Administracja

Strony

niedziela, 27 marca 2022

Od Heavena do Juraviel


3 tygodnie wcześniej

  Podróż z Nevady zajęła oczywiście więcej niż tego chciał, ale nie wykraczało to poza założony czas. Nie spóźnią się z powrotem do stolicy Kernow. Przynajmniej tak sądził jeszcze szesnaście godzin przed przebyciem ostatniej prostej po piekielnej pustyni do tej mało strzeżonej części granicy. A potem? Potem jakimś ledwo zrozumiałym cudem sokół wykonał trzy potężne okręgi nad doliną, do której się właśnie kierowali. Heaven najpierw zmrużył oczy, żeby się w tym upewnić, a dopiero wtedy ciężko westchnął. Będą musieli iść naokoło. Nie obchodziło go to czy znajdował się tam karawan kupców, uciekający niewolnicy czy kapłani w trakcie pielgrzymki. Każda z tych grup miała przynajmniej kilku wojowników do ochrony lub organ ścigania z tego czy innego państwa… A tych musieli unikać za wszelką cenę.
  Odwrócił się zbyt szybko, tkanina zsunęła mu się niżej na czoło. Pot spływał intensywnie po jego skroniach, ale przestał na to zwracać uwagę już dawno temu. Suchość w ustach i gardle odebrała całą przyjemność z wypowiadania słów gdy zawrócił wierzchowca w stronę idących za sobą ludzi. Część poleceń musiał wykrzyczeć do członków wyprawy oddalonych najbardziej. Oczywiście tylko jedna osoba miała co do tego problem, a Heaven nie musiał wytężać wzroku, żeby dostrzec siwego wałacha w chmurze pyłu. Zdarzało mu się żartować, że zna tętent kopyt Idrena tak dobrze, iż rozpoznałby go we śnie. Oszust pojawił się przy nim niemal natychmiast, jak tylko dotarła do niego pełna wersja rozkazu.
- Powinniśmy chociaż spróbować! Sam byłeś żądny krwi jeszcze nie tak dawno, a teraz odpuszczasz!
- Ciszej, jak chcesz mówić w tym języku – Upomniał go beznamiętnie Heaven. Przypominało to postawę zdystansowanego nauczyciela wobec zbuntowanego ucznia; pełnego namiętności oraz energii. – Oni nie są głusi.
- Przepraszam – Spotulniał natychmiast Oszust, przechodząc do pół tonu.

  Idren i Ałtaj zrównali dopiero teraz tempo i szli obok siebie, niemal stykając się bokami na samym przodzie pochodu. Za nimi ciągnął się sznur wielbłądów z krążącymi wokół nich gorącokrwistymi rumakami, zbliżonymi rasowo do ich koni, jeśli nie smuklejszych. To grupa przestępcza Arlekina kontrolowała każdy krok wynajętych najemników do przewozu wszelkiego rodzaju towarów, w tym również tego o jakim sami przewożący mieli blade pojęcie.

- Błazen zauważył jak o świcie dupek w czerwonym stroju pokazywał swoim na migi długości geograficzne zbliżone do tamtego terenu – Wyjaśnił w języku Fieltig Heaven Oszustowi, na co ten pokornie skinął głową.

  Używali tego języka w jego formie gwarowej, znacznie bardziej zaszyfrowanej i trudniejszej do rozpoznania dla wszystkich tych, którzy stamtąd nie pochodzą. Heaven przewidział potrzebę nauki tego języka do przekazywania swoim ludziom tajnych, a zarazem trudnych informacji. Oprócz tego stosował jeszcze wiele innych strategii wspomagających poufność oraz bezpieczeństwo, a w tym ostatnio nakazał uczenie się całej reszty języków tego kontynentu między swoimi. Dzięki Błaznowi znali gwarę z jego ojczyzny, Oszust dzielił się mową Me Shi, Joker rozprawiał o literaturze Rere, świętej pamięci Klaun zdążył im przekazać coś o potocznym Kanzawy, natomiast on sam jako Arlekin uczył ojczystego Azeberga. Dzięki temu wiele misji udało im się przeżyć, a tym bardziej wrócić w jednym kawałku.

- Zapłacą pół ceny za spóźnienie w dostarczaniu przesyłki.
- To was nie obowiązuje. Wy dostaniecie pełne sumy, tak jak to uzgadnialiśmy na początku.
- Bez tego nie będzie jak ruszyć prac nad okrętem ani zebrać załogi.

  Heaven przygryzł wargę wykorzystując fakt, iż nikt nie mógł tego widzieć przez materiał zasłaniający większą część głowy, a w tym twarzy. Termin ich pierwszej wyprawy morskiej zbliżał się nieubłaganie, a jego plan opierał się o znalezione ruiny dawnego okrętu wojennego i perspektywę możliwości opłacenia jakichś przypadkowych piratów znalezionych w portowych burdelach czy karczmach. Tym razem naprawdę potrzebowali pieniędzy, inaczej wizja spełnienia priorytetowej misji przeniesie się na kolejny rok, a wtedy już na pewno nie dostaną takich samych szans jak w obecnym.

- Jest jeszcze zima – Heaven powtórzył swój zwyczajowy zwrot uspokajający. Mamy czas. Zdążę coś zrobić. - Po powrocie macie roznieść plotki, że wracam do bycia łowcą głów.
- Arlekin, ale…
- To bez znaczenia. Nie obchodzi mnie jak to zrobicie i jak się między sobą podzielicie. Mają to wiedzieć wszystkie zainteresowane warstwy społeczne. Szczególnie obchodzą mnie arystokraci. Zaśmieje się nad waszymi mogiłami.
- Dobre żarty zawsze przeżywają – Odparł ze zbyt pewnym siebie śmiechem Oszust, jakże charakterystycznym dla całego ich zgrupowania.

  Ostatnie słowa stanowiły życzenia powodzenia pośród nich.

Dwie godziny przed balem

  Młodzieniec stał przed lustrem podziwiając swoje odbicie z różnych perspektyw. Jako Karciarz wygrał w uczciwej grze cały zestaw ubioru szlachcica, który właśnie poprawiała bardzo dobrze zaznajomiona z nim krawcowa. Przyszedł do niej mając blond włosy jako uczeń Akademii Sarlok, bo tylko jako takiego go znała. Czy to utrudniało ich kontakt biznesowy i ten o wiele intymniejszy? W żadnym stopniu. Czy czuł się mniej komfortowo bez dodatkowej maski, udając kogoś odrobinę innego? Czyli siebie? Trochę. Odzwyczaił się po wyprawie do Nevady od codziennej rutyny zwykłego ucznia, a szczególnie braku swoich ludzi wokół siebie.

- Teraz tak intensywny błękit ci nie pasuje przez te oczy! – Wzdychała Ginny, manewrując przy nim różnymi rzeczami, które dostrzegał tylko kątem oka.

  Tu coś zszywała, tam obcinała, tu dodawała kawałek czegoś. Podobno to była wersja przyspieszona tego, co by zrobiła na spokojnie, gdyby dał jej chociaż jeden dzień. Cały czas na to narzekała. Ale czy jej specjalnie słuchał? Praktycznie w ogóle. W myślach starał się skupić na scenariuszu dzisiejszego wieczoru w tej przeklętej rezydencji. Nie podobało mu się to, że życie Arlekina stykało się tak blisko z tym Heavena. Musiał zabić córkę pewnego idioty, jaka odrzuciła zaloty jednego z synów wysoko postawionych ludzi od władców. Głupie gierki wyższych sfer obchodziły go w nikłym stopniu, nigdy specjalnie się nad nimi nie pochylał, ani tym bardziej nie śledził losów wszystkich wpływowych rodzin w Kernow.
  Dziś po raz pierwszy miał tego szczerze zacząć żałować.
  Na razie jeszcze był tego błogo nieświadomy, a skupienie nad powtarzaniem planu drastycznie zmniejszały ściśnięte piersi Ginny, co podskakiwały naprawdę nieznacznie przy każdym jej szybszym ruchu. Oprócz tego musiała się oblać intensywnymi perfumami przed jego wizytą i ubrać najbardziej wyzywającą suknię. Cienka granica oddzielająca ją od kurtyzany ujawniała się przy gorsecie, gdzie jednak nie zaczynało się rozcięcie na ukazanie całej, smukłej nóżki w bucie na wysokim obcasie.

- Przyszedłem specjalnie szybciej, żeby móc spędzić z tobą czas, a ty chyba tego nie doceniasz, Ginny. Może powinienem zmienić krawcową?
- Robię, co mogę, bo mi też się spieszy!
- Doprawdy? – Złapał ją za nadgarstek, żeby gwałtownie przyciągnąć do siebie.

  Tak naprawdę to na niego praktycznie wpadła. Ich rozgrzane ciała zetknęły się ze sobą, a on pozwalając sobie jak zwykle na zbyt dużo, wykorzystał kolejne sekundy, żeby móc ją namiętnie pocałować. Ginny jęknęła, wkładając długie palce fortepianistki, a nie krawcowej w jego gęstą czuprynę.
  Świat po raz kolejny zapłonął dla niego żywym ogniem.

Teraźniejszość

  Obecność kogoś takiego jak on w takim miejscu powinna zostać odebrana jako coś naprawdę zabawnego. W rzeczywistości kompletnie nie miał pojęcia jak rozmawiać z tymi ludźmi, jedynie naśladował ruchy zaobserwowane u innych. Jak chwytać kieliszek z musującym szampanem. Jak skłaniać się przed jegomościem, jak tego dokonać przed obliczem damy. W rzeczywistości w ogóle ich za takich nie postrzegał. Ladacznica miała w sobie więcej empatii od całej tej zgrai narcyzów, uważających, że świat powinien runąć im do stóp. Przestał ich nienawidzić, bo to zabierało zbyt dużo cennej energii. Zmądrzał. Teraz żywił względem ich pogardę do szpiku kości, bo ta nie odbierała mu zdrowego snu ani wewnętrznego spokoju, jakiego przecież potrzebował w każdej sytuacji. Oglądał ich z niemal tym samym beznamiętnym wyrazem twarzy, co Arlekin zabijał zdrajców, a Karciarz odbierał kolejne nagrody. Niemal. Godzinami uczył się przed lustrem odpowiednio wykrzywiać twarz tak, aby każdy z nich robił to nieco tylko inaczej, co wskazywało pozornie na fakt, iż nie stanowili spójnej jedności.
  Złoto tymczasem wylewało się na niego falami w każdym detalu pomieszczeń w zestawieniu niekiedy z kamieniami, błyszcząc, nęcąc jego złodziejskie zmysły, wręcz podpuszczając do zabrania ze sobą. Zarejestrował już tysiące możliwych kradzieży w towarzystwie tych naiwniaków, co mógłby zrobić w trakcie rozmów z nimi, dosłownie na ich oczach… Ale ani razu nie wykorzystał takiej okazji. Był pewien, że prędzej czy później tego typu rzeczy będą mu składane do stóp za to, czego niebawem miał dokonać. Co dokładnie miał zdobyć, a o czym oni wszyscy gdzieś w głębi siebie również marzyli. Nikt w końcu nie chciał poddawać się czasowi, tracąc tym samym swoją urodę i młodość. A on miał niedługo im to zacząć sprzedawać w bardzo małych, za to niezwykle uzależniających ilościach.
  Lek na starość.

- Nazywam się Heaven z Harmilii i jestem uczniem Akademii Sarlok – Przedstawił się po raz kolejny w przeciągu jednej tylko godziny. – Nauczyciel prowadzący wysłał mnie tutaj w celu odnalezienia mecenatu dla sprawy wypraw historycznych, dokonywanych z łaski oraz rozkazu Jego Królewskiej Mości.
- Czego dokładnie poszukujecie? – Zainteresowała się tym razem inna starsza kobieta.
Była o dziwo bystrzejsza od pozostałych zebranych. Przypominała mu psa myśliwskiego, jaki zwietrzył nową ofiarę. Spodziewał się móc zetknąć z kimś takim, ale nie oznaczało to, iż należało to do najprzyjemniejszych aspektów tego przyjęcia.
- Skupiamy się na odnajdywaniu pozostałości cywilizacji sprzed tysiąca pięciuset lat jaka rozciągała się wzdłuż północnego wybrzeża. Dzięki prywatyzacji oraz zgodzie samego króla, niektóre cenne artefakty nie są przeznaczane do użytku publicznego w muzeach, a mogą stanowić prywatne kolekcje dla mecenatu.

  Bogate głowy kiwały do rytmu jego słów, intensywnie zastanawiając się nad takimi znaleziskami. Czy podniosłyby prestiż ich rodów lub choć odrobinę zwiększyły wpływy na dworze królewskim? Heaven już znał odpowiedzi na te pytania, dlatego kontynuował:

- Królowa bardzo liczy na to, że znajdzie równych sobie towarzyszy do rozmów na tematy historyczne – Zaczął z nutką konspiracyjnego tonu, co wzmogło znacznie zainteresowanie na obliczach zebranych wokół niego szlachciców. – Podobno ma zacząć organizować piątki tematyczne, a może już organizuje? Nie jestem pewien.
- Proszę mi wybaczyć śmiałość, moi drodzy – Wtrącił jeden z mężczyzn, zwracając na siebie uwagę. – Bardzo bym chciał przedstawić moją córkę oraz jej przyjaciółkę temu uczonemu z Azebergu. Szczęśliwie nasze krainy trwają w tak doskonałych stosunkach, że możemy wspólnie dokonywać wielkich czynów.
- To będzie prawdziwa przyjemność – Zareagował na to ze filozoficznym spokojem Heaven, znacznie bardziej się ciesząc, że na horyzoncie mają się pojawić dziewczęce wdzięki w bogatych sukniach.

  Jego nadzieje zostały wkrótce wynagrodzone młodziutkimi pięknościami… Młodszymi od niego. Być może o więcej niż rok, bowiem z elfią urodą zawsze było to dość ciężkie do szybkiego stwierdzenia. Od razu jego uwagę przykuła kreacja o głębokim odcieniu indygo, lśniąc przy tym niczym rozgwieżdżony nieboskłon. Mocno to kontrastowało z jasnymi włosami właścicielki tej sukni o barwie pudrowego różu. Słynna Różana Panna zaszczyciła ich delikatnym uśmiechem oraz rozpromienionymi oczętami udekorowanymi długimi, bujnymi wachlarzami rzęs. Stanowiła wyzwanie, jakiego chętnie by się podjął, gdyby tylko rzeczywiście mógł i mu na to sama Juraviel Cedrella Avelyn Touel'alfar pozwoliła. Jej towarzyszka była dużo prostszym celem, biorąc pod uwagę to jak na niego już patrzyła oraz to, jak się dziś ubrała. Och, Tillaya byłaby też dziś doskonała. Zdecydowanie rozproszony elfimi ciałami oraz wspomnieniami niebotycznie drogich, elfich kurtyzan zapomniał całkiem słuchać. Zastanawiał się intensywnie, czy ich skóra była tak samo gładka jak tamtej, jaką mógł przynajmniej jeden raz zdobyć.
Juraviel z lekkim zdziwieniem odchrząknęła.

- Czy mogłabyś powtórzyć pytanie, proszę?
- Podoba się muzyka do tańca, sir?
- Oczywiście, ale nie umiem tańczyć, madame. Bardziej zapatrywałbym się na spacer po ogrodzie, wszakże mamy wspaniałą pogodę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz