Administracja

Strony

wtorek, 16 czerwca 2020

Od Rowana do Aniena - Bal

Z kończącą się cierpliwością pociągnąłem po raz kolejny materiał wokół mojej szyi nie mogąc go zawiązać. Anien chwycił tkaninę, delikatnie układając ją na moich ramionach. Nigdy w życiu nie ubrał bym się w coś takiego jednakże ojciec mi to przysłał - był to stój wyjściowy mieszkańców Dworu Lata, dlatego postanowił, że właśnie w tym powinienem się pojawić. Westchnąłem, nawet nie patrząc się w swoje odbicie, ale zrobiłem to, wiedząc, że z ojcem lepiej nie zaczynać. W końcu to dzisiaj musiałem mu powiedzieć o Anienie - spojrzałem w dół, patrząc jak szykuje grzebień czy zrobić mi warkocze, o które prosił mnie od kilku dni i musiałem się w końcu zgodzić. 
- Jeśli chodzi o mojego ojca...Daj mówić mnie dobrze?
Na chwilę oderwał się od swojej pracy, odwracając się w moją stronę. Przełknąłem ślinę i przybrałem obojętny wyraz twarzy, nie chciałem by zobaczył, że nieco mnie to gryzie. 
- Nie przejmuj się tym zbytnio, dobrze?
Kucnąłem tyłem do niego, by dać mu dostęp do swoich włosów, za które od razu się wziął. Musiałem przyznać, że czesanie przez kogoś innego było bardzo przyjemne, dlatego też nie opierałem się zbyt długo. Chłopak szybko uwinął się z moją fryzurą, widziałem w jego oczach, że jest dumny z efektów swojej pracy.
- Są piękne - wyszeptałem, w końcu zaglądając w lustro. W końcu musiałem przyznać, że nie było tak źle, szata dobrze komponowała się z moją opaloną cerą, a warkocze nadały mi delikatności, przez co nie wyglądałem jak maszyna do zabijania, pierwszy raz w życiu. Pogłaskałem go po włosach, wprawiając go w stan zakłopotania, którego następstwem były te urocze rumieńce, które teraz tak często mogłem oglądać. Nagle chłopak zaczął wypychać mnie za drzwi, twierdząc, że nie mogę widzieć jak będzie ubrany. 
- Ty sobie chyba żartujesz jeśli myślisz, że dam ci samemu jechać aż do Zamku - warknąłem, chwytając się framugi, przez co na chwilę zaprzestał swoich czynów. Spojrzał mi w oczy i delikatnie się uśmiechną.
- Przecież nic mi nie będzie.
I jak zwykle mu uległem. Już sekundę po opuszczeniu swojego pokoju, szedłem schodami w dół, kierując się w stronę wyjścia, chciałem jak najszybciej znaleźć się na miejscu by mieć w końcu spokój. Widząc karocę stwierdziłem, że nie chciałem z nich korzystać, spacer na miejsce dobrze mi zrobi, pozbędę się choć trochę negatywnych emocji. Ulice były puste, tylko w kilku oknach paliło się światło, ludzie zmęczeni pracą i życiem codziennym dość szybko zasypiali co było dla mnie całkowicie zrozumiałe - treningi w porównaniu z ich żywotem były nic nie znaczące. Wiedziałem, że mam już doświadczenie w boju, tak jak kilku moich znajomych przez ostatnie wydarzenia, ale nie śmiałem twierdzić, że podczas walki Dworów daliby sobie radę - tym bardziej w walce przeciw fae. Pałac zdawał się rosnąć z każdym moim krokiem, gdy znajdowałem się coraz bliżej niego. 
Światła rzucały delikatną poświatę na posągi wokół mnie, co w nocy nie wyglądało zbyt przyjemnie, wręcz przeciwnie, twarze postaci zrobiły się nieprzyjemne i niepokojące przez pojawienie się na nich mocnych cieni. Jakiś chłopak uderzył w moje ramię, gdy wraz ze swoją wybranką, wręcz biegli na uroczystość, nie chcąc się zapewne spóźnić. Stanąłem pod jednym z drzew, którego cień zatuszowała całą moją sylwetkę i rozpocząłem wpatrywanie się w ludzi. Wiele z nich przybywało w dobrych nastojach, konno czy dorożkami, rozmawiając o niedawnej bitwie czy mniej istotnych rzeczach. Nie przejmowałem się z nimi zbytnio, wiedząc, że pewnie nigdy więcej ich nie spotkam. Pomiędzy przychodzących osób zauważyłem także jednego z książąt, który z dumą i gracją podążyć do wnętrza Pałacu - mojego księcia. Wtem moją uwagę przykuło coś zupełnie innego, a raczej coś. Anien jak gdyby nigdy nic szedł w stronę budynku, nawet nie rozglądając się wokół siebie. Czy on, przepraszam bardzo, nie miał z kimś tu przyjechać dorożką?
Po cichu wypłynąłem z cienia, zakradając się w jego stronę. Gdy miałem go na wyciągnięcie ręki, chwyciłem go w pasie, drugą rękę zaciskając na jego ustach.
- Pójdziesz ze mną - sprawiłem by mój głos zabrzmiał zupełnie inaczej, a jego małe ciało napięło się na mój dotyk. Powoli, by mnie nie zobaczył zaciągnąłem go do ogrodu, gdzie kompletnie nikogo nie było, co było mi na rękę. Dopiero tam wypuściłem go z objęć, całując w czoło. Widziałem na jego twarzy ulgę, gdy moje usta spoczęły na jego czole. 

Anien?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz