Czas jaki spędzałem w szpitaliku Melike, przez naukę coraz bardziej się kurczył. Lubiłem spędzać tu czas, by zapomnieć o tym cholernym wyścigu szczurów w szkolę. Zajmowanie się pacjentami pozwalało mi skupić się na robocie i redukowało stres, który wyczuwałem w moich napiętych mięśniach. Jednak czułem się, jakbym żył od kilku dni obok siebie. Prawie nic nie jadłem, spałem po dwie godziny dziennie. Całe dnie spędzałem na nauce, albo tutaj. Melike nie raz próbowała wysłać mnie do domu, tłumacząc, że da sobie radę, jednak ja nie potrafiłem. Wolałem być tutaj i pomagać, niż zostać w swoim pokoju i czekać aż znów w mojej głowie nadejdzie znane mi zamieszanie.
– O czym ostatnio czytałeś? – głos Melike dobiegł mnie zza parawanu obok. Mieliśmy chwilę wolnego, dlatego wykorzystaliśmy to do produkcji naparów i maści. Kobieta nienawidziła kupować gotowych mieszanek. Tak jak ja nie ufała handlowi i próbowała wszyscy wykonywać własnoręcznie.