Administracja

Strony

poniedziałek, 5 października 2020

Od Darumy do Mavena- Obóz

Zbliżała się jesień - moja ulubiona pora roku. Zaczynaliśmy szkołę, czekał mnie kolejny semestr nauki, a widoki zza okna były przepiękne. Niestety. Wszystko ma swoje wady. Wraz z powrotem do akademii i nadejściem chłodnych dni, zaczynał się sezon obozowy. Wszystkie uczelnie wspólnie udawały się na leśną przygodę, podczas której podobno uczniowie mieli się integrować. Czy w rzeczywistości tak było? Nie mam pojęcia. Osobiście nienawidziłem okresu obozu. Z natury wolałem wygodę i ciepło domowego zaciszu. Nie byłem przyzwyczajony do surowych, leśnych warunków. Dodatkowo musiałem spędzać czas z ludźmi, z którymi nie chciałem raczej dzielić całego dnia. Upierdliwości. 
Kończyłem właśnie pakować ostatnie niezbędne rzeczy, kiedy do pokoju ktoś zapukał. Bez entuzjazmu otworzyłem drzwi. Na korytarzu stał zawinięty w brązowy płaszcz nauczyciel. Profesor ponaglił mnie, mówiąc, że zaraz wyruszamy. Wspaniale. 
Przez całą drogę do miejsca docelowego zastanawiałem się, jakie męczarnie czekają mnie w tym roku. W ciągu ostatnich lat nabawiłem się wielu urazów. Raz złamałem dopiero odrastające poroże! Nigdy więcej. Dodatkowo ciekawiło mnie, kto w tym roku zostanie wybrany na lidera. Wykonywanie rozkazów jakiegoś niekompetentnego przywódcy nie należało do szczytu moich marzeń. W ubiegłym roku nie potrafiłem dogadać się z dowodzącym, który co kilka minut wpadał na jakiś "genialny" pomysł. Ostatecznie skończyliśmy naszą misję jako ostatni i wszystko przez to, że ów lider postanowił wybrać drogę "na skróty" prowadzącą przez pobliskie bagna. Sam utknął w błocie i bez pomocy nauczycielskiej magii, nie wydostałby się z pułapki. 
Także. Nienawidziłem obozów i już odliczałem dni do powrotu do szkoły. Lekkimi susami pokonywałem kałuże, które pokrywały całą polanę. Rozglądałem się, nerwowo ruszając uszami. W tłumie w większości nieznanych mi osób rozpoznałem kilka znajomych mi twarzy. Z niemałym zadowoleniem spostrzegłem, że nauczyciel przydzielił mnie do grupy, w której znałem kilku uczniów, a właściwie uczennic. Była to Lyanna i Colette, które spotkałem już podczas bitwy z orkami. Przywitałem się z dawnymi znajomymi i wymieniłem krótka uprzejmość z nieznanym mi dotychczas chłopakiem. Po mundurku rozpoznałem, że należy do Sarlok. 
- To niesamowite, że znowu jesteśmy w tej samej ekipie! - Colette uśmiechnęła się szeroko. 
Mimowolnie kąciki moich ust również ruszyły w górę. Po chwilowej wymianie zdań pomiędzy członkami mojej nowej drużyny, Lyanna i Maven doszli do wniosku, że uwolnią mnie od połowy ciężaru i pozwolili nieść bagaże swoim demonom. Podziękowałem za ów gest uczynności i ruszyłem za resztą po resztę naszych rzeczy. 
W międzyczasie dowiedziałem się (albo dopiero to do mnie dotarło), że dawna towarzyszka z Sarlok, Lyanna, będzie ponownie naszą liderką. Cieszył mnie ten wybór. Dziewczyna idealnie nadaje się na dowódcę. Bez problemu mogłem zaakceptować jej przywódctwo.
Na stercie przygotowanych przedmiotów odnaleźliśmy namioty, zapasy, wodę i kompasy. Zabraliśmy ze sobą również dodatkowe ubrania i apteczkę, bo w końcu nigdy nie wiadomo, co jeszcze może nas spotkać. 
- To co teraz? - zapytałem, kiedy cała drużyna oddaliła się od zatłoczonego głównego obozowiska. Lyanna wyciągnęła listę z zadaniami i zmarszczyła brwi. Po jej reakcji nie spodziewałem się niczego przyjemnego. 
- Musimy znaleźć pióra smoka - poinformowała. Schowała kartkę do kieszeni, a na jej miejsce rozwinęła mapę. - Mamy zaznaczone miejsca, gdzie możemy je znaleźć. 
Zerknąłem na rozpiskę i skrzywiłem się. To niemal drugi koniec lasu! Czy nauczyciele naprawdę myślą, że uda nam się pozbawić jakiegoś wielkiego gada pierza? Będzie cud, jeśli uda nam się wyjść z tego żywym!
- Dzisiaj przenocujemy tutaj - stwierdziła liderka, obrzucając polankę badawczym spojrzeniem. - Rano ruszymy wykonać nasze zadanie. Jakieś pytania? - dodała po chwilowym milczeniu. Nikt nie odpowiedział. - Wspaniale, pomóżcie mi rozłożyć namiot. 
Bez słowa wyjąłem pozwijany materiał i na specjalnych rusztowaniach z trudem postawiłem go na nóżkach. Nienawidziłem tego robić. Właściwie ledwo mieściłem się do środka ów chroniącej przez zimnem nocy skórzanej kryjówce. Nie miałem jednak wyjścia i musiałem korzystać z tego, co oferują nam nauczyciele. Właściwie, od tej chwili jesteśmy zdani jedynie na siebie. Jeśli skończy nam się prowiant, będziemy musieli go zdobyć go sami. Dodatkowo, otaczający nas las jest pełen niebezpieczeństw. 
Przygryzłem wargę. Nienawidzę tutaj być. Chcę do domu. Uniosłem błagalnie oczy w górę. Oby to wszystko skończyło się jak najszybciej. 

Maven?

niedziela, 4 października 2020

Od Pearla do Rowana – Obóz

Obóz.
To słowo nieustannie krążyło po jego głowie. Dopóki nie spytał swojego opiekuna, nie miał pojęcia, co ono znaczyło. Teraz jednak wiedział. Jak każdego roku uczniowie akademii zostaną wysłani w grupach do lasu i będą musieli samodzielnie dotrzeć do wyznaczonego miejsca wykonując po drodze zadania. Czy mu się to podobało? W sumie...
Akademickie życie było dla niego męczące. Ciągle jakieś zajęcia: albo siedział w pomieszczeniu, próbując zrozumieć i zapamiętać to co mówili nauczyciele, albo ciężko trenował. Kontakty z innymi były wyczerpujące, miał problemy ze zrozumieniem wielu słów, ponadto sam nie potrafił wyrazić w pełni swoich uczuć i opinii. Dlatego uważał obóz za odskocznię od tego wszystkiego. Spędzi czas w lesie, czyli prawie w domu, będzie w jakiejś grupie, ale powinno pójść w miarę okej. Naturalny instynkt pomoże mu w wykonywaniu zadań, więc raczej nie będzie musiał dokładnie wiedzieć co ma robić.
Nie przewidział jednak jednej rzeczy.
– Kolejną drużynę utworzą Pearl M'Acrei jako prowadzący oraz Rowan Cipriano, Anien Denbrough i Lucien Vanserra – usłyszał.
Otworzył szeroko oczy, unosząc brwi w zdziwieniu. Chwila, ja prowadzącym? Jak? Czemu?
Kompletnie się na to nie przygotował – wręcz przeciwnie, był święcie przekonany, że zostanie po prostu członkiem drużyny, a nie przywódcą. No bo jak? To nie miało sensu. On nie mógł być liderem. Jak on miał przewodzić wszystkim, kiedy nie znał dobrze języka? Połowa czasu jego drużynie zejdzie na próbach porozumienia się z nim. Już to widział. Istna tragedia. Dawno nie czuł się tak zestresowany jak teraz.
Jeden z dorosłych wyciągnął go w widoczne miejsce, by pozostali członkowie jego drużyny wiedzieli do kogo mają podejść. Stanął niepewnie, przeleciał po wszystkich wzrokiem. Osób było multum, połowa się przemieszczała, więc na razie nie potrafił przewidzieć, kto będzie w jego zespole. Spuścił głowę, spojrzał na swoje bose stopy. Przed tym całym obozem miał pozytywne myśli, lecz gdy teraz stał na skraju lasu z ekwipunkiem, czując na sobie wzrok wielu i czekając, aż się zbierze jego drużyna zapragnął stąd uciec. Chciał wrócić do domu bardziej niż zwykle. Gdyby nie tamci okropni ludzie, teraz spędzałby kolejny w miarę normalny dzień w osadzie z rodziną, z dala od reszty świata. Ciekawe, co dokładnie by robił. Patrząc na porę pewnie byłby na patrolu albo pomagałby w szkoleniu młodych kadetów. Ach, proszę, zabierzcie mnie stąd!
Może jak w pewnym momencie ucieknie to nikt nie zda sobie z tego sprawy? Miał specjalny ekwipunek, z którym powinien przetrwać. Tylko czy trafi do domu? Jakoś sobie poradzi. Jakoś...
Coś rzuciło na niego cień. Podniósł głowę, ujrzał nad sobą znacznie wyższych od siebie trzech osobników płci męskiej. Jeden z nich, opalony o białych włosach, był na tyle wielki, że chyba mógłby Pearla na barana nosić. Jak tak mu się przyglądał to go zaczął kojarzyć. Czy to nie Rowan, uczeń Ardem, z którym razem byli wtedy jako szpiedzy? Tak, to musiał być on. Zmierzył go wzrokiem, podobnie jak pozostałą dwójkę – wytatuowanego o mrocznej, tajemniczej aurze oraz najniższego, ale nadal wyraźnie wyższego od charuliana czerwonookiego. Widząc ich przytłaczające sylwetki położył po sobie piórka, z trudem ukrywając niepewność, stres i obawy.
Cała trójka przyglądała mu się badawczo. Najwyższy ściągnął brwi, widocznie się nad czymś zastanawiając. W końcu postanowił spytać:
– Ty jesteś naszym liderem?
Słysząc to, Pearl spojrzał na niego, zamrugał parę razy. Źrenice jego dużych błękitnych oczu nieco się zmniejszyły, piórka zaś odrobinę się podniosły. Stał w milczeniu przez chwilę, jakby coś w głowie kalkulował, ostatecznie odparł:
– Co to lider?
Między wszystkimi członkami drużyny nastała dosyć niezręczna cisza. Trójka wpatrywała się w Pearla, który błądził między nimi wzrokiem, z powrotem kładąc po sobie piórka. Po co żeś się odzywał? Jak tak teraz myślał, to pewnie chodziło o przywódcę. Czemu najpierw się nie zastanowił? Skrzywił się nieznacznie. Świetnie, w ich oczach pewnie właśnie stał się głupkiem.
– Zapowiada się ciekawie – odezwał się pod nosem ciemnowłosy.
Pearl przyjrzał mu się uważnie. Nie był w stanie określić, czy mówił to z sarkazmem, czy nie. Cała jego postać była na tyle tajemnicza, że wątpił, że się od razu porozumieją.
Wziął głęboki wdech. Musiał się uspokoić. I przede wszystkim myśleć pozytywnie. Nie był wcale taki beznadziejny w rozmawianiu z innymi. Znał podstawy, a jak czegoś nie będzie umiał przekazać w pełni to po prostu pokaże co robić. Jak będą mieli do niego jakiś problem to zabierze się i sam pójdzie. W końcu to nie wojna tylko zwykły obóz. Do tego w praktycznie naturalnym dla niego środowisku. Tak, spokój. Jak zobaczą, że jesteś zestresowany i niepewny to nie będą cię słuchać. Pokaż, że nie jesteś byle kim tylko najprawdziwszym leśnym wojownikiem. Udowodnij, że charulianie to silna rasa.
O, Wielki Charulo, miej mnie w swojej opiece!
– Najpierw powiedzmy imiona – zadecydował spokojniej niż przypuszczał, powoli podnosząc piórka.
Musiał wiedzieć, kto jest kim. Rowana znał, ale pozostała dwójka była dla niego zupełnie obca.
Popatrzył wpierw na czerwonookiego. Wymieniwszy się spojrzeniami tamten odrobinę się speszył. Pearl zamrugał parę razy, uniósł jedną brew. Nieśmiały? Otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz wyprzedził go Rowan, który stanął bliżej chłopaka i rzekł spokojnie:
– To jest Anien.
Położył rękę na jego ramieniu, tamten się nagle zarumienił. Pearl obserwował to wszystko z pewnym zaciekawieniem. Nie wiedział, w jakiej dokładnie byli relacji, ale cieszył się, że się znają. Jeśli z powodu nieśmiałości Anien nie będzie chciał mówić, w niektórych kwestiach Rowan będzie mógł go wyręczyć, a Pearl nie ucierpi z powodu braku informacji. Było dobrze. Może będzie jeszcze lepiej.
Przeniósł wzrok z ich dwójki na czarnowłosego. Tamten również nie wydawał się zbyt chętny do rozmowy (choć w przeciwieństwie do Aniena nie z nieśmiałości), ale nie zwlekał z odpowiedzią i bez większego problemu powiedział:
– Lucien.
W odpowiedzi Pearl wolno przytaknął.
– Pearl – przedstawił się, wskazując ręką siebie.
Okej, było nieźle, znali swoje imiona. To już coś.
Gdy drużyny zostały utworzone, organizatorzy po kolei dawali listę zadań i prosili o nazwę drużyny. Gdy jeden z nich podszedł do grupy Pearla, charulian popatrzył po reszcie, jakby czekając na ich propozycje czy cokolwiek. Nikt jednak nic nie mówił, patrząc na niego wyczekująco. Czyli on miał wziąć sprawę w swoje ręce?
– Podaj nazwę drużyny – odezwał się Rowan.
Charulian spojrzał na niego, minimalnie się skrzywił. Wiem, zrozumiałem go, ale co dokładnie?
– Ja? – spytał. – Wy nie wiecie?
Chwila ciszy.
– Daj cokolwiek – odparł Rowan, w głosie dało się wyczuć irytację. – To tylko nazwa. – Wzruszył ramionami.
No dobrze... Jak pozostawili wybór jemu to tak będzie. Tylko niech potem nie mają pretensji.
Popadł w zamyślenie. Z racji, że nie przewidział siebie jako lidera, nie myślał o tym, jak mogłaby się nazywać jego drużyna. Próbował wymyślić cokolwiek, co nie brzmiałoby głupio. Nie szło mu najlepiej, ale w końcu na coś wpadł i podał organizatorowi nazwę. Tamten ją zapisał, po czym wręczył mu mapę, a także kartkę z zadaniami. Pearl zmierzył ją wzrokiem. Zrozumiał tylko część, co go nieco zmartwiło. Spojrzał na pierwsze z zadań Znaleźć kryształy w jaskinii... Co to znaczy? Czegoś musieli szukać. Chyba jakichś kolorowych minerałów. Ale gdzie? Czym była jaskinia?
Cmoknął niezadowolony. Zadania nie wyglądały na bardzo proste. Miał jednak nadzieję, że to tylko pozory i jak ogarnie, co dokładnie ma zrobić, poradzi sobie bez większego problemu.
– Drużyna Białych Drzew? – usłyszał wtem.
Odwrócił się, podniósł wzrok na Luciena. Mężczyzna patrzył na niego jakby z pewną pogardą.
– Białe drzewa dobre – odparł, wzruszając ramionami.
Anien uniósł brwi, bardziej się zbliżył do Rowana, szepcząc:
– Co to białe drzewa?
– Nie mam pojęcia – odpowiedział tamten.
Gdy organizatorzy zajęli się wszystkim, oficjalnie ogłosili rozpoczęcie obozu, życząc powodzenia. Każda drużyna udała się w głąb lasu, część biegiem, część na spokojnie. Pearl szedł w miarę szybkim krokiem, ale nie myślał o biegu – chciał oszczędzać energię na zadania i ewentualne niebezpieczne sytuacje. Spojrzał na trzymaną w rękach mapę, jakiś czas przyglądał jej się uważnie. Przygryzł dolną wargę. Nie potrafił się w niej odnaleźć. W osadzie czegoś takiego nie mieli, zwłaszcza, że swój teren znali jak własną kieszeń, więc nie potrzebowali tego typu pomocy. Choć wiedział, co mniej więcej było czym, uznał, że to nie dla niego. Co mu po narysowanych punktach i drzewach, jak nie umiał określić odległości?
– Masz, to twoje – to mówiąc wręczył Rowanowi mapę.

Rowan?

sobota, 3 października 2020

Od Lyanny do Darumy - 'Obóz'

 To nie jest mój pierwszy rok w Akademii, dlatego zdążyłam nauczyć się tutejszych tradycji szkolnych. Do tej pory nie odwołano ani nie przełożono żadnego wydarzenia, stąd czując jak noce zaczynają być chłodniejsze i dłuższe czekałam na nadchodzący jesienny obóz. To nie tak, że nie mogłam się tego doczekać, ekscytowało mnie czy coś w tym rodzaju. Chciałam być gotowa na każdą ewentualność. W zeszłym roku całkiem nieźle sobie poradziłam z moją drużyną dlatego zastanawiałam się jaki zespół trafi mi się tej jesieni. Nie liczyłam też, że zostanę liderem obozu - zwykle są nimi osoby ze starszych klas z racji posiadania większego doświadczenia. Nie zawsze tak było, zdarzało się by przywódcą całej eskapady była osoba najmłodsza. A może tak nie jest wcale? Prawdę mówiąc nie analizowałam według jakiego systemu dobierani są liderzy. 
Poprawiłam spódniczkę swojego mundurku szkolnego już któryś raz tego dnia. Dzisiaj miałam z nią problem ze względu na ogon zapieczętowanego Aegona. Nie miałam nastroju go wypuszczać więc użerałam się z podwijającą się spódniczką. Włosy błyszczały niecodziennym blaskiem zwracając tym samym uwagę rówieśników. To jednak nie oznaczało by zmieniło się nastawienie co do mojej osoby, bez większych zmian. W czasie jednej z wielu lekcji dzisiejszego dnia przyszła dyrekcja zająć parę minut innemu nauczycielowi. Wiedziałam po co przyszła, tak samo reszta klasy nie miała złudzeń - to czas ogłoszenia obozu. 
-Drodzy uczniowie... Nadszedł czas wyzwania was do podjęcia corocznego wyzwania w obozie przetrwania. Jak co roku lista zespołów wraz z ich liderami wisi w głównym holu proszę o zapoznanie się z nią. Przypominamy również o zasadach: śpicie w namiotach, jecie co znajdziecie i radzicie sobie tym co macie. Waszym celem jest dostanie się do miejsca wyznaczonego na mapie, którą otrzymacie przed wyruszeniem w podróż - tutaj była dłuższa pauza, której towarzyszyło obrzuceniem wzrokiem uczniów przez dyrekcje upewniając się czy wszystko jasne. -No, to nie pozostaje mi nic innego jak życzyć powodzenia - uśmiech i dość mało wiarygodny ton wcale nie wróżył niczego dobrego ale z czasem to już tutaj nic dziwnego. 
Nie poszłam od razu sprawdzać listy. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że najlepiej sprawdzić ją trochę później a nawet po zajęciach. Wiele się nie pomyliłam, ponieważ po zajęciach przy tablicy stało parę osób, niektórzy dyskutowali między sobą na temat nawet innych drużyn. Śledząc poszczególne nazwiska szybko się odnalazłam. Liderzy byli oznaczani trochę inaczej by oddzielić poszczególne zespoły. Ponownie zostałam wyznaczona na osobę dowodzącą i nawet członkowie byli niemalże ci samo co przy ostatniej misji ratunkowej. Z Darumą oraz Colette miałam już przyjemność się poznać i wiem na co stać tę dwójkę. Mavena również kojarzyłam, jest moim rówieśnikiem, który w ostatnim czasie nabył drugiego demona imieniem Artis. Nie zwracałam zbytnio na niego uwagi, przykładny uczeń, którego lubią nauczyciele ale nie sami rówieśnicy. Całkiem utalentowany z dość niesfornym ognistym demonem. Miałam nadzieję, że będzie nam się współpracowało dobrze i pomyślnie ukończymy obóz. 

W dniu rozpoczęcia się obozu każda z drużyn o określonej godzinie miała pojawić się w akademii po odbiór pakunków przygotowanych przez szkoły aby uniknąć oszukiwania. W sumie na miejscu zjawiliśmy się mniej więcej wszyscy o tej samej porze. Colette jak zwykle wydawała się najbardziej zadowolona z całej sytuacji. 
-To niesamowite, że znowu jesteśmy w tej samej ekipie - zwróciła się do mnie i Darumy. Kątem oka dostrzegłam dziwne spojrzenie Mavena, który nie wiedział o co nam chodzi.
-Mieliśmy okazję już wcześniej ze sobą współpracować podczas najazdu orków - wytłumaczyłam spokojnie. 
-Nie pytałem o nic ale dzięki - wydawał się lekko zdziwiony. "Ciekawe, jaką opinie ma na mój temat", przemknęło mi przez myśl. 
-Tak samo jak wtedy teraz też nami przewodzisz. Będzie wspaniale. Doceniam to, że wtedy wzięłaś pod uwagę moją fobię i okazałaś się cierpliwością...
-Ah, tak. Nie musisz dziękować - skinęłam głową skracając tym samym słowotok dziewczyny. 
Obrzuciłam wzrokiem dwa demony Mavena, które stały nieopodal przyglądając się nam. Artis wyglądał jakby pilnował Devę przed niespodziewanym atakiem. 
-Jakiego rodzaju jest twój demon? - ruchem głowy wskazałam dwie istoty. 
-Deva jest ognistym typem, natomiast Artis kamiennym - zmarszczył brwi podejrzewając o co mi chodzi.
-Byłaby możliwość aby Artis niósł na swoim grzbiecie ciężki załadunek? -spytałam od razu. - Chciałabym znacznie odciążyć Darumę -wyjaśniłam znowu aby nie było niedomówień. 
-Jasne - skinął głową.
Na ten moment wszystko szło raczej bezproblemowo. Wraz ze wszystkimi udaliśmy się po bagaże oraz mapę z listą zadań.

Daruma?

Pierwsze zadanie: zdobądźcie pióra smoka.