Administracja

Strony

sobota, 1 stycznia 2022

Od Hiromaru CD. Mavena

Wszystko działo się zbyt szybko i gwałtownie, a mój umysł nie chciał tego do końca przetrawić. Oddychałem ciężko, wydarzenia niby trochę do mnie docierały, a trochę nie. W pamięć wrył mi się obraz rannego demona, nieposłuszne myśli zaraz zbiegały w ścieżkę, w której to Isagomushi zajmował miejsce tamtego ptaka. Co by się stało, gdyby jakiś cudzy demon rzucił się na mojego maleńkiego żółwia? Przecież zmiażdżyłby go w okamgnieniu, skorupa Isagomushiego może była twarda, ale na pewno nie niezniszczalna. Straciłbym go. I nie potrafiłbym go obronić, nie byłem wojownikiem.
Cokolwiek podsunęło Mavenowi, by opowiedział mi o własnych demonach - intuicja, ślepy traf, czy coś innego - miało bardzo dobry pomysł. Faktycznie, jego słowa sprawiły, że nieco się rozluźniłem, a gdy wyszliśmy w końcu z sali i przestałem widzieć miejsce całej „bitwy", moje myśli oderwały się w końcu od zdarzenia, serce przestało się tłuc o żebra.
Skupiłem się na Devie i na tym, że jej początki z Mavenem były ciężkie. Trudno było mi przyswoić sobie myśl, że zaklinacz i demon mogą nie od razu stanowić idealny tandem. Ja i Isa… Byliśmy tacy bezproblemowi. Jedliśmy prawie to samo, dogadywaliśmy się idealnie, Isa mieścił mi się w kieszeni, był przyjazny dla innych, trzymał się mnie i nigdzie sam nie chodził. Do tego miał pogodne usposobienie, nic mu nie przeszkadzało, zaś fakt tego, że był typem wodnym był wygodnie bezpieczny i nie nastręczał problemów.
— Dziękuję, że mi o tym mówisz — odpowiedziałem, nie będąc do końca pewnym, jak zareagować. To była chyba dość prywatna kwestia, mówić o przeróżnych trudnościach, jakie potrafiły przynieść demony.
— Ja… dopiero tutaj zobaczyłem, jak różnorodne potrafią być demony — przyznałem się, gdy podążaliśmy korytarzem. — Zawsze wydawało mi się, że zaklinacze mają demona… no, takiego jak Isa. Małego i takiego bezproblemowego. Z którym od razu dobrze się dogadują.
Oczy Mavena rozbłysły czymś nieokreślonym - może było to rozbawienie moją naiwnością, a może coś innego. Cóż, mówiłem prawdę. Dopiero tutaj, w Sarlok, zobaczyłem więcej zaklinaczy wraz z ich demonami i zobaczyłem, jak bardzo odstajemy wraz z Isagomushim.
Większość uczniów miała demony, które nadawały się do walki. Albo były wielkie, uzbrojone w olbrzymie zęby, ostre pazury, rogi albo skrzydła, albo potrafiły ziać ogniem, pluć kwasem czy ciskać piorunami. W porównaniu do nich Isa był taki niegroźny.
— Wiesz, tak jak teraz zacząłeś mówić o tym, by hm… jeśli ma się jednego demona z takim, a nie innym charakterem, to może dobrze jest mieć drugiego, który by go w jakiś sposób równoważył — zacząłem, starając się ubrać swoje nie do końca uformowane myśli w słowa. — To tak pomyślałem o tym, żeby z umiejętnościami też…
Wykonałem jakiś nie do końca przemyślany i określony gest dłonią, Isa śmignął mi wokół nadgarstka, a potem wrócił do dryfowania nad mym ramieniem.
— Tylko ja nie jestem wojownikiem. W sensie, nie sądzę, żebym wziął i dał radę chłodno myśleć, poradzić sobie z przeciwnikiem. To przed chwilą - to był przypadek. I tak pomyślałem - bo Isa jest dobrym wsparciem. Ale myślałem też… może drugi demon, który też byłby wsparciem. Tylko innym.
Na wszystkie fortuny, ale nieskładnie mówiłem. Zdawałem sobie z tego sprawę, jednak niewiele mi to pomagało. Jakoś nie do końca szło mi przekazanie Mavenowi moich myśli, mogłem liczyć tylko na to, że skoro był nieco starszy i o wiele bardziej doświadczony, to po prostu jakoś wyłuska sens moich słów z tej wypowiedzi.
Nie dotknąłem kwestii tego, że nauczyciel naskoczył na chłopaka, obroniła go zaś dyrektorka. I to wcale nie jak zwyczajnego ucznia - mówiła, że słowo Mavena jest dla niej ważne, a czegoś takiego nie mówi się raczej o zwykłych uczniach. Coś było na rzeczy, ja zaś z lekkim zaciekawieniem zerkałem na idącego u mego boku chłopaka. Jak na razie wydawało mi się, że zaufanie dyrektorki jest w pełni zasłużone. Że byłem w tym myśleniu w zdecydowanej mniejszości - o tym chyba dopiero miałem się przekonać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz