Administracja

Strony

sobota, 16 maja 2020

Od Morohenoye do Luciena - Event

Kiedy Lucien mnie przeniósł na dach z jednej strony cieszyłam się, bo zapewniało mi to chociaż trochę więcej bezpieczeństwa niż mieli ludzie na dole, ale z drugiej... To jest strasznie duża odpowiedzialność, mam jednocześnie skupić się na ochranianiu siebie, innych i atakowaniu. Akurat teraz brakowało jedynie tego, żeby do środka wtargnęli orkowie, wtedy kiedy wykonywaliśmy nasze zadanie. A powinniśmy je wykonać bezproblemowo.
- Masz tu siedzieć i strzelać po cichu, rozumiesz? Jesteś nam potrzebna żywa - po tych słowach Lucien zniknął, przenosząc się z powrotem do Nixa, nie czekając aż jakoś na to zareaguję. Westchnęłam i wyciągnęłam jedną strzałę, przygotowując swój łuk do strzału. Kątem oka widziałam jak cień Luciena wprost eksplodował, zalewając ciemnością swoje otoczenie. A potem skupiłam się
na celowaniu we wrogów. Po pewnym czasie nawet nie przejmowałam się, aby czekać na jakikolwiek rozkaz. Najprawdopodobniej nie czyni to ze mnie dobrego żołnierza, ale uznałam, że w takiej sytuacji nie mam czasu na czekanie aż ktoś wyda mi pozwolenie do strzału, jeśli czyjeś życie jest zagrożone. W tej chwili liczyło się w sumie tylko to, aby odeprzeć ich atak i wszystkich wybić, co do jednego. A przynajmniej by ich stąd wygonić.
I przez jakiś czas szło dobrze. Dawaliśmy radę jednocześnie atakować armię orków i ochraniać bezbronnych mieszkańców, którzy się ewakuowali. Ale pojawiało się coraz więcej potworów, nawet nie byłam do końca pewna skąd się ich tyle bierze. I pewnie z powodu tej beznadziejnej sytuacji w jakiej się znaleźliśmy Lucien zarządził odwrót. Tylko problem polegał na tym, że Nix gdzieś zniknął. I jeśli mieliśmy uciekać, to musiałam najpierw go znaleźć. Ciekawe co go zmusiło do oddalenia się od grupy.
Nie miałam najmniejszego pojęcia, gdzie mógłby się podziewać, więc biegłam po całej okolicy, przy okazji próbując unikać jakichkolwiek starć jak tylko mogłam. Nie uśmiechała mi się jakaś walka w momencie kiedy powinnam się ewakuować. Dlatego pomyślałam, że dobrym pomysłem będzie skierowanie się do lasu. W końcu, nie powinno tam nikogo być, a orkowie są bardziej zainteresowani ludźmi i dewastacją ich mienia.
I pewnie w mojej decyzji było jakieś przeczucie, bo po jakimś czasie znalazłam Nix'a, łażącego po lesie i rozglądającego się na prawo i lewo, jakby czegoś szukał. Podeszłam do niego, stając przed nim i próbując zwrócić na siebie jego uwagę.
- Gdzie ty się włóczysz, szukałam cię - powiedziałam głęboko oddychając. Może i byłam całkiem wytrzymała fizycznie to jednak maraton po okolicy z unikami przed śmiertelnymi ciosami wrogów był ponad moje możliwości - Uciekamy stąd. Lucien kazał uciekać. Słyszysz? - próbowałam się jakoż z nim porozumieć, ale zdawał się w ogóle nie rozumieć powagi naszej sytuacji.
- Ale nie znalazłem jeszcze dwójki dzieci - odpowiedział w końcu przenosząc na mnie wzrok. Z jednej strony wydawało mi się to bardzo szlachetne i w ogóle, ale jednak... Lucien kazał nam robić co innego.
- Pamiętasz, że Lucien powiedział, że mamy uciekać kiedy sytuacja zrobi się nieprzyjemna? I że mamy nie zwracać uwagi na nikogo, nawet na niego? - mówiłam tonem, którego używa matka tłumacząca swojemu nierozumnemu dziecku, że ogień jest gorący i nie powinno się wkładać do niego rąk. A po mojej wypowiedzi zapadło milczenie. Nix najwyraźniej zaangażował się w owe zadanie i nie zamierzał odpuścić - Niech będzie, pomogę ci je znaleźć. Tylko jeśli już to ty będziesz się tłumaczył - z głębokim westchnięciem rozpoczęłam poszukiwania. Kto pomyślał, aby wypuszczać dzieci do lasu w takim czasie? Czy może same wybiegły, przerażone niebezpieczeństwem i być może rychłą śmiercią z rąk wrogów? Nie chciałam sobie wyobrażać żadnych czarnych scenariuszy, w tym momencie to było najmniej potrzebne.
We dwójkę poszło nam szybciej i łatwiej, więc po całkiem niedługim czasie znaleźliśmy dwójkę pozostałych dzieci, które pałętały się bez celu po lesie. Na szczęście nie ucierpiały w żaden sposób, może jedynie najadły się strachu.
- Znaleźliśmy je, więc teraz uciekamy i tym razem nie dyskutuj - mruknęłam popychając chłopaka, aby zaczął się ewakuować z tego miejsca.

Lucien?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz