Administracja

Strony

czwartek, 9 grudnia 2021

Od Eny CD. Hiromaru

Wszechobecny chaos pochłonął mnie doszczętnie. Wylewając na płonące budynki kolejne wiadra wody miałem wrażenie, że sytuacja z każdą chwilą staje się gorsza. Płomienie szybko się rozpowszechniały. Jedna zgaszona chata za dwie kolejne zajęte ogniem. Zdawało się, że cała nasza praca idzie na marne. 
Na szczęście takie były jedynie moje przypuszczenia. Z każdą chwilą przybywało ochotników do gaszenia pożaru. Nim się obejrzałem pokaźna grupa ludzi biegała we wszystkie strony, dogaszając ostatnie płomienie. 
Moją uwagę przykuł chłopak, którego spotkałem już na samym początku. Odległość między nami nie była specjalnie duża, więc bez większego problemu mogłem przyglądać się temu, co robi. Znajdująca się przy nim mała istotka całą swoją siłą unosi miarę wody, aby sekundę później skierować ją na pobliskie płomienie. Szybko połączyłem fakty. Chłopak musiał należeć do Akademii Sarlok, a towarzyszący mu żółw musi być jego demonem. Ciekawa sprawa. 
Przed wieczorem udało się ugasić cały pożar. Opadłem ze zmęczenia pod pobliskim drzewem. W jednej z dłoni ciągle dzierżyłem metalowe wiadro. Jego chłód sprawił, że moje palce drżały z zimna. Spojrzałem na ręce, spostrzegając pomniejsze skaleczenia na opuszkach. Wtedy też zdałem sobie sprawę, że ktoś w wyniku ów nieszczęśliwego wypadku mógł zostać poważnie ranny. Skoczyłem na równe nogi i niemal biegnąc, zacząłem przemieszczać się pomiędzy na prawie spalonymi budynkami. Ze skupieniem zacząłem poszukiwać rannych, pytając każdą napotkaną osobę, czy nie potrzebuje pomocy.
Niestety, faktycznie niektórzy odnieśli mniej lub bardziej poważnie obrażenia. Korzystając z pomniejszego zestawu pierwszej pomocy bandażowałem rany czy też wyprowadzałem zatrutych dymem poza granice wioski. Za niewielkim murkiem zbiła się większa grupa mieszkańców osady. Rozmawiali oni żywo o tym, czego świadkiem stali się przed chwilą. 
Nieprzyjemne uczucie winy ogarnęło mnie w całości. Gula w gardle powiększała się z każdą chwilą. Będę musiał wziąć na siebie odpowiedzialność za całe to wydarzenie. Spowodowałem pożar, musiałem ponieść zasłużoną karę. 
Zacząłem pytać wieśniaków o zarządcę wioski, sołtysa czy kogoś tego typu. Zaprowadzono mnie do mężczyzny w średnim wieku. W tamtym momencie zajmował się obliczaniem strat. Z nietęgą miną spoglądał na w połowie zniszczoną osadę. Na mój widok spochmurniał jeszcze bardziej. Chyba domyślał się, co mam mu do powiedzenia. 
Zacząłem wyjaśniać cały wypadek, zaczynając od walki z wilkami, a kończąc na niespodziewanym pożarze. Zapewniłem, że akademia dołoży wszelkich starań, aby zrekompensować szkody. Mężczyzna słuchał mnie uważnie, powoli kiwając głową, nie przerywając mi ani razu. Dopiero na sam koniec westchnął głośno, przemawiając:
- Sami prosiliśmy o pomoc w pozbyciu się tych wilków. - Jego głos był wysoki, huczał w moich uszach, sprawiając, że czułem coraz mniejszą pewność. - Przysporzyły nam wiele problemów. Niejednokrotnie wracaliśmy ranni z wypraw do lasu czy też traciliśmy zwierzynę. Wykonałeś swoje zadanie. Nie możemy oczekiwać od ciebie niczego więcej, ani obwiniać cię za ten wypadek. Nikt nie mógł wiedzieć. 
Choć właściwe wioski był jedynie prostym człowiekiem, wieśniakiem żyjącym zgodnie z porami roku na łonie natury, przemawiał sensownie i z wyrozumieniem. 
- Jeszcze raz za wszystko przepraszam... - powiedziałem niepewnie. - Gdybym mógł jeszcze jakoś pomóc, proszę mi o tym powiedzieć. Zrobię wszystko, aby przywrócić wiosce świetność. 
- Przyda nam się każda para rąk do pracy, będziemy wdzięczni za poświęcony czas - odparł mężczyzna. Po krótkiej rozmowie na temat przyszłych czynności, jakie trzeba będzie wykonać, aby wioska ponownie zaczęła przypominać miejsce do życia, pożegnałem się z rozmówcą i ponownie zacząłem pomagać rannym. Z każdą poszkodowaną osobą czułem się coraz gorzej. Żałowałem, że lepiej nie przemyślałem pojedynku. Zaoszczędziłbym problemów, gdybym wyprowadził wilki poza wioskę. Wystarczyłoby je sprowokować i na pewno ruszyłyby za mną w pogoń. Niestety, moja pewność siebie doprowadziła do nieszczęścia. Nauczka na przyszłość. 
W grupce krzątających się niczym pszczoły osób, dostrzegłem kolejny raz tajemniczego ucznia Sarlok. Tym razem jednak postanowiłem skorzystać z okazji i z nim porozmawiać. Zasłużył na podziękowania. Na samym początku próbował osłonić bezbronną dziewczynę, a później przyłączył się do gaszenia pożaru. 
- Hej-! - zawołałem w jego kierunku, kiedy głośniejszy okrzyk przerwał moje przywitanie. 
Stojąca w centrum grupki starsza pani doniosłym głosem zaprosiła wszystkich na posiłek. Właściwie nie zauważyłem, kiedy na polankę został przyniesiony ogromny stół. Do niego dołączone zostały pomniejsze meble, które razem zbudowały ogromną przestrzeń, przy której każdy mógł zając miejsce dla siebie. Na przestronnym blacie zostały ułożone przeróżne potrawy. Z większości z nich unosiła się para. Przyjemny zapach otoczył mnie, przypominając o tym, że od kilku godzin nic nie jadłem. Nie miałem jednak odwagi zasiąść do wspólnego stołu z osobami, których pozbawiłem domu. Powoli zacząłem zbierać swoje rzeczy, aby wrócić do akademii i opowiedzieć o wszystkim, co zaszło w wiosce. O poranku miałem zamiar tutaj powrócić i pomóc przy odbudowie. 
- Zaczekaj! 
Kobiecy głos rozbrzmiał za moimi plecami. Odwróciłem się, a moim oczom ukazała się dziewczyna, która wcześniej zaryzykowała własnym życiem, by chronić krowę. Zatrzymałem się, czekając na to, co ma do powiedzenia. 
- Chciałam ci podziękować... - zaczęła niepewnie. - Nie odchodź jeszcze! Zjedz z nami! 
- Jestem zmuszony odrzucić zaproszenie - odpowiedziałem uprzejmie. - Mimo to, dziękuję za pamięć. 
- Walczyłeś, by nas chronić! Uratowałeś mi życie, chcemy ci się jakoś odwdzięczyć - nalegała. Widząc moje zawahanie, złapała mnie za dłoń i pociągnęła mnie w kierunku stołu.
Nim się obejrzałem, siedziałem na jednym z drewnianych krzeseł. Dziewczyna chwilę później zniknęła, ale wróciła kilka sekund później w podobny sposób ciągnąc za sobą zaskoczonego ucznia Sarlok. 
- Cieszę się, że zostaniecie z nami na posiłek! Poczekajcie, zaraz was obsłużę! - Skocznym krokiem oddaliła się, zostawiając nas samych. 
- To nie będzie konieczne! - rzuciłem w jej kierunku, ale zostałem całkowicie zignorowany. Westchnąłem zmarnowany. Nie przypuszczałem, że tego dnia skończę w ten sposób. To naprawdę była doba pełna wrażeń. Walka z wilkami, ugaszenie pożaru, a teraz kolacja pod gołym niebem. 
Ponury humor mieszkańców tejże wioski zniknął szybko. Nagle rozbrzmiała muzyka, usłyszałem stuknięcia kufli, śmiechy. Spojrzałem na siedzącego obok mnie chłopaka. Dziewczyna zostawiła nas już jakiś czas temu, nie mieliśmy pojęcia, kiedy właściwie wróci. Do tego momentu postanowiłem rozwiać trochę niezręczność tej chwili, odzywając się do nieznajomego: 
- Nazywam się Ena. Chciałbym ci podziękować za pomoc dzisiaj. Twój wkład był nieodzowny. 
Kończąc wypowiedź, uśmiechnąłem się do niego serdecznie.

<Hiromaru?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz