Poranek był niezbyt przyjemny, ze względu na pogodę - owszem, była piękna, jednak słońce wpadające do pokoju z pełną mocą było dosyć irytujące. Chociaż to pewnie kwestia preferencji. Dosyć niechętnie zwlekłam się z łóżka, ale pod kołdrą robiło się już zwyczajnie za gorąco. Podjęłam próbę wyjrzenia przez okno, ale na marne. Promienie słoneczne były silniejsze, niż mi się wydawało i przez chwilę miałam wrażenie, że straciłam wzrok. Rozejrzałam się po pokoju, na samym końcu moje oczy zatrzymały się przy łóżku współlokatora. Spał. Uśmiechnęłam się pod nosem i już szykowałam ripostę na wszystkie jego komentarze "Ile można spać?". Wywróciłam oczami i w końcu wstałam. Niechętnie wyjęłam z szafy swoje ubrania i skierowałam się do łazienki, żeby wykonać codzienną, nudną i monotonną, poranną rutynę. Mimo wszystko nie zeszło mi się z tym tak długo, jak mi się wydawało. Związałam włosy w kitkę i opuściłam pomieszczenie, jeszcze na chwilę zaszczycając pokój swoją obecnością. Starałam się zając sobą, ale mój wzrok jeszcze raz spoczął na łóżku Azriela - dalej spał. Nie wiem, czego się spodziewałam, ale westchnęłam, kierując ku wyjściu z pokoju. Wyjątkowo postanowiłam wybrać się do stołówki, w której bywałam naprawdę rzadko, a jeżeli już to z niebieskookim. Musiałam się obyć tylko swoim towarzystwem. Przechodziłam zatłoczonym korytarzem z istnym spokojem, co było do mnie wręcz niepodobne. Po dotarciu do celu rozejrzałam się w poszukiwaniu wolnego stolika, szybko rozważając, czy się do kogoś nie przysiąść. Decyzja zapadła, a moje nogi zaczęły sunąć w stronę wolnego stolika, niedaleko grupki chłopaków, pochłoniętych rozmową. Usiadłam na krześle i upiłam trochę herbaty, którą zgarnęłam z jakiegoś stołu. Przesunęłam palcem po krawędzi kubka, słysząc za sobą kroki a już po chwili widząc przed sobą chłopaka, mniej więcej w moim wieku. Bez najmniejszego zawahania odsunął krzesło i usiadł naprzeciw mnie, szeroko się uśmiechając. Spojrzałam na niego pytająco, w nadziei, że dowiem się, dlaczego postanowił się przysiąść akurat do mnie. Nie uzyskałam odpowiedzi na to pytanie, ale białowłosy zabrał głos w innej sprawie.
- Hej, hej, witaj, mów mi Niko. A ty, jak mam cię nazywać? - oparł głowę na dłoni, uporczywie mi się przyglądając, w oczekiwaniu na reakcję. Po chwili namysłu uśmiechnęłam się i przedstawiłam, co jeszcze bardziej ucieszyło chłopaka. - Miło cię poznać, od dzisiaj ogłaszam nas kumplami. Więc co robisz dzisiaj? - Uniosłam brew. Chłopak okazał się szybszy niż można by się spodziewać.
- Wiesz, kumplu Niko, nie mam jeszcze żadnych planów na dzień dzisiejszy, więc jeżeli proponujesz wyjście, to z miłą chęcią potowarzyszę. - poprawiłam się na krześle. - A ty?
- Kumpelko Colette, byłem trochę głodny, dlatego tu zawitałem. - teatralnie westchnął. - Mam do ciebie kolejne pytanie, ale nie myśl, że tylko dlatego tu usiadłem! - dodał szybko, na jednym tchu. Aż strach pytać, co mu siedziało w głowie, więc tylko czekałam, aż dokończy swoją wypowiedź. - Wiesz, nie zechciałabyś może użyczyć mi trochę swojej krwi? - zaśmiałam się. Widzę, że swój trafił na swego.
- Nie chciałabym, a raczej ty nie chciałbyś mojej krwi. Musisz poszukać jakiegoś nie-wampira. - uśmiechnęłam się i upiłam herbaty. Spojrzałam lekko rozbawiona na Nikolaia, który zdawał się być lekko rozczarowany. - Wiesz, ja nie piję krwi i żyję, dobry styl życia. - bo mdleję jak ją widzę. - Ale, skoro już mówimy o planach na później! Z miłą chęcią wybiorę się z tobą do miasta, tak teraz mi przyszło do głowy. - poprawiłam się i głęboko spojrzałam w jego błękitne oczy, nie znosząc sprzeciwu.
- Jasne. Pewnie! - niemal krzyknął, uradowany. - Przed wejściem, po treningach. Do zobaczenia, kumpelko! - machnął ręką i niemal z prędkością światła zniknął ze stołówki. Osobliwy typ.
Dopiłam herbatę i rezygnując z jakiegokolwiek posiłku, również opuściłam stołówkę. Udałam się do pokoju, aby założyć czarny strój treningowy. Na moje nieszczęście Azriela już w nim nie było, więc prawdopodobnie nie zamienimy tego dnia już choćby słowa.
***
Lekcje minęły mi dosyć szybko, jednak ciepła pogoda nie sprzyjała dużemu wysiłkowi. Moje nogi ponownie skierowały się ku pokojowi, bez najmniejszej werwy. Zaczęłam zastanawiać się, czy to wyjście to aby na pewno dobry pomysł, ale z drugiej strony, co mi szkodzi? Pociągnęłam za klamkę, ku mojemu zdziwieniu, drzwi były otwarte. Weszłam do środka, a gdy tylko zobaczyłam znajomą twarz, mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Dzień dobry, śpiąca królewno. - rzuciłam, a usta czarnowłosego również wykrzywiły się w uśmiechu.
- Wcale nie spałem aż tak długo.
- Wcale, że spałeś. - podeszłam i lekko uderzyłam go w bark. - idę wziąć prysznic i będę wychodzić, nie wiem, o której wrócę. - poinformowałam a ten przytaknął, mimo, że tak naprawdę to nie potrzebował tej informacji. Zgodnie z moimi słowami, zabrałam ze sobą czyste ubrania i wzięłam zimny prysznic. Dodał mi trochę energii, jednak przez świadomość, iż chłopak prawdopodobnie już czeka pod murami szkoły, nieco wytrąciła mnie z rytmu. Byłam zmuszona wyjść w mokrych włosach. Ubrałam się, wzięłam jakieś najpotrzebniejsze rzeczy i z prędkością światła opuściłam pokój. Skierowałam się prosto do wyjścia szkolnego, nie zwracając uwagi na taranowanie osób stojących mi na drodze. Zawsze przecież mogły się odsunąć.
Tak jak się spodziewałam, Nikolai już czekał na dole. Skinęłam do niego głową na przywitanie, a ten niemalże od razu szeroko się uśmiechnął.
- Gdzie idziemy? - spytał, dotrzymując mi kroku, najwidoczniej lekko zdziwiony tym, że nie zatrzymałam się na choćby ułamek sekundy.
- Do miasta, zluzujemy trochę. - odparłam, a ten już nic nie powiedział. Większość drogi szliśmy w ciszy, aż moim oczom w końcu ukazał się cel podróży - tawerna, w której dosłownie nie sposób się nudzić. - Masz pieniądze? - spytałam, a chłopak przytaknął.
- Coś tam mam.
- Świetnie, więc idziemy. - zaciągnęłam go do środka. Już od pierwszego przekroczenia drzwi było czuć mocną woń alkoholu, która wydawała się być teraz ukojeniem. Podeszliśmy do baru i zamówiliśmy kolejkę, dwie. Rozmowa zaczęła się kleić a słowa zdawały się powoli coraz bardziej niewyraźne.
- Wiesz, Nikolai, tak się zastanawiam, czemu podszedłeś do mnie dziś rano? - spytałam i przechyliłam kolejny kieliszek trunku. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Byłem głodny i mi się nudziło, to tyle. Źle ci? - zaśmiał się tak, jakby to był najśmieszniejszy żart w jego życiu.
- Absolutnie. - starałam się powiedzieć nonszalancko, jednak prawdopodobnie zabrzmiało to co najmniej źle. Mam to w dupie.
Kolejka za kolejką, stawaliśmy się coraz bardziej pijani, a rozmowy zaczęły być coraz bardziej szczere i z pewnością bezsensowne. Zanim się zorientowałam, na dworze zapadł zmrok, a my w lokalu zostaliśmy niemal sami. Na tym etapie nie byłam już w stanie kontrolować co mówię i robię. Byliśmy po prostu ostro najebani, a do tawerny weszło kilku, na oko niezbyt przyjemnych typów. Nie przejęliśmy się tym za bardzo, dalej głośno się śmiejąc i popijając trunki. Obojętne było nam, jakie, ważne było, że dobrze wchodzi. Mężczyźni przywitali się z barmanem jak z dobrym przyjacielem i zaczęli zbliżać się w naszą stronę. W końcu stanęli przy naszym stoliku i dopiero wtedy zauważyłam, jak wysocy oraz masywni są.
- To nasz stolik, państwu podziękujemy. - powiedział jeden, po czym skinął głową na znak, że w tym momencie mamy zmienić miejsce siedzące. Spojrzałam na chłopaka przede mną.
- Ejjjjjjjjjjj, a wy nie chcielibyście podzielić się ze mną krwią? - spytał i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Gościom się to nie spodobało i chwilę później leżeliśmy na ziemi, zepchnięci z ławek. Spojrzeliśmy na siebie nieco wystraszeni, nie wiedząc, co zrobić. Mężczyźni zajęli się sobą. Nagle jakiś fakt, sama do końca nie wiem, jaki, postanowił mnie nadzwyczajnie zirytować - i to był gwóźdź do trumny.
- Swoją matkę też traktujesz jak kurwę? - rzuciłam i zaśmiałam się pod nosem, dopóki wzrok mężczyzny na mnie nie spoczął. Zaczęłam się powoli odsuwać, z zamiarem wstania, jednak mój towarzysz picia był szybszy - pociągnął mnie za rękę do góry, nakazując mobilizację i ruszył do drzwi. Pobiegłam za nim, co w tym stanie było naprawdę nie lada wyzwaniem. Wybiegliśmy z pubu niczym dzieci ze szkoły po ostatnim dzwonku, a ja sama nie wiedziałam, czy ta sytuacja bardziej mnie śmieszyła czy przerażała. Wampir co jakiś czas ciągnął mnie za nadgarstek abym przyspieszyła, nasza ucieczka skierowała się w stronę lasu. Potykaliśmy się o własne nogi, hitem był fakt, że żadne z nas jeszcze nie leżało z wybitymi zębami na drodze. Zdawało się, jakbyśmy zgubili tych mafiozów, albo gdyby najzwyczajniej w świecie nie chciało im się biec, bo i tak nas znajdą, albo coś w tym stylu. Jednak za plecami cały czas mogliśmy usłyszeć ich głosy, więc nie zwalnialiśmy, dopóki widowiskowo nie potknęłam się o korzeń drzewa. Padłam jak długa i dopiero wtedy zorientowaliśmy się, że jesteśmy w lesie. W samym środku lasu, w nocy.
- Okej, chyba zgubiliśmy te patafiany, jak stąd teraz wyjdziemy?
Nikolai?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz