Administracja

Strony

wtorek, 2 czerwca 2020

Od Lyanny do Darumy - Event

Rozmowa z dowódcą oddziału medycznego nie należała do najprzyjemniejszych. Mężczyzna zwracał się do mnie jak do gówniarza, który kompletnie nic nie potrafi zrobić. Tymczasem w moim odczuciu wiedziałam co robię i rozdzieliłam odpowiednio zadania. Będąc liderem muszę dbać o swoich członków i choć musiałam nas podzielić na różne zadania to uważam, że zrobiłam dobrze. Nie było dla mnie takiej opcji by Colette ze swoją fobią mogła normalnie pracować przy wszystkich rannych. Z tego też powodu wykłócałam się z ów mężczyzną o ten dość istotny dla mnie detal. Muszę przyznać, że jak na pierwszą misję tego typu chyba całkiem nieźle się spisuje nawet sama ze sobą. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę zmuszona  uczestniczyć bezpośrednie w ataku najeźdźcy. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy jak to w rzeczywistości wygląda. Starałam się trzymać swoje emocje na uwięzi by nie wywołać niepotrzebnego hałasu z illyrińskimi ludźmi. Po oddelegowaniu Colette, wydałam krótki rozkaz Aegonowi i sama zaczęłam krzątać się między rannymi. Zachowywałam jasność umysłu, z obojętnym wyrazem twarzy zajmując się mniejszymi ranami odniesionymi w skutek walki z wrogami. Kątem oka zerkałam na Darumę w obawie o jego nerwowe ruchy. Ci ludzie byli wyjątkowo nerwowi, a że nikt z nas nie pochodził z tego Dworu to traktowali nas jak obcych. Musiałam przyznać, że chłopak dobrze sobie radził ze stresem. Z pewnością utrudniała mu myśl o tym, jak poważne zadanie teraz wykonuje. Przyszłam do pierwszy raz do Colette po zapas bandaży. Zlustrowałam namiot wzrokiem lekko ściągając brwi do siebie w konsternacji. Sądząc po coraz większej ilości rannych ten zapas wkrótce się skończy i będzie trzeba posiłkować się czym ma się pod ręką. Poruszyłam się nerwowo unosząc podbródek do góry. Ten ruch świadczył o wysokim poziomie poddenerwowania. Rzadko ukazywałam emocje ale dzisiaj to wręcz niemożliwe. Ten ruch jest jednak niepozorny więc w duchu liczyłam, że nie dziewczyna nie zorientuje się co to tak naprawdę oznacza.
-Jak się czujesz?- spytałam krótko chcąc wiedzieć chociażby od jednej osoby czy przypadkiem przydzielone zadanie jej nie przerasta. Colette spojrzała na mnie zastanawiając się nad odpowiedzią.
-Prawdę mówiąc, to trochę lżej nie musząc się tak przejmować swoją fobią - przyznała posyłając w moją stronę nerwowy uśmiech. Wpatrywałam się w nią wyczekująco, ponieważ widziałam, że jest coś jeszcze. -Co mam zrobić jeśli skończą się zapasy? -zapytała zdając sobie również sprawę z tego, jak może potoczyć się scenariusz tej bitwy. Odwróciłam wzrok patrząc na bandaż, który mi podała.
-Szczerze? Nie mam pojęcia. Będziemy musieli posiłkować się tym, co pozostało, materiały z namiotu, cokolwiek. Wątpię, aby wysyłali kogoś po uzupełnienie zapasów -nie owijałam w bawełnę i wyłożyłam tacę na ławę.
Wróciłam do głównego namiotu, w którym mieścili się ranni. Ledwo zdążyłam opatrzyć żołnierza kiedy dotarł do mnie przeraźliwy wrzask. Wyszłam czym prędzej zobaczyć co się stało i widok mężczyzny na środku placu zmroził krew w moich żyłach. Pospiesznie przeszłam do głównego medyka i stanęłam obok niego lustrując z bliska poranione ciało.
-Kto to? -rzuciłam wzrokiem szukając sylwetki mojego gryfa.
-Posłaniec, przekazywał informację pomiędzy poszczególnymi oddziałami -odparł rozdrażniony. Nie wiedziałam czy był rozdrażniony moim pytaniem, czy tym jak wrogowie z łatwością przedzierali się przez szyki naszych sprzymierzeńców. Skinęłam głową czując jak coś we mnie się gotuję. Ten leżący człowiek był jedynie posłańcem, nie był żołnierzem, który miał bezpośrednio zmierzyć się z orkami. W tym momencie niekoniecznie przejmowałam się tym, co stanie się z moimi kompanami ale tym, co mogłoby się stać ze mną. Nie chciałam umrzeć w ten sposób. Miałam mnóstwo planów do zrealizowania, siostrę do opieki i wiele tysięcy ludzi, którym muszę udowodnić swoją wartość. Na niebie wezbrały się ciemne, burzowe chmury najprawdopodobniej z moją pomocą. Nie poddam się tak łatwo. Użyję swoich wszystkich sił by zniszczyć wrogów. Oni nie powinni w ogóle istnieć. Początkowo całym obozem wstrząsnął chaos ale szybko nabrał odpowiedniego rytmu. Każdy ostudził swoje emocje i szok tym jak walka była coraz bardziej nieuchronna. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. I ja nie spodziewałam się spotkać samego księcia Dworu Nocy. Przystojny władca Rhysand pewnym krokiem przemierzał namioty nerwowo szacując straty. Po jego minie wnioskowałam, że jego myśli nie są zbyt optymistyczne. Aegon pojawił się obok mnie cicho powarkując. Moje monstrum również wydawało się zirytowane i gotowe do przeprowadzenia ataku na orków. Może te burzowe chmury wcale nie należały do mnie? Mogły być nasze, ilość elektryczności gotowej do odstrzału była aż nazbyt przytłaczająca. Rhysand rozmawiał z głównym medykiem, który wskazał na mnie i na pozostałą dwójkę dłonią. Wciągnęłam powietrze do płuc zastanawiając się co mu powiedział. Zdecydowałam się podejść do dwójki mężczyzn. Skinęłam głową pospiesznie ukazując tym samym szacunek księciu.
-Książę, to liderka zgrupowania wysłanego przez Akademie w Kernow - wyjaśnił medyk.
-Lyanna -ponownie skinęłam głową. - Rozumiem, że walka jest nieunikniona? -odzyskiwałam jasność umysłu choć nadal z tyłu głowy słyszałam pewien szum zagłuszający moje myśli.
-Niestety, martwi mnie ilość rannych. Dokładny bilans strat będzie znany dopiero jak to wszystko się skończy. Skoro dorwali naszego posłańca, to musimy być gotowi na uderzenia w każdym momencie. Jak dobrze radzicie sobie w polu bitwy, Lyanna? -zwrócił się do mnie miażdżąc surowym spojrzeniem godnego władcy.
-Żeby nie skłamać, przyznam się, że nawet nie znam dokładnych umiejętności Colette oraz Darumy, moich kompanów. Wierzę jednak, że skoro zostali przydzieleni do tej misji, to muszą mieć odpowiednie zdolności. Aegon z pewnością będzie ogromnym wsparciem dla nas wszystkich -zerknęłam wymownie na gryfa, który prychnął odwracając głowę w kierunku pustego pola.
Odgłosy walki zdawały się być coraz bliżej. Uprzejmie przeprosiłam Rhysanda i udałam się do Colette oraz Darumy. Spojrzałam na nich biorąc głębszy oddech. Wyczuwałam coraz silniejsze napięcie, które dopiero znajdzie swoją ulgę w posłaniu piorunów w oddział orków. Doskonała broń dalekodystansowa ale wymagała odnowienia.
-Colette, jeśli tylko poczujesz się słabo, wycofaj się i broń rannych. Daruma, trzymaj się blisko mnie, będę w stanie ci szybciej pomóc jeśli będziesz blisko. Moje umiejętności regenerują się w zależności od odległości. Zrozumiano?- moje stanowcze słowa nie ukryły cienia strachu nad tym, co zaraz się wydarzy. Mogę przewidzieć większość rzeczy ale to, w którym momencie mogę umrzeć już nie. Pokiwali zgodnie głowami.
Sama ruchem głowy kazałam im podążać za sobą. Musiałam dowiedzieć się jakie konkretnie pozycje mamy przyjąć, a to powie nam tylko Rhysand, który wydawał komuś kolejne rozkazy w namiocie.

Daruma?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz