Administracja

Strony

wtorek, 19 maja 2020

Od Sylvy do Beverly - Event

Pomysł Azriela przypadł mi do gusty, dlatego ruszyłam w podróż między namiotami i granicą "obozu". Czułam, że myślał nad czymś intensywnie i coś mu nie pasowało jednak postanowiłam to zignorować i mu się nie narzucać. Dżungla z tak daleka nie wyglądała na niebezpieczną, wręcz dawała dziwne poczucie bezpieczeństwa. Lecz wtedy jedna rzecz wpadła mi w oko - w długiej trawie widoczny był ślad, który wiódł od linii drzew aż do miejsca w którym stałam. Ktoś próbował to zatuszować by ścieżka wyglądała na wydeptaną przez zwierzęta, ale i tak wyglądało to nienaturalnie. Lars ruszył przed siebie, nawet nie oglądając się i zaczął węszyć wokół, aż zaczął kichać chcąc wyrzucić z nosa ten obrzydliwy odór orków. Byłam pewna, że musieli tutaj być, ale kiedy i dlaczego nikt nas o tym nie poinformował? Nikt nie mówił, że ktoś zginą bądź lub coś zostało ukradzione. Zaczęliśmy oboje szukać jakiś śladów, które mogłyby być wskazówką, ale nie było ich zbyt duże - połamane gałązki, wskazujące drogę, wydeptana trawa, ślady w ziemi i pozostałości po jedzeniu. Wszystko to doprowadziło nas na terytorium orków, gdzie nie chciałam wchodzić. Larsowi nic nie groziło, w końcu wiele demonów w Eterze mieszka w takich warunkach, ale te wszystkie jadowite pająki i węzę, zwierzyna, która chce cię zjeść...Po prostu nie czułam potrzeby w zagłębianie się w nieznany mi ląd, bez większej potrzeby i tyle.
Pogłaskałam demona, nakazując odwrót. Powinniśmy rozejrzeć się bliżej namiotów, a potem zdać raport Azrielowi, być może oni również znaleźli coś niepokojącego. Ruszyłam powoli we wskazanym kierunku, gdy do moich nozdrzy dotarł metaliczny zapach krwi. Lars nastawił uszy i od razu wbiegł między drzewa. Krzyknęłam za nim, lecz nie zareagował, więc z pełną świadomością swojej głupoty wbiegłam za nim. Nie dotarłam zbyt daleko, gdy z rozpędu wbiegłam w jego sylwetkę, co poskutkowało moim upadkiem. Zaczęłam przeklinać tego bydlaka z myślach, dopóki nie zobaczyłam co znajdowało się przed nim. Pośród wysokich liści leżało do połowy zjedzone ciało jednej z medyczek, poznałam ją tylko po wyróżniającej się niebieskiej szacie z krzyżem na piersi. Przypływ impulsu nakazał mi przyklęknąć delikatnie obok niej i zmówić cichą modlitwę za jej duszę i życie po śmierci, wiedziałam, że muszę się streszczać - zapewne to co się nią pożywiało zaraz wróci, a nie chce żadnych kłopotów i to jeszcze w takim miejscu. Muszę o wszystkim powiedzieć reszcie.
Dotarcie do mini obozu nie zajęło mi długo, biegliśmy jakby nas coś goniło. Z daleka zobaczyłam postać Beverly, której szybki krok wskazywał, że też coś odkryła.
- Co się dzieje? - zapytałam, gdy się z nią zrównałam. Dopiero stojąc na delikatnym wietrze poczułam jak po kilku minutach spędzonych w dusznej dżungli moje ciało się spociło. 
- Zauważyłam, że medycy zaniżyli ilość zaginionych osób jak i rannych - odparła powoli - Pytałam ich o to, ale widziałam, że coś kręcili, gdy zapytałam ich czy czegoś im potrzeba odparli, że nie, ale wielu rannych nawet nie otrzymało leków na ból. A ty coś dostrzegłaś?
Zastanowiłam się przez chwilę nad jej słowami.
- W dżungli było rozszarpane ciało medyczki - mruknęłam, a oczy dziewczyny nieco się rozszerzyły na moje słowa - Wiem, nie powinnam iść tam sama, ale jestem pewna, że zagryzienie przez zwierzę nie było powodem jej śmierci, jej gardło było podcięte ostrym narzędziem, szybko i precyzyjnie.
Stałyśmy w ciszy dopóki naszym oczom nie ukazał się Azriel z jeszcze dziwniejszą miną niż wcześniej. Od razu wiedziałyśmy, że on również coś znalazł. Zanim zaczął mówić, zdałyśmy własne raporty, powtarzając to samo co powiedziałyśmy sobie, jak najbardziej szczegółowo.

Beverly?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz