśmy pewnie płuca.
</div>
<div style="text-align:justify;text-indent:25px;">
Gdy tylko Willow znalazł się bezpiecznie za pazuchą Eny, odetchnąłem głębiej, wsparłem dłonie na kolanach. No nie powiem, zmęczyłem się tak, jak jeszcze nigdy, a to przecież nie był jeszcze koniec.
</div>
<div style="text-align:justify;text-indent:25px;">
— Ena… ja wiem, że dobrze byłoby wyłapać jeszcze tych złodziei, ale nie wiem, czy dam radę się jeszcze przydać. No i muszę przypilnować materiałów, żeby dopłynęły tam, gdzie trzeba — powiedziałem do swojego towarzysza.
</div>ChaosHeadhttp://www.blogger.com/profile/12868245638048612000noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-68993802155721203052023-12-07T04:21:00.000-08:002023-12-07T04:21:26.805-08:00Od Hyo CD. Ena<div style="text-align: justify;"> Słowa Eny odbijały się echem w mojej głowie, tak jakby właśnie to coś niezwykle ważnego i nie do zapomnienia było. Chwyciłem jego podbródek, by nasze oczy mogły się w siebie wpatrywać, choć możliwe, że nie tylko mój wzrok uciekał. To na jego zaróżowione policzki, ten śliczny nosek, ponętne usta czy zwyczajnie wpatrywałem się w niego, by nie zapomnieć, czy to za 100 lat, czy może i wieki. O istocie tak pięknej i eleganckiej, co skradła nie tylko me serce, jak i dusze.<span><a name='more'></a></span></div><div style="text-align: justify;"> Puściłem go dopiero, po połączeniu naszych warg, wówczas pragnąłem go bliżej, mocniej i lepiej móc posmakować, jak i słyszeć. Byliśmy sami, a gwiazdy tylko bardziej ukazywały, iż nadszedł odpowiedni czas, byśmy mogli się do siebie zbliżyć zdecydowanie bardziej niż kiedykolwiek.</div><div style="text-align: justify;"> Nie skalałem cnotliwości swojego partnera. Jedynie się z nim droczyłem. Pocałunki, prowokacja, ugryzienia, malinki, oraz pewny i sprawny dotyk. Dopóki nie zechce, nie zmuszę go, do pójścia dalej. Jedynie małe kroczki, które i tak zatrzymuje. Może tym razem trochę za daleko się posunąłem, gdyż do wnętrza moich ust dostała się jego krew. Nie przejmowałem się tym zbytnio, gdyż już piłem to jego krew, a on moją. Jednakże tym razem chyba odrobinę za wiele. Gdyż musiałem temu zaradzić, dzieląc się swoją krwią, oraz musiałem użyć pewnej maść na niektóre części jego ciała. Możliwe, że gdyby pojawił się gość, cóż śnieżynka, by się roztopiła ze wstydu. Jednakże nikogo nie było w pobliżu, gdy moje uszka wyłapywały wszystko, czy to z bliska, czy też z dalszej odległości. Dlatego też mogłem sobie pozwolić na nieco igraszek.</div><div style="text-align: justify;"> - Odpocznij sobie, trochę za daleko się posunąłem. Jednakże to też twoja wina, bo mnie nie zatrzymałeś. - rzekłem ów słowa, do wpółprzytomnego chłopaka. Przykryłem go i zdecydowałem się zostać tuż obok niego, gdyż nie miałem większej ochoty już go opuszczać.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: center;">***</div><div style="text-align: center;"><br /></div><div style="text-align: justify;"> Zajrzałem do swojej torby, by się upewnić, że zebrałem pewne składniki. Przez babkę, a może dzięki niej, zacząłem wypatrywać użyteczne składniki do wywarów, czy też tego, co można zrobić bez tej całej magii wiedźm. Chociaż gdy masz kryształy nasączone ich magią, wychodzi to łatwiej i wygodniej, jednakże bez niego, albo gdy się go wyczerpie, może go zmielić i użyć na wiele sposobów. Może to nie była moja babka, ale tak się do niej zwracałem, gdyż tego sobie życzyła.</div><div style="text-align: justify;">Zerkałem kąta oka na chłopaka, który aktualnie smacznie spał tuż za mną, by czuł moją obecność i mógł się zrelaksować. Jego bracia nie wracali, cóż musieli, czymś się zająć, jednakże o czymś nie powiedzieli, ich serca mimo regularności dawały znać, że ukrywają cos przed swoim młodszym bratem. Musieli mieć powód ukrywania tego, dlatego nie mnie się w to wtrącać.</div><div style="text-align: justify;"> Przez następne parę minut, trzymałem się przepisu. Jeden z tych, gdy już kryształ się wyczepię i należy go sproszkować. Jest twardy, jest to prawie niewykonalne, ale po utracie mocy staja się jakby takie bardziej podatne. Dziwne zjawisko, ale nie mnie się nad tym zastanawiać czy rozmyślać.</div><div style="text-align: justify;"> W pewnym momencie przypomniała się mnie pewna sytuacja, gdy wraz z Olivią poszliśmy do babki, by zobaczyć, co takiego szykuje. Gdyż od paru dni nie można było jej odwiedzać. Jedynie przez okno był widoczny duży kocioł, na ogniu, płyn w środku był dziwny, do tego te składniki <i>"skrzydło nietoperza, "ogon salamandry", "jad skorpiona", "jajko smoka" i "kwiat lotosu"</i>. Doprawdy dziwna kombinacja. Zapach był okropny, ranił nozdrza i sprawiał, że chciało się zwrócić swoje śniadanie. Jednakże po dodaniu kwiatu, pojawiło się coś na kształt dymu i takiego jakby wybuchu, iskierek. Wlała zawartość do kilku pojemników, po czym sięgnęła po sztylet, kory był schowany w pochwie. Piękne ostrze przecięła nim swój palec, po czym pozwoliła, by kilka kropel wpadło do Kotla. Na koniec wypowiedziała słowa zaklęcia. Jasne oślepiające światło, następnie mrok, wtem pojawiły się dwie nieznane istoty.</div><div style="text-align: justify;"> Tak sobie wspominałem, gdy mój śpioch się obudził. Musiałem powrócić do rzeczywistości, po czym pochowałem wyciągnięte rzeczy. Zostawiłem jednak probówkę, jej zawartość składać się miała z trzech składników. Pierwszy to nieco sproszkowanego kryształy. Drugi moja krew. Trzeci krew Eny. Gdy się to wymiesza, może być niezwykle pomocne, jak i niezwykle niebezpieczne. Akurat dodałem swojej krwi, gdy miałem prosić o to chłopaka, jednakże się zatrzymałem w połowie.</div><div style="text-align: justify;">Moje oczy zmieniły barwę, źrenice stały się cienkie, a kły się wysunęły. Ostre i piękne.</div><div style="text-align: justify;"> - Świeża krew. Blisko. Jej zapach jest zbliżony do twojego, ale i jest ktoś obcy. - odezwałem się, pazury się wydłużyły, byłem gotowy na obiad, ale także na polowanie. Świeża krew tak pachnąca, aż chce się ja spróbować.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: center;"><b><Ena?></b></div>Bloody moonlight of the sunhttp://www.blogger.com/profile/01759132135273750105noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-50211020914608648432023-12-04T10:23:00.000-08:002023-12-04T10:23:50.017-08:00Od Eny CD. Hyo<p style="text-align: justify;">Wsłuchiwałem się w słowa Hyo. Jego opowieść była dla mnie o tyle zaskoczeniem, że nigdy wcześniej nie opowiadał mi o swoim dzieciństwie. Właściwie, w naszym rozmowach skupiliśmy się głównie na teraźniejszości. Przeszłość nie miała najmniejszego znaczenia. Przynajmniej tak odczytywałem po postawie swojego towarzysza. Hyo niechętnie o sobie mówił, a ja nie naciskałem. Są rany, które nie są warte rozdrapywania. </p><span><a name='more'></a></span><p style="text-align: justify;">Ucieszyłem się więc, że wampir ufa mi na tyle, aby zdradzić namiastkę swojej skrywanej historii. Po raz pierwszy także usłyszałem o jego matce. Cóż za abstrakcyjna kobieta. Całkowicie różniła się od dobrze mi znanej mojej troskliwej mamy. Miałem nadzieję, że relacje rodzinne Hyo nie zawsze były tak skomplikowane.</p><p style="text-align: justify;">Oparłem się o ramię chłopaka. Właściwie zrobiłem to nieświadomie - pchany dziwnym poczuciem chęci bliskości. Nie wiedziałem tylko, czy sam jej potrzebowałem, czy też chciałem zapewnić ją chłopakowi. Cokolwiek mną wtedy kierowało, było jednak nieistotne. Moje powieki powoli stawały się ciężkie. Chociaż ten dzień nie należał do tych najbardziej intensywnych, wpłynął na moje zmęczenie. Prawdopodobnie brak jakichkolwiek obowiązków rozleniwił mnie na tyle, że moje ciało przywykło do snu. Resztkami świadomości postanowiłem sobie, że będę musiał nad tym popracować. Byłem wojownikiem, nie mogłem popadać w zaspanie przy każdej komfortowej sytuacji. </p><p style="text-align: justify;">Wprawdzie, mogłem o tym myśleć i próbować z tym walczyć, ale tym razem to wygoda odniosła zwycięstwo. Na szczęście, nie na długo. Otworzyłem oczy, a niebo pokryła setka gwiazd. Ucieszyłem się, że udało mi się nie przespać całej nocy i miałem nadzieję, że chwilowe rozproszenie to jedynie krótka, nieistotna drzemka.</p><p style="text-align: justify;">Hyo przez cały ten czas dzielnie użyczał mi swojego ramienia, na którym wsparty spędziłem kilka minionych chwil. Teraz odsunąłem się delikatnie, aby nie męczyć go dłużej, choć dalej pozostałem w kręgu ocenianym raczej jako „bliska odległość” od chłopaka. </p><p style="text-align: justify;">Przetarłem zmęczone oczy i przeciągnąłem się. Charakterystyczny dźwięk rozciągania przebiegł przez mój kręgosłup. Następnie krótko ziewnąłem. </p><p style="text-align: justify;">- Przepraszam za to - powiedziałem, gdy już w całości odzyskałem panowanie nad swoim ciałem. - Nie wiem, co we mnie wstąpiło. </p><p style="text-align: justify;">- To żaden problem! - zaśmiał się Hyo. - Powiedziałbym nawet, że było całkiem przyjemnie. </p><p style="text-align: justify;">Również odpowiedziałem cichym śmiechem, ale zamilkłem, gdy przypomniało mi się to, o czym niedawno rozmawialiśmy. Wszystko, co chłopak zdradził mi przed moim nagłym zaśnięciem. </p><p style="text-align: justify;">- Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś. - Mój głos był równie cichy, co szum delikatnie rozbijających się o brzeg fal. - To dużo dla mnie znaczy. </p><p style="text-align: justify;">Nim Hyo zdążył cokolwiek odpowiedzieć, ja kontynuowałem: </p><p style="text-align: justify;">- Nasze doświadczenia z dzieciństwa całkowicie się od siebie różnią - zacząłem krótką opowieść. - Byłem najmłodszy, więc wszyscy o mnie dbali. Obchodzono się ze mną jak z jajkiem. Ale na początku bardzo tego nie lubiłem. Denerwowało mnie to, że moi bracia są traktowani inaczej. Byli w moich oczach bardziej samodzielni. Też tak chciałem, chociaż nie rozumiałem, że dzieci nie są w stanie wziąć wszystkiego na swoje barki. Buntowałem się i nie wykazywałem chęci do współpracy. Dopiero później, kiedy naprawdę potrzebowałem pomocy bliskich zrozumiałem, że zawsze byli przy mnie. To nie tak, że mnie ograniczali. Po prostu dbali o mnie, jak tylko najlepiej potrafili. </p><p style="text-align: justify;">Hyo przekrzywił głowę, chyba zaskoczony właśnie usłyszaną relacją. Ja nie mialem zmiany przerywać. Miałem jeszcze jedną ważną rzecz do powiedzenia.</p><p style="text-align: justify;">- Chcę przez to powiedzieć, że nieważne, jaki mieliśmy początek - wyjaśniłem. - Nie musimy mieć podobnych doświadczeń, żeby teraz nie móc na siebie liczyć. Nie wiem, czy wcześniej byłeś samotny, ale teraz już taki nie będziesz. Zawsze możesz na mnie polegać, Hyo.</p>Mikhttp://www.blogger.com/profile/08277716510529484065noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-31509818997719389452023-10-10T09:42:00.001-07:002023-10-10T09:43:28.258-07:00Od Arrirosa C.D Cyraenan<p> - Arriros! - Po ogromnej sali rozszedł się donośny głos nauczycielki co sprawiło, że tryton prędko uniósł głowę z promienistym uśmiechem. Obok pani profesor stała dziewczyna z roku niżej. - Dyrektor cię wzywa. - Na jej twarzy pojawił się śliski uśmiech. "<i>Co planujesz ty wiedźmo</i>?" Pomyślał chłopak schodząc powoli w dół po schodkach by udać się do drzwi. Czuł, że kobieta za nim nie przepada i uczucie było odwzajemnione. Arriros domyślił się, że musiała go chociaż częściowo przejrzeć, każdy inny profesor go ubóstwia i daje fory, bądź prosi o przysługi, który ten szybko wykonuje. Widocznie to nastawienie niezbyt podchodzi do jej gustów. "<i>Kto by chciał dla niej być miły tak czy tak, zmarszczona jest jak stara bulwa.</i>" Wychodząc z sali zauważył, że koło niego idzie wcześniej przez niego zauważona dziewczyna, która najwyraźniej miała za zadanie go odeskortować. </p><p>-Nie jestem chyba w tarapatach? - powitał szerokim uśmiechem towarzyszkę, co sprawiło, że młoda dziewczyna się od razu pokryła rumieńcami. </p><span><a name='more'></a></span><p>-Nie nie! Oczywiście, że nie. - Pomachała rękoma spłoszona. - Raz na jakiś czas uczniowie dostają misje poza Akademią, byśmy nabrali doświadczenia. - Powiedziała chowając głowę w ramionach. Nie potrzebował więcej informacji i nie pytał. Różowowłosy myślał dzisiaj tylko o tym by odpocząć i mieć wszystko w czterech literach. "<i>Dopiero co się tu dostałem, a już dostanę jakąś gówno misje</i>" Zirytowany Arriros złamał węgiel, którym robił notatki i wciąż trzymał w ręku. "<i>Jeszcze ta paciocha od eliksirów mnie udupiła dzisiaj na teście</i>" Chłopak zdawał sobie sprawę, że nie był najmądrzejszą muszelką w oceanie, ale by pozostać w Akademii wypruwał sobie żyły już od samego początku. Po chwili byli już pod pokojem dyrektora, dziewczyna sprawnie się ulotniła, jakby czegoś bardzo się bała. Otwierając drzwi Ari szybko poznał odpowiedź na dziwne zachowanie uczennicy. </p><p>-Na co czekasz? Siadaj - Dyrektor przekręcił oczami zirytowany.</p><p>-Tak proszę Pana! - Pośpiesznie uśmiechnął się chłopak mimo chęci natychmiastowego opuszczenia pokoju. Dzisiaj miał wyjątkowo zły dzień, a jeszcze do tego ten stary pierd miał mu dać jakieś ważne zadanie. </p><p>- Na oceanie od północnej granicy krainy Kernow pojawiały się nietypowe anomalie. Wiry wodne nie są rzadkością, jednak kilka na raz, a na dodatek każdy kręcący się w inną stronę to nie przelewki. Niepokoi nas również, że przemieszczają się dziesięciokrotnie szybciej niż typowe wiry. Mogą spowodować ogromne szkody w rafie. - Zmarszczył brwi dyrektor mówiąc dość donośny tonem, jakby młodzieniec znajdował się kilkanaście metrów od niego, a nie tuż za biurkiem. - Przystań na skraju Kernow straciła już trzy statki towarowe, są to straty na setki złotych monet! Jeden również należał do naszej szkoły! -Uderzył pięścią o biurko co wzdrygnęło Arrirosa. "<i>Typ ma ewidentnie ze sobą jakieś problemy</i>" Pomyślał i przytakiwał głową jak grzeczny piesek. - Musicie odkryć czego to jest sprawka, jesteś jedynym z nielicznych uczniów w Corvine, który jest w stanie sprawie poruszać się w wodzie. Twoim towarzyszem będzie gwiazdka Akademii Lauga.. Cyraenan. Masz być użyteczny i nie przynieść nam wstydu! Zrozumiałeś? - Czarnoksiężnik spojrzał na chuderlaka spode łba.</p><p>-Oczywiście Panie dyrektorze, może Pan na mnie liczyć! - Odparł wesoło, wstając i czym prędzej opuszczając pokój słysząc za sobą tylko burknięcia. Podczas spokojnego zamykania drzwi rozejrzał się w poszukiwaniu żywej duszy na korytarzu. Orientując się, że wokół nikogo nie ma uderzył pięścią o ścianę. </p><p>- Bodajbyś szczezł suczisynu - Burknął zaciskając zęby z niebywałą siłą. Odetchnął głęboko i otrzepał się, by po sekundzie przywdziać na twarz szeroki uśmiech. "<i>Załatwię to jak najszybciej, to może dadzą mi trochę spokoju</i>"</p><p>- - -</p><p>Będąc na placu Arriros zdał sobie sprawę, że nie wie kogo szuka. Błądził wzrokiem po każdym przechodniu, aż dostrzegł rudą kitę. Mężczyzna intensywnie wpatrywał się w niego głębokimi jak ocean oczami. Arriros od razu wiedział, że to on będzie mu towarzyszyć. Zbliżając się żwawym krokiem i przywdziewając najurokliwszy uśmiech dostrzegł szpiczaste uszy ucznia. "<i>Elf został przydzielony do takiego zadania? Niby jak on ma mi sie przydać..</i>"</p><p>-Umiesz coś przydatnego? - Ari chwilowo zdębiał mając wrażenie, że mężczyzna przeczytał jego myśli. Zorientował się jednak, że to nie była przyczyna, wzrok stojącego przed nim chłopaka mówił więcej niż słowa. "<i>Jestem w stanie grzmotnąć Cię w ten niewyparzony ryj</i>" Pomyślał uśmiechnięty od ucha do ucha Ari. "<i>Typ królewicza, moje szczęście.. zawsze ładna buźka musi mieć najbardziej kutasiarski charakter</i>" co różowowłosy najlepiej wiedział po sobie. </p><p>- Ciebie również miło poznać. - Zachichotał z największym urokiem na jaki było go stać. - Jestem Trytonem, więc w tej misji na pewno będę pomocny. - Wyszczerzył się jeszcze szerzej pokazując szereg białych zębów. "<i>W przeciwieństwie do Ciebie..</i>"</p><p>- Po prostu mi nie zawadzaj. - Prychnął mężczyzna, co spowodowało przypływ gniewu u Arrirosa. "<i>Nie martw się, jak coś będzie chciało Cię pożreć to nawet nie kiwnę palcem gnojku</i>". Chłopak myślał, że wystarczającą ilość arogancji i wyższości otrzymał od dyrektora Corvin, ale widać cały jego dzień zapowiadał się wypełniony dupkami.</p><p>- Jestem Arriros. - Chłopak stanął centralnie przed uczniem.</p><p>-No i? - Elf uniósł wysoko brew skanując go wzrokiem.</p><p>- Uważam, że znacznie sprawniej pójdzie nam misja, jeśli będziemy wiedzieli jak się do siebie zwracać. - Nie dając się sprowokować uśmiechał się i patrzył prosto w oczy nieznajomemu, z którym miał najpewniej spędzić kilka dni. </p><p>-Cyraenan - Odparł krótko pokazując ostre zęby wyglądające jak u vampira. </p><p>"<i>Cyrananan nenn.. na co ja pytałem... ktoś z zespołem turetta nadawał mu imię?</i>" Burknął do siebie w głowie. <br /></p><p>-Jesteś elfem? - Dopytał zaplatając dłonie za sobą przez co wyglądał jak zaciekawione dziecko. </p><p>-Nie obrażaj mnie, żywiołakiem. - Odparł już widocznie podirytowany, że jest mu zadawane tak dużo pytań. - Ugh.. iście taką długą drogę do rzeki by szybciej się dostać do oceanu.. co za męczarnia. - Cyr zaczął narzekać dość donośnym tonem. Arriros zaczął błagać w sercu by nie stał się zaraz niańką na kilka dni. Szukając rozwiązania jego uwagę przykuł jeden z jego ulubionych sposobów transportu.</p><p>-Możemy polecieć na gryfach. - Arriros wskazał palcem na cudowne stworzenia ubrane w siodła. </p><p>Cyr wyglądał aż nadto zachwyconego tym pomysłem, myśl o podróży pieszo była dla niego najwyraźniej bardzo nieprzyjemna. Popędził trytona i już po kilku minutach byli rozliczeni i gotowi do lotu. Gryfy odbiły się od ziemi i potężnymi skrzydłami wzbiły się do góry. </p><p>- YuuHuu! - Mężczyzna tak się podekscytował, że prawie przechylił się za bardzo do tyłu i stracił równowagę, którą odzyskał po kilku szerokich machnięciach rękoma. Arriros patrzył na to co się dzieje z niedowierzaniem, zaczynał być pewny, że nie wrócą z tej misji żywi. Cyr bez większego problemu skierował się w odpowiednim kierunku i wyszczerzając zęby pozwolił sobie na chwilę zabawy między obłokami. Różowołosy nie pytał, nie komentował tylko grzecznie podążał za towarzyszem, stwierdził, że lepiej mu nie zawadzać póki ma dobry humor. Mężczyzna resztę drogi wyglądał na pogrążonego w myślach, co szło Ariemu na rękę. Nie odzywał się tylko sam napawał się przyjemnym lotem nad chmurami. Czas zleciał nieubłaganie szybko i większość drogi przelecieli w zaledwie kilka godzin.</p><p>-Przerwa - Usłyszał nagle za sobą głos towarzysza. </p><p>-Zostało nam tylko godzina lotu - Uśmiechnął się Arriros zerkając przez ramię by ujrzeć Cyraenana szybującego w dół. "<i>No tak gówno cię obchodzi moje zdanie</i>" westchnął ciężko chłopak by po chwili ruszyć za mężczyzną. </p><p>Chłopak zeskoczył z gryfa i przywiązał go do drzewa. Kiedy się obrócił dostrzegł jak żywiołak trudzi się z zwykłym zawiązaniem supła. "<i>To ma być ten geniusz?</i>" Pomyślał i podszedł do mężczyzny by przejąc lejce i zgrabnie je przywiązać do gałęzi wciąż nie zdejmując uśmiechu z twarzy. Cyraenan jedynie spojrzał na niego niemrawo. "<i>Nie ma za co parchu</i>" wraz z momentem, gdy Ari mówił sam do siebie w myślach, jego towarzysz odwrócił się i już pierwszym krokiem potknął o wystającą z ziemi gałąź. Różowowłosy z całej siły próbował powstrzymać śmiech, jednak mimo to po policzkach spłynęło kilka łez rozbawienia. </p><p>- Nic Ci nie jest? - Uklęknął przy nim udając zmartwionego. </p><p>- Zostaw mnie! - Krzyknął zawstydzony Cyr i by schować swoje emocje podskoczył do góry i szybko pomaszerował przed siebie. Arriros pozwolił wtedy by z jego ust wydobył się delikatny chichot. "<i>On to mi bardziej błazna przypomina</i>". W rozbawieniu jego uwagę przykuła znajoma roślinność zaledwie kilka metrów dalej.</p><p>"<i>Jedzonko!</i>" Uśmiechnął się od ucha do ucha Arriros widząc krzew trujących jagód. Szybkimi ruchami zerwał kilka i uniósł rękę do góry by móc zasmakować jednego ze swoich ulubionych przysmaków. Szybko jednak jego plany legły w gruzach, gdyż jego towarzysz uderzył go w dłoń przez co chłopak upuściłam wszystko na śnieg. </p><p>-Jesteś głupi? One są trujące - Fuknął mężczyzna patrząc na niego z wyższością. "<i>Przecież jak ja mu zaraz nie przydzwonię to mnie rozniesie..</i>" Ari zmusił się do uśmiechu tylko przez to, że do jego głowy przyszedł ciekawy pomysł. Robiąc do Cyraenana minę jak zagubione szczenie ponownie zerwał jagódki i wsadził je jak najszybciej do ust przełykając bez żadnego pogryzienia. Żywiołak przez chwilę zrobił oczy jak dwie złote monety i zaniemówił. Arriros czując, że jego plan działa rozpoczął swoją grę aktorską. Wybałuszył oczy i zaciągnął ślinianki do pracy by wypuścić jak najwięcej piany z ust. Usuwając się powoli na zimną ziemię w konwulsjach zręcznie odgrywał wszystkie objawy otrucia. Wiedział, że nawet taki geniusz jak gwiazdka Akademii Lauga nie wykryje jego gry aktorskiej. Zjadł w życiu zbyt dużo trujących roślin, by nie wiedzieć jakie zmiany w organiźmie wywołują, tyle że dla ciała Ariego toksyny były jak skuteczny medyczny eliksir. </p><p>- Przecież mówiłem, że są trujące! - Spanikowany mężczyzna robił kółka wokół różowowłosego - Nie mam odtrutki! Muszę kogoś wezwać.. lekarza! - Słysząc przerażenie w głosie żywiołaka tryton nie mógł już wytrzymać i wybuchnął śmiechem wijąc się po ziemi. "<i>Gdybyś tylko widział swoją minę łajdaku!!</i>" </p><p><Cyraenan?></p>Limited Editionhttp://www.blogger.com/profile/01870525015252119091noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-7257292264929932092023-10-07T11:03:00.000-07:002023-10-07T11:03:50.005-07:00Od Eny CD. Hiromaru<div style="text-align: justify;">Ruszyłem biegiem, słysząc za sobą coraz głośniejsze dźwięki nadciągającej pogoni. Nie miałem jednak najmniejszych obaw, ponieważ nie mieli oni szansy, aby mnie dogonić. Przeskoczyłem pomiędzy drzewami z zamiarem oddalenia się od napastników. Wiedziałem, że im dalej ich zaprowadzę, tym lepiej dla Hiromaru. Będzie miał znacznie więcej czasu na dokończenie naszego planu. Miałem nadzieję, że wszystko pójdzie po naszej myśli.<br />Na szczęście właśnie tak było. Zdawało mi się, że goniąca mnie grupa powoli zaczynała się gubić w otaczającym nas lesie. Kręcili się dookoła, zmieszani i całkowicie zdezorientowani. Nie mieli już pewnie nawet ochoty dalej za mną podążać. Spoglądałem na nich z jednego z najwyższych drzew przez dłuższą chwilę, aż w końcu postanowiłem zawrócić. <br />Najciszej, jak tylko potrafiłem, oddaliłem się od kręcącej się wśród krzaków krzyczącej gromady. Postanowiłem szybko sprawdzić, czy Hiromaru zdążył już uratować ukradzione surowce. </div><div style="text-align: justify;">Nie było inaczej. Moim oczom ukazała się zalana wodą z rzeki polana. Szybko porwała ona skradzione przedmioty. Nie potrafiłem oderwać spojrzenia od tej sceny. W końcu - pierwszy raz miałem okazję widzieć coś takiego. Niecodzienny widok. Hiromaru naprawdę jest potężny, skoro jest w stanie zrobić tak niesamowitą rzecz! </div><span><a name='more'></a></span><div style="text-align: justify;"><br />Nagle zauważyłem inny ruch, który wyrwał mnie z zamyślenia. Spostrzegłem swojego towarzysza. Wymachiwał do mnie nerwowo dłońmi - widziałem, że coś go przestraszyło. Zeskoczyłem z drzewa, wcześniej rozglądając się czy nigdzie nie ma wrogów. </div><div style="text-align: justify;">- Co się stało? - zapytałem, lekko zmartwiony. <br />- Nie mam pojęcia, gdzie jest Willow! - powiedział na jednym wdechu. Poczułem, jak tracę grunt pod nogami. </div><div style="text-align: justify;">- Gdzie go ostatnio widziałeś? - zapytałem pośpiesznie. - Willow!<br />Zawołałem szczeniaka, ale nie przyszedł na moje wezwanie. Zacząłem się martwić. <br />- Był ze mną cały czas! - wyjaśnił Hiromaru. - Zniknął niedługo po tym, jak rzeka się ruszyła!<br />Spojrzałem na pieniącą się wodę i oddalające się przedmioty. Miałem nadzieję, że szczeniak nie utonął... Wtedy też zobaczyłem ruch na jednej kupce związanych desek. To był Willow! W tamtym też momencie dałem radę usłyszeć jego skomlenie. <br />- Biegnij za mną! - zawołałem do Hiromaru, aby sam chwilę później ruszyć w stronę rzeki. <br />Nie czekałem na to, czy chłopak faktycznie za mną podążył. Nie mieliśmy czasu do stracenia. W każdym momencie szczeniak może zsunąć się z mokrej powierzchni i wpaść do wody! Wątpiłem, że potrafi pływać. W szalonym nurcie rzeki mogła mu się stać krzywda! <br />Dotarłem do brzegu, ale wtedy też straciłem ze wzroku Willowa. Nie traciłem jednak nadziei. Przyśpieszyłem kroku, podążając za nurtem. Starałem się dogonić odpływające towary. Udało mi się to w kilka susów. Kątem oka dostrzegłem Hiromaru, który nieustannie biegł moim śladem. <br />Podałem mu dłoń, kiedy udało mi się dostać na jedną z utworzonych przez towary tratw. Pomogłem mu stanąć obok mnie. <br />- Tam jest! - zawołał Hiromaru, wskazując dłonią Willowa. Kamień spał mi z serca, kiedy zobaczyłem szczeniaka próbującego utrzymać równowagę. Znajdował się niedaleko od nas. <br />- Bądź ostrożny - powiedziałem do chłopaka. - Musimy jakoś tam się dostać!<br />Powoli, krok za krokiem, kierowaliśmy się na ratunek. Należało bardzo uważać - w każdej chwili istniała szansa na stracenie równowagi i upadek do wody. Nie było to oczywiście śmiertelne zagrożenie, ale każde osunięcie w czasie mogło sprowadzić nieszczęście na Willowa. </div><div style="text-align: justify;">Przyśpieszyłem, aby łatwiej było mi przeskoczyć na kolejną platformę. Deski zakołysały się pod moim ciężarem. Prawie straciłem równowagę, ale udało mi się ją odzyskać w ostatniej chwili. </div><div style="text-align: justify;">Willow był już coraz bliżej mnie. Szczeniak zdawał się mnie zauważać. Zaczął szczekać żałośnie, podejmując próbę przysunięcia się bliżej. <br />- Nie, Willow, zostań! Zaraz spadniesz! <br />Ledwo zdążyłem wypowiedzieć ostatnie słowo, a maluch zsunął się do wody. Nie zdążyłem zareagować tak sprawnie, jak zrobił to Hiromaru, który już sekundę później sam wskoczył do rzeki. Zanurzył się pod powierzchnią i przez chwilę nie wypływał. Zastanawiałem się, czy również i ja nie powinienem ruszyć na ratunek, ale na szczęście chłopak wynurzył się. W pierwszej kolejności podał mi Willowa. <br />Wziąłem mokrego i zmarzniętego szczeniaka na ręce, a wolną dłoń podałem Hiromaru, aby pomóc mu wydostać się z wody. <br />- Czy wszystko w porządku? - zapytałem, nie kryjąc zmartwienia. Jednocześnie przysunąłem do siebie Willowa, aby ogrzać go połami mojej szaty. <br /><br /><div style="text-align: center;"><Hiromaru?></div></div>Mikhttp://www.blogger.com/profile/08277716510529484065noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-39249297748678195242023-10-06T09:10:00.001-07:002023-10-06T09:10:07.926-07:00Od Hiromaru CD. Mavena<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Eter – niby wiedziałem, że to stamtąd pochodzi Isagomushi, ale jakoś tak… nie do końca docierało do mnie, jak odmienny i groźny potrafi być ten świat. Isa był łagodny, spokojny i miły, stanowił na dobrą sprawę część mnie i nie wyobrażałem sobie życia bez niego. Wiem, że był demonem i potrafił być groźny – sam go przecież widziałem w walce i może Isa nie był bardzo potężny, ale na pewno był w stanie zrobić komuś krzywdę, gdyby poczuł, że ja sam jestem zagrożony. Ale w moim demonie było coś takiego, że mimo tej wiedzy i autentycznych dowodów na to, że Isa potrafi walczyć, jakoś trudno było mi się z tym pogodzić. Chyba przez to też patrzyłem na Eter trochę inaczej, niż większość poznanych przeze mnie uczniów. Dla nich faktycznie było to groźne i niebezpieczne miejsce, w dużej mierze niezbadane i niezrozumiałe, bo chociaż demony wciąż z nami żyły, to jednak nadal wiedza o nich pełna była białych plam. Ja dalej nie mogłem sobie wbić do głowy tego, że miejsce, z którego pochodzi Isa jest bardziej niebezpieczne, niż jedna z dżungli w Me Shi. Znaczy, niby głowa wiedziała, ale jakoś nie do końca.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Dobre pytanie — powiedziałem w końcu trochę niepewnie. — Wiesz, ja niby wiem, że Eter jest niebezpieczny i pełno w nim demonów, ale… Bo stamtąd przecież pochodzi Isa, więc jakoś tak… Może to i głupie, ale chyba jednak bardziej skupiam się na tym, że Eter jest odmienny, ale przez to piękny, a nie na tym, że jest dziwny i dlatego niebezpieczny.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Maven skinął głową, wrócił wzrokiem do naszych demonów.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Isa mógłby być dobrym zwiadowcą. Jest niewielki, szybki i zwinny — podjął chłopak. Bez przekonania pokiwałem głową.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Tak, prawda, ale…
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Bezbronny też nie jest.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— No nie jest. Ale chyba żaden z nas nie ma psychiki na zapuszczanie się zbyt głęboko w Eter.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Musiałem być ze sobą szczery. Przez myśl mi nie przyszło, by być zwiadowcą, a rozważałem przeróżne ścieżki kariery po skończeniu Akademii.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Już miałem coś dalej mówić, gdy naszą uwagę na powrót przyciągnęło to, co działo się w głębi Eteru. Wydawało mi się, że Isa czymś się zainteresował i chciał przyciągnąć moją uwagę.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Ryk Devy spłoszył większość istot, lecz nie wszystkie. Pełna do tej pory polana opustoszała niemal całkowicie, pozostawiając na środku jedno zagadkowe stworzenie. Przyjrzałem się bliżej, starając się jakoś zgadnąć, co to w ogóle było, ale trudno to było określić. Istota była raczej niewielkich rozmiarów, ale nie aż tak mała, jak Isagomushi. Jej futerko było idealnie białe, chyba nawet jaśniało jakimś blaskiem, a ciemne oczy patrzyły z lekkim wyczekiwaniem na mojego demona. Trudno mi było zinterpretować to zachowanie, ale czułem gdzieś w sercu, że cokolwiek to było, Isa złapał jakąś nic porozumienia z tym demonem.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Odwróciłem się do Mavena.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— To co teraz?
</div>ChaosHeadhttp://www.blogger.com/profile/12868245638048612000noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-90042378321942964652023-10-05T09:10:00.001-07:002023-10-05T09:10:16.889-07:00Od Cyraenana CD. Arrirosa
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Niespecjalnie uśmiechało mu się, że te starsze roczniki miały w obowiązkach nie tylko siedzenie w czterech ścianach Akademii i zajmowanie się nauką, ale od czasu do czasu musiały wziąć i rozwiązać jakieś<em> problemy.</em> Cyraenan nie miał nic przeciwko rozwiązywaniu problemów, nawet cudzych, jednak zdecydowanie wolał, by dotyczyły one jakichś sensownych rzeczy, jak chociażby matematyki, i żeby były wystarczająco trudne dla jego wszechpotężnego umysłu. W końcu wiara we własne możliwości intelektualne żywiołaka była niezachwiana, a swą przepastną głębią czyniła z oceanu ledwie przerośniętą kałużę.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Bo to brzmiało bardzo dobrze na papierze, że ci starsi, lepiej wykształceni uczniowie, mieli nabywać doświadczenia, jakiego nie mogły dać im zamknięte mury Akademii, a które na pewno okazałoby się niezbędne w ich dalszej ścieżce kariery, bez względu na to, co by dla siebie wybrali. Przy okazji uczniowie mieli okazję naprawdę się do czegoś przydać, rozwiązując cudze bolączki, z którymi przeciętny śmiertelnik nie byłby w stanie sobie poradzić. Tylko tutaj niestety teoria rozmijała się z praktyką (Cyraenan nienawidził takich sytuacji), bo owe problemy i trudności, jakim zaradzić mieli uczniowie, bardzo rzadko dawały im potrzebne doświadczenie. Żywiołak najczęściej widział w nich źródło frustracji, przyczynę marnowania jego bezcennego czasu i tak typową dla struktur administracyjnych potrzebę robienia czegoś tylko po to, by robić, jednocześnie sprawiając wrażenie bycia niemożliwie zajętym i zapracowanym.
</div>
<a name='more'></a>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Cyr był <em>zawsze</em> zajęty. Bez względu na to, czy akurat siedział w jednym z warsztatów i w pocie czoła przykręcał kolejne śrubki do jednego ze swych licznych wynalazków, czy przeprowadzał jakieś pokomplikowane eksperymenty w którymś laboratorium alchemicznym, był zajęty. Gdy buszował w bibliotece, wynotowując interesujące go fragmenty z opasłych tomiszczy, gdy biegał gdzieś po mieście, usiłując zdobyć niezbędne dla niego materiały i komponenty, był zajęty. Ale najbardziej zajęty był, gdy leżał plackiem, patrząc w sufit – bo to wtedy Cyraenan pozwalał swoim myślom dryfować swobodnie, wypływać daleko na ocean niczym nieskrępowanego intelektu, gdzie jego mózg sprawnie łowił kolejne inspiracje i idee. Dla żywiołaka ten czas swobodnego „leżenia i obijania się” (jak nazywał to nieprzychylny mu plankton intelektualny) był jednym z najbardziej produktywnych, które młodzieniec mógł sobie wyobrazić, i jak łatwo było się domyślić – nie znosił, gdy ktoś go owego czasu pozbawiał.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Już odrywanie go od majsterkowania wprawiało naturalnie zgryźliwego i opryskliwego żywiołaka w zjeżony, poirytowany stan, zaś przerwanie mu jego wielce ważnej medytacji sprawiało, że Cyr na wstępie miał ochotę co najmniej udusić powód owego burzenia mu ustalonego planu dnia.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Ten właśnie niefortunny wypadek wydarzył się owego przedpołudnia. Cyraenan przebywał właśnie w jednym z ogrodów wodnych Akademii, wylegując się na sięgającym daleko w głąb sztucznego jeziora pomoście, wsłuchując w spokojnie szemrzącą wodę i pozwalając swoim myślom zjednoczyć się z naturalnym dla niego żywiołem. Na granicy umysłu czuł te pojedyncze iskry świadomości pływających pod powierzchnią jeziora egzotycznych ryb, czuł ich proste emocje i odruchy, czuł nawet to delikatne ciepło płynące od porastających dno jeziora magicznych roślin, których właściwości studiowali uczniowie innych profili Akademii Lauga. Idealnie odprężone ciało sprawiało, że umysł mógł wejść na wyżyny swych możliwości.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Żywiołak był bliski wpadnięcia na jakiś genialny pomysł – po prostu czuł to charakterystyczne napięcie tańczące między półkulami mózgu, zwiastujące mający nastąpić wkrótce przełom. Był tak blisko, genialna myśl była na wyciągnięcie ręki, tak blisko, już-już…
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Cyraenan?
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Głos wyrwał go brutalnie z odmętów medytacji, żywiołak otworzył oczy, zmierzył spojrzeniem intruza.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Jakiś bogom ducha winny uczniak niższych roczników obdarzał go właśnie lekko zaniepokojonym spojrzeniem, wiedząc widać, że wśród licznych przymiotów Cyraenana próżno było szukać uprzejmości.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Jestem zajęty.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Chłopak przestąpił z nogi na nogę. Cyr nawet nie kojarzył jego twarzy.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Pan dyrektor…
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Co znowu wymyślił?
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Chce, żebyś teraz do niego przyszedł.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Żywiołak prychnął.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Jutro wstąpię.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Młodego po prostu zatkało. Dyrektor prosił do siebie ucznia, a ten nie leciał do gabinetu na złamanie karku, poprawiając po drodze ubranie i fryzurę? Mówił, że przyjdzie następnego dnia? Cyr miał łatkę dziwaka i ekscentryka, ale były pewne granice.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Ja… uh… Ale pan dyrektor powiedział, że masz przyjść dzisiaj. Tak jakby teraz.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Rozważę.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Cyraenan już przekręcał się na drugi bok, przymykał oczy, by wrócić do swych rozmyślań…
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Ale pan dyrektor…
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Żywiołak westchnął ciężko.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Przekazałeś wiadomość? Przekazałeś. Co ja z nią zrobię to już moja sprawa.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Cyr słyszał, że chłopak jeszcze chwilę stoi na tym pomoście, niepewnie przenosząc ciężar z nogi na nogę, mnąc w dłoni skrawek rękawa, nim w końcu do uszu najgenialniejszego z uczniów Akademii dotarł błogi dźwięk oddalających się kroków. „Posłaniec” odszedł, więc teraz można było wrócić do ważnego i produktywnego rozmyślania.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Tylko że raz wypuszczona i utracona myśl nie chciała wrócić, niwecząc cały poświęcony medytacji czas i sprawiając, że frustracja Cyraenana wybiła ponad wartość krytyczną. Żywiołak przekręcił się na pomoście, zabębnił palcami w drewno, prychnął głośno i zerwał się do siadu. Zaklął pod nosem, czując, że już nie uda mu się na powrót wrócić do tego cudownego stanu, i że cokolwiek prawie miał, to stracił. Gniewne „hmm” wydobyło się z piersi młodzieńca, gdy ten, jak zwykle nie zamierzał roztkliwiać się nad rzeczywistością, starając się raczej wycisnąć z beznadziejnej sytuacji wszystko, co tylko się dało. Skoro nie mógł już medytować, to postanowił zająć się nic nieznaczącymi durnotami.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Skoro dyrektor chciał mnie widzieć… — westchnął, podnosząc się z ociąganiem z pomostu.
</div>
<br/><br/>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Cyraenan stał na placu miejskim, spakowany i poirytowany. Rude włosy związał w kitkę, na siebie założył wygodny strój podróżny, dobry do tego, by oprzeć się każdej pogodzie i jednocześnie nie krępować ruchów, nie przeszkadzać w marszrucie. Cyr nie znosił podróży, nienawidził chodzić gdziekolwiek na piechotę, uznając to za stratę czasu i swych sił. On był badaczem, przyszłą gwiazdą kernowskiej nauki, nie musiał być wytrzymały ani zdolny do tego, by cały dzień maszerować, jeszcze niosąc na grzbiecie plecak. A już na pewno nie był stworzony do tego, by spędzać czas z nieznajomymi mu osobami, na dodatek tymi, które miały wraz z nim wykonywać jedną z wielce ważnych misji, zleconych przez dyrektora i mających na celu dać uczniom Akademii doświadczenie, którego nie dałyby im normalne lekcje.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Cyr prychnął.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Przebiegł wzrokiem kręcących się po placu ludzi, w końcu wychwycił charakterystyczną sylwetkę.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Niski, chudy, różowy — powtórzył pod nosem słowa-klucze, które wywnioskował po tym, jak dyrektor opisał mu ucznia Corvine, który miał mu towarzyszyć. — Zgadza się.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Drugi chłopak zbliżał się do niego raźnym krokiem, twarz zdobił uśmiech zdolny stopić lodowiec, różowe włosy lśniły w porannym słońcu, blask igrał w pogodnych oczach. Podszedł na tyle blisko, że już miał coś powiedzieć, już usta rozchylały się, by powitać, gdy Cyr przerwał mu swym typowym, nieprzyjemnym tekstem.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
— Umiesz coś przydatnego? — spytał rzeczowo, nie fatygując się nawet, by powiedzieć chociażby „Dzień dobry”.
</div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 25px;">
Konkrety. Same konkrety, bo na inne rzeczy szkoda było czasu.
</div>ChaosHeadhttp://www.blogger.com/profile/12868245638048612000noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-8555740739755991392023-09-29T14:01:00.000-07:002023-09-29T14:01:09.577-07:00Od Hyo CD. Ena - Intensywny zapach, który pobudza. - odezwałem się, po czym podmuchałem na napar i powoli wziąłem łyk. - Gorzkawy smak, ale naprawdę nostalgiczne uczucie. - dodałem, po czym wróciłem do picia. Oczywiście moje słowa spowodowały, iż dostałem pytające spojrzenie ze strony towarzysza oraz jego uśmiech. Spowodował, iż cmoknąłem go w jego jasny i słodki policzek.<br /> - Mówi się, że niektóre herbaty oraz ich tak zwane fusy czy też płatki są dobre dla włosów. - rzekłem do chłopaka. Chwyciłem pasemek jego długich i wilgotnych włosów w palce, by móc je po dotykać. Ich zapach oraz to jakie były w dotyku, różniły się od jego naturalnie eleganckiej i zadbanej fryzury, jaką miewa na co dzień. Zawsze prezentował się pięknie. Nawet gdy był chory, czy teraz mokry, a nawet, wtedy gdy pokazywał się w postaci demona. Wszystkie wersje jego osoby są idealne oraz są wrażliwym miejscem, jakie posiada moje serce.<br /> - Hyo. Ziemia do Hyo. - powróciłem, gdy usłyszałem za którymś razem swoje imię. Spojrzałem na niego, po czym przechyliłem głowę na bok.<br /> - Chcesz poznać historię, kryjącą się za tym nostalgicznym uczuciem? - spytałem. Kiwanie głowy mnie w tym utwierdziło, ale także najwyraźniej chciał coś dodać, ale to przemilczał.<br /> - Spokojnie to nie jest smutne wspomnienie. To jedno z tych weselszych i może też nieco głupich. - zrobiłem pauzę, po czym zacząłem mu opowiadać.<br /> - W dzieciństwie często przesypiałem czas w takiej niewiarygodnie przytulnej trumnie. Była ona na tyle przyjemna, że przez większość lat zwyczajnie byłem pogrążony w głębokim śnie. Któregoś dnia moja rodzicielka, bez żadnego pukania wtargnęła do mojego i tak pewnie wówczas mrocznego pokoju, po czym bez zahamowań otworzyła moja przytulną trumnę, zaczęła też mówić, bym się obudził i napił się z nią herbaty, która po latach przyszła w końcu. No niechętnie, ale usiadłem z przymkniętymi oczami, a ona, zamiast dać mej osobie chwilę, niemalże wepchnęła mi do rąk filiżankę, rzekła tylko <i>"uważaj gorąca"</i> no i po tych słowach ostrożnie się napiłem. Oparzyłem sobie język, a ona, zamiast zachować się jak matka, troszcząca się o długo śpiącego synka, to ta jędza zaczęła się śmiać. To mnie obudziło, ale też ziewnąłem, jakbym od dawna nie spał. Po czym ponownie tym razem dmuchnąłem kilka razy i ponownie posmakowałem naparu. Ten smak był wręcz identyczny z tym, co teraz pijemy. Aktualnie moje stosunki z nią są zupełnie inne, ale miło móc się podzielić czymś takim z tobą. Nawet nie pamiętam z kim ostatnio, wspominałem przeszłe wydarzenia. - gdy wypowiedziałem te słowa, mogłem powrócić do herbaty. Ena najwyraźniej przetwarzał informacje, bo nawet się słowem nie odezwał, jedynie musnął mój policzek i ułożył głowę na moim ramieniu. Doprawdy dziwne, gdyż nie wykonuje takich śmiałych ruchów. To moja osoba jest od takich ruchów. Jednakże miło z jego strony.<br />Ciszą to nie było można nazwać, gdyż słychać było szum morza oraz palenisko, które wydawało z siebie swój charakterystyczny dźwięk. Chociaż to fale były czymś, co pochłonęło moją uwagę w drobnym stopniu, bo drugim takim zjawiskiem był mój usypiający partner. Zabrałem mu z dłoni kubek, by nie zrobił sobie krzywdy, po czym objąłem go, przyciągając do siebie, by mógł sobie w wygodniejszej pozycji się przespać. Moim wyborem było patrzenie na niego, ogarnianie kosmyków z jego twarzy oraz obserwacja otoczenia.<br /><br /><div style="text-align: center;"><b><Ena?></b></div>Bloody moonlight of the sunhttp://www.blogger.com/profile/01759132135273750105noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-83124466965563215452023-09-28T13:22:00.007-07:002023-09-28T13:22:43.101-07:00Od Eny CD. Hyo<div style="text-align: justify;">Bałem się, że Hyo został boleśnie raniony w pojedynku, w którym został zmuszony wziąć udział. Martwiłem się o niego. Ponownie wziął na swoje ramiona zbyt wiele i nie chciał o tym powiedzieć. W końcu, sam byłem wojownikiem. Nie bałem się konfrontacji z żadnymi wrogami. Postanowiłem jednak nie roztrząsać tej sprawy i cieszyć się chwilą z młodym wampirem. <br />Propozycja kąpieli nie brzmiała źle. Nie miałem nic przeciwko, aby popływać. Dlatego też powoli zacząłem ściągać z siebie szatę wierzchnią. Moje dłonie zaczęły niepewnie drżeć. Nie byłem przyzwyczajony do poświęcania mi tylu uwagi. Przełknąłem ślinę i odwzajemniłem delikatny uśmiech. <br />- Pośpieszmy się - powiedziałem lekko zmieszany. Odwróciłem się i zrzuciłem z siebie resztki ubrań, pozostając w samej bieliźnie. </div><span><a name='more'></a></span><div style="text-align: justify;"><br />Nie czekałem na Hyo. Zanurzyłem się w chłodnej wodzie. Zimna ciecz otuliła moje ciało. Zanurkowałem w toni, aby dotknąć jasnego piachu na dnie. Po chwili wynurzyłem się, a moje długie włosy opadły i przykleiły mi się do twarzy. Musiałem kilka razy poruszyć głowę w obie strony, aby się odkleiły. Wtedy też zobaczyłem Hyo, który podpłynął bliżej. </div><div style="text-align: justify;">- Nie jest ci za zimno? - zapytał lekko zmartwiony. Wiedziałem, że jemu temperatura nie robi specjalnie większej różnicy. <br />- Wszystko w najlepszym porządku! - zapewniłem z uśmiechem na ustach. Hyo nie wydawał się być przekonany. Przybliżył się i przytulił mnie delikatnie. Chwilę spędziliśmy w objęciach. <br />- Co powiesz na wyścig? - zaproponowałem. - Od tego miejsca, ponownie do brzegu?<br />Hyo zgodził się bez większego problemu. Odliczyliśmy do dziesięciu i rozpoczęliśmy nasz mały pojedynek. Z impetem zanurkowałem pod wodę, aby jak najszybciej dostać się do wyznaczonego miejsca. Wampir nie pozostawał dłużny i ruszył moim śladem. <br />Ostatecznie dostaliśmy się do mety w tym samym czasie. Taki wynik nawet trochę mnie nie zaskoczył. Obydwaj cechowaliśmy się nadludzką szybkością. I tak samo ja, jak i on nie zamierzaliśmy odpuszczać. <br />Wyzwanie tego typu nie zmęczyło mnie właściwie wcale. Jedyne, na co mogłem narzekać to włosy. Spróbowałem je związać, ale ciągle się plątały. Hyo próbował mi z tym pomóc, ale niewiele to dało. W końcu się poddaliśmy. Pozostawiłem więc je całkowicie rozpuszczone. I mokre. Wysuszenie ich pewnie zajmie mi wieki, biorąc pod uwagę to, że wcześniej będę musiał je umyć jeszcze raz, ale nie w wodzie słonej. Inaczej źle się to dla nich skończy. Nie chciałem nawet myśleć o tym, jak długo zajmie mi rozczesywanie ich. Westchnąłem zmarnowany. <br />- Może chwilę odpoczniemy? - zaproponowałem. Wyszliśmy więc z wody i wysuszyliśmy się na tyle, ile pozwoliły nasze polowe warunki. <br />Ze względu na palące Słońce, rozłożyliśmy prowizoryczny namiot. Składał się on z kawałku materiału i kilku patyków. Musieliśmy stworzyć coś, co ochroni Hyo przed palącymi promieniami. Wiedziałem, że jego rasa źle znosi światło tego typu. Nie chciałem, aby cierpiał z tego powodu, dlatego też sam zaproponowałem budowę ów schronienia. <br />Na piachu, zaraz pod naszym okryciem przed słońcem, położyliśmy koc, aby wygodnie usiąść. No i uniknąć lepiącego się do mokrych ciał piachu. <br />Zajęliśmy miejsca obok siebie. Delikatnie wtuleni obserwowaliśmy rozbijające się o brzeg fale. Wsłuchiwałem się w szum morza. Było naprawdę pięknie. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie. <br />- Masz ochotę na herbatę? - zapytałem. Hyo nie odmówił. Wspólnie przygotowaliśmy małe palenisko, na którym ułożyliśmy przenośny imbryk do zaparzenia herbaty. <br />Pochodziła ona prosto z Kanzawy. Zakupili ją moi rodzice u najlepszych hodowców. Poznałem ją od razu po zapachu. Wszędzie bym ją rozpoznał. <br />Zaparzyłem herbatę w dość tradycyjny sposób, taki, jaki stosowaliśmy w moim domu rodzinnym. Podałem kubek podróżniczy Hyo, aby to on spróbował naparu w pierwszej kolejności. <br />- Co o niej sądzisz? - zapytałem, lekko podekscytowany. Sam złapałem za naczynie, które sam przygotowałem dla siebie. - Uważaj, bo jest gorące. <br />Podmuchałem na napój, aby go ochłodzić. Wziąłem łyk. Ciepła herbata była naprawdę dobra. Przypominała mi o domu, a szczególnie jej delikatnie gorzki, ale intensywny smak. <br /><br /><div style="text-align: center;"><b><Hyo?></b></div></div>Mikhttp://www.blogger.com/profile/08277716510529484065noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-66942422263830143262023-09-26T10:36:00.002-07:002023-10-10T09:43:14.333-07:00Od Barbiel C.D Bastian<p> -Bastian. Jestem w Arden a ty? - Mężczyzna zrobił dwa kroki na przód pokazują się w pełni swojej okazałości. Oczy Barbiel szybko zdradziły jej zachwyt poprzez ciepłą świetlistą barwę, która od nich biła. Jedyna możliwość odczytania jej bardziej skrajnych emocji tkwiących wewnątrz. Na początku pełna jej uwaga skupiła się na ogromnych czarnych niczym smoła skrzydłach, które wielkością przytłaczały jej osobę. Czuła wraz z admiracją zazdrość.. Gdyby miała skrzydła tak ogromne jak on, jednakże pokryte śnieżnobiałymi piórami, może nie zostałaby wyrzutkiem. Jej wzrok powoli przechodził dalej, rogi na głowie mężczyzny nawet ułożone były tak jakby chciały podkreślić swoją szlachetność - równie ciemne co skrzydła niemalże zlewały się z kruczymi włosami, które naturalnie je okalały. Kobieta ujrzała jak zza mężczyzny unosi się kurz. Wodząc spojrzeniem za plecy dragonborna ujrzała potężny ogon, który prostym machnięciem poruszył ziemię kilka metrów od niej. Wydawał się niezwykle mocarny, i robił równie duże wrażenie co skrzydła. Po dokładnej egzaminacji w końcu skupiła się na ludzkich częściach mężczyzny. Mimo delikatnych rysów twarzy, jego ciało było jak skała, widocznie wytrenowane. Dziewczyna niejednokrotnie słyszała o tej rasie, posiada wiedzę, że naturalnie są niezwykle potężni, ale jej oko jest na tyle bystre by dostrzegła potok ciężkiej pracy. Wszystko do siebie idealnie pasowało, dla Barbiel mężczyzna był przykładem idealizmu, który niezwykle ją fascynował. Kobieta widziała kilku przedstawicieli dragonbornów, jednak ten osobnik wywarł na niej największej jak do tej pory wrażenie. Nagle coś ją wybiło z transu. Mężczyzna patrzył się na kobietę jakby chciał zaraz powiedzieć "Języka w gębie zapomniałaś?". Nie jest już w domu, nie ma wokół siebie ludzi jak Arriros, którzy czekaliby dłuższą chwilę, aż ta uporządkuje swoje myśli. Teraz to jej pora dostosować się do ludzi wokół.</p><span><a name='more'></a></span><p>- Corvine - Odparła krótko i beznamiętnie.</p><p> Ardem.. dziewczyna nie wiedziała zbyt dużo o szkołach, wręcz można określić ją mianem osoby kryjącej się pod kamieniem. Jedyna wiedza pochodziła z opowieści ojca. Zdawała sobie jednak sprawę z ich niezwykle wymagających treningów bojowych. Bez wątpienia wyobrażała sobie Bastiana przechodzącego wszystkie testy bez większych trudności.</p><p>-To dlatego Cię nie kojarzę - Oznajmił delikatnie drapiące się po skroni jakby chciał w ten sposób dogrzebać się do jakiejś głęboko skrytej myśli. </p><p>-Jestem tu pierwszy raz - Poinformowała by mężczyzna nie zaprzątał sobie głowy czymkolwiek co trapiło jego umysł.</p><p>-Czym dokładnie jesteś? Czarownicą? widziałem jak latałaś - Barbiel domyślała się, że jej rasa będzie kiedyś poruszonym tematem, ale nie spodziewała się, że jeszcze przed dotarciem do akademii. Mimo, że kobieta dopiero co poznała mężczyznę po jego mowie ciała i sposobie wypowiedzi czuła, że nie musi ukrywać takich informacji. Tak czy owak podejrzewała, że nietypowa mieszanka płynąca jej w żyłach szybko rozeszłaby się po językach. </p><p>-Mieszańcem - Kobieta jak zwykle nie dawała sama z siebie dłuższych odpowiedzi. Póki nie jest pytana o szczegóły nie wspomina o takowych.</p><p>-Czego? - Padło przeklęte pytanie.</p><p>-Anioła i wiedźmy - Odparła już nie patrząc mężczyźnie w oczy. Bastian chwilowo uniósł do góry brwi zaskoczony tą odpowiedzią. Reakcja pod każdym względem prawidłowa i takiej właśnie się spodziewała. Poszukując zmiany tematu poczuła, że musi niezwłocznie o coś zapytać.</p><p>-Mogę dotknąć? - Spytała patrząc intensywnie na skrzydła mężczyzny. </p><p>Bastian przytaknął z westchnięciem kładąc sobie dłoń na karku jakby chciał poprzez drobne potarcia usunąć całe napięcie, które się w nim zebrało. Widoczny dyskomfort dragonborna nie zatrzymał jednak Barbiel przed powolnym zbliżeniem się i ułożeniem dłoni na czarnym skrzydle. Kiedy jej skóra dotknęła błony między kościami promiennymi poczuła jak przechodzą ją dreszcze. Jeszcze kilka lat temu aniele skrzydła jej ojca były przez nią dziennie pielęgnowane. Przypominały te sowie, lecz były szlachetniejsze i pióra, prawie nigdy nie wypadały. Sunąc dalej palcami po smoczych łuskach zdawała sobie sprawę jak niesamowity jest świat, tworząc tyle różnych rodzai skrzydeł by miały swoje własne zalety. Nawet układ kości w smoczych bardzo się różnił, z początku Barbiel myślała, że to aniele będą lepsze w wykonywaniu skrętów i ostrych ścięć, jednak widok tych co miała przed sobą wyprowadził ją z błędu. Większa ilość kości pozwalała na zgięcia pod różnymi kątami, nagłe zmyłki, czy skosy. Coraz większe zafascynowanie budowało się w umyśle mieszańca. </p><p>-Znasz drogę do stolicy? Po treningu planuje tam wrócić - Bastian przerwał widocznie niekomfortowe dla niego milczenie co spowodowało, że Barbiel automatycznie wzięła własną rękę do siebie. - Potrenuj ze mną kilka godzin i ruszymy w drogę powrotną razem. - Mężczyzna odwrócił się widocznie skrępowany, lecz uśmiechnięty mimo to. </p><p>-Nie jestem odpowiednią pomocą, polegam na swojej magii, a ty wyraźnie przewyższasz mnie siłą. - Odparła po chwili przemyślenia dziewczyna, nie była pewna czy to dobry pomysł. Czuła jak zmęczenie powoli daje siwe znaki, co jak co, była w drodze już kilka dobrych dni. </p><p>-Liczysz, że w tym świecie będziesz walczyć tylko z przeciwnikami którzy Ci odpowiadają? Nie rozśmieszaj mnie! - Krzyknął pełen energii Bastian. Odpowiedź Barbiel wywołała u niego reakcję inną niż się spodziewała. Mężczyzna wygląda jakby dostał wyzwanie, które teraz musi wykonać. Małe ogniki lśniły w jego oczach z ekscytacji. Czyżby mężczyzna nie miał wielu okazji walczyć z osobą specjalizującą się w magii? </p><p>Kobieta szybko zorientowała się, że nie ma szans przekonać mężczyzny, nie umiała przekształcić swoich myśli w słowa, a nowy znajomy widocznie był uparty jegomościem, oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. </p><p>-Ja Barbiel, przyjmuję wyzwanie - Odzywając się z słyszalną dumą w głosie różowowłosa uświadomiła sobie, że dopiero teraz zdradziła swoje imię Bastianowi. Wyjęła łuk i ułożyła go w poziomej pozie trzymając blisko kolan by okazać szacunek - tradycja ze stron, których pochodzi. </p><p>-I to jest to co ja lubię! - Mężczyzna uśmiechnął sie od ucha do ucha odchodząc na około dziesięć metrów od dziewczyny. Wpatrując się w kobietę rozciągał swoje ciało i skrzydła. </p><p>"Nie bierze tego zbyt na poważnie?" - Pomyślała Barbiel oczekująca na to, że Bastian w końcu wyjmie jakąś broń, jednak się nie doczekała. Czyżby nie chciał się zdradzać? A może po prostu polega tylko na swojej sile i gołych pięściach? Kobieta wiedziała, że pozna odpowiedź w krótce. Widząc jak mężczyzna napręża się do lotu, zrozumiała, że to jej znak gotowości. </p><p>Pełną prędkością oboje wzbili się w powietrze, Barbiel bezdźwięcznie, a Bastian pozostając po sobie piaszczystą wichurę. Bez patrzenia na mężczyznę kobieta była w stanie określić jego położenie. Atak przyszedł prędzej niż się spodziewała. Skrzydła na pewno dawały mężczyźnie ogromną prędkość jednak równie dużo zdradzały. Oczy Barbiel same w sobie były niezwykłe, jednak w momencie użycia 'sokolego wzroku' potrafiła dostrzec to czego zwykłe nie potrafiły. Każdy ruch mięśni, czy też zmiana kątu ułożenia skrzydła dawał jej wystarczającą ilość informacji by różowowłosa mogła sprawnie wykonywać uniki i nie pozwalać mężczyźnie na zbliżenie się do jej osoby. Bastian jednak szybko do niej nadganiał co mocno ograniczało jej możliwości kontrataku. "Muszę go zgubić" - Pomyślała i przywołała do siebie nieliczne chmury znajdujące się wokół. Nawet jeśli mężczyzna straci ją z oczu na pól sekundy to wystarczająco. Widząc jak Bastian z pełną siłą machnął skrzydłami wykorzystała okazję i zasłoniła się obłokami. Robiąc na pełnej prędkości beczkę do dołu, naciągnęła świetlistą cięciwę, w które pojawiła się strzała. Upewniając się, że nie jest ona na tyle ostra by przebić łuski wycelowała w mężczyznę. Ku jej zaskoczeniu strzała odbiła się jak od stalowej tarczy i poleciała w dół znikając w połowie drogi. Kobieta będąc pewna, że jej atak nie zdążył dotrzeć do Bastiana ujrzała jak ten z uśmiechem eksponuje wielkie szpony. Zagadka rozwiązana. "Jednak ma jakieś asy w rękawie" pomyślała oddając trzy kolejne strzały z czego tylko jedna sięgnęła celu, powodując jedynie niewielkie zadrapanie na ogonie. Widząc podekscytowaną twarz dragonborna dziewczyna wiedziała, że musi przygotować się na wszystko. Otoczyła się białą szatą utrudniając jej widoczność jak i dostęp do niej. Dużo niestety to nie dało. Kobieta widząc jak mężczyzna sprawnie przedostał się pomiędzy jej chustą chcąc zrobić unik dostrzegła jak w z buzi Bastiana tlą się iskry "Zionięcie ogniem?" zaskoczona Barbiel prędko zmieniła plan i zacisnęła szatę pomiędzy którą znajdował się mężczyzna w nadziei, że unieruchomi przeciwnika i zatrzyma atak. Różnica sił niestety była zbyt duża. Mimo że udało jej się zablokować jego usta, przeciwnik wciąż był w stanie ze swoją brutalną siłą ruszać ręką, uderzył kobietę pięścią prosto w twarz co nastąpiło w wyniku jej chęci na wykonanie ostatecznego manewru. Barbiel czując jak pokazują jej się mroczki przed oczami runęła w dół wpadając w pobliskie krzaki. Uderzenie dragonborna nie było destruktywne, jednak zmęczenie, które kobieta odczuwała po tylu dniach wędrówki sprawiło, że nawet hamowanie swojej siły przez mężczyznę było i tak dla niej zbyt dużym wyzwaniem. </p><p>-Nic Ci nie jest? - Bastian momentalnie zleciał na ziemię i uklęknął koło Barbiel wyciągając ją najdelikatniej jak się da z zarośli. </p><p>-To tylko krwotok z nosa - Odparła kobieta wycierając nos gołymi dłońmi. Prędko odrzuciła swoją szatę na bok by pod żadnym pozorem jej nie splamić krwią, była dla niej zbyt ważna. </p><p>-Wybacz nie potrafię czasami opanować swojej siły, a tym bardziej nie chciałem uderzyć cię prosto w nos! - Mężczyzna wyjął z kieszonki kawałek materiału by dziewczyna mogła zatamować krwawienie.</p><p>-To moja wina. Jestem w podróży od kilku dni, musiałam się nadwyrężyć. Nie zrobiłeś mi krzywdy. - Powiedziała widząc jaki wyraz twarzy robi mężczyzna. Barbiel poczuła potrzebę ukojenia Bastiana. - To była dobra walka, miałeś rację nie każda walkę będzie wyglądać tak jakbym chciała. </p><p><Bastian?></p>Limited Editionhttp://www.blogger.com/profile/01870525015252119091noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-3059016349538509662023-09-22T07:10:00.002-07:002023-09-22T07:10:38.492-07:00Od Bastiana CD. Barbiel
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— Źle zmierzyłeś, weź jeszcze raz!
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— Już trzeci raz cię mierzę!
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
Siedzimy z Hiromaru na pomoście, wokół morze, statki, marynarze. Jest ciepło, wręcz gorąco, słońce przyjemnie grzeje, a słony wiatr porywa słowa, niesie je daleko, moje uszy wychwytują tylko odległe strzępki rozmów. Ich sens tonie w miarowym oddechu wody, w westchnieniach rozbijającej się o burty piany, w krzyku mew i poirytowanych prychnięciach zaklinacza. Nachylam się w jego stronę.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— No to inaczej zmierz, bo tak jak mierzysz, to jest źle!
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— Nieprawda!
</div>
<a name='more'></a>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
Hiro wydyma policzki, teraz wygląda jak zagniewana rozdymka. Krzyżuje ramiona na piersi, błękitne oczy patrzą na mnie z urazą, płowa czupryna powiewa z morskim wiatrem – nie obchodzi jej, że Hiro próbował jakoś związać włosy, wyglądać jak sensowny zaklinacz. Jego demon, Isagomushi, jasny żółwik wielkości kanapki, lewituje wokół nas, wykręcając w powietrzu rozbawione beczki.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— Nie bądź taki, musi wyjść inaczej!
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— Jak ma wyjść inaczej, jak wychodzi dziewiętnaście cali!
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
Teraz to mnie trafia, gryzący ogień gotuje mi się w piersi. Chcę dużą i okrągłą wartość! Taką, którą będzie można się pochwalić, która będzie ładnie wyglądała w tabelkach i będzie stanowiła ukoronowanie mojej ciężkiej pracy. Bo przecież pracuję – trenuję dzień w dzień, piach na placu treningowym Ardem aż za dobrze zna smak mojego potu, a moi rówieśnicy – smak łomotu, który bezlitośnie spuszczam na sparingu.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— Ale musi być dwadzieścia!
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— Nie będzie, Bastian! Trenuj więcej!
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
Głuchy warkot tonie w miarowym szumie fal, odwracam wzrok, przez moment błądzę nim wśród lasu żagli, wbijam go w olinowanie losowego statku, jakby mnie to nagle interesowało. Hiromaru zwija służącą nam za centymetr linkę, wzdycha, klepie mnie w ramię. Z całej siły, ledwo czuję.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— Wiesz, dziewiętnaście cali obwodu bicepsa to jest zupełnie dobry wynik.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— Ale ja chcę dwadzieścia. — Burczę, ogon gniewnie uderza o twarde drewno pomostu.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
Hiro kręci głową, Isa ląduje na jego ramieniu. Dłoń zaklinacza bezwiednie wędruje do jego demona, gładzi łuskowaty łebek.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— Czemu właśnie dwadzieścia?
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— Nie zrozumiesz — odpowiadam, znów zbiegając wzrokiem w stronę nieba. Lubię patrzeć na słońce, jest jasne i ciepłe. — To kwestia honoru.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
Nie muszę patrzeć na Hiro, by wiedzieć, że wywraca oczami. Mimo to jego głos pozostaje spokojny. Chłop ma dla mnie mnóstwo cierpliwości, ja zaś wiem, że jej często nadużywam.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— Uszy do góry, Bastian. Jesteś młodym smokiem, jeszcze rośniesz, może po prostu to jeszcze nie jest ten czas? Własnego cienia nie przeskoczysz.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— No niestety.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
Westchnienie wydobywa się z mej piersi, kręcę z rozczarowaniem głową. Nadużywam cierpliwości Hiromaru, wiem to, i próbuję odwdzięczyć się za wyrozumiałość zaklinacza tak, jak umiem najlepiej. Jak sam lubię, jak ludzie mi dziękują.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— Jesteś głodny? Ja stawiam.
</div>
<br/><br/>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
Mamy dzisiaj wolne, więc oczywiście, że nie leżę plackiem, jak połowa mojego rocznika, bo zajęcia ciężkie i odpoczynek się należy. Przeciwnik nie myśli o tym, że należy ci się odpoczynek, więc ja zawsze jestem gotowy do tego, by spuścić komuś łomot, wolne dni nie są dla mnie wyjątkiem.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
Mury Ardem widzę wokół siebie codziennie – te same twarze rówieśników i nauczycieli, te same kąty, te same sale treningowe i rozstawione w nich manekiny. Postanawiam, że dobrze byłoby zrobić sobie jakiś trening wytrzymałościowy, a że u mnie niewiele jest od postanowienia do wykonania, to właśnie lecę na pełnej prędkości na południe od stolicy, starając się sprawdzić, jak radzę sobie na tak dużych odległościach.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
Las przemyka pode mną, jak kobierzec mchu, a chłodne powietrze niesie moje skrzydła. Zawsze wyglądam tak, by było wiadomo, czym jestem – dragonbornem, w moich żyłach płynie smocza krew, a te wiecznie widoczne rogi, mocarne skrzydła i silny ogon, są tego namacalnym dowodem. Wiem, że są inni, dla których odmienność jest powodem wstydu, lecz dla mnie jest to powód do dumy i niechętnie chowam skrzydła, jeśli okazuje się, że przeszkadzają.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
W końcu decyduję się, by wylądować – niewielka polanka wygląda zachęcająco, a przebiegający w pobliżu strumień oferuje przyjemną ochłodę, gdyby trening się przeciągnął. Wiem, że szybko się przegrzewam, ta nieludzka siła ma swój koszt i ograniczenia.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
Nie zdążam do końca wypakować swoich rzeczy, gdy coś przykuwa mą uwagę – jakaś dziewczyna postanawia chyba też skorzystać z przerwy, miejsca i pogody, ląduje nieopodal mnie. Początkowo chyba mnie nie zauważa – pochłonięta swymi sprawami, zdaje się dziwić zupełnie naturalnym i zwyczajnym drobiazgom. Pozwalam jej zająć się swymi sprawami, nie przejmując się tym, że dzielę przestrzeń z kimś jeszcze, i jednocześnie próbując przypomnieć sobie, czy gdzieś wcześniej ją widziałem.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
Ardem jest duże, lecz znam tam większość uczniów, przynajmniej z widzenia. Rzecz ma się inaczej z pozostałymi Akademiami, lecz na swój własny sposób staram się przypasować ludzi do każdej z nich. Wiadomo – Ardem to sensowni ludzie, Corvine to wychuchane paniczyki, Sarlok to te wszystkie dziwaczne wyrzutki, a Lauga to same mózgi. Lecz im dłużej myślę, tym bardziej czuję, że nieznajomą widzę po raz pierwszy.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
Odzywa się do mnie, a że mnie matka w stajni nie chowała, to i ja jej odpowiadam.
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
— Bastian. — Przerywam na moment, podchodzę te dwa kroki bliżej. — Jestem w Ardem. A ty?
</div>
<div style="text-indent: 2em; text-align: justify;">
No przecież, że należy do jakiejś Akademii, co do tego nie mam wątpliwości.
</div>ChaosHeadhttp://www.blogger.com/profile/12868245638048612000noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-1356264631683422872023-09-07T13:56:00.000-07:002023-09-07T13:56:07.127-07:00Od Lyanny CD. Mavena<p> Chociaż z początku nie zadowolił mnie fakt, że do zadania wybrał Nirlaenę, to jednak pozwoli mi to lepiej zrozumieć istotę tego stworzenia. Przecież w nieskończoność nie mogłabym trzymać w tajemnicy wszelkich jej zdolności, mocnych czy też słabych stron. Z tego powodu zgodziłam się nie marudząc przy tym ani trochę. Muszę spojrzeć na to z tej strony, że rozumiejąc lepiej Nirlaenę, będę lepszym jej właścicielem. Dzięki temu w późniejszym życiu lepiej oszacuje swoje szanse i zagrożenia oraz kiedy mogę skorzystać z jej pomocy, a kiedy jest to wręcz niewskazane. <br />Dogadaliśmy się również, że Maven zajmie się ustaleniem dogodnych dla nas obojga terminów. Trochę się pożalił na to, że ma dodatkowe zajęcia z młodszymi klasami. Zaimponowało mi to, ponieważ nie wiedziałam o tym by to inni studenci sprawowali opiekę nad młodszymi osobami. Podał mi również skrawek papieru, na którym zapisany był numer jego pokoju. Wyjaśnił mi dokładnie, w którym miejscu się znajduje abym bez problemu zawitała do odpowiednich drzwi. Zdziwiłam się kiedy puścił mi przy tym oczko. Zamrugałam parę razy, a kąciki moich ust drgnęły w cichym uśmiechu.</p><p>-Nie musisz się o to martwić, mam dwójkę rodzeństwa i doskonale rozumiem o czym mówisz - odpowiedziałam biorąc od niego kartkę. - Kultura osobista wymaga zapukania najpierw do drzwi, bo czasami można wejść i srogo się zdziwić tym co się zastanie - pociągnęłam dalej szerzej się uśmiechając. Maven podchwycił żart i delikatnie się zaśmiał. - Żadnych uwag nie mam.</p><p>-To w takim razie będę czekać na twój plan - kiwnął głową i po chwili ciszy dodał. - Więc mówisz, że masz dwójkę rodzeństwa? - zostało jeszcze trochę czasu do końca zajęć, dlatego mogliśmy porozmawiać na inne tematy. Skinęłam głową. </p><p>-Mam młodszą siostrę oraz starszego brata. Mówi się o tym, że starszy brat to skarb jednak w tym przypadku to się jednak nie sprawdza - westchnęłam. - Za to siostrzyczka jest jak aniołek. A ty masz rodzeństwo? - spojrzałam mu prosto w oczy, gdy ten ledwo zauważalnie nabrał powietrza do płuc. </p><p>-Też brata ale z kolei młodszego. Nie jestem przekonany czy według niego jestem dobrym, czy złym starszym bratem - wzruszył ramionami z uniesionym kącikiem ust. Podparłam brodę wewnętrzną stronę mojej dłoni.</p><p>-Chciałabym powiedzieć, że to idzie poznać po tym w jaki sposób na ciebie patrzy... ale to też może być kłamstwo - skrzywiłam się po chwili delikatnie uśmiechając by dodać mu otuchy. </p><p>Skończyły się zajęcia, więc pożegnałam się z Mavenem i wyszłam z sali kierując się w stronę biblioteki. Na ten dzień już więcej zajęć nie miałam w planie, dlatego postanowiłam pouczyć się w bibliotece. Przy okazji napisałam swoje wszystkie zajęcia jakie miałam w planie - nie było tego dużo, ponieważ nie angażuje się zbyt wybitnie w jakiejkolwiek społeczności. Jedyne zajęcia na jakie chodzi, to są zajęcia odbywające się późnymi popołudniami we wtorki i czwartki dotyczące sprawa politycznych. Na tych zajęciach dyskutujemy i omawiamy różne ustroje polityczne, analizujemy i oceniamy różne decyzje rządzących czy innych wysoko ustawionych osób. Omawiamy również różne rody, uczymy się umiejętności oratorskich i tym podobnym. Następnego dnia po zajęciach nie poszłam od razu do Mavena. Uznałam, że zastanę go wieczorem, kiedy nie odbywają się żadne zajęcia i tak też zrobiłam. Migiem znalazłam jego pokój. W jednej dłoni trzymałam kartkę z numerem oraz osobną z moim tygodniowym planem. Drugą zapukałam do drzwi. Odsunęłam się trochę, a po chwili czekania otworzył mi drzwi chłopak. </p><p>-Cześć Maven. Tak jak prosiłeś, sporządziłam dla ciebie spis moich zajęć. Nie ma tego dużo, dlatego bez problemu mogę dostosować się do ciebie - wyjaśniłam podając mu plan. </p><p>Maven? </p>JamBlakberryhttp://www.blogger.com/profile/17205965476495040156noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-25075961148191234232023-09-02T09:59:00.002-07:002023-09-06T08:19:14.364-07:00Od Mavena CD. Lyanny<p style="text-align: justify;">Ostatnio nauczyciele coraz częściej dawali nam projekty do wykonywania w grupach by w parach. Nie wiedziałem czy jest to spowodowane dziwnym okresem na świecie, w którym nic już nie wygląda tak jak wcześniej czy chcieli pokazać buntującym się jednostkom, że walka w pojedynkę na nic się zda. Potrafiłem pracować w grupie - co prawda nie uwielbiałem tego rodzaju pracy, jednak wiedziałem, że godność była jedynie ułudą i cechą, która nieraz prowadziła na pstryczek. Dla mnie pokłonienie się komuś czy opadnięcie na kolana by pochlebić jego ego było jedynie plusem wobec mojej osoby. Dawałem mu coś co chciał, nie dając nic od siebie. Czymże było opadnięcie na kolano przy zaskarbieniu sobie sympatii kogoś kto dla naszej przyszłości może okazać się cenny? Dlatego też móc cenny wzrok spoczął na Lyannie, która wpatrywała się w mojego pierworodnego demona. <span></span></p><a name='more'></a><p></p><p style="text-align: justify;">– <b>To prawda, jej historia może być ciekawa. Gdy próbowałem znaleźć jakieś informacje w szkolnej bibliotece nic nie znalazłem, ale być może dla tego zadania udostępnią nam Królewską Bibliotekę. Miałoby to większy sens.</b> - powiedziałem na wdechu, głośno wzdychając. Po nieprzespanej nocy i użeraniem się z kolejnym, młodszym pokoleniem, które myślało, że wszystko jest tak cudowne jak w domu miałem totalnie dość. – <b>Myślę, że chciałbym zbadać Nirlaenę. Skoro sama mało o niej wiesz, możemy obydwoje się czegoś dowiedzieć. Tak byłoby rozsądnie, nieprawdaż?</b></p><p style="text-align: justify;">Ze zdziwieniem obserwowałem wyraz twarzy Lyanny. Widziałem doskonale, że mój wybór nie przypadł jej do gustu, ale sam nie chciałem iść na łatwiznę. Uśmiechnąłem się do niej lekko, chcąc pokazać, że nie robię tego by poczuła się źle. Nie lubiłem mieć wróg, jednak nie patrzyłem w swoim życiu kiedy ich stwarzam. W końcu pokiwała głową, patrząc mi w oczy. Ja nie znałem jej, ona nie znała mnie. Nasza praca może być ciekawa nie tylko z tego względu. Będziemy musieli spędzać ze sobą teraz dużo czasu, co oznacza, że musimy zmienić swoje grafiki pracy. Mój był i tak upchnięty co do minuty. </p><p style="text-align: justify;">– <b>Przynieść mi jutro swój rozkład zajęć i spis lekcji dodatkowych na które chodzisz. Postaram się pogadać z dyrektorką by ktoś inny na czas pracy przejął moje obowiązki nad młodszymi klasami. Niestety jest z tym za dużo roboty, nie dam rady podczas gdy teraz praktycznie będę spał w bibliotece. Jeśli chcesz ja także mogę dać ci swój, żebyś dodała jakieś swoje uwagi. Nie wiem co robisz w swoim wolnym czasie, dlatego to proponuje.</b> – wyjąłem z kieszeni skrawek papieru i szybko napisałem na nim liczbę. – <b>17 to numer mojego pokoju. Na początku korytarza, po lewej. Na wszelki wypadek, jak byś na coś wpadła a mnie by nie było w pobliżu. Ale od razu mówię, jestem człowiekiem który docenia, że ktoś najpierw puka, a dopiero wtedy wchodzi.</b> – puściłem jej oczko, podając jej zwijek papieru. – <b>Jakieś uwagi?</b></p><p style="text-align: center;"><b><Lyanno?></b></p>Pandzikahttp://www.blogger.com/profile/05286362423503849720noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-49772225313122319612023-09-01T05:30:00.003-07:002023-09-01T05:30:33.721-07:00Od Mavena CD. Hiromaru<p style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: center;"></p><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: inherit; text-align: justify; white-space-collapse: preserve;">Nie chciałem wystraszyć Hiromaru i powiedzieć mu, że nawet Deva nie stanowi największego z niebezpieczeństw, które spotkać można po drugiej stronie. Nawet po tylu latach, gdzie można rzecz, że demony stały się normalną rzeczywistością naszego świata, nie wszystko o nich wiedzieliśmy. Nie raz zdarzyło się, że podczas wypraw nagle, totalnie bez jakiegokolwiek znaku, stworzenie było atakowane znienacka a połączenie z nim zerwane już na zawsze. Dlatego byłem świadomy ryzyka. Właśnie dlatego Artis na wszelki wypadek krążył wokół, gotowy do działania.</span></div><span style="font-variant-alternates: normal; font-variant-east-asian: normal; font-variant-numeric: normal; vertical-align: baseline; white-space-collapse: preserve;"><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: inherit;">– <b>Na początku najczęściej nic się nie dzieje. Demony muszą zaznajomić się z otoczeniem i upewnić się, że jest bezpiecznie. Muszą wrócić przed nocą, nie chcemy by zostały tam aż tak długo.</b> - mruknąłem, kucając obok kamienia. – <b>Potem poszukamy czegoś interesującego dla ciebie. <span><a name='more'></a></span></b></span></div></span><span style="font-variant-alternates: normal; font-variant-east-asian: normal; font-variant-numeric: normal; vertical-align: baseline; white-space-collapse: preserve;"><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: inherit;">Hiro usiadł obok mnie, wpatrując się w kamień, który niczym lustro, pokazywał co dzieje się po drugiej stronie. Wiedziałem, że martwi się o swojego demona. Ja też podczas polowania na drugiego demona chodziłem w kółko upewniając się, że Devie nic nie jest. Wiedziałem, że sobie poradzi, jednak nie chciałem stracić części swojej duszy, po takim czasie ćwiczeń i docierania do siebie. Dlatego także teraz podniosłem wzrok, wpatrując się w chodzący nerwowo ogon mojego demona. Była czujna, czułem to nawet z mojego miejsca. Wiedziała, że w jej świecie czyha większe niebezpieczeństwo niż ona. W końcu nie wiedziałem ile ma lat i jak długo siedziała w Eterze, póki nie została przyzwana do mnie. Wędrówka przez drzewa trwała długo. Stworzenie przypominające żółwia trzymało się blisko pantery, która szybko pokonywała kolejne metry. Po chwili naszym oczom okazała się polana, na której pasły się różnego rodzaju zwierzęta. Niektóre znałem z książek, niektóre widziałem na oczy po raz pierwszy. Łaknąłem ten widok, być może podświadomie szukając nowego towarzysza podróży. Deva jakby wyczuwając moje intencje zaryczała głośno, co sprawiło, że stada zaczęły uciekać w bezpieczną gęstwinę. Westchnąłem, przymykając oczy. Ile musiałem się napracować by zaakceptowała Artisa. Początek był wręcz cudowny - obrażona demonica, która totalnie ignorowała moje istnienie podczas ćwiczeń z nowym demonem. Ale gdy tylko zaczął zaczepiać ją swoimi rozłożystymi rogami i ganiać się z nią w zabawie przypominającą berka, zaczęła coraz bardziej go szanować.</span></div></span><span style="font-variant-alternates: normal; font-variant-east-asian: normal; font-variant-numeric: normal; vertical-align: baseline; white-space-collapse: preserve;"><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: inherit;">– <b>Kolorowo tam, co?</b> - wskazałem dłonią na kolorowe ptaki, które syczały na nowo przybyłych. – <b>Niesamowitym dla nie jest to, że tak mało wiemy o tamtym miejscu. Eter jest podzielony na miejsca, które nazywamy pierścieniami. Im pierścień bliżej środka, spotkać można silniejsze, bardziej niesamowite ale i bardziej niebezpieczne stworzenia. Nie wiadomo ile ich jest, ale zawsze chciałem to sprawdzić. Jednak nie jest na tyle bezduszny by zmusić do tego Devę. Niepokoi się po jakiejś części drogi i wtedy każe jej wracać. Niektórzy uczniowie starszych klas, którzy mają szybkie stworzenia są także zwiadowcami, którzy pomagają odkrywać Eter.</b></span></div></span><span style="font-variant-alternates: normal; font-variant-east-asian: normal; font-variant-numeric: normal; vertical-align: baseline; white-space-collapse: preserve;"><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: inherit;">Podwinąłem rękawy mundurka, pokazując mu naszywkę, która ukazywała łapę i skrzydło. Dołączyłem do tego “<i>kółka</i>” w tamtym roku, chcąc jeszcze bardziej dać coś z siebie dla szkoły. Nie chciałem być darmozjadem, który tylko bierze.</span></div></span><span style="font-variant-alternates: normal; font-variant-east-asian: normal; font-variant-numeric: normal; vertical-align: baseline; white-space-collapse: preserve;"><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: inherit;">– <b>A ty co sądzisz o Eterze? </b>– spytałem, spoglądając na niego.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></div></span><span style="font-variant-alternates: normal; font-variant-east-asian: normal; font-variant-numeric: normal; vertical-align: baseline; white-space-collapse: preserve;"><div style="text-align: center;"><b style="font-family: inherit;"><Hiromaru?></b></div></span><p></p><span id="docs-internal-guid-af7ecabb-7fff-fad9-b3a1-5c3897056898"><div style="text-align: center;"><span style="font-family: Lora, serif; font-size: 11pt; font-variant-alternates: normal; font-variant-east-asian: normal; font-variant-numeric: normal; vertical-align: baseline; white-space-collapse: preserve;"><br /></span></div></span>Pandzikahttp://www.blogger.com/profile/05286362423503849720noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-17838223707670323592023-08-31T04:24:00.001-07:002023-09-06T07:37:46.207-07:00Od Barbiel "Przybycie"<p style="text-align: justify;"> - Tylko na siebie uważaj dobrze? - Kojący pocałunek spoczął na czole dziewczyny. Matka jak zwykle nie mogła powstrzymać łez na myśl, że rozdziela się ze swoim jedynym dzieckiem. Barbiel uniosła delikatnie kąciki ust i objęła dłonią część jej policzka by otrzeć łzy.</p><p style="text-align: justify;">-Nie martw się matko, spotkamy się niedługo. Obiecuję, że będziesz ze mnie dumna. - Złote oczy spoczęły na szkarłatnych, które ze zdenerwowaniem się w nią wpatrywały.</p><p style="text-align: justify;">-Już jestem. - Wyszeptała Edea odsuwając się od córki by upewnić się czy na pewno ma ze sobą wszystko co potrzeba, a dokładnie prowiant na długą drogę. Większa ilość rzeczy w jej średniej wielkości torbie by tylko niepotrzebnie ją spowalniała, na miejscu na pewno coś sobie kupi, a matka napchała jej całe sakwę złota by starczyło jej jak najdłużej. - Później wyślę Ci więcej więc nie martw się i kupuj wszystko co potrzebujesz. - Barbiel już kolejny raz dzisiaj rozczuliła się dobrocią matki. Nie protestowała, wiedziała, że Edea jest jeszcze bardziej uparta od niej. Śmierć ojca spowodowała, że nie miały już tak prostego życia jak wcześniej, jednak wciąż było ono godne, a czarownica bez wahania przeznaczała co mogła na córkę.</p><span><a name='more'></a></span><p style="text-align: justify;">Kobiety spędziły jeszcze chwilę czasu na rozmowie by odpowiednio się pożegnać. Obiecały regularnie pisać sobie listy i informować się nawzajem jeśli nawet najmniejsza rzecz się stanie, by druga nie żyła w niewiedzy. Barbiel zdawała sobie sprawę, że matka najpewniej będzie zachowywać co po niektóre szczegóły dla siebie by nie rozpraszać jej w nauce, lecz wierzyła, że i tak zauważy różnice w stylu jej pisma. Miała niezwykle dobre oko, a sokoli wzrok pozwoliłby jej odkryć bez problemu zdenerwowaną rękę Edei. </p><p style="text-align: justify;">- Czas na mnie. - Powiedziała pewnie Barbiel stojąc w progu chaty zdając sobie sprawę, że szybko jej nie ujrzy. Wzięła głęboki wdech jakby chciała by ten znajomy zapach pozostał z nią jak najdłużej. Rzuciła ostatnie spojrzenie w stronę matki, której mimika malowała się już dumą bardziej niż zatroskaniem. Dodało jej to otuchy, szybko wybiegła na dwór by po chwili wzbić się w przestworza. Przyjemna poranna bryza od razu zaatakowała jej policzki. Nazywała to prawdziwym uczuciem wolności. Po chwili znalazła się wśród chmur i zawirowała wokół własnej osi przy okazji przesuwając dłonią po białym materiale. Był to swojego rodzaju rytuał, który robiła za każdym razem. Oddanie czci ojcu, dzięki któremu tak dobrze znała każdą chmurę i powiew wiatru. Szepcząc pod nosem słowa modlitwy skierowała się w stronę Kernow, gdzie czekało na nią miejsce w Akademii. Matka najprawdopodobniej przeznaczyła na nią większość ich oszczędności, więc wiedziała, że nie ma takiej możliwości jak porażka. Nigdy przez całe życie nie opuściła ziem Kanzawy, wszystko odbyło się tutaj, znała tylko to co ją właśnie otacza. Mimo, że zdenerwowanie nie rysowało się na jej twarzy Barbiel ciężko przełknęła ślinę. Czuła jak jej nagie stopy drżą od ekscytacji jak i zimnego wiatru. "Exploring the unknown requires tolerating uncertainty" zacytowała w głowie słowa ulubionej książki. Odetchnęła głęboko i ruszyła przed siebie. Powolne szybowanie w stronę nieznanego stawało się coraz szybsze i szybsze. Barbiel czuła jak z każdym przelecianym metrem wszelkie niepewności opuszczają jej ciało. W zaledwie kilka minut zapomniała o troskach i z rozpostartymi rękoma na boki patrzyła jak wielkie góry Kanzawy malały. Przed nią długa podróż, nie wiedziała co czeka ją na drodze, ani co zastanie ma miejscu. Przekonanie do własnej prawy napełniało jednak jej serce wiara na lepsze jutro. </p><p style="text-align: justify;">*kilka godzin później*</p><p style="text-align: justify;">Barbiel unosiła się między dwoma szczytami gór nieruchomo. Poczuła jak powietrze staje się nieznane, cieplejsze, mniej agresywne, ziemia znacznie się oddaliła i pełna była jedynie pagórków. Nie czuła już zdenerwowania, bardziej zafascynowanie tym co widzi przed sobą. Nowe typy drzew, nawet chmury były mniej gęste, delikatniejsze. Przy ziemi widziała kwiaty, które kusiły ją by wylądowała i napawała się nieznanym zapachem. Kobieta jednak ocknęła się po chwili i spojrzała przed siebie, odczuwała powoli zmęczenie, jednak wiedziała, że jest już niedaleko. Latanie na pełnej prędkości ją mocniej wyczerpywało, aczkolwiek bardzo skróciło czas podróży. Pogoda również jej służyła, nie napotkała żadnych niedogodności. Może jednak zasługuje na małą przerwę? Skanując otoczenie upewniła się, że w pobliżu nie ma zagrożenia i powoli zleciała w dół. Hamując zaraz przy ziemi spowodowała chmurę kurzu, która wpadła jej do nosa i oczu powodując gorsze lądowanie. Kaszląc i przecierając oczy zachwiała się i upadła na ziemię. Ledwo otwierając jedno oko ponownie się rozejrzała. Jej kraina jest głównie pokryta parzącymi pod stopami skałami, więc nie spodziewała się wylądować na chłodnej ziemi, tworzącej gęsty kurz przy zbyt dużym zderzeniu z powietrzem, który wywołała podczas szybowania w dół. Wyjęła z borgara torbę z wodą i przemyła sprawnie piekące wciąż oczy. Czując dużą ulgę wzięła łyk by ukoić równie podrażnione gardło. "Tego się nie spodziewałam" pomyślała po czym wstała i się otrzepała. Ziemia naprawdę była bardzo zimna i brudziła jej stopy. Fascynowało ją to, była jak małe dziecko, które widzi coś po raz pierwszy. Widząc mały patyk tuż obok niej chwyciła go i zaczęła rysować. Jej źrenice się powiększyły, nie potrzebuje już papieru by móc coś stworzyć. Uśmiechnęła się do siebie po czym złapała się na swojej nieostrożności. Natychmiast podleciała kilka metrów do góry by ponownie zeskanować teren. Tym razem jednak coś ujrzała za drzewami niedaleko niej. Używając sokolego wzroku zobaczyła, że była to po prostu druga osoba, a nie dzikie zwierzę, bądź jakiś stwór. Powoli podlatując bliżej coraz wyraźniej widziała sylwetkę, która ewidentnie się w nią wpatrywała.</p><p style="text-align: justify;">-Witaj. Kim jesteś? - Spytała grzecznie z powściągliwością. Stolica wciąż była kilka godzin drogi stąd Barbiel wiedziała, że musi pozostać ostrożna. </p><p><Moje pierwsze opowiadanie od lat, proszę o wyrozumiałość. Będę bardzo szczęśliwa jeśli jedna bądź dwie osoby zdecydują się kontynuować ze mną wątek. :) ></p>Limited Editionhttp://www.blogger.com/profile/01870525015252119091noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-47830315499940742292023-08-12T10:33:00.002-07:002023-08-26T10:32:31.436-07:00Od Hiromaru CD. Eny<style type="text/css">.par{text-align:justify;text-indent:2em;}.list{text-align: justify; margin: 0.5em 3em; font-style: italic; line-height: 1.5;}</style>
<div class="par">
<em>Dobra, stary, dasz radę. Dasz radę i wszystko będzie dobrze. Wdech-wydech, nic się nie stresuj, sam nie jesteś, to tylko ekipa ludzi, no przecież dzieciaka nie ubiją, tak? Jak się posypie, to albo zwiejesz, albo pogadasz.</em>
</div>
<div class="par">
Próbowałem sam siebie uspokoić, starając się jakoś opanować rozbiegane myśli, lecz średnio mi to pomagało. Wiedziałem, co mam zrobić – w końcu to był mój pomysł z tym, by przetransportować rzekę do nas – ale powiedzmy sobie szczerze: nawet gdyby moim zadaniem było zawiązanie troczków od spodni, tak samo bym się denerwował.
</div>
<div class="par">
Pod opieką miałem jeszcze Willowa i Isagomushiego. I o ile mojego demona dobrze znałem i byłem pewien jego reakcji oraz tego, że mnie nie zawiedzie, o tyle martwiłem się nieco o Willowa. W końcu był tylko małym szczeniakiem, a my jeszcze nie trenowaliśmy go do walki. Na dobrą sprawę nie mieliśmy tego do końca w planach, skupiając się na tym, by Willow był przydatny dla ludzi w wiosce i licząc na to, że jeśli przyjdzie co do czego, to instynkt wilczka zadziała, pozwalając mu obronić swoje ludzkie stado. Teraz zaś miał być częścią potyczki – niby bierną i taką, którą raczej trzeba było bronić, niż żeby ona kogokolwiek broniła, ale nadal. Zerknąłem na Willowa, ten odpowiedział mi nieco niepewnym, wystraszonym spojrzeniem.<span><a name='more'></a></span>
</div>
<div class="par">
— Nie martw się, damy radę — powiedziałem do niego cicho – tak, by złodzieje nas nie usłyszeli, lecz prawdę powiedziawszy, bardziej chciałem przekonać samego siebie, niż Willowa.
</div>
<div class="par">
I wtedy usłyszałem donośny huk – tak głośny, że aż mi zęby zadźwięczały i na moment zaparło dech w płucach. Instynktownie powędrowałem dłonią do wilczego pyska, uspokajając Willowa, nim przyszłoby mu do głowy zacząć szczekać, lecz wilczek ponownie zaskoczył mnie swoim zrozumieniem sytuacji i leżał grzecznie, nie odzywając się, choć widziałem po nim, że jest wystraszony. Uszy położył po sobie, ogon wisiał nisko, a nastroszony grzbiet jasno mówił, że zwierzak się po prostu boi.
</div>
<div class="par">
Ów huk był naszym sygnałem – to on miał sprawić, że złodzieje zainteresują się tym, co działo się gdzieś w lesie i chociaż część z nich odejdzie sprawdzić, co też było źródłem tego hałasu.
</div>
<div class="par">
Ena się nie mylił. Choć był moment posiłku i mężczyźni nie spodziewali się ataku, większa grupa oderwała się od reszty, ruszyła między drzewa, poszukując nieznanego im zagrożenia. Coś się tam działo, pozostali w obozie złodzieje naradzali się jeszcze, czy może więcej z nich nie powinno pójść do lasu. Zrobiło się zamieszanie, obóz zaczął pustoszeć.
</div>
<div class="par">
To był mój czas.
</div>
<div class="par">
Poderwałem się z krzaków i zacząłem cichcem wycofywać w stronę rzeki. Panujące harmider i zamieszanie sprawiały, że nikt nie zwracał na mnie uwagi, mimo to serce tłukło mi się w piersi i miałem wrażenie, że zaraz połamie mi od wewnątrz żebra. Ręce miałem mokre ze zdenerwowania, pot płynął mi wzdłuż kręgosłupa, lecz nie przystanąłem i ani myślałem się wycofać. Nie mogłem zawieść Eny, nie mogłem zawieść ludzi z wioski. Oddaliłem się na tyle, że w końcu rzeczka zamajaczyła na odległość, na którą mogłem użyć swoich mocy.
</div>
<div class="par">
— Dobra, Isa, to teraz dajemy czadu.
</div>
<div class="par">
Żółw wylądował na moim ramieniu, przez skórę przebiegł mi ten charakterystyczny, chłodnawy i orzeźwiający prąd, który tak dobrze znałem i który zawsze się pojawiał, gdy wraz z Isagomushim używaliśmy mocy kontroli wody. Sięgnąłem myślami w stronę rzeki, zmuszając płynące fale, by wbrew swej naturze wystąpiły z brzegów, popłynęły w moją stronę. Woda wzburzyła się, spieniła, odpowiedziała mi głębokim pomrukiem, lecz spełniła prośbę. Dźwignąłem olbrzymi strumień, pozwoliłem mu popłynąć u mego boku, skierować się w stronę skradzionych materiałów. Rzeka, opuściwszy swe koryto, pomknęła dalej, ku swemu przeznaczeniu.
</div>
<div class="par">
Reszta złodziei opuściła teren obozu, nie interesowali się już tym, co się w nim działo. Pozwoliłem wodzie omyć starannie ułożone góry desek i żerdzi, zwinąć się wokół tak łatwego do porwania drewna, a następnie zaciągnąć je wraz z sobą, z powrotem ku miejscu, gdzie rzeka płynęła. Drewno było lekkie, dryfowało łatwo, lecz podniesienie takiej ilości wody nadal wypruło mnie ze wszystkich sił. Materiały konstrukcyjne gładko płynęły w odpowiednią stronę, lecz w tym momencie coś sobie uświadomiłem.
</div>
<div class="par">
— Willow? — spytałem w przestrzeń.
</div>
<div class="par">
Wilczka nigdzie nie było
</div>ChaosHeadhttp://www.blogger.com/profile/12868245638048612000noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-69910252371555873542023-08-07T13:57:00.002-07:002023-08-07T13:57:31.471-07:00Od Eny CD. Hiromaru<p style="text-align: justify;">- Ja przetransportuję rzekę do nas - powiedział Hiromaru. W jego oczach zabłysnęła pewność siebie. Nie miałem pojęcia, jaki ma pomysł, ale postanowiłem mu zaufać. Znałem chłopaka już wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że jeśli coś obieca, na pewno to wykona. Nie zadawałem więc zbędnych pytań, które jedynie traciłby nasz cenny czas. Nie mieliśmy w końcu pojęcia, kiedy złodzieje wyruszą w dalszą drogę. Może już szykują się na odejście?</p><span></span><span><a name='more'></a></span><p style="text-align: justify;">Uśmiechnąłem się delikatnie na zapewnienia Hiromaru. To rozwiązywało jeden z naszym problemów. Wszystkie te przedmioty zostaną ponownie przetransportowane do wioski. Dodatkowo - zapewnią nam bezpieczną drogę odwrotu. Możemy popłynąć nurtem razem z nimi. Przy okazji przypilnujemy, aby nic nie stało się im po drodze.<br />Nie chciałem mieszać chłopaka w żadną niepotrzebną walkę. Jeśli nie był wojownikiem, nie mogłem go narazić na żadne niebezpieczeństwo. Ani jego, ani Willowa. <br />Gdyby doszło do pojedynku musiałbym sam zmierzyć się z przeciwnikami. Wprawdzie nie bałem się takowej konfrontacji. Faktycznie złodziei było wielu, ale nie oznaczało to, że wszyscy byli wykfalifikowanymi wojownikami. Większość z nich najprawdopodobniej nie miała żadnego talentu, jeśli chodzi o sztuki walki. W innym wypadku zaatakowaliby wioskę, aby pozyskać materiały, a nie używali przykrywki nocy. <br />W ostateczności byłem gotów podjąć walkę. Miałem jednak inny pomysł. Wydawał mi się być mniej ryzykowny niż bezpośrednia konfrontacja. <br />- Odwrócę ich uwagę - poinformowałem Hiromaru. - Narobię jakiegoś hałasu po drugiej stronie polany. Będą musieli sprawdzić, co to takiego. <br />- Jesteś tego pewien? - zapytał chłopak. Widziałem, że nie jest specjalnie przekonany do mojego pomysłu żywej przynęty. - Możemy spróbować poczekać na lepszą okazję i po cichu wykraść materiały. <br />- Zrobimy tak, jeśli ten plan się nie powiedzie. Jak nie wyjdzie nam za pierwszym razem, ruszymy ich śladem i spróbujemy ponownie. Nie dajmy się tylko złapać. <br />Ustaliliśmy szczegóły. Musiałem zabrać złodziei wystarczająco daleko, aby Hiromaru miał czas przesunąć rzekę. Żałowałem, że nie będę mógł tego zobaczyć, ale może poproszę go o zaprezentowanie tego innym razem.<br />- Uważaj na siebie - rzuciłem na odchodne. - Jeśli cokolwiek by się działo, wycofaj się. Jak będzie bardzo źle, zacznij krzyczeć, a postaram się wrócić jak najszybciej. <br />Odwracanie uwagi było na tyle niebezpieczne, że zdecydowaliśmy o tym, aby Willow pozostał z Hiromaru. Musiałem wyzkazać się szybkością i zwinnością - szczeniak nie mógł ze mną iść. <br />W ciszy okrążyłem polanę. Nie odrywałem wzroku od złodziei. Byli oni właśnie w trakcie posiłku. To działało na naszą korzyść - teraz na pewno nie spodziewają się ataku. Nie będą mieli nawet czasu wymyślić planu, a to wystarczy, aby ruszyli za mną w pogoń. <br />Oddaliłem się na bezpieczną odległość. Ciągle widziałem jednak naszych przeciwników. Musiałem mieć na nich oko, aby widzieć ilu z nich ruszy w moim kierunku. Musiałem zwabić jak najwięcej, a najlepiej wszystkich. <br />Postanowiłem wywołać huk. Z tego powodu musiałem zgromadzić jak najwięcej mocy i w coś uderzyć. Dla zwiększenia efektu zmieniłem formę. Ta ludzka czasem ograniczała moje możliwości, a w tym momencie potrzebowałem dużo siły i szybkości. Zdecydowanie więcej, niż zwykle używałem. <br />Tak więc już chwilę później siedziałem w swojej demonicznej formie na jednym z drzew. Zgromadziłem potrzebną moc i uderzyłem w pobliski konar. Dźwięk rozbrzmiał chyba na połowę lasu. Nic więc dziwnego, że złodzieje podskoczyli w miejscu i zwrócili wzrok w stronę huku. Zareagowali tak, jak przypuszczaliśmy - chwycili za broń i ruszyli w moim kierunku. <br />Przeskoczyłem na kolejne drzewo i kontynuowałem atak. Kolejne głośne uderzenie przebiło się przez cichy las. Słyszałem zbliżające się głosy. Złodzieje byli już niedaleko. Musiałem się pospieszyć. <br />Postanowiłem zawrócić w stronę wrogiego obozu. Ci, którzy tam pozostali, będą musieli się ze mną zmierzyć. <br />Musiałem zapewnić Hiromaru jak najbezpieczniejsze warunki. </p><p style="text-align: center;"><b><Hiromaru?></b></p>Mikhttp://www.blogger.com/profile/08277716510529484065noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-47566760697604120272023-08-07T12:34:00.002-07:002023-09-06T08:19:54.829-07:00Od Hyo CD. Ena<div><div style="text-align: justify;">- Zapewne pamiętasz tę wioskę, do której przybyliśmy, byś odpoczął i zostaliśmy tam na kilka dni. - zrobiłem krótką przerwę, po czym, gdy mój towarzysz kiwnął potwierdzająco głową, mogłem kontynuować swoją odpowiedź. Należała się ona Enie.</div><div style="text-align: justify;">- Usłyszałem, iż zbliżają się bandyci, nie byli oni jednak sami. Dlatego wolałem cię stamtąd zabrać. Z braćmi byłeś bardziej bezpieczny niż w tamtym momencie ze mną. Mieszkańcy wioski musieli się ukryć. - ponownie przerwałem, gdyż coś przykuło moją uwagę. Był to krab, który akurat wyszedł spod piasku, w którym się ukrywał. Jego barwa była zupełnie odmienna, ale też po części zastanawiało mnie, to jak smakuje jego krew, oraz czy można by z niego zrobić coś ładnego, w czym mojemu przystojnemu partnerowi, by pasowało.<span><a name='more'></a></span></div></div><div style="text-align: justify;"> - Ziemia do Hyo. Co było dalej? - przed moimi oczyma pojawiła się machająca dłoń tego ślicznego chłopaka. Te długie palce, jasna cera, aż chce się ją polizać, a może nawet i ugryźć. Jego słowa dotarły do mnie i zwróciłem swoją uwagę na niego. Złapałem także jego dłoń, po czym polizałem jego palce. Chwilę podroczenia się, spowodowało zabraniem dłoni, speszeniem oraz pociągnięciem za ucho. Jak w zwyczaju miała to moja rodzicielka.</div><div style="text-align: justify;"> - Już mówię mój demonku. - rzekłem, po czym przyciągnąłem go do siebie i umieściłem jego lekkie ciałko między swoimi nogami. Łatwiej i lepiej, gdyż wówczas będę mógł go bez przeszkód przytulić, bawić się jego włosami, czy też nikt mi go nie skradnie. Objąłem go jedną ręką, by druga dłoń spoczęła w jego.</div><div style="text-align: justify;"> - Gdy wszyscy byli bezpieczni, mogłem zając się bandytami, bestiami i łowcami. Najwyraźniej chcieli zapolować na wampira i zdobyć jego kły. Bandyci byli łatwi, ale po włączeniu się maga i łowcy przedłużył się mój pobyt w tamtejszym miejscu. Kilka razy mnie zranili, ale miałem pożywienia, w postaci bandytów pod dostatkiem. Walka była ciekawą rozrywką, choć gdy straciłem kontrolę o mały włos, bym nie zabił mieszkańców.. - Miałem coś do dodania, ale zostało to przerwane mej osobie. Mój długowłosy partner mnie objął, tak jakby sprawdzał, czy jestem cały.</div><div style="text-align: justify;"> - Spokojnie zagoiło się wszystko. Jestem cały. Mieszkańcy żyją. Dobrze, że mój diabełek był przy mnie przez ten cały czas. - moje słowa były dziwne, przez co najwyraźniej Ena chciał zapytać o to, ale nie pozwoliłem mu na to.</div><div style="text-align: justify;">Ująłem jego policzki w obie dłonie i musnąłem wargami jego oba policzki, zahaczyłem kłem o jego zgrabny nosek, potem nastąpił buziak w czoło, aż w końcu zatrzymałem się tuż przy jego wargach.</div><div style="text-align: justify;"> - Tak się cieszę, że w końcu cię mam. - gdy bezgłośnie wyszeptałem te słowa. Nasze wargi się zetknęły. Długi czuły pocałunek, który nie miał końca.</div><div style="text-align: justify;">Jego koniec nastąpił, gdy zdyszany Ena się odsunął. Najwyraźniej zabrakło mu tchu.</div><div style="text-align: justify;"> - Hyo poczekaj. - zdyszany wypowiedział ów dwa słowa. Starał się, by jego oddech się uspokoił, oraz walące serce, które dobrze słyszałem. Tak jakby ten galop miałby zaraz się uwolnić.</div><div style="text-align: justify;"> - Może chcesz wziąć kąpiel w morzu? Nie martw się o słońce, nie zaszkodzi mnie, w razie czemu się zanurzę. - rzekłem.</div><div style="text-align: justify;"> - Tak. - jego oddech najwyraźniej wrócił, gdyż jego odpowiedź była już normalna, ale jego oczy błyszczały. Tak bardzo chciałem spędzić z nim czas, tym razem tylko we dwoje, blisko siebie. Jak połączeni niewidoczna dla nikogo wstążką, czy też nicią.</div><div style="text-align: justify;">Skoro już przechodzimy do tego, zacząłem się rozbierać, podobnie jak mój nieco wciąż speszony partner. Tym jak na niego się gapiłem, gdy zdejmował wierzchnią szatę. Zastanawiałem się, co jeszcze zdejmie, skoro i tak jesteśmy tu sami, to może i nago wejść do morza, z chęcią mu potowarzyszę w tym.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: center;">< Ena? ></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;"><i>[wchodzisz nago?]</i></span></div>Bloody moonlight of the sunhttp://www.blogger.com/profile/01759132135273750105noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-15472972136715654942023-08-04T14:59:00.003-07:002023-08-04T14:59:43.336-07:00Od Eny CD. Hyo<div style="text-align: justify;">Nie oczekiwałem takowego spotkania. Zobaczenie tutaj Hyo było dla mnie czystym zaskoczeniem. Nie spodziewałem się, że koniec naszego rozstania nastąpi tak szybko. Cieszyłem się na jego widok, ale nie chciałem od razu dać tego po sobie poznać. Czułbym się zbyt speszony, gdyby zobaczył moje emocjonalne rozklejenie. Nie mogłem mu się pokazać z tej strony, co wtedy by o mnie pomyślał? <br />Ale tak naprawdę - ucieszyłem się na jego widok. Poczułem, jak kamień spada mi z serca, że jest bezpieczny. W momencie, kiedy zniknął bez słowa i nie dawał znaku życia, moje myśli krążyły wokół Hyo i jego poczynań. </div><span><a name='more'></a></span><div style="text-align: justify;"><br />Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt wiele. Właściwie nie zdążyłem go nawet odpowiednie przywitać, kiedy chłopak nie czekając na nic, przysunął się do mnie i złożył pocałunek na moich ustach. W tamtej chwili cała moja złość na Hyo nagle uleciała. Cóż, uczucie, które mną kierowało raczej nie mogłem nazwać złością. Było to raczej zmartwienie. Ale swoim gestem młody wampir całkowicie mnie uspokoił.<br />Moje policzki jak na zawołanie spowił róż. Wyrazisty kolor znacząco odznaczył się na mojej jasnej cerze. Nawet jeśli spróbowałbym, nie dałbym rady go ukryć. Dlatego mrucząc coś niezrozumiałego, zakryłem twarz dłonią, wymruczałem coś niezrozumiałego i poszedłem za chłopakiem. <br />Hyo zgarnął wszystkie swoje rzeczy i spojrzał w moim kierunku. Uśmiechał się szeroko. <br />- Wróćmy do obozu - zdecydowałem, kiedy moja blada cera powróciła do normalności. - Bracia będą się martwić, kiedy nie zastaną mnie w namiocie. <br />Chłopak przytaknął na zgodę. Razem ruszyliśmy w stronę obozowiska. Słońce na ten moment znajdowało się już wysoko. Nie istniała żadna szansa, że moi bracia jeszcze by spali. Na pewno już zauważyli, że mnie nie ma. <br />- Mam nadzieję, że nie postawili wszystkich na baczność i nie rozpoczęli poszukiwań - zażartowałem, kiedy znajdowaliśmy się już w pobliżu. Na szczęście już z daleka dostrzegłem bliźniaków. Pomachałem im na przywitanie. <br />- Gdzie się podziewałeś? - zapytali niemal jednocześnie. Nie wyglądali na złych, raczej ciekawych. A ich zainteresowanie podwoiło się, kiedy dostrzegli podążającego za mną Hyo. <br />Pośpieszyłem im z wyjaśnieniami. Wydawało mi się, że poczuli ulgę, kiedy zobaczyli mnie tak spokojnego. Przez ostatnie dni nie potrafiłem usiedzieć w miejscu ze zmartwienia. Teraz odczułem widoczną dla nich ulgę. <br />- Dobra, dobra! Koniec tych ckliwych powitań! Wszyscy jesteśmy głodni, nasi ludzie już przygotowują śniadanie. Pośpieszmy się, bo zaraz całkowicie wystygnie! - pośpieszył nas jeden z braci. Nie miałem wyjścia, ruszyłem za całą grupą na pierwszy posiłek tego dnia. Żałowałem, że nie miałem czasu, aby porozmawiać lepiej z Hyo. <br />Śniadanie minęło nam w całkiem przyjemnej atmosferze. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i oczywiście jedliśmy. Wszystkim smakowało, nawet jeśli to nie był specjalnie wyszukany posiłek. Zwykłe ugotowane jajka, chleb i mleko w takich warunkach miały najlepszy smak. <br />- Wrócimy jutro, pewnie koło południa - poinformowali mnie bracia zaraz po posiłku. - Musimy załatwić kilka spraw w pobliżu, ale nie ma powodu, aby męczyć was drogą. Odpocznijcie dzisiaj.<br />Ucieszyłem się na słowa braci. Dzień spędzony na plaży brzmiał naprawdę przyjemnie. <br />Kiedy bracia opuścili już obozowisko, zostałem z Hyo sam na sam. Pomogłem mu rozłożyć namiot w pobliżu morza. Chciałem wziąć kąpiel wśród morskich fal, ale obawiałem się, że dla chłopaka palące słońce nie będzie zbyt przyjemne. Potrzebował cienia. <br />Namiot ten nie był specjalnie duży, ale wystarczył, żeby pomieścić nas dwoje. Także na chwilę zatrzymaliśmy się tam. Miałem wiele pytań, co do chłopaka. <br />- A więc - zacząłem. - Co się działo przez te ostatnie kilka dni?</div><div style="text-align: center;"><Hyo?></div>Mikhttp://www.blogger.com/profile/08277716510529484065noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-77636297137468393842023-08-03T23:41:00.003-07:002023-08-03T23:41:35.958-07:00Od Hiromaru CD. Neriny
<style type="text/css">.par{text-align:justify;text-indent:2em;}.list{text-align: justify; margin: 0.5em 3em; font-style: italic; line-height: 1.5;}</style>
<div class="par">
Od pierwszego momentu poczułem, że coś jest nie tak.
</div>
<div class="par">
Gdy jeszcze podróżowaliśmy do zamku, czułem, że Nerina jest lekko podenerwowana, ale w tym podenerwowaniu nie było negatywnych emocji. Wiadomo, musiała czuć się nieco niepewnie, przyprowadzając do domu kolegę z Akademii – nie wiedziała, czy mi się tam będzie podobało, czy będę się dobrze czuł, no i oczywiście pozostawało jeszcze pytanie, czy sama jej rodzina mnie polubi, czy też raczej nie. Isagomushiego to wszyscy zawsze lubili, co do tego nie miałem wątpliwości, więc z nim to był spokój. Inaczej rzecz się miała ze mną – starałem się zachowywać jak najlepiej i robić dobre wrażenie, ale powiedzmy sobie szczerze, że jakiegoś większego zaplecza jeśli chodzi o zrozumienie dworskiej etykiety, to nie miałem. Najbardziej stresowałem się tym, że wezmę nie ten widelec, co potrzeba, albo odezwę się do rodziny Neriny w jakiś nadto poufały sposób, i wyjdzie na jaw, że na dobrą sprawę jestem wieśniakiem.
</div>
<div class="par">
Martwienie się tym nie miało większego sensu. Już przybyłem, nie miałem możliwości cofnąć czasu i zrobić sobie przyspieszonego kursu etykiety panującej na syrenim dworze. Cokolwiek miało się wydarzyć, musiałem po prostu zachowywać się najlepiej, jak potrafiłem i liczyć na swe szczęście.
</div>
<div class="par">
Moje spojrzenie przesunęło się po rodzinie Neriny, zauważyłem tam też jednego chłopaka. Nerina nie wspominała, że ma jakiegoś brata, poza tym tamten drugi w ogóle nie był do niej podobny. Domyśliłem się, że musiał to być jej narzeczony. Cóż, w szkole ludzie mówili to, czy tamto, mimowolnie usłyszałem trochę, ale postanowiłem nie zaczynać tematu z Neriną, w końcu ona sama nic o narzeczonym nie wspominała.
</div>
<div class="par">
I może byłem wieśniakiem, ale nie aż takim gburem, by nie ogarnąć, że coś jest z tej przyczyny nie tak. Zerknąłem na gościa, ale jak mam być szczery, to ciężko było mi cokolwiek więcej wywnioskować. Starałem się też nie oceniać ludzi, jeśli ich zbyt dobrze nie znałem, a jeśli chodziło o narzeczonego Neriny, to widzieliśmy się przecież pierwszy raz w życiu.
</div>
<div class="par">
Dałem się posadzić tam, gdzie mnie usadzono, i w duchu cieszyłem się z tego, że miałem Nerinę blisko siebie. Zawsze jakieś oparcie, jakby dyskusja się urwała albo przeszła na jakieś tory, z którymi bym sobie nie poradził – ot, chociażby politykę, ekonomię czy sto tysięcy innych tematów, o których zwykli ludzie nie mieli zielonego pojęcia. Na szczęście jednak los się do mnie uśmiechnął, a może po prostu rodzina Neriny nie chciała sprawić, bym poczuł się niezręcznie, bo temat zszedł na jedzenie, a w tej materii zawsze miałem coś do powiedzenia.
</div>
<div class="par">
— Bardzo mi się tu podoba, dziękuję — powiedziałem, częstując swojego demona kawałkiem krewetki. — I obaj z Isagomushim wyjdziemy stąd kuliści jak beczki. Jedzenie jest niesamowite, naprawdę. Mam nadzieję, że nie robię tu wszystkim jakiegoś problemu… — dodałem nieco ciszej.
</div>ChaosHeadhttp://www.blogger.com/profile/12868245638048612000noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7521250330464541051.post-85443095893770564372023-07-31T14:11:00.001-07:002023-07-31T14:11:40.126-07:00Od Neriny CD. Hiromaru<div style="text-align: justify;">W jadalni czekała już na nas moje mama, ojczym oraz... mój narzeczony. Uśmiech, który miałam na początku od razu znikł, gdy go tylko zobaczyłam. Nie rozumiałam, co on tutaj w ogóle robił. Nie życzyłam sobie, aby przebywał w moim towarzystwie. To był jakiś absurd, że miałam wyjść za mąż za osobę, której kompletnie nie znałam i do której nie miałam żadnych uczuć. Chciałam być z kimś, kogo naprawdę byłabym w stanie pokochać i spędzić z tą osobą resztę życia. Jednak wątpiłam w to, aby mój pierwszy pocałunek był z osobą, z którą związałabym się aż do śmierci. To byłoby za bardzo romantyczne. Nikt nie mówi, że niemożliwe, ale nawet moi rodzice pokazali mi, że miłość nie jest taka prosta. Z miłością miałam różne podejście. Na początku sądziłam, że uczucia nie są stałe i znikają po pewnym czasie lub przez niektóre trudności, ale to było dawno temu. Wiedziałam, że tamtej mnie nie przeszkadzałyby zaręczyny. Jednak potem zaczęłam w to wierzyć, że gdzieś tam jest może odpowiednia osoba, która pokażę, że się mylę. </div><div style="text-align: left;"><div style="text-align: justify;">Podpłynęłam do kamienia, który robił za krzesło, obok Drake'a, który uśmiechnął, gdy tylko usiadłam. Starałam się na niego nie zwracać uwagi i spojrzałam tylko na to, jak moje siostry kłócą się o to, gdzie Hiromaru powinien usiąść. </div><div style="text-align: justify;"> — Dziewczynki, sądzę, że nasz gość powinien usiąść przy Nerinie — wcięła się moja mama, na co siostry spojrzały na nią oburzone, kłócąc się jeszcze bardziej. — W końcu to jej przyjaciel i czułby się na pewno najbardziej komfortowo przy niej.</div></div><div style="text-align: justify;">Kilka moich sióstr wykłócało się jeszcze bardziej, a reszta tylko pokiwała głową, dając spokój mojemu przyjacielowi. </div><div style="text-align: justify;">Usiadłam powoli na kamieniu i uśmiechnęłam się do Hiromaru, nie zwracając uwagi na innych i klepiąc miejsce obok mnie. Chłopak podpłynął i usiadł obok. Po chwili reszta rodziny też zajęła swoje miejsca, a obok Hiro usiadła Attina, która wydawała się najmniej zainteresowana nim. </div><div style="text-align: justify;">Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, przybyły syreny, które przyniosły nam jedzenie. Na talerzach były ryby, krewetki, ośmiornice, kalmary oraz algi i wodorosty w postaci różnych sałatek. Jeśli ktoś zapytałby mnie kiedykolwiek, jakie jedzenie wolę - morskie czy te na lądzie, odpowiedziałabym bez wahania, że lądowe, ponieważ to, jak potrafili doprawić jedzenie było niesamowite. Syrenie jedzenie niestety było bez przypraw. </div><div style="text-align: left;"><div style="text-align: justify;">Zerknęłam na Hiromaru, uśmiechając się lekko do niego i nachyliłam się, aby szepnąć, gdy siostry zaczęły głośno gadać i nakładać jedzenie.</div><div style="text-align: justify;">— Mam nadzieję, że podoba ci się tutaj póki co — powiedziałam. — No i powiedz, czy morskie jedzenie jest smaczne, gdy tylko spróbujesz.</div></div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;"><Hiromaru?></div>KiraLunahttp://www.blogger.com/profile/14090897998307521207noreply@blogger.com0