Administracja

Strony

niedziela, 29 listopada 2020

od Luciena c.d. Dante- Obóz

 Wolałem nie wychylać się przed szereg. Dopiero wieczorem dowiedziałem się o tym jakże głupim obozie, który według mnie nie miał największego sensu. Uczniowie lepsi i bardziej doświadczeni mogli skończyć zabawę w dwie sekundy, jednakże nie mogli we ze względu na własną drużynę jak i inne. Sądziłem, że cały ten czas spędzę nudząc się i patrząc jak reszta mojej ekipy próbuje złożyć jakikolwiek plan, jednakże przybycie nowego ucznia nieco mnie zaintrygowało. Przypatrywałem mu się z daleka, próbując oszacować jego umiejętności i moc. Jednakże musiałem z tym zaczekać, nie chciałem przecież od razu do niego podbijać, nie wiadomo jakie ma wobec nas odczucia, chociaż wydawać się mógł miło, nigdy nie wierzyłem w uśmiechy innych.Wraz z Rowanem sądziliśmy, że postawienie obozu akurat teraz nie był dobrym pomysłem, ale wiedzieliśmy, że reszta właśnie akurat tego chciała. Nie mogliśmy ich ciągnąć na siłę, dlatego po dłuższej chwili wszystkie namioty stały już w naszym prowizorycznym obozie. Usiadłem na ściętym pniu drzewa, przyglądając się lasowi znajdującemu się za nami - znajdowaliśmy się coraz bliżej gór, gdzie mieliśmy znaleźć kryształy, które mieliśmy zdobyć. Nie wyglądała groźnie, jednak wiedziałem, że to nie będzie takie proste, przecież nauczyciele nie kazali by nam wejść do zwykłej jaskini tylko po to by znaleźć sobie świecidełka i tak po prostu wyjść.  Westchnąłem głośno, chowając twarz w dłoniach. Ile to jeszcze potrwa?

~*~

W nocy obudził mnie głośny huk. Wybiegłem prędko, widząc, że las płonie, a wiatr przysuwa płomienie coraz bliżej nas. Dante stał już na polance, wpatrując się w żywioł pochłaniający wszystko na swojej drodze. Głupi ja, powinienem zostawić cienie by pilnowały obozu. Już miałem iść budzić pozostałych, gdy nagle zobaczyłem postaci wybiegające z bezpiecznej części drzew. Uciekały w popłochu a ja już wiedziałem, że to pewnie oni podpalili nas. Jednakże...Nie rozumiałem dlatego powietrze miało dziwny zapach, tak dziwny i unikatowy, że nie wiedziałem skąd go pamiętam. Moje cienie zaczęły wić się, oczyszczając powietrze, a ja zacząłem dokładniej oglądać otoczenie. Wokół nas latały dziwne małe drobinki, przypominające popiół, jednakże ich żółty odcień nie uradował mych myśli.

- Dante nie wdychaj tego! - krzyknąłem do chłopaka, który spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami. - To trucizna, musieli ją zostawić w lesie i teraz wraz z dymem dostała się do powietrza.

Jednym susłem znalazłem się w namiotach innych, budząc ich. Po drodze wyjaśniłem szybko co się stało i podczas gdy inni pakowali rzeczy, ja oceniałem stan ognia. Okryłem innych własnymi cieniami, przez co trucizna nie mogła się dostać do ich układu oddechowego, jednakże czułem, że długo tak nie wytrzymamy. Zacisnąłem pięści. Nie zdążymy. Mógłbym ich przeskoczyć pod górę, jednak najpierw musiałbym zdjąć z siebie osłonę przed trucizną. Spojrzałem się za siebie. Nie zdążymy. W ciągu pięciu sekund złapałem wszystkich wraz z ich dobytkiem i przeskoczyłem z nimi wręcz pod bramy groty. Czułem, że oddychanie stało się ciężkie, ale przynajmniej oni musieli znaleźć kryształ byśmy wygrali. Mojemu organizmowi potrzeba było około godziny by wyprzeć szkodliwą substancję z organizmu. Wszyscy siedzieli na ziemi, powstrzymując nudności związane z przeskokiem. Czekałem na nich przy wejściu, ścierając pot z czoła.

- Musimy uważać, coś tam jest.

Ostrożnie podeszli pod górę. 

Pearl?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz