Administracja

Strony

czwartek, 3 marca 2022

Od Juraviel do Heavena

Złote światło kryształowych kandelabrów zalewa salę balową, wysokie lustra odbijają każdy, najdrobniejszy nawet refleks. Złote ramy, złote zdobienia, złote sztućce. Wszystko tonie w przepychu, odległą muzykę zagłusza szelest muślinów i koronek. Towarzystwo przepływa od miejsca do miejsca, grupki arystokracji dyskutują, spacerują, popatrują - zza rozedrganych parawanów wachlarzy błyskają spojrzenia. Czasem zaciekawione, czasem oceniające, najczęściej enigmatyczne, trudne do odcyfrowania, podszyte drobnym tchnieniem fałszu.
Juraviel stoi u szczytu prowadzących do sali schodów. Przez pewien czas jej wzrok błądzi wśród gości, starając się dostrzec znajome twarze i ocenić, do kogo powinna podejść jako pierwszego - komu najpierw się przedstawić, kogo pozdrowić zgodnie z etykietą. Dziewczyna odgarnia pasmo różowych włosów, miękki lok opada na odsłonięty obojczyk.
Tego wieczora Juraviel stawia na intensywniejsze barwy. Porzuca swoje typowe, pastelowe róże, na rzecz lejącej się sukni, lśniącej i udrapowanej tak, że przy każdym ruchu przypomina mieniące się, roziskrzone, nocne niebo. Głębia indygo ładnie kontrastuje z łagodną barwą starannie upiętych włosów, dopełnia pyszniącej się na nadgarstku bransoletki. Juraviel dostrzega jedną ze swych znajomych, ich spojrzenia krzyżują się, elfka unosi dłoń. Dłonią zbiera skraj sukni, krok za krokiem zaczyna schodzić w dół, po stopniach - w stronę gości, polerowanego parkietu i unoszącej się w powietrzu cichej muzyki.
— Pięknie dziś wyglądasz — mówi Tillaya, płynąc w jej kierunku. Szykowne, szkarłatne koronki spowijają jej smukłą sylwetkę sprawiając, że przyciąga wzrok. Złote włosy ma tego wieczoru rozpuszczone, falujące pasma zdają się lśnić w blasku kandelabrów.
Obie dziewczyny wymieniają nieco uprzejmości, przez moment rozmawiają niezobowiązująco, leniwie spacerując wokół parkietu. Tillaya wzrokiem wskazuje stół pełen przekąsek, Juraviel uśmiecha się, wyłapując spojrzeniem swoje ulubione ciasteczka z marmoladą. Proste, niewymyślne, jednak to właśnie takie słodycze najbardziej jej pasują. Następuje chwila dyskusji nad akademią Corvine, Tillaya jak zwykle wypytuje o interesujących chłopców, Juraviel zbywa temat śmiechem.
Potem spotykają starszego arystokratę w otoczeniu dam, Juraviel i Tillaya witają się, pozdrawiają, opowiadają, co tam w domu, jak się miewa matka, czy ojciec zdrów, jak im idzie w szkołach. I znów - niezobowiązująca rozmowa, nieco uprzejmości, nieco dziewczęcego śmiechu, gdy ktoś żartuje. A potem obie wymawiają się, kłaniają i podejmują swój spacer.
Kolejne przystanki, kolejne twarze i osoby, z którymi należy wymienić nieco słów, pokazać się, pozdrowić. Juraviel, cudownie nieświadoma tego, że za jej sylwetką podąża jeszcze jedna para oczu, spokojnie bawi się na przyjęciu. A oczy te nie należą do żadnego cichego adoratora - tylko do porywacza, ukrywającego się wśród rozbawionego towarzystwa, czekającego tylko na odpowiedni moment, by zniknąć w mroku wraz ze swą zdobyczą.
— Muszę cię komuś przedstawić — mówi nagle Tillaya, jej uśmiech nie zwiastuje niczego dobrego.
Juraviel zna ten uśmiech aż za dobrze, Tillaya znów myśli tylko o jednym.
— Och, niech zgadnę - poznałaś jakiegoś interesującego mężczyznę…
Druga dziewczyna zbywa przytyk gestem.
— Nie wiem, czy jest interesujący. Ale ma ładną twarz, a to już jakiś początek, prawda? Wcześniej go tu nie widziałam, podobno pochodzi gdzieś z Azebergu.
Juraviel parska śmiechem.
— Dobrze, już dobrze. Prowadź w takim razie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz