Administracja

Strony

sobota, 4 lipca 2020

Od Luciena c.d. Darumy - Bal

Nie spodziewałem się, że ci dumni władcy postanowią sami przemówić i podziękować nam za swoją służbę - w końcu był to nasz obowiązek by chronić cywilów i rodzin mieszkających w miastach nam znanych. Jednak było widać, że byli z nas dumni, mniej czy więcej, ale byli. Przysłuchiwałem się słowom każdego z nich, analizując i szukając podtekstów w ich słowach. Nie wszyscy uśmiechali się wdzięcznie, lecz mimo surowych min i stalowego tonu głosu, nie wydawali się do tego zmuszeni. I wtem na scenę wystąpił Rhys z tym swoim uśmieszkiem chytrego gościa, nawet w takim momencie musiał nosić swoją maskę dupka i aroganta. Jednak tylko chyba ja i Kasjan wiedzieliśmy, że to wcale nie on dzisiejszego wieczora dziękował w tak żałosny sposób unosząc się ponad wszystkimi. Kasjan stał za nim, stwarzając pozory spokojnego i opanowanego, ale tak jak ja był gotów rzucić się na wroga, który stwarzał by niebezpieczeństwo dla jednego z nas.
- Nie sądzę by kiedyś nastała podobna sytuacja - mruknąłem na tyle cicho by tylko Daruma mnie usłyszał.
- W jakim sensie to mówisz?
- Wiesz, prawie nigdy nie zdarzyło się by wszyscy książęta spotkali się razem, bez kłótni i sporów - westchnąłem na myśl o naszej ostatniej wizycie na Dworze Wiosny - Po prostu potęga robi z wielu ludzi potworów, dla których honor jest najważniejszy. I chronią go za wszelką cenę.
Nie odpowiedział, jedynie wpatrywał się w mojego księcia, który kończył swoją wypowiedź. W ten zza jego pleców dotarł do nas śmiech Quevilina. Cała sala zamarła, gdy Rhysand powoli się do niego odwrócił, na to tamten nie zareagował.
- Czyżby coś się śmieszyło?
Żołnierze wszystkich dworów złapali za broń wyczuwając w jego głosie groźbę. Lecz książę Wiosny jedynie prychnął, patrząc na resztę władców.
- Naprawdę wierzycie w jego słowa? - zapytał całkiem poważnie, każdemu z nich patrząc prosto w oczy. Wszyscy zdawali się nie oddychać oglądając całą tą scenę. Widziałem kątem oka strażników naszej królowej, którzy pootwierali szerzej drzwi ewakuacyjne, powoli wyprowadzając cywilów. Wcale im się nie dziwiłem.
Władcy zaczęli mówić do siebie szeptem, a Daruma rozglądał się wokół siebie zdezorientowany. Wtedy dotarło do mnie, że miałem nie lada dylemat. Powinienem pójść z nim? A może jednak zostać tutaj na wypadek ataku?
- I to właśnie dlatego w jednej z akademii umieściłeś swojego szpiega? - wskazał palcem na mnie, po chwili jego wzrok prześlizgnął się na mojego towarzysza, na którego widok skrzywił się z odrazą. - Nawet nie umiecie trzymać się swoich.
Czułem jak cienie powoli wydobywają się zza moich pleców, pochłaniając ramiona. Nie miałem zamiaru go atakować, lecz nie mogłem pozwolić na obrazę osób, które były dla mnie ważne. Gdy tylko książę zrobił krok przed siebie w stronę moją i Rhysanda nastało piekło. Przeskoczył centralnie przede mną, a ja sekundę później stałem przed Darumą z wyciągniętymi skrzydłami, które były dla mnie największą tajemnicą wśród uczniów i cieniem zasłaniającym cywili. Wyszczerzyłem kły, a gdy Kasjan pojawił się obok mnie ryknąłem na całą salę dając mu ostrzeżenie. Lecz czy posłucha?

Daruma?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz