Administracja

Strony

niedziela, 17 maja 2020

Od Azriela do Sylvy - Event

Oględziny pozostałych skrawków spowitych w rozpaczy terenów nie zajęły długo - zaledwie po kilku godzinach bezowocnych poszukiwań drużyna powróciła na miejsce zbiórki, wymieniając się spostrzeżeniami, a także wymyślanymi na bieżąco planami co do ich dalszych działań. Azriel z uwagą wysłuchiwał opinii swych towarzyszek, dorzucając własne uwagi i obawy, jakoby przebieg ich misji okazał się zbyt prosty do zaakceptowania. I choć w głębi serca czuł ulgę, że ewakuacja przerażonych, ledwo zipiących mieszkańców zakończyła się sukcesem, zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że nie powinni chwalić dnia przed zachodem słońca. Chłopak nie podzielił się jednak wątpliwościami z resztą drużyny, wychodząc z założenia, jakoby zbędne zadeptywanie okruchów nadziei miało skruszyć powstałe w ciągu ostatnich godzin zalążki współpracy i zrozumienia. Siedzieli więc w milczeniu jeszcze przez chwilę, nim chylące się ku zachodowi słońce oraz wywracające się do góry nogami żołądki sprawiły, że całą trójką podjęli decyzję o zadbaniu o własne potrzeby. Polowa kolacja nie należała do szczególnie przyjemnych doświadczeń, jednak wszyscy przebywający w obozie rezydenci zdawali się ignorować wykrzywiającą twarz gorycz - liczyło się jedynie odzyskanie utraconych przy ciężkiej pracy sił. Po skończonym posiłku drużyna kręciła się między namiotami jeszcze przez jakiś czas, wspomagając pogrążonych w pracoholiczym szale medyków, transportując różnorakie medykamenty oraz raporty, nim zdominowani zmęczeniem najzwyczajniej zasnęli.
***
Zerwali się o świcie, zbudzeni brzęczeniem metalowych wózków i narzekań wyczerpanych pielęgniarek próbujących doprowadzić do porządku wyjących z bólu poszkodowanych. Azriel przeklął pod nosem, w mgnieniu oka doprowadzając się do względnego porządku, nim dołączył do siedzących przy ognisku Sylvy i Beverly. Elfka bez zawahania podała mu miskę z nieprzyjemnie wyglądającym śniadaniem, jednak wciąż trzymające chłopaka zmęczenie nie pozwoliło mu na nic więcej, niż imitujące podziękowania skinienie głową. Siedzieli w milczeniu, wsłuchując się w rozbrzmiewające z każdej strony rozmowy dotyczące dalszych działań personelu i narastających obaw dotyczących bezpieczeństwa obozowiska. Sullivan wziął sobie do serca rzucane w eter, pośrednie prośby medyków i gdy tylko całą trójką skończyli jeść, ponownie znalazł się w butach lidera, instruując kobiety co do ich dalszych działań.
- Sylva, chciałbym, żebyś okrążyła z Larsem wszystkie namioty w poszukiwaniu ewentualnych dowodów na wykrycie nas przez orków. - Przejechał spojrzeniem po wymalowanym przed nim krajobrazie. - Beverly, obejdź stanowiska medyczne i sprawdź, czy lekarzom niczego nie brakuje. Ja pomogę przy zaopatrzeniu. Wszystko zrozumiałe?
Dziewczyny skinęły głowami, natychmiastowo ruszając w stronę przydzielonych im zadań. Czarnowłosy nie pozostawał im dłużny, bez zbędnych ociągnięć kierując się ku ulokowanemu na obrzeżu magazynowi. Każdy stawiany w osobliwej ciszy krok napełniał go coraz większym zwątpieniem w faktyczną istotę sytuacji, w której się znaleźli. Wczorajszy atak niewątpliwie żądnych krwi orków zakończył się równie szybko, jak się pojawił, a Azriel szczerze wątpił, by okupujące Dwór monstra nie miały niczego więcej w zanadrzu. Przekląwszy pod nosem, wszedł jednak do środka zielonkawego namiotu, przechwytując z ulokowanego w centrum biurka spis przywiezionych dóbr. Demon rzetelnie przeliczył wszystkie znajdujące się przed nim skrzynie, rozwierając wieka każdej z nich. Czas mijał nieubłaganie, a cyfry powoli zlewały się w jedno, napełniając chłopaka osobliwym spokojem, jakoby faktycznie tlące się w głowie niepewności były jedynie wytworem nieprzyzwyczajonej do pokoju wyobraźni. I właśnie wtedy, gdy Azriel szykował się do wyjścia, jego uwagę przyciągnęły ledwo widoczne plamy krwi, pokrywające leżące najbliżej wejścia skrzynie i skrawki zadeptanej trawy. Zmarszczył brwi, a serce gwałtownie przyspieszyło. Przykucnąwszy obok dziwnego zjawiska, mężczyzna przyjrzał się bliżej nieregularnie ulokowanym zabrudzeniom, czym prędzej zaglądając do środka - i choć na pozór wszystko zdawało się w jak najlepszym porządku, niezrozumiały impuls sprawił, że Sullivan otworzył ułożone w środku apteczki i, co poskutkowało wiązanką wyjątkowo ordynarnych bluzg, odkrył, że większość z nich była całkowicie pusta, bądź wypełniona opróżnionymi, podniszczonymi opakowaniami po lekach. Czyżby przeświadczenie o nienaturalnym spokoju jednak okazało się prawdziwe? Sprawdził raz jeszcze wykaz zużytych medykamentów i ku ogromnemu niezadowoleniu zauważył, że żadna z odnalezionych apteczek nie została w nim uwzględniona. Demon nie zwlekał dłużej, czym prędzej opuszczając magazyn, ruszając na poszukiwania swych towarzyszek - musiał podzielić się z nimi niespodziewanym odkryciem. Nie miał pojęcia, jak długo błąkał się pomiędzy namiotami, nim ujrzał na horyzoncie znajomą sylwetkę - przyspieszył więc kroku, by zaledwie chwilę później znaleźć się tuż obok Sylvy. Nie zdążył jednak wyrazić swych obaw, gdyż rozbrzmiewający obok głos równie zaalarmowanej czymś Beverly przykuł uwagę ich obu. Demon przeskoczył wzrokiem pomiędzy swymi towarzyszkami, których spojrzenia wyraźnie wskazywały, że nie był jedynym, który podczas swych zadań odkrył coś niepokojącego. Odetchnął głęboko, pozwalając sobie zabrać głos jako pierwszy, ze szczegółami opowiadając dziewczynom o niezidentyfikowanych plamach krwi i pustych apteczkach, wzbogacając całość własnymi wnioskami, jakoby przeciwnicy zdołali odnaleźć skrytą w głuszy bazę.

[Sylva?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz