Administracja

Strony

niedziela, 13 września 2020

Od Luciena c.d. Darumy

Nie sądziłem, że słowa Kasjana tak mną wstrząsną. Podczas pobytu w szkole nie pomyślałem o sytuacji na dworze, ponieważ miałem zawsze pewność, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Ściany mojego pokoju wydawały mi się teraz jednym miejscem, w którym mogłem się wyciszyć. Nie chciałem wyjść na tchórza uciekającego od problemów, dlatego postanowiłem zostać w murach zamku. Otworzyłem szeroko okno wychodzące na balkon i pozwoliłem by podmuch zimnego wiatru dostał się do środka, by po chwili usiąść na łóżku. Mój wzrok od razu zatrzymał się na wierzchołkach gór niedaleko nas. Z otępienia wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi, na wcześniejsze pukanie nie reagowałem, mając nadzieję, że owa osoba się podda i wróci do siebie. Odwróciłem się w ich stronę.
- Jak się czujesz? - Daruma stanął na środku mojej komnaty, niepewnie rozglądając się wokół siebie. - Chcesz mi o tym opowiedzieć?
Westchnąłem, poprawiając kosmyki włosów, które spadły mi na twarz. Nie to że nie chciałem mu powiedzieć, a nawet wręcz przeciwnie - chciałem, ale jednocześnie nie chciałem go martwić sprawami naszego Dworu, a nawet tymi prywatnymi. 
- Po prostu, mamy mamy problem między nami - wyszeptałem. - A z tym musimy poradzić sobie, sami jak zawsze. Każdy ma z nas wiele psychicznych ran, które wraz z naszym cierpieniem rosną, aż wybuchają na kogokolwiek. 
Chłopak podszedł bliżej nas, marszcząc brwi.
- Masz dość dziwną kolorystykę pokoju - odparł, najpewniej chcąc zmienić temat, za co byłem mu bardzo wdzięczny. 
- Fiolet to ulubiony kolor mojej matki, a czarny mój. Razem wygląda to nieco kobieco, ale...nie przeszkadza mi to.
Zapadła między nami cisza, którą przerywał dźwięk wiatru górskiego. Daruma delikatnie się zatrząsł, a ja dopiero oprzytomniałem, że nie był on tak jak my przyzwyczajony do takiej temperatury, pomimo tego, że środek zamku był magicznie ocieplany. Szybko przymknąłem okno, zaciągając zasłony do końca, przez co w środku zapanował półmrok oświetlany tylko przez rozstawione wokół świece.
- Twoja mama musi mieć dobry gust - mruknął, gdy tylko ponownie znalazłem się obok niego.
- Tak, miała. Była najpiękniejszą kobietą jaką widziałem w życiu.
Co mam zrobić by nie czuł się teraz tak przybity? Zagryzłem delikatnie wargę, rozglądając się wokół siebie. Nie tak miał wyglądać jego pobyt tutaj, miało być radośnie i spokojnie, a je chłodno i nieprzyjemnie. 
- To właśnie ona nauczyła jako jedyna pragnęła nauczyć mnie latać.
Centaur spojrzał na mnie z zmarszczonymi brwiami. Wtedy też stanąłem przed nim, a moich pleców po chwili pojawiły się błoniaste skrzydła, które swoją rozpiętością zajmowały całe pomieszczenie. Daruma jak w transie podszedł do mnie i wyciągnął dłoń przed siebie. Zanim zdążyłem chwycić go za nadgarstek, zdążył przejechać palcem po jednym ze skrzydeł, bo wywołało u mnie cichy syk.
- Nasze skrzydła są bardzo delikatnie i czułe, więc proszę, nie dotykaj. - mruknąłem, z delikatnym rumieńcem. Tylko...Dlaczego mi się to spodobało? Patrzyłem intensywnie w jego oczy, nie puszczając choć na chwilę jego dłoni.

Daruma?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz