Administracja

Strony

poniedziałek, 1 czerwca 2020

Od Darumy do Lyanny - Event

Rozejrzałem się po prowizorycznym namiocie medycznym. Na pierwszy rzut oka było widać, że ów schronienie dla rannych zostało zrobione na szybko. Najwyraźniej tempo zdarzeń zmusiło medyków do momentalnej mobilizacji. Lekarze robili wszystko, co w ich mocy, aby ratować życia rannym pobratymcom.
W milczeniu wykonywałem wyznaczane mi zadania. Polecenia polegały głównie na pomniejszym leczeniu drobnych ran za pomocą magii czy podawaniu medykamentów. Na ograniczonym terenie, w którym aktualnie się znajdowałem, moje nogi plątały się, skutkując drobnymi potknięciami. Medycy na podobne upadki reagowali jedynie cichymi syknięciami. Starałem się nimi nie przejmować, choć nie było to proste. Świadomość, że przez mój brak koordynacji ruchowej komuś mogła stać się krzywda, nie dawała mi spokoju. Dość przytłoczony ponurymi myślami, nawet nie zdawałem sobie sprawy, że pogarszam swoją sytuacje. Z każdą kolejną minutą moje dłonie zaczynały mocnej drżeć. Modliłem się tylko, aby nie upuścić na ziemię zapakowanych w szklane flakoniki lekarstw. Każdy syrop czy też tabletka była na wagę złota w zaistniałej sytuacji.
Lyanna rozmawiała ze medykiem. Ich wymiana zdań z początkowo spokojniej z każdą chwilą nabierała burzliwości. Domyślałem się, iż w panujących warunkach wszystkim puszczały powoli nerwy.
Chwilę później, jak dziewczyna i lekarz doszli do widocznego porozumienia, mężczyzna zwrócił się do drugiej uczennicy:
- Colette, trzeci namiot na lewo.
Wampirzyca skinęła głową i pośpiesznym krokiem skierowała się za przewodnikiem. Na sekundę zastygłem w miejscu, licząc, iż i mnie wyznaczą specjalnie zadanie. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Postanowiłem więc nie wychylać się poza szereg i powróciłem do normalnych zajęć.
W ciszy więc kontynuowałem wypowiadanie zaklęć i zasklepianie małych blizn. Kończąc pomagać młodemu żołnierzowi, usłyszałem dobiegający z zewnątrz krzyk. Rozejrzałem się przestraszony po zaskoczonych twarzach znajdujących się w namiocie ludzi. Bez słowa opuściliśmy schronienie, gdzie dostrzegliśmy leżącego na głównym placu mężczyznę. Wstrzymałem oddech, głównie na widok wystających z ciała żołnierza strzał. Po ciemnych lotkach szybko domyśliłem się, kto był odpowiedzialny za atak na chłopaka. Czyżby wrogie wojska znajdowały się bliżej, niż sądziliśmy do tej pory? Po twarzach innych gapiów, zdałem sobie sprawę, że nie tylko ja doszedłem do tych wniosków. 
- To nasz posłaniec... - Głos stojącego obok medyka zadrżał. - Przekazywał informacje między obozami. 
Wiadomość, którą podzielił się z nami lekarz, nie brzmiała optymistycznie. Przytłaczająca myśl o tym, iż inne ośrodki mogły już zostać zdobyte, zbijała mnie z nóg. Co z tymi wszystkimi ludźmi? Patrząc na obrażenia mężczyzny, uważałem, że musiał zostać zaatakowany dość niedaleko. Wykrwawiłby się, nim by tutaj dotarł. 
Medycy od razu przystąpili do ratowania życia posłańca. Po pokaźniej kałuży krwi, jaką po sobie pozostawił, wątpiłem, że uda mu się pomóc. Przygryzłem wargę, kiedy lekarze wynieśli rannego żołnierza na noszach do namiotu. Wraz z Lyanną i Colette spojrzeliśmy po sobie. 
Beznadziejność sytuacji zrozumieliśmy jednak w chwili, kiedy posłyszeliśmy pierwsze wojenne okrzyki. W całym obozie zapanowało poruszenie. Wrogie wojska musiały być niedaleko. Zamieszanie zaczynało słabnąć, zastąpione mobilizacją. Pochwycono za broń, sprawiając pozory gotowości do walki. 
Mnie jednak nie opuszczały złe przeczucia. Jak garstka ludzi zdoła odeprzeć atak całego wrogiego oddziału? Nie zapominając o fakcie, że nasza linia obrony składała się głównie z medyków i uczniów. Nasze szanse są tak marne, jak zdanie Axela do następnej klasy. 
Westchnąłem ciężko, recytując w myślach wszystkie znane mi zaklęcia obronne czy te umożliwiające atak. Jeśli będę zmuszony do walki, podejmę ją. Moje towarzyszki również wydawały się być dość zdeterminowane. 
Odgłosy stawały się coraz głośniejsze. Nasi wrogowie są blisko. 

Lyanna?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz