Administracja

Strony

wtorek, 19 maja 2020

Od Lyanny do Colette - Event

Dzień rozpoczął się dla mnie tak jak zawsze. Nic nie wskazywało na to, by cokolwiek zakłóciło moją rutynę szkolną. I tak szłam z myślą aż po opuszczeniu akademika. Wychodząc natknęłam się na głównego zarządcę akademika dla uczniów mojego typu. Przywitałam się z nim grzecznie, był jedną z osób, które najbardziej polubiłam na tym kampusie. Jednak mężczyzna dzisiejszego poranka milczał jak zaklęty. Zatrzymałam się w pół kroku odwracając delikatnie głowę w jego stronę. To nie było w jego stylu, zwykle uśmiechał się do mnie z jakąś dziwną energią odpowiadając na pozdrowienie. Zbliżył się do mnie i pochylił nad moim uchem jakby nikt nie mógł usłyszeć tego, co zaraz do mnie powie.
-Nadeszły okropne czasy, wróć cała bo kto będzie mówił mi co rano ‘dzień dobry’? - powiedział jakby ze śmiechem ale czułam, że mówi również całkowicie poważnie.
-Co ma pan na myśli? -odparłam bezceremonialnie.
-Wracaj się i zabierz najpotrzebniejsze rzeczy. Akademia wysyła cię na misję do Nocnego Dworu. Tutaj masz napisane miejsce umówionej zbiórki. Mam nadzieję, że ta misja nie będzie misją samobójczą - wcisnął mi kartkę papieru i szybko się oddalił.
Zamrugałam parę razy, po czym w pierwszej kolejności przeczytałam miejsce spotkania. Pewnym krokiem wróciłam do pokoju. Nie wzięłam zbyt wiele rzeczy, ponieważ nie potrzebuję zbędnego bagażu na mych barkach. Pomachałam ogonem wychodząc z akademika. Spojrzałam się na budynek Sarlok ostatni raz i skręciłam w drugą stronę. Dotarłam na miejsce niemalże od razu, jako jedna z pierwszych uczniów. Rycerz spojrzał na mnie smętnie pytając o moją godność. Krótko się przedstawiłam oczekując wyjaśnień. Po chwili dołączyła do nas ciemnowłosa dziewczyna. Wydawała się być niezadowolona z zaistniałej sytuacji. Rycerz począł nam wyjaśniać o co tutaj tak właściwie chodzi. Zadanie jakie otrzymaliśmy wydawało się niezwykle banalne. Właśnie, warto zaznaczyć słowo “wydawało”, ponieważ jest ono kluczowe. Pomoc medykom nie może być przecież niczym trudnym, prawda? Jako trzecia osoba przyszła bardziej rozentuzjowana dziewczyna, co mnie w duchu trochę uspokoiło. Nie chciałam być w drużynie z markotnymi ludźmi. Oprócz niej powinien pojawić się jeszcze mężczyzna a liderem całej akcji zostałam ja. Patrząc na to, że dziewczyna emanowała równie dziwną energią co zarządca akademika, spóźnialskiego Darumę oraz wiecznie niezadowolonej Carmen, to faktycznie najlepszy wybór. Na starcie postanowiłam ich poprosić o to, aby każdy się przedstawił. Potrzebowałam informacji na ich temat. Muszę wiedzieć w jaki sposób mam ukierunkować swój plan i z kim mam do czynienia. Na pierwszy ogień poszła Colette, która będąc wampirem choruje na hemofobie. W pierwszej chwili myślałam, że jest to jakiś głupi żart z jej strony ale nie - mówiła całkowicie poważnie. Przy rannych zawsze jest krew. Następna była Carmen, która nie darzyła zbytnio nikogo szacunkiem. Nie miałam pojęcia w jaki sposób te informację mają mi się w ogóle przydać. Dobrze, potrafią się bronić ale dobranie drużyny mam po prostu najlepszego. No już gorzej być nie mogło. Na moment wydałam dość oczywiste rozkazy. Dołączył do nas Daruma i liczyłam w duchu na genialny zwrot akcji ale! Patrząc na to, w jak nerwowy sposób zareagował na to, by cokolwiek o sobie powiedział... Dobrze, że  potrafi parę zaklęć, może faktycznie nie będzie tragedii. Chłopak otrzymał na swój grzbiet dosyć ciężki pakunek. Wszyscy zostali w posiadaniu także białych kitli, który na mnie wydawał się zdecydowanie za duży. Podwinęła jego rękaw najwyżej jak się da. Podeszłam do grupy lekarzy pytając o instrukcje miejsca usytuowania szpitala polowego.  Podpytałam również o to jak jest zbudowany, do kogo mam podejść, na co powinniśmy zwrócić uwagę. Gdy uzyskałam potrzebne dla mnie informacje dołączyłam do mojej drużyny. Przywołałam przy tym swojego towarzysza, który z łagodnym wyrazem obserwował każdego z osobna. Aegon jednak poczuł się trochę nerwowo, cicho skomląc. Jego słuch był wyostrzony i najpewniej słyszał odgłosy walki. Zanurzyłam dłoń w jego grzywie, lecz skrzeczenie czarnego ptaka wybiło mnie z tropu. Przy jego nóżce widziałam przyczepioną wiadomość. Wyciągnęłam dłoń by kruk mógł usiąść na mojej ręce. Wzięłam kartkę od ptaka i szybko przeczytawszy wiadomość spojrzałam na Carmen. Dziewczyna przymrużyła gniewnie oczy.
-O co chodzi? - warknęła.
-Zostałaś natychmiastowo oddelegowana. Wracaj do Akademii - zgniotłam kartkę papieru i odwróciłam się do pozostałych z zamiarem wydania następnych poleceń.
-Nie po to się fatygowałam żeby teraz wracać! To po co mnie sprowadzali? -wydawała się oburzona nagłą zmianą decyzji dyrekcji.
-Rozkaz z góry. Podporządkuj się. Powinnaś wiedzieć co to znaczy skoro jesteś z Ardem -odrzekłam obojętnie.
-Nic z tego, ja tutaj zostaję - skrzyżowała ręce na piersi.
-Odejdź. Rozkaz to rozkaz -ruchem głowy nakazuję pozostałej dwójce ruszać za mną zostawiając wściekłą dziewczynę za sobą.
-Myślicie, że to w porządku? -zapytała Colette. Aegon prychnął i choć niechcący, to skutecznie uciszył nawet na dobre nie rozpoczętej rozmowy.
Podróż okazała się dłuższa i bardziej nieprzyjemna niż mi się wydawało. Widziałam na sobie nieprzychylne spojrzenie unikatowych wojowników tego Dworu. Kątem oka zerknęłam na Darumę, w obawie czy aby się nie bał ich negatywnego nastawienia. “Próbujemy im pomóc i nie dość że walczą z orkami, to pewnie i nas by wypatroszyli”, pomyślałam. W oddali zauważyliśmy rozstawione namioty i krzątających się ludzi w tą i z powrotem.
-Plan wygląda następująco: nie chcę ryzykować twojego omdlenia Colette, dlatego wolałabym byś zajęła się pilnowaniem zaopatrzenia i była bardziej na zapleczu. Odciążysz przez to osoby, które będą w stanie faktycznie pomóc rannym. Daruma, liczę, że twoje zaklęcia to zaklęcia lecznicze albo takie, które uśmierzą ból. Dlatego twoje miejsce będzie wśród innych medyków. Aegon -tu spojrzałam na gryfa.- przyda się przy transportowaniu rannych. Jego czas odnowienia pewnych umiejętności jest o wiele krótszy ode mnie. Ja postaram się doglądać wszystkiego ale podejrzewam, że również przydam się przy transportowaniu rannych. Jeżeli macie jakieś pytania albo zastrzeżenia to teraz, nim całkowicie rzucimy się w wir bitewny. Służba w szpitalu polowym to również walka -spoglądałam na każdego z osobna. Ani na moment nie zmienił się ton mojego głosu. Stoicki spokój.

Colette?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz