Administracja

Strony

czwartek, 31 marca 2022

Od Bastiana CD. Maebh

Jest coś w tym, jak dziewczyna nosi twoją bluzę.
Przekonuję się o tym, gdy Maebh idzie obok mnie - normalnie nie mam problemu z tym, że ktoś nosi moje ubrania. To znaczy, kiedy mu na to pozwolę. Prawda, większość osób w nich tonie, więc zazwyczaj jest to zabawne. I z Maebh mojej bluzie też nie mam problemu - to na pewno - ale po prostu jest jakoś tak… inaczej. Staram się na tym nie skupiać, mamy przecież misję do wykonania. Ale nie spodziewam się, że sama Maebh pomoże mi w oderwaniu myśli od całej tej bluzy.
W jednej chwili podziwiam ruiny niezbadanego miasta rozciągające się przed naszą dwójką, w kolejnej zaś Maebh rzuca się z urwiska i po prostu sobie leci. Wiem, że potrafi latać, nie wątpię w jej umiejętności, ale to co najmniej ryzykowne i poza tym - dopiero co dostałem po uszach za podobną akcję. Za rzucanie się gdzieś bez sprawdzenia, co tam się w ogóle czai i co się stanie, jeśli się to zrobi.
Docieram na dół z głuchym łupnięciem - miękkie lądowanie to nie mój styl. Poza tym chcę też dotrzeć przed Maebh i zobaczyć, czy tu, na dole, nic nie będzie jej groziło. Nie zdążam zbyt wiele zrobić. O ile wcześniej to ja lekko podchodziłem do całej tej wyprawy, o tyle teraz to podejście udzieliło się MAebh - dziewczyna rusza w stronę miasta odważnym, sprężystym krokiem.
— Hej, poczekaj — wołam za nią, przyspieszam kroku. Maebh odwraca się przez ramię, przekrzywia głowę, patrząc na mnie pytająco. — Mam nadzieję, że to już koniec pułapek.
Maebh podpiera dłonią biodro, wzdycha.
— Chyba nie robiliby ich w samym mieście… Poza tym - zastanawiałeś się w ogóle, jak je zbudowano? — pyta, ja zaś dochodzę do wniosku, że w sumie mnie to nie zastanawiało.
Samo miasto zdaje się lepiej zachowane, niż można by pomyśleć, gdy słyszy się sformułowanie „ruiny miasta". Nim wyruszyliśmy na misję, miałem w głowie obraz potrzaskanych, kamiennych ścian, zawalonych budynków, z których niewiele zostało i takiego ogólnego… niczego. Jednak teraz mym oczom ukazuje się całkiem dobrze zachowane miasto. Nawet dachy wciąż są, choć nieliczne i często potrzaskane.
Powoli zbliżamy się z Maebh do tego miejsca, zaś niesione przeze mnie światło nie sięga aż tak daleko. Cienie kładą się w zagłębieniach ścian, część budynków tonie w odcieniach niepokojącej szarości. Mimo to mój wzrok sam ucieka ku egzotycznym, niespotykanym zdobieniom, których resztki prześwitują spod warstw kurzu i gruzu, które widać wśród pęknięć i pokruszonych resztek mozaik. Nie jestem mężczyzną, którego łatwo wzruszyć albo porwać, moje serce przypomina bardziej kawał bazaltowej skały - jest równie wrażliwe i pokomplikowane, jak ta czarna bryła. Ale widok resztek czegoś, co tętniło niegdyś życiem, było pełne mieszkańców i miało swoją historię, wprawia mnie w jakiś dziwnie nostalgiczny nastrój.
— Wygląda tak, jakby po prostu wykuto je w skale — mówię, przyglądając się strzaskanym ścianom. Chyba są z tego samego kamienia, co wszystko po drodze. — Może też przywieziono jakieś materiały z zewnątrz, ale dla mnie to wygląda, jakby większość po prostu wykuto.
Maebh przez pewien czas idzie w milczeniu, rozglądając się po otaczającym nas mieście. Bruk popękał, a wśród przemożnej ciszy okrywającej każdy kąt, nasze ciche kroki brzmią niepokojącym, zwielokrotnionym echem.
Podchodzę bliżej do jakiejś ściany. Tam, pod grubą warstwą pyłu, widzę zarys mozaiki. Nie myśląc wiele, przesuwam dłonią po mozaice, jednym ruchem zmiatam kurz. W powietrze wzbija się popielaty obłoczek, pył łaskocze mnie w nos. Oczy podbiegają mi łzami, przez moment próbuję powstrzymać kichnięcie, ale z naturą nie da się walczyć.
Kicham głośno, po smoczemu, skrzydła rozkładają się nagle, mimowolnie, w ciszy rozlega się głuche „puf!". I jakby tego było mało - z mojego nosa wydobywa się ciemny, popielny obłoczek.
Maebh patrzy na mnie, wybucha krótkim śmiechem.
— Ale przynajmniej mozaika jest ładna — mówię, ocierając nos i wskazując na odsłonięty fragment kolorowych płytek wkomponowanych w ścianę.
Główną część stanowią jakieś zawikłane, geometryczne wzory, jednak część układa się w obraz przedziwnego, skrzydlatego stworzenia, którego nie rozpoznaję. Nie wiem, czy to kwestia tego, że nigdy czegoś takiego nie widziałem, czy po prostu mozaika jako medium artystyczne jest dla mnie trudna do odcyfrowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz