Zawsze miałem tendencje do martwienia się na zapas. Cokolwiek by się nie działo, zawsze gdzieś na dnie serca miałem niewyjaśnione obawy, że coś pójdzie nie tak i nawet, jeśli wszystko wiele razy sprawdziłem, to nadal coś może się posypać i na pewno będzie problem. Aż dziw brał, że w ogóle coś takiego było częścią mojego charakteru – można by pomyśleć, że człowiek żyjący wiecznie na koszt innych, nieprzejmujący się sprawami doczesnymi i nieposiadający prawie żadnego mienia nie będzie się aż tak martwił i przejmował, ale nie była to prawda. Sądze, żę brało się to z tego, że co prawda nie przejmowałem się rzeczami materialnymi, ale zdecydowanie przejmowałem się innymi osobami. Oraz tym, co będą myśleć i jak się będą czuć.