Administracja

Strony

poniedziałek, 11 maja 2020

Od Sylvy do Beverly - Event


Zajmowanie się rannymi, nie należało do najłatwiejszych zadań. Niektórych trzeba było przenosić na tyle delikatnie, by ich jeszcze bardziej nie uszkodzić. Lars pomagał mi, przynajmniej próbował, ale przez swoje gabaryty bałam się, że przez przypadek zrobi komuś krzywdę. Zawsze w takich chwilach, gdy świat stawał na głowię, a wokół panował chaos i nie ład, czułam od niego spokój, który pozytywnie wpływał na moje emocje. Wytarłam twarz z potu, zerkając na Beverly, która biegała niedaleko mnie. Wiedziałam, ze jest równie zmęczona jak ja, lecz próbowałyśmy tego po sobie nie pokazywać, żeby Azriel się nad nami nie litował. 
- Już wszyscy? - zapytałam, gdy dziewczyna znalazła się bliżej mnie, wraz z wiadrem z wodą. Uniosła na mnie swój wzrok, a kilka kosmyków opadło na jej twarz.
- Jeszcze trzy osoby, ale są w stanie najmniejszej troski - mruknęła, wracając do swojej pracy. Ruszyłam w stronę pozostałych noszy z rannymi. Trzeba było się ruszyć.

~*~

Atak w takim momencie była ostatnią rzeczą, o którą bym prosiła. Orkowie atakowali z każdej strony, nie dając nawet chwili wytchnienia. Mój demon wepchnął się przede mnie, prawie wszystkie ataki przyjmując na siebie. Większość ataków wyprowadzał nasz lider, my tylko chroniliśmy go, próbując nie wchodzić mu w drogę. Lecz widok cywilów znajdujących się tak blisko nas, wstrzymał bicie mojego serca. Podczas gdy Azriel ruszył powoli w ich stronę, ja wraz z Beverly próbowałam odwrócić ich uwagę. Nie chciałam by oni także ich zauważyli, to mocno by mogło skomplikować sprawę. Lecz nic nie trwa wiecznie, prawda? Jeden z napastników dostrzegł kątem oka ruch obok siebie i ruszył w stronę Azriela i cywilów. Wtedy postąpiłam instynktownie, pozwalając mocy Larsa zawładnąć mną. Postawiłam pomiędzy nimi ścianę ognia, od razu zwęglając jednego z orków. Wyciągnęłam rękę, prąc przed siebie. Ogień przesuwał się wraz z moim ruchem, zmuszając ich do wycofania się. Tymczasem dziewczyna doskoczyła do naszego lidera, pomagając zabrać mieszkańców z miejsca potencjalnie niebezpiecznego. Wiedziałam, że po takiej akcji będę dla nich przez chwilę bezużyteczna, musząc odpocząć i wygasić w sobie ogień. Wojowniczy szał Larsa wcale w tym nie pomagał, wręcz dokładał oliwy. Odwróciłem się na chwilę, by zobaczyć co dzieje się za moimi plecami. Azriel patrzył się na mnie, nie wiedząc czy pomóc Beverly czy miWarknęłam na niego.
- Idź z nią, zaraz dołączę - krzyknęłam na tyle by mógł mnie usłyszeć. Wiedziałam, że taki plan nie pasował mu, lecz posłusznie ruszył we wskazanym przeze mnie kierunku, podczas gdy ja walczyłam by ogień nie pochłoną pobliskich budynków, jeszcze tego by mi brakowało. Orkowie wycofali się, uciekając pewnie po posiłki. Wiedziałam, że prędzej czy później tu wrócą, dlatego musiałam jak najszybciej się stąd zmywać. Biegiem ruszyłam w ślady swojej drużyny, próbując uspokoić swoje myśli. Zobaczyłam ich sylwetki z daleka, trzymałam jednak dystans, nie chciałam zrobić im krzywdy. Szłam za nimi, czuwając by nie nastąpił kolejny atak. Przeszukiwałam także niesprawdzone przez nas gruzy, lecz nikogo pod nimi na szczęście nie było.
- Sylva! - Beverly zauważyła mnie, zaczęła biec w moją stronę, lecz wyciągnęłam przed siebie dłoń, nakazując się zatrzymać. Zrobiła to ze zdziwioną miną.
- Nie podchodźcie na razie, muszę się uspokoić - wytłumaczyłam jej, pokazując ogniki tańczące na moich palcach - Z nimi okey? - wskazałam na cywilów, którym Azriel kazał usiąść pod ścianą.



Beverly?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz