Administracja

Strony

wtorek, 19 maja 2020

Od Morozhenoye cd. Osamu

Uznałam, że nie będę dzisiaj się fatygować i wysilać, by wyjść na lekcje i zostanę w pokoju, siedząc na łóżku czytając jakąś pierwszą lepszą książkę z półki. Colette sobie poradzi, jestem pewna, że szybko znajdzie jakieś zastępstwo i wszyscy pozostaną szczęśliwi.
Lektura nie była zbytnio fascynująca, ale jednak nie było prawie niczego innego czym mogłabym zapełnić swój wolny czas, więc pozostało mi zmaganie się z owym tomem. Czego się nie robi by się nie nudzić, kiedy jednak nie chce się opuszczać tych spokojnych czterech ścian. Zastanawiałam się czy kiedyś kogoś tutaj dołączą, w końcu były tutaj dwa łóżka... Ale chyba nie powinnam się nad tym rozwodzić, aktualny stan rzecz mi odpowiadał i raczej należało się nim dostatecznie cieszyć póki jest to jeszcze możliwe.
Znudzona po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów, byłam wręcz zmuszona wstać i pójść odłożyć ją na półkę. Jednakże zanim zdążyłam przejść chociażby połowę drogi, potknęłam się o coś bliżej niezidentyfikowanego i wypadła mi ona z ręki. Chwilę po schyleniu się by ją podnieść, usłyszałam nagle kompletnie wyrwany z kontekstu odgłos tłuczonego szkła, które moment później rozsypało się wokół mnie. Kto wpadł na taki genialny pomysł, aby wybijać okno w moim pokoju? Było ono moją jedyną osłoną od tych wszystkich niepotrzebnych odgłosów pochodzących z zewnątrz. Jeszcze w dodatku zaczęło padać, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że niedługo mnie tu zaleje.
Jednak w pokoju pojawiła się jakaś postać, która stanęła przede mną i wyglądała na zapewne niemniej zdziwioną niż ja. Po pierwsze, jakim cudem tu wlazł, a po drugie, po co to zrobił?
Dopiero jego słowa zmusiły mnie do popatrzenia na siebie. Byłam zadowolona, że udało mi się uniknąć lecącego szkła, ale jak widać minęłam się z prawdą. Czerwona plama na moim boku stopniowo się powiększała, a ja nawet nie wiedziałam jakim cudem jakiś odłamek zdołał przeciąć moją skórę w tak poważny sposób. Drgnęłam nieznacznie, prawie natychmiast czując konsekwencje owego ruchu. No tak, sławetne pięć sekund minęło.
A tajemniczy Osamu, który jakimś cudem zdołał dostać się do mojego pokoju wybijając okno, najwyraźniej poczuł się zobowiązany aby jakoś wynagrodzić swoje pochopne działanie. Z jednej strony bardzo szlachetne z jego strony, że zaoferował bandaże ze swojego ciała, a z drugiej... nie uśmiechało mi się roznegliżowywanie się przed nim podczas, gdy pierwszy raz zobaczyłam go jakąś minutę temu. Ale to było zło konieczne, jeśli nie chciałam się wykrwawić i w konsekwencji umrzeć śmiercią bolesną i tragiczną.
W milczeniu trwałam w jednej pozycji w bezruchu, dopóki nie skończył całej tej dokładnej operacji. Znosiłam również te wszystkie przezwiska i nazwy których używał, nie chcąc się angażować w bezcelową dyskusję w tym momencie. Skończyło się na tym, że on próbował nawiązać ze mną jakiś kontakt, a ja ignorowałam prawie wszystko co powiedział, czasami jedynie odpowiadając jednym słowem na zadane pytanie.
Górna część mojego ubioru już raczej nie nadawała się do ponownego założenia, więc chcąc nie chcąc musiałam znaleźć coś innego. Raczej nikt nie chciałby siedzieć w bluzce przesiąkniętej na boku krwią, która jeszcze w dodatku nie zdążyła dostatecznie zaschnąć. Nie mówię, że kiedy już tak się stanie to będzie to komfortowe, ale znacznie bardziej nieprzyjemne jest posiadanie na sobie mokrego ubrania, nawet jeśli jest ono wilgotne w jednym miejscu.
Poszłam wybrać jakieś zastępcze ubranie, jednocześnie myśląc jedynie o tym jak niepoprawna i dwuznaczna jest ta scena. On wciąż był w tej samej pozycji, a jego beżowy płaszcz został rzucony gdzieś w kąt. Pomijając bandaż na moim boku, właśnie szłam na wpół ubrana, szukając jakiejś bluzki. Pewnie w normalnych warunkach dostałby w twarz, jednakże w tym momencie byłam mu poniekąd wdzięczna za to, że opatrzył moją ranę, poświęcając fragment bandaży, który miał na sobie. Poniekąd, ponieważ obyłoby się bez tego, gdyby nie rozbijał szyby.
Odwróciłam się do niego, kiedy już coś na siebie włożyłam, na co on wstał i oparł się o ścianę za nim.
- Cóż, chyba powinnam ci podziękować, pewnie nadal bym się wykrwawiała na podłodze, gdybyś nie zaoferował swoich bandaży. Mimo, że jest to szkoła wojskowa to czasami ciężko znaleźć coś, czym można by było opatrzyć rany... - powiedziałam już trochę pewniejszym głosem, podnosząc z ziemi zakrwawioną bluzkę, aby tylko uniknąć kontaktu wzrokowego z nim. Wciąż się zastanawiałam co osobnik płci męskiej robi w tym pokoju z własnej woli. Ale pewnie po prostu nie widział, że tu jestem, przez okno nie widać osoby, która klęczy na podłodze. Nie powinnam się na nic nastawiać, prawda? - Ale dlaczego wszedłeś tutaj przez okno, a nie jak cywilizowany człowiek przez drzwi? - popatrzyłam na niego uważnie, próbując jakoś ignorować ucisk na brzuchu, do którego pewnie będę musiała się przyzwyczaić. Coś mi mówi, że zajmie mi to trochę dużo czasu...
Mimo, iż chciałam jakoś zareagować na te wszystkie nazwy, których używał porozumiewając się ze mną to zorientowałam się, że tak naprawdę nie mogłam znaleźć żadnego powodu, dla którego miałby ich nie używać. Może było to trochę dziwne, ale muszę przyznać, że takie wyróżnienie w pewien sposób mi się podobało...

Osamu, my dear? :3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz