Administracja

Strony

niedziela, 25 lipca 2021

Dwie lodowe gwiazdy na nocnym niebie (3/?)

Promienie słoneczne jeszcze w pełni sięgały Rostwalk gdy na niewielkie wzniesienie w pobliżu chaty sołtysa wszedł żwawym krokiem Teava. Jak zwykle trzymał w rękach narzędzia, zaś z kieszeni futrzanej kurtki wystawała drewniana figurka. Tak jak ostatnio, dzisiaj chłopak też zastał jedynie pozostałości po twierdzy, która jeszcze wczoraj pewnie stała. Ale tym razem w ogóle się tym nie przejął, nawet wyraz twarzy na moment się nie zmienił.
– O, już mamy gotową ziemię i zgarnięty śnieg do budowy – rzekł, rozkładając narzędzia.
Obok niego zatrzymał się Uraen. Chłopak położył na śniegu drewniane figurki rycerzy i koni, mówiąc:
– Wow, a myślałem, że się nie zawali przez noc.
– Nie zawalił się. – Teava poprawił swój szalik. – Został zniszczony.
Słowa te wyraźnie zdziwiły Uraena.
– Co? Jak to? Przez kogo?
Teava milczał przez jakiś czas. W końcu jednak wzruszył ramionami i odpowiedział:
– Nieważne. Możemy zbudować kolejny. Tata mówił, że robienie tego typu nowych rzeczy rozwija myślenie i kratewność.
– Masz na myśli kreatywność – poprawił go Uraen.
– Krea... ta, to.
Na budowę poświęcili około dwie godziny nim ojciec Uraena zabrał syna na polowanie. Teava odprowadził wzrokiem dwójkę, która po chwili zniknęła w głębi lasu. W jego sercu zagościł smutek, ale tylko na moment. Cieszył się, że udało mu się zakolegować z Uraenem. Jeszcze wczoraj był przekonany, że to niemożliwe. A jednak. Miał swojego pierwszego kolegę! Myśl ta opanowała jego umysł do tego stopnia, że nawet nie zauważył kiedy zrobiło się późno i musiał wracać do domu na kolację.
Przez kilka następnych dni śnieg gęsto padał na wioskę, do tego zapowiadało się na silne wiatry, więc dzieciaki nie mogły spędzać czasu na podwórku. Teava wtedy siedział w domu i pomagał mamie w pracach domowych. A od roku na jego barki zeszło trochę więcej obowiązków.
Odkąd na świat przyszła jego młodsza siostra, Mellie, rodzice przestali poświęcać mu tyle czasu. Ale jemu to nie przeszkadzało. Rozumiał bardzo dobrze rodzinną sytuację, wiedział, że Mellie wymagała stałej opieki. Drobne rzeczy takie jak zamiatanie, wycieranie kurzy czy pilnowanie obiadu wykonywał za mamę, a czasem to on bujał kołyskę siostry i ją zabawiał.
Mellie nigdy nie patrzyła krzywo czy ze strachem na Teavę – pewnie dlatego, że miała dopiero rok i nie rozumiała wielu rzeczy oraz jej starszy brat był jedną z pierwszych osób, jakie zobaczyła, ale chłopiec nadal czuł się z tym bardzo dobrze. Może gdyby inne dzieciaki też od urodzenia miały do czynienia z tego typu niecodziennymi rzeczami, również zaakceptowałyby go i chciałyby się z nimi bawić.
Układał razem z Mellie drewniane kostki, gdy do pokoju wszedł jego ojciec.
– Teava, ktoś do ciebie – rzekł wesoło z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Hm? – zdziwił się chłopiec.
Ktoś w ogóle chciał do niego z czymś przychodzić? Przecież wszystkie dzieciaki go unikały lub obrażały.
Nie.
Już nie wszystkie.
Wyszedł z pokoju do głównej izby, otworzył szeroko oczy widząc stojącego w przedsionku...
– Uraen! – zawołał głosem najszczęśliwszego dziecka na świecie.
Podbiegł do kuzyna. Uraen widząc uradowanego na jego widok Teavę zaśmiał się, poczochrał malca po głowie.
– Strasznie śnieży na zewnątrz, ale postanowiłem wpaść! – oznajmił.
– Bardzo się cieszymy, że przyszedłeś! – powiedziała matka Teavy, podchodząc bliżej. – Napijesz się czegoś? 
Podczas gdy między Uraenem i kobietą nawiązała się mała konwersacja, Teava stał z boku, wolnymi ruchami rąk gładząc swoje włosy. Cały ten czas przyglądał się uważnie kuzynowi. Chciał z nim porozmawiać, pobawić się wspólnie. Czemu jednak nic jeszcze nie zrobił? Sam nie wiedział. Cieszył się bardzo z wizyty Uraena, bowiem to był dowód na to, że kuzyn rzeczywiście chciał się z nim zakumplować... ale nie miał pojęcia co w takich sytuacjach powinno się zrobić lub powiedzieć, a przez swoją niewiedzę czuł się jeszcze gorzej. Co jak Uraen zobaczy, że jestem jakiś dziwny i już nie będzie chciał się ze mną kolegować?
– Teava.
Słysząc swoje imię odwrócił głowę, spojrzał na ojca, który stał tuż obok niego. Posłał rodzicowi pytające spojrzenie, na co tamten spytał:
– Może pokazałbyś Uraenowi swój pokój?
– Och... O, t-tak! – odpowiedział żywo, kiwając głową. – Tędy!
Wskazał drzwi po drugiej stronie chaty.
Chłopcy weszli do niedużego pomieszczenia. Uraen od razu zaczął się uważnie rozglądać.
– Wow, fajnie masz! – przyznał. – O, poduszki z futra nieyaka! – zawołał, biorąc jedną ze wspomnianych rzeczy do rąk. – Taka sama jak moja.
– Też masz? – spytał zaciekawiony Teava.
– Każdy ma.
– Och... No tak.
Uraen dalej badał dokładnie pokój, Teava zaś siedział na swoim łóżku i bez słowa śledził go wzrokiem, jedynie odpowiadał krótko gdy kuzyn pytał o coś lub czymś się zachwycał. Tak to między dwójką panowała cisza.
W pewnym momencie Uraen odwrócił głowę i zmierzył chłopca wzrokiem z góry na dół.
– Czemu nic innego nie mówisz? – zapytał, kładąc na półce figurkę, którą wcześniej oglądał.
Teava spuścił wzrok na swoje stopy.
– Nie wiem, co mówić – odpowiedział szczerze z pewną niepewnością w głosie. – Co mam mówić?
– Cóż, normalnie dzieciaki podniecają się wspólnie zabawkami albo się nimi popisują...
Zamilkł nagle, zdając sobie z czegoś sprawę. Uciekł na moment wzrokiem, po czym powrócił nim na Teavę, który wciąż wpatrywał się w swoje stopy, jak gdyby w tym momencie to była najciekawsza rzecz na świecie. Widząc go w takim stanie, Uraen posmutniał.
– Inne dzieciaki bardzo ci dokuczają? – zapytał powoli.
– Odkąd przestałem do nich tyle chodzić po prostu mnie unikają lub odtrącają – odparł cicho Teava, wzruszając ramionami.
Nastała cisza.
– Nie przejmuj się nimi! – zawołał wtem Uraen. – Teraz masz mnie! Nauczę cię wszystkich fajnych rzeczy!
Słysząc to, Teava wreszcie podniósł wzrok na chłopaka. Jego usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.



Śnieg po kilku dniach wreszcie przestał padać, a słońce znowu zaczęło swymi promieniami oświetlać Rostwalk. Dorośli zajęli się odśnieżaniem domów, dzieci zaś wyszły bawić się w świeżym śniegu. Wśród nich byli Teava i Uraen. Kuzyni udali się wspólnie na miejsce, gdzie wcześniej wybudowali swój zamek. Budowla jednak, którą zastali nieco różniła się od tego, co zostawili.
– Przytył! – stwierdził Teava, podchodząc bliżej.
Uraen zmierzył wzrokiem konstrukcję, która zatraciła szczegóły i niezbyt przypominała to, czym miała być.
– Zniszczony...
– Stoi, więc nie. Ale zbudujmy nowy. Mam kolejny pomysł – dodał po chwili.
Oboje wpierw rozgarnęli cały śnieg, a następnie zabrali się za budowę nowego zamku według planu, którym Teava się podzielił z kuzynem.
Minęła godzina, środkowa, największa wieża już stała i lśniła w słońcu. Uraen wygładził jej czubek, na samym szczycie stożkowatego dachu umiejscowił długi sopel. Oddalił się kawałek, zmierzył wzrokiem całą budowlę.
– Coraz lepiej mi idzie! – zauważył. – Jeszcze trochę i będę tak dobry jak ty! – Uśmiechnął się wesoło.
– Wtedy zbudujemy wielki i wspaniały zamek, którego jeszcze nikt nie widział! – odparł Teava, zbierając śnieg na mniejsze wieże.
Uraen zaśmiał się, po czym kontynuował budowę.
– Właśnie, Teava – zaczął – zawsze budowałeś zamki? Wiesz, inne dzieciaki zwykle lepią bałwany.
– Nie, kiedyś to były zwierzaki – odpowiedział Teava. – Raz ulepiłem Śnieżkę jak bawiłem się obok nieyaków.
– Śnieżkę? – na początku Uraen był zdziwiony, ale szybko sobie przypomniał. – No tak, Śnieżka, jeden z psów.
– Nom. Zrobiłem ją dużą! Ale Vickowi się to nie spodobało, bo nakrzyczał na mnie – rzekł z pewnym smutkiem w głosie.
– Nakrzyczał? Dlaczego?
– Nie pamiętam. Mówił coś, że pomylił śnieg z prawdziwym psem i gdyby nieyaki uciekły to byłaby to moja wina... czy coś w tym stylu.
Uraen chwilę milczał, zatopiony we własnych myślach.
– Następnym razem ulepmy psa! Dużego!
Na te słowa Teava uniósł brwi, po chwili jednak uśmiechnął się ciepło.
– Mhm!
– Uraen? – usłyszeli wtem oboje.
Jak jeden mąż kuzyni odwrócili się i spojrzeli na stojącą trochę dalej Welminę. Obok niej znajdowała się jej siostra, Galra, która trzymała w rękach wiadro.
Dziewczynka zmierzyła Uraena dokładnie wzrokiem, po czym spojrzała na Teavę. Gdy natrafiła na jego oczy, czym prędzej spojrzała gdzieś indziej jakby zobaczyła coś strasznego. Chwilę później znów popatrzyła na Uraena.
– Uraen, co ty robisz? – zapytała, krzywiąc się. – Nie trzymaj się blisko niego, bo jeszcze złapiesz jakąś klątwę. – Posłała wymowne spojrzenie mniejszemu z chłopców.
Słysząc jej gorzkie słowa, Teava spuścił wzrok, przygryzł dolną wargę. Odzywki od innych dzieci nadal go raniły. Ale tym razem nie był sam.
Ciepła dłoń spoczęła na jego ramieniu. Zamrugał parę razy, popatrzył na stojącego obok niego Uraena. Chłopak uśmiechnął do niego, jego brwi opadły jak u wojaka gotowego do walki.
– Teava, dajesz, tak jak cię uczyłem! – zawołał, dla motywacji zaciskając dłoń w pięść.
– Mhm! – odparł po chwili Teava.
Przeniósł swój wzrok na Welminę. Również zacisnął pięści, wziął kilka głębszych, acz szybkich oddechów. Dasz radę, Teava, zrobisz to!
– Welmina, ty to się nie musisz martwić, bo ciebie to się nie da bardziej przekląć – rzekł sztucznym tonem.
Nastała cisza.
Słysząc słowa małego Teavy Galra otworzyła szeroko usta, upuszczając wiadro, z którego wysypał się węgiel i swą czernią ubrudził śnieg. Cała czwórka trwała w bezruchu, wpatrując się w siebie nawzajem; w oczach chłopaków widać było determinację, u dziewczyn zaś szok i niedowierzanie. Z okolicznych drzew wyrwały się skrzeki jakiegoś ptaka – niejednemu mogło się wydawać, że zwierzak śmiał się z całej tej sytuacji. Albo po prostu z reakcji dziewczynek na niespodziewany kontratak.
Welmina gapiła się na Teavę szeroko otwartymi oczami, gdy nagle zerwała się jak poparzona.
– Mamooooo! – to krzycząc odwróciła się i uciekła.
– Welmina! – Galra ruszyła w pogoń za siostrą.
Obydwie dziewczynki zniknęły za domami. Chłopcy jeszcze patrzyli w stronę, w którą pobiegły, aż w końcu Uraen odwrócił się do kuzyna.
– Bardzo dobrze! – pochwalił go, czochrając po głowie. – Oby tak dalej!
– Yay! – zawołał Teava, podskakując z radości.



– TEAVA!
Chłopcy trzymali spuszczone głowy, podczas gdy ojciec Teavy stał nad nimi: wielki, silny i w tym momencie straszny. Mały Teava jeszcze nie widział go od tej strony, przez co był wyjątkowo przerażony – do tego stopnia, że ręce zaczęły mu się trząść bardziej niż kiedykolwiek się trzęsły od zimna.
– Nie możesz z takimi słowami wyskakiwać na innych! – krzyknął twardo ojciec. – I ty, Uraen! Nie możesz go uczyć takich rzeczy!
– Wujku, kiedy to było w samoobronie! – Uraen bronił siebie i kuzyna.
– Ale nie możecie tak brzydko mówić do innych!
– A one to co?! Jakoś mogą dokuczać Teavie! I to nie raz czy dwa!
Uraen spojrzał prosto w oczy mężczyzny. Musiał być bardzo nieugięty, bowiem w sytuacjach takich jak ta dzieci nie mogły spoglądać na dorosłych w oznace, że są pod nimi i muszą się ich słuchać. A Uraen mimo to patrzył na ojca Teavy, na jego zmarszczone brwi i gniewne oczy.
Teava nie miał tyle odwagi. Od zawsze był w pełni uległy rodzicom i innym dorosłym, więc nie potrafił nawet odrobinę podnieść głowy. Zwłaszcza, że on to na co dzień nie powinien za długo spoglądać w oczy innych; ludzie wtedy się go bali, a ojciec powtarzał, że jak wieśniacy zobaczą w jego oczach złość to mogą go wyrzucić z wioski. Najprościej więc było w ogóle nie patrzeć na nich.
– Hanvil.
Mocny, lecz jednocześnie spokojny głos zwrócił uwagę wszystkich. Cała trójka spojrzała na stojącego za ojcem Teavy sołtysa. Mężczyzna podszedł bliżej.
– Odpuśćmy im – powiedział, kładąc dłoń na barku swego brata. – Jestem zwolennikiem sprawiedliwości, więc jak dzieci rzucają w Teavę niemiłe teksty to on też może. No i porozmawiam z pozostałymi rodzicami.
Hanvil westchnął ciężko, stopniowo uspokajając się.
– Dzięki, Casden – odparł po krótkim namyśle. – Zawsze mogę na ciebie liczyć.
– W końcu jestem twoim starszym bratem! – zaśmiał się sołtys, po czym zwrócił się do dzieciaków. – Dobra, a teraz zmykajcie.
– Dziękujemy! – odpowiedzieli chórem chłopcy, skłonili głowy.
Nie zwlekając, zbiegli z ganku przed domem i pobiegli do miejsca, gdzie budowali zamek. Uraen był na przodzie, tuż za nim Teava. Wtem starszy z kuzynów zatrzymał się nagle.
– Teava – zaczął, odwracając głowę – nie poddamy się bez walki!
Oczy Teavy błysnęły na te słowa.
– Haeeej! – okrzyk bojowy wydobył się z jego ust.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz