Administracja

Strony

sobota, 9 lipca 2022

Od Hiromaru CD. Mavena

Wiele razy obracałem w myślach kwestię drugiego demona. Już niejeden raz okazywało się, że choć wraz z Isagomushim stanowimy dobry tandem, to jednak nasza wspólna siła nie wystarcza i przydałby się ktoś jeszcze. Ale nie tylko kwestia przydatności demona i jego umiejętności zaprzątała mi głowę.
Wiadomo – gdyby wszystko poszło dobrze, kolejny demon stanowiłby wsparcie. Ale nie byłem pewien, na ile uda mi się sprawić, by idealne duo stało się idealnym triem. Byłem z Isagomushim od zawsze, nasza więź była wyjątkowa i dodanie jeszcze jednego demona zdawało się… Cóż, na pewno dużo by zmieniło. Wiedziałem, że Isa nie miałby problemu, by zaakceptować kogoś jeszcze, ale czy i ja dałbym radę zbudować równie silną relację z kolejnym demonem? A może zanadto panikowałem? W końcu nie od razu Kernow zbudowano, może nie powinienem aż tyle się martwić, tylko – cóż – wrócić do filozofii życiowej, jaką wyznawałem podczas swego życia w Me Shi i po prostu pozwolić wydarzeniom płynąć?
Sugestia, by od razu pójść do dyrektorki i spytać o to, czy Maven mógłby mi pomóc ze zdobyciem drugiego demona trochę mnie zaskoczyła. Pozytywnie, rzecz jasna, ale nadal byłem zaskoczony.
— Jasne — odparłem z uśmiechem, zaś Isa wykręcił wesołą beczkę nad moim ramieniem.
I tak udaliśmy się do gabinetu dyrektorki.

Co prawda tego dnia miała mieć wolne, ale widać należała do osób, dla których wolny czas oznaczał, że dało się nadrobić wszystkie zaległości z pracy. Miałem mieszane uczucia wobec takiego podejścia – z jednej strony podziwiałem osoby potrafiące tak wiele poświęcić dla pracy, z drugiej zaś gdzieś z tyłu głowy miałem poczucie, że nie jest to zbyt zdrowe.
Nasza rozmowa z dyrektorką trwała krótko – słowa Mavena zdawały się ją gładko przekonać. Kobieta wpierw nieco się zdziwiła, potem zaś na jej twarzy odmalował się wyraz, jaki zinterpretowałem jako mieszankę radości i dumy. Czy naprawdę byliśmy aż tak wyjątkowi wraz z Isagomushim? Że nie sprawialiśmy żadnych problemów? Gdy popatrzyłem na to, jak wyglądała praca innych zaklinaczy z ich demonami, powoli zaczynałem się przekonywać do tego, że może faktycznie o to chodziło.
W każdym razie – dostaliśmy zgodę na to, by Maven pomógł mi z polowaniem na kolejnego demona. Ja zaś z jednej strony nie mogłem doczekać się momentu, w którym ten moment nastąpi, z drugiej zaś nieco się tego obawiałem. Kolejne dni miały przynieść mi wszystkie odpowiedzi.


Właściwy dzień nastał jednocześnie zbyt szybko i zbyt wolno.
Razem z Mavenem udałem się do podziemi Sarlok. Wcześniej nie byłem w tym miejscu – żadne z moich zajęć się tu nie odbywały. Idąc kamiennymi korytarzami, wsłuchany w echo własnych kroków, miałem nieodparte wrażenie, że zmierzam tam, gdzie nie powinno mnie być – do jakichś bardziej prywatnych, osobistych części Akademii, przeznaczonych tylko dla nauczycieli albo używanych w momencie wyższej konieczności. Zdobycie nowego demona w pewien sposób wpisywało się w tę drugą kategorię i część mnie zdawała sobie z tego sprawę, a część zmieniła się po prostu w zaciśnięty supeł stresu i napięcia.
Obecność idącego obok mnie Mavena dodawała mi otuchy. Nie byłem w tym wszystkim sam i ta myśl sprawiała, że ów zestresowany supeł nieco się rozluźniał. Maven prowadził mnie pewnym krokiem przez wszystkie zawiłości studiowania w Sarlok, pomagał mi zarówno z tak prozaicznymi rzeczami, jak trafianie do właściwej klasy na zajęcia, jak i z rzeczami o wiele bardziej skomplikowanymi, jak opanowanie mocy własnego demona. W głębi serca czułem, że i zdobycie nowego demona nie może się nie udać, skoro Maven miał mi pomóc.
Korytarz skończył się wysokimi, okutymi drzwiami, ozdobionymi rzeźbionym herbem Sarlok. Maven pchnął prawe skrzydło, drzwi uchyliły się bezszelestnie i łatwo, jakby cały ich przytłaczający ciężar był tylko ułudą. Wślizgnąłem się do pomieszczenia zaraz za Mavenem, zaciekawionym wzrokiem popatrzyłem wokół.
Pokój był pusty, pozbawiony jakichkolwiek sprzętów czy ozdób, straszył szarością gołych ścian. Wzrok naturalnie podążał ku centralnej części komnaty, ogniskując się na błękicie dziwnego kamienia emanującego nierzeczywistym, zamglonym światłem. Podeszliśmy bliżej, ja zaś utkwiłem spojrzenie w gładkiej części, przypominającej naturalne lustro. Uśmiechnąłem się nieco nerwowo – teraz, kiedy byliśmy już na miejscu, znów dopadły mnie wątpliwości i obawy.
— Co może pójść nie tak — mruknąłem, zerkając na Mavena, który właśnie wziął się za przygotowywanie wszystkich elementów niezbędnych do rytuału.
— Nie martw się — odparł Maven, wyciągając dwa niewielkie kamyki, do złudzenia przypominające ten stojący na środku komnaty. — Pomyśl raczej o tym, co będzie, jeśli wszystko pójdzie dobrze. Będziesz miał kolejnego demona.
Mój uśmiech stracił na swej nerwowości.
— W najgorszym wypadku po prostu niczego nie znajdziemy, tak?
„Jak się zrobi niebezpiecznie, to Isa i Deva się wycofają, prawda?" dopowiedziało moje milczenie.
— Mhm — Maven wyjął też zwój, ułożył go na niewielkim stoliku, którego wcześniej nie zauważyłem, skupiając się jedynie na kamieniu. — Masz już imię dla nowego demona?
Pytanie mnie zaskoczyło, wytrąciło z rytmu, zaś moje myśli – zbiegły w końcu z tych panikujących, zestresowanych torów. Supeł rozluźnił się, niemal zupełnie rozwiązał.
— Trochę mam, a trochę nie — powiedziałem zgodnie z prawdą.
— Ale coś o tym myślałeś?
— Tak, pewnie… Uh, hm… Chciałem, żeby nosił imię z Me Shi, tak jak my oboje z Isą. Mam trochę takich, że po prostu mi się podobają i…
Nie zdążyłem dokończyć. Gdy ja rozwodziłem się nad imionami, Maven wyciągnął na otwartych dłoniach kamyki. Jeden potarł o skorupę Isagomushiego, drugi podsunął Devie. Chwila moment i oba demony kroczyły w stronę zwierciadła, zaś Maven podał mi kamień Isagomushiego.
— Zaczynamy — powiedział Maven, a ja nie zdążyłem się nawet przestraszyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz