Administracja

Strony

poniedziałek, 11 maja 2020

Od Aniena do Rowana

Tego dnia specjalnie postanowiłem wstać wcześniej, żeby znowu nie musieć czekać trzech godzin w łazience, aż moje współlokatorki postanowią zwolnić to pomieszczenie. Wszystko rozumiem, też lubię o siebie dbać, a kobiety mają na tym punkcie fioła, ale ile można? Ja osobiście prędzej bym umarł, stać trzy godziny bez przerwy. Ale nic nie mogłem na to poradzić. Odkryłem kołdrę z głowy i położyłam ukochanego pluszaka na środku łóżka, samemu kierując się do łazienki, z nadzieją, że nie ma tam jeszcze Lyanny czy Sylvy. Niepewnie podszedłem i zapukałem cztery razy - jak zwykle zresztą - oczekując na jakąkolwiek odpowiedź z pomieszczenia. Nikt się nie odzywał, nie było również słychać lecącej wody więc lekko uchyliłem drzwi, odwracając głowę. Gdyby jednak, to któraś zacznie krzyczeć, żebym zamknął drzwi, a ja nie miałem potem ochoty słuchać, jaki to zboczony nie jestem. Jednak dalej panowała cisza, więc uśmiechnąłem się sam do siebie i wszedłem do łazienki, zamykając ją na taki śmieszny zamek. Wykonałem poranną toaletę dosyć sprawnie, po ubraniu się roztrzepałem włosy przed lustrem, starając się je jako tako ułożyć, kiedy usłyszałem dobijanie się do drzwi. 
- Lyanna, ile będziesz tam jeszcze siedzieć? - usłyszałem. Szybko zgarnąłem piżamę i powoli uchyliłem drzwi, aby nie uderzyć dziewczyny. - a, to ty Anien. Wybacz. - rzuciła krótko, a ja delikatnie się uśmiechnąłem.
- Nic nie szkodzi. - usunąłem jej się z drogi i ogarnąłem swoje łóżko. Właściwie zastanawiałem się, co mam zamiar robić cały dzień. Po lekcjach, oczywiście. Codziennie miałem dylematy tej konsystencji, co ze sobą począć. Trudno wymyślić coś, co będzie odpowiednie, wykluczając wszystkie interakcje społeczne. Nie miałem chyba ochoty z nikim nawiązywać bliskiej, czy jakiejkolwiek innej więzi. Pogłaskałem Iliuminę i spakowałem torbę na zajęcia. Szczerze nie chciało mi się iść i słuchać tego gadania, jednego nauczyciela po drugim. Dziś jakoś nie miałem na to humoru. W ogóle irytowała mnie sama myśl, że muszę iść i przebywać  tak dużą ilością ludzi. Dla nich byłem jak każdy inny i nikt się mnie nie przejmował (dzięki Bogu), ale mi to wcale nie było na rękę. To było najgorsze. Ta bezradność. Spojrzałem na zegar i spostrzegłem, że jestem już tak naprawdę spóźniony, więc przestałem rozmyślać i zwlokłem się z łóżka, udając się na lekcje. 
***
Zostało jakieś ostatnie pięć minut lekcji, więc szybko przeanalizowałem, co będę robił w wolnym czasie. Nie zapisałem oczywiście reszty notatek, a nie wezmę ich od nikogo, aż tak zdesperowany nie byłem. Jednak ten problem odłożyłem na później. Po krótkim namyśle postanowiłem udać się na łąkę, ewentualnie granicę pola z lasem. Powinno być tam raczej spokojnie. Mógłbym wziąć książkę i sobie tam po prostu posiedzieć. To był dobry pomysł. Kiedy tylko usłyszałem znak sygnał, że lekcja się skończyła, pobiegłem do pokoju odłożyć torbę, chwycić ulubioną książkę i pójść na łąkę. Oczywiście, zanim ponownie opuściłem pokój, upewniłem się, że mój miś leży tam, gdzie powinien. Wszystko było w porządku, więc udałem się na łąkę. Wybrałem jakieś drzewo, które stanowiło granicę między lasem a polem. Usiadłem pod dosyć dużym dębem i rozejrzałem. Słońce grzało, zrobiło mi się naprawdę ciepło. Przeczesałem śnieżnobiałe włosy palcami do tyłu, po raz kolejny łudząc się, że nie powrócą one do poprzedniej postaci. Westchnąłem tylko i zacząłem czytać. Po jakimś czasie usłyszałem rozmowę - czy też bardziej kłótnię - dwóch mężczyzn. Postanowiłem, że po cichu wstanę i zobaczę, co tam się dzieje. Okazało się, że wszystko rozgrywało się bliżej niż myślałem, a samo moje zwrócenie głowy w ich stronę spotkało się z niezadowoleniem. Wyższy i ewidentnie silniejszy mężczyzna puścił drugiego, który jeszcze przed chwilą był podparty o pień drzewa.
- Szukasz kłopotów, dzieciaku? - warknął w moją stronę, a ja nerwowo odłożyłem książkę obok siebie, po czym wstałem. Był ode mnie o głowę wyższy, więc ja sam swoją byłem zmuszony ponieść do góry, by na niego spojrzeć.
- N-nie, b-b-byłem tu w-wcześniej niż T-ty, a-a-a-ale mogę s-sobie p-p-pójść. - zacząłem się jąkać, w obawie, że wrócę do Akademii z obitą twarzą.

Rowan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz