Administracja

Strony

poniedziałek, 3 maja 2021

Od Nikolai cd. Colette

Spojrzałem na swoją towarzyszkę, próbując złapać oddech. Mój umysł nie mógł jeszcze zrozumieć wagi sytuacji, w której się znaleźliśmy. Wydawało mi się, że moja zwykła jaźń i stan pijaństwa, w którym się znajdowałem, wcale nie różniły się tak bardzo. Bycie pijanym wyłącza najlepsze części mózgu i pozostawia głupca, by kierował twoim życiem, biegał ci po ustach. Nie znałem Colette na tyle, by mówić za nią, ale w moim przypadku ten idiota zawsze trzymał za kierownicę.   
W ciemnych lasach przemierza się ścieżką z wiarą i pamięcią, a nie wzrokiem. Ale w tym przypadku nie mieliśmy ścieżki ani pamięci. Nasze pijane umysły mogły skupić się tylko na biegnięciu wprost. Właściwie mieliśmy mój wzrok. Ale w obecnym stanie nie chciałem na tym polegać. Poza tym nie było nic do oglądania oprócz otaczających drzew. W takiej sytuacji byłoby dziwne, gdybyśmy nie mieli niepokoju. W większości starałem się nie wyśmiać swojego tyłka, a moja towarzyszka wyglądała, jakby mogła dołączyć do mnie jak w chórze, jeśli zacznę.  
- Cóż, moglibyśmy spróbować cofnąć się tą samą drogą. Ale ci kolesie wciąż mogą być w pobliżu. - robiąc krok w jej stronę próbującej wstać z ziemi, podałem dłoń którą wzięła z wdzięcznością. - Więc czas na małą przygodę, co ty na to? - przez chwile myslałem, że może źle zrozumiałem sposób, w jaki mogła zareagować, ale to szybko zniknęło. Dziewczyna wyglądała jakby stosowała się do tego niego w czasie sekundowym. Lub po prostu stwierdziła fakt, że nie mieliśmy dużego wyboru. Powietrze wypełniał zapach nocy i mocnego dębu, a zimna bryza przyprawiała nas o gęsią skórkę. Wcześniej niż później w końcu wrócimy z pijanego haju i poczujemy gryzące zimno.  
Wybierając losowy kierunek, zaczęliśmy iść. W pewnym momencie Collette spojrzała na mnie, gdy księżyc rozjaśnił moją twarz przez wierzchołki drzew.
- Wyglądasz jakby nie przejmował się tym, w co wpadliśmy. - spojrzałem na nią zdziwiony, w tej chwili nie byłem pewien, jaką twarz robię.
- Wyglądasz na spokojnego. - kontynuowała, przeczesując dłonią włosy - żałuję, że nie czuję się tak spokojnie, jak wyglądasz. - może to było wciąż zawrotne uczucie, ale odpowiedź wydała mi się zabawna.
- Chciałbym być tak spokojny, jak wyglądałem. - wymamrotałem. Jednak dziewczyna odmówiła poddania się.
- Wyglądasz solidnie, - skrzywiła się - nie, wyglądasz...szczelnie.
- Szczelnie? - wybuchnęłem śmiechem z jej komentarza. - Mam nadzieje, że nie gadasz tak kiedy jesteś trzeźwa. - na to ona też wybuchnęła śmiechem.
Oczami zacząłem skanować nasze otoczenie, wtedy też zauważyłem wypracowaną ścieżkę nieco po prawej stronie. Chwytając Colette za ramię, żeby ją zatrzymać, podzieliłem się moim nowym odkryciem. Zmieniając kurs, zaczęliśmy podążać za drogą, aby zobaczyć, dokąd nas to zaprowadzi. Wąski pas nagiej ziemi między olbrzymami korzeni i liści. Pozwoliłem swoim dłoniom dotykać ich skóry, gdy przechodziliśmy obok. Po czymś, co wydawało się, że może pół godziny podróży, pełnej rozmów i przekomarzania się, natknęliśmy się na coś, czego ani jedno z nas się nie spodziewało.
Mały domek stał pomiędzy drzewami, mogliśmy tylko nieznacznie dostrzec jego kształt. Cienie ścian wtapiające się w tło drzew, ledwie widoczne. Chata zagnieździła się w wysokiej trawie, jakby przywoływała jakieś szczęśliwe urojenia. W milczącej umowie przyspieszyliśmy nasz marsz w jego kierunku. drzwi były już otwarte, więc i weszliśmy do środka.
Chata była z pewnością stara i opuszczona, a na ścianach pojawiała się pleśń, co nierusz w kącie pajęczyny. Chociaż zewnętrzna część domu cierpiała z powodu wielu zim i okresów burz, stara drewniana podłoga została osłonięta w środku. Więcej cynamonu tam, gdzie lakier jeszcze się trzymał, i jaśniej w regionach, które były bardziej zużyte. Zostały jeszcze jakieś meble, kanapa i stół z czterema krzesłami. Były tam również zepsute drzwi i zaintrygowany, aby zbadać pozostałe fragmenty miejsca, do których podszedłem. Po otwarciu to, co odkryłem, było bardziej nudne, niż miałem nadzieję. Pokój był mały i miał pojedyncze łóżko w jednym z rogów. Obejrzałem się za siebie na Collete, która badała opuszczony kominek na środku większego pokoju. 
- Myślę, że lepiej pozostańmy tutaj, lepsze to niż błądzenie bez celu przez całą noc. - powiedziałem, przerywając ciszę, którą mieliśmy od wejścia do domku. Spoglądając na mnie, skinęła głową.  
- Tam też jest łóżko - dodałem, wskazując w kierunku.
- W takim razie zaklepuję łóżko! - powiedziała szybko i pełna energii. - przydałoby się jeszcze trochę drewna na ognisko.
Po zebraniu wszystkiego, czego potrzebowaliśmy, rozpaliliśmy ogień. Po niewielkim ogrzaniu miejsca, co okazało się trudnym zadaniem, udaliśmy się spać. Padając na kanapie, zasnąłem w ciągu kilku sekund.
***
W chwili, gdy się obudziłem, poczułem, że moja głowa chce eksplodować. Ból w mojej czaszce odpływał i przypływał jak zimna fala, ale ból był zawsze obecny. Od razu zrozumiałem, dlaczego nazywają to kacem, bo miałem wrażenie, że nad moją głową spadają najczarniejsze chmury, które nie miały zamiaru się rozjaśnić do późnego popołudnia.  Czułem również ból szyi, gdy całą noc spoczywała na poręczy kanapy. Moje kończyny były sztywne i zmarznięte, ogień prawdopodobnie dawno już zgasł. Ziewnąłem i podszedłem do jednego z przyciemnionych okien. Na dworze było już jasno, najprawdopodobniej późny ranek. Byłem spragniony i głodny, a połączenie wszystkich tych niewygodnych uczuć było bolesne. Miałem tylko nadzieję, że teraz będziemy mogli łatwo wrócić z trzeźwymi umysłami.
Dbiedł mnie głośny łomot dochodzący z cienistego wnętrza domu, a za nim  piskliwy głos. Natychmiast ruszyłem w stronę hałasu i zawołałem Collette. Otwierając szeroko drzwi, pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłem, były w powietrzu małe kawałki starego drewna. Drugą była moja towarzyszka, która leżała na podłodze ze stopą wbitą w podłogę. Ten widok sprawił, że chciałem coś ją drażnić, ale mój obecny suchy i wyczerpany umysł nie pozwolił temu dojść. Więc zamiast tego miałem coś innego do powiedzenia.
- Tak wcześnie rano i robisz zamieszanie. Mówię ci czuję, że będziemy wspaniałymi przyjaciółmi - zaśmiałem się lekko.
- To miejsce się rozpada, właśnie co tylko wstałam i weszłam w to gówno. - powiedziała, lekko niezadowolona, na jej obecną sytuację. Podszedłem do niej i pomogłem stopie wydostać się z wykonanej dziury. Kiedy znów była wolna, moją uwagę przykuł zrobiony otwór. Lub więcej, zawartość, która tam się ukrywała. Na ziemi pod podłogą znajdowało się dobrze utrzymane pudełko.
- Spójrz na to. Myślę, że twoje stopy są dobre w znajdowaniu skarbów.
 
Colette?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz