Administracja

Strony

środa, 9 lutego 2022

Od Bastiana CD. Maebh

Jaskinia - niewielka, niewyględna, jednak osłonięta przed porywistym wiatrem - wita nas ciemnością i ostrymi skałami. Ciemność ta jednak nie jest groźna i przykra. Wręcz przeciwnie. Pozwala moim oczom odpocząć nieco od oślepiającej bieli zalegającego wszędzie śniegu, zaś panująca we wnętrzu względna cisza sprawia, że i uszy nie więdną od ciągłego wycia wiatru. A tym, co najbardziej mnie cieszy jest właśnie brak wiatru - przynajmniej znika ryzyko, że wywieje nam gdzieś mapę i będziemy musieli chodzić wszędzie na ślepo. Co prawda dobrze radzę sobie w górach, ale to nie oznacza, że trafię wszędzie i na dodatek bezbłędnie.
Ciemność narasta, zdaje się pogrążać nas oboje w swoich coraz ciaśniejszych objęciach. Dobrze widzę w mroku, smocze oczy mają mnóstwo zalet, jedną z nich zaś jest dobre widzenie przy niewielkiej ilości światła. Nie powiem, żebym był człowiekiem zdolnym do przewidywania wielu rzeczy, to nigdy mi nie szło i nie czuję, żeby miało się cokolwiek zmienić w tej materii. Dlatego też nie przychodzi mi po prostu do głowy, że dla Maebh może być za ciemno, że dziewczyna może bać się mroku i czuć się niepewnie. Toteż gdy czuję, jak łapie tył mojej kurki, przystaję na moment, niepewny, co uczynić.
I wtedy pada pytanie, które sprawia, że to ja dla odmiany czuję się niekomfortowo i najchętniej uciekłbym z tych jaskiń - teraz, zaraz, natychmiast.
Czy umiesz ziać ogniem?
Ludzie pytają się mnie o to od czasu do czasu, za każdym razem unikam odpowiedzi albo próbuję jakoś ominąć pytanie, przekierować je w inne miejsce. Bo prawda jest niestety przykra, a dla mnie bolesna i nieprzyjemna. Brzmi ona zaś, że ziać ogniem po prostu nie umiem.
Gdy przybyłem do Ardem właśnie umiejętność ziania ogniem była dla mnie kluczową, którą chciałem opanować. Wiadomo, każdy smok, jeśli chce siać stosowny postrach, powinien nie tylko machać skrzydłami i być mistrzem lotnictwa, ale również być zdolnym do spopielenia dowolnego celu, jaki sobie tylko zamarzy. Powinienem umieć zeszklić skałę, stopić każdy metal, obrócić w pył każdy inny materiał. Jednak jak na razie jedynym, co mi się udało, to nie krztusić się aż tak własnym dymem, gdy usilnie staram się wykrzesać z siebie nieco ognia. Nie wiem, czym spowodowane są moje liczne, nieprzyjemne porażki w tej materii. Zdaje mi się, że osiągnąłem już odpowiedni wiek - dzieckiem nie jestem, powinienem móc ziać ogniem, tak samo, jak mogłem już od dawna latać. Jednak z jakiejś przyczyny się to nie działo i nikt nie potrafił mi pomóc.
— Że Dragonborn, to nie znaczy, że od razu będę ział ogniem — burczę niepotrzebnie gniewnie.
Maebh nie jest winna mojemu złemu nastrojowi, jedynym sponsorem jestem ja sam, ale wiedza o tym nie pomaga. W sumie to nawet pogarsza sytuację, bo prócz bycia skrępowanym tym pytaniem, jestem jeszcze zły na siebie, że bez powodu robię się niemiły. A gdy tyle negatywnych emocji pojawi się w moim sercu, reaguję w jedyny sobie znany sposób, czyli będąc jeszcze bardziej niemiłym i opryskliwym.
— W plecaku mam zapałki. I wziąłem latarnię, to można to zapalić i poświecić. Będzie lepiej, niż jakbym ja tam cokolwiek robił… — dodaję już nieco łagodniej, ale nadal czuję, że mój głos jest niepotrzebnie szorstki i oschły, że przypomina bardziej te twarde, kamienne ściany, które otaczają nas z każdej strony. I nie jestem z tego zadowolony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz