Administracja

Strony

środa, 22 stycznia 2020

Od Darumy cd. Axela

Ledwo wróciłem do pokoju, kiedy mój współlokator na wejściu wepchnął mi w ręce parę łyżew. Nawiązaliśmy krótką konwersację. Chłopak uporczywie chciał wiedzieć, gdzie znajduje się lodowisko lub po prostu duży, wolny plac. Ostatecznie zaprowadziłem go do zgodnego z opisem miejsca. Już miałem się odwrócić, by odejść, kiedy elf wcisnął mi w dłonie swój płaszcz. Później, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie, założył swoje łyżwy i zaczął jeździć po ośnieżonym placu. Przyglądałem mu się przez chwilę. Chociaż wydawało się, że chłopak zna się doskonale na tym, co robi, nie potrafiłem jednak długo go obserwować. W całym pośpiechu i niecierpliwości współlokatora, zapomniałem zabrać czegoś do okrycia się. Chodzenie z gołym torsem zimą po dworze nie jest za przyjemne.
Zmarznięty wróciłem do pokoju. Byłem pewien, że się po tym rozchoruję. Na wejściu przykryłem się kocem i rozsiadłem się między poduszkami, grzejąc całe ciało. Nie mam pojęcia, co elf chciał osiągnąć nocną wycieczką na lodowisko, ale to jego wybór. Właściwie. Nie było go na zajęciach. Co robił przez cały dzień? Pokręciłem zmarnowany głową i przeczesałem dłonią swoje włosy. Nawet go nie znam, a już zaczynam się martwić. Nie chcę mieć kłopotów z powodu swojego współlokatora. Byłem niemalże pewien, że spóźni się na ciszę nocną. Dlaczego nie obchodzą go zasady?
Westchnąłem głośno i przysiadłem przy niewielkim biureczku. Uprzednio zdjąłem wszystkie złote ozdoby pokrywające moje ciało. Najwięcej pracy zajęło mi odpinanie ich z poroża. Zawsze się okropnie plątały.
Zaczynało się ściemniać. Skończyłem zadania domowe, jednak pragnąłem przerobić jeszcze kilka tematów z podręcznika. Zgasiłem więc światło, aby nikt z dyżurujących nauczycieli nie miał problemów i przywołałem Płomyk. Mała, jasna kulka światła oświetliła ciemny pokój. Swoją drogą, mój współlokator dalej nie wrócił.
Ułożyłem się wyjątkowo wygodnie na posłaniu. Prawie usypiałem, kiedy drzwi do pomieszczenia otworzyły się z trzaskiem. Nie kryjąc swojej obecności, elf wparował głośno do pokoju. Nie obchodził go najwyraźniej fakt, że mogłem już spać. Podniosłem głowę, kiedy zaświecił światło i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu. Chłopak zaczął odkładać swoje rzeczy, nucąc coś cicho pod nosem. Kaszlnąłem cicho, licząc, że załapie aluzje. Ten jednak najwyraźniej zignorował moje niezadowolenie, kontynuując rozbudzanie mnie w najlepsze.
Przewróciłem oczami i wtuliłem się w poduszki, starając się zapomnieć o hałasującym współlokatorze. Położyłem po sobie uszy, licząc, że dzięki temu chociaż trochę zniweluję dźwięki. Jak łatwo się domyślić, to nie pomagało. Na szczęście ogólne zmęczenie szybko zbiło mnie z nóg. Ostatecznie zasnąłem.
***
Zabrzmiał dzwon, który skutecznie wybudził mnie ze snu. Przeciągnąłem się i ziewnąłem przeciągle. Mój wzrok automatycznie skierował się w stronę elfa. Starał się zakryć całą głowę poduszką. Wzruszyłem ramionami, dzisiaj najwyraźniej również nie chce zaszczycić nas swoją obecnością na lekcjach. Udałem się do łazienki, aby zająć się poranną toaletą. Wyszedłem z łazienki, by zobaczyć niespodziewany widok. Mój współlokator siedział na skraju łóżka, przeczesując ręką włosy. Spojrzał na mnie, a jego oczy nagle powiększyły się.
- To gryzie? - zapytał, wskazując palcem na przestrzeń za mną. Odwróciłem głową, by ujrzeć podążającego za mną Płomyka. Całkowicie o nim zapomniałem. Złapałem go w dłoń, którą po chwili ogarnęło przyjemne ciepło. Zacisnąłem palce, a kulka światła rozpadła się na wiele mniejszych iskierek.
- Tak.
Lekcje minęły równie szybko, co dnia wcześniejszego. Oczywiście, Enberg nie pojawił się na nich. Jak zawsze po skończonych zajęciach udałem się na stołówkę. Trafiłem akurat na bardzo ciekawą sytuację. Mój współlokator stał na jednym ze stołów w centrum sali. Wyprostował się i przemówił:
- Uwaga, wszystkie baśniowe stwory. Wzywam was do powstania!
 Początkowo uczniowie spojrzeli w jego kierunku dosyć zaskoczeni. Elf zaczął głosić, jak niejadalne są posiłki na stołówce. Nikt nie wziął go na poważnie i wrócił do własnych obowiązków, a co poniektórzy odpowiedzieli śmiechem. Sam udałem, że go nie znam i włożyłem na talerz trochę sałatki. Chwilę później zbulwersowany Enberg został ściągnięty ze stołu przez jednego z nauczycieli. Oburzony dosiadł się do mnie. Nie przerywałem jedzenia, słuchając dalszego wywodu.
- Dlaczego nikt mnie nie posłuchał? - prychał, zaplatając ręce na piersi.
- Myślę, że chodzi o całokształt - odpowiedziałem, powoli przeżuwając pomidora. - Zapewne wzięli cię za niekoniecznie rozgarniętego.

Axel?

Słowa: 651

niedziela, 19 stycznia 2020

Od Axela cd. Darumy

- Wolałbym umrzeć z głodu, niż to coś zjeść! - krzyczałem na kucharza. Jak można uważać, że podawanie takich tragedii jest w jakikolwiek sposób okej? Moje delikatne, starannie pielęgnowane dłonie automatycznie zacisnęły się w pięści, w nich starałem się uwięzić całą swoją wściekłość. Gdyby rozlała się po całym ciele, istniałaby możliwość, że dotarłaby do twarzy, a od tego mógłbym dostać zmarszczek.
- To umieraj, nie moja sprawa! - odburknął kucharz. Stwierdziłem wtedy, że to koniec kłótni. Obróciłem się z gracją, po czym zeskanowałem oczami całe pomieszczenie. Zauważyłem znajomego centaura. To chyba ten z mojego pokoju, ale nie byłem pewny. Szczerze, niezbyt mu się przyglądałem. Zacząłem iść w jego kierunku. Zdawało mi się, że tego nie zauważył, dopóki nie odsunąłem krzesła obok niego. Zająłem miejsce i założyłem jedną z nóg na drugą.
- Czy zawsze podają tu takie okropieństwa? - zapytałem z wyraźnym wkurzeniem w głosie. Daruma, jeśli to właściwie był on, przez chwilę nie odpowiadał, patrząc na mnie w zdumieniu. W następnym momencie na jego twarzy znalazł się lekki uśmieszek. Jakby uprzejmy, jednak z nutką rozbawienia i szyderstwa.
- Jeśli to nie jest zbyt upokarzające dla ciebie, to tamte sała... - zaczął, wskazując w jakiś kierunek.
- Wolałbym umrzeć! - przerwałem mu głośno. Nie wydawał się zdziwiony. Skrzyżowałem ramiona i oddaliłem wzrok w losowy kierunek, unosząc lekko podbródek.
***
Stałem przed otwartymi drzwiami szafy. Kucnąłem, by ułatwić sobie dostęp do dolnej półki, wypełnionej wszystkimi łyżwami, które zgromadziłem przez ostatni rok. Skakałem wzrokiem od pary do pary, aż w końcu spocząłem na jednej. Były dla mnie wyjątkowe. Jako jedyne zostały ze mną przez kilka lat. Podniosłem jedną z nich i lekko pogładziłem ją kciukiem. Czarny kolor był głęboki jak zwykle, była dalej w doskonałym stanie. Moja miłość do żadnej innej pary, którą kiedykolwiek miałem, nie równała się z przywiązaniem do tej. Najczęściej, wraz z tym, jak zmieniał się mój styl, zmieniała się też ta dolna półka. Zostawały tylko one. Na mojej twarzy zawitał uśmiech, niespowodowany nieszczęściem innych, nieskażony sarkazmem. Nagle drzwi pokoju się otworzyły, co zmyło go z moich ust. Do pomieszczenia wszedł centaur. Podniosłem drugą łyżwę i wstałem. Zanim Daruma zdążył cokolwiek zrobić, wepchnąłem mu parę do rąk, po czym założyłem płaszcz.
- Zaprowadź mnie gdzieś, gdzie mogę jeździć - rozkazałem z wysoko podniesioną głową. Chłopak myślał przez chwilę.
- Nie wiem, gdzie to mogłoby być - przyznał w końcu. Stwierdziłem, że zajęło mu to za długo. Mógł przyznać się od razu. 
- W takim razie pokaż mi jakieś płaskie miejsce, w którym nie ma ludzi - powiedziałem. Po krótkim momencie jakiś pomysł zrodził się w głowie centaura. Wyszedł z pokoju, a ja za nim. Podążałem za nim przez jakiś czas i w końcu dotarliśmy do w miarę płaskiego miejsca. Na miejscu był już śnieg, co było idealne. Szybko wyrwałem łyżwy z rąk Darumy i założyłem je, po czym buty podałem chłopakowi. Spojrzałem ponownie na dosyć sporą, równą powierzchnię. Bez problemu manipulowałem wodą, by stworzyć dla siebie lodowisko. Z uśmiechem pomyślałem, że dzięki temperaturze nie będę musiał nawet specjalnie starać się, żeby utrzymać lód w dobrym stanie przez parę godzin. Dalej z radością odwróciłem się do centaura i rzuciłem na niego mój płaszcz.
- Zostań tutaj - rzekłem z rozkazującym, ale dalej szczęśliwym tonem. W końcu pierwszy raz od jakoś... dwóch dni byłem w stanie odepchnąć się od lodu. Kiedy poczułem jak ostra płoza zaczęła ślizgać się po zimnym lustrze, wnętrze mojej klatki piersiowej rozpaliło się. Rozgrzewka. Nie mogłem się doczekać, żeby przejść do skoków. Po kilku chwilach, mogłem w końcu to zrobić. Serce biło szybko, z radością, ekscytacją, wypełniało całe ciało energią, której nie czułem już przez wystarczająco długo, by teraz wybuchła. Przybrałem na szybkości i odwróciłem się. Ząbki trafiły w lód. Perfekcyjne trzy rotacje wykonane z gracją. Ale ja tego dnia chciałem więcej. Stwierdziłem, że nie zatrzyma mnie nic. Nawet to, że kiedy po skoku spojrzałem w stronę centaura, zobaczyłem tylko moje rzeczy na ziemi, a sam chłopak odchodził w stronę akademika. Nie obchodziło mnie to wcale. Na pewno był zazdrosny. 


Daruma?

Liczba słów: 644

czwartek, 16 stycznia 2020

Od Darumy cd. Axela

Słowa wychowawcy nie zadowoliły mnie. Byłem przyzwyczajony do mieszkania w pokoju samemu. Informacja, że zostałem przeniesiony i został przydzielony mi współlokator, całkowicie zbiła mnie z nóg. Dodatkowo, nie miałem pojęcia, kto uraczy mnie swoją obecnością do końca roku.
Ruszyłem więc w stronę swojego nowego pokoju. Zatrzymałem się przed prowadzącymi do niego drzwiami. Co jeśli mój współlokator już tam będzie? Jak mam się zachować? Minęła chwila, nim zebrałem się na odwagę. Złapałem za klamkę. Zamknięte. Na szczęście.
Wszedłem do pomieszczenia. Zarówno po prawej, jak i po lewej stronie znajdowało się łóżko. Rzuciłem okiem na dwie średniej wielkości szafy. Zajrzałem również do małej łazienki. Skrzywiłem się na ten widok. Będę zmuszony dzielić ją z kimś innym.
Zadowoliło mnie jedynie posłanie. Utworzone zostało z wielu poduszek przeróżnych wielkości. Idealne dla centaura! Nim jednak je wypróbowałem, rozpakowałem się do jednej z szaf. Nie wziąłem ze sobą zbyt wielu rzeczy. Rogi całkowicie uniemożliwiały mi zakładanie zwykłych ubrań. Zapakowałem więc ze sobą tylko kilka płaszczy i pelerynek oraz całą szkatułkę z biżuterią. Na niższej półce w równym rządku ułożyłem wszystkie niezbędne do nauki książki. Jedną z nich wziąłem do ręki i usiadłem na swoim "łóżku".
Zdążyłem przeczytać zaledwie kilka stron, kiedy z niemałym rabanem do pomieszczenia wszedł młody elf. Zaszczycił mnie jedynie przelotnym spojrzeniem. Za nim do pokoju wmaszerowała służba niosąca walizki. Nigdy nie widziałem na oczy swojego współlokatora wcześniej, jednak czułem, że będzie problematyczny.
Do pierwszej niesnaski doszło, kiedy spróbował przywłaszczyć sobie moją szafę. Absolutnie mu na to nie pozwoliłem. Kolejno, jak dowiedziałem się z toczonej rozmowy, Enberg wszczął awanturę ze swoją służbą w związku z rozpakowywaniem bagaży. Ostatecznie wyrzucił wszystkich mężczyzn z pokoju i samotnie zabrał się za przegląd walizek. Postanowiłem więc go nie krępować i zabrałem z szafy wszystkie niezbędne do kąpieli rzeczy - między innymi ręcznik czy mydło. Elf, kiedy uświadomiłem go, że idę się umyć, natychmiastowo wybłagał swoje pierwszeństwo. Wzruszyłem ramionami - było mi doskonale wszystko jedno.
- Nazywam się Daruma, jakbyś chciał wiedzieć - rzuciłem w kierunku chłopaka.
- Nie pamiętam pytania. - Enberg zatrzasnął się w łazience. Westchnąłem cicho. Zapowiada się długi rok w upierdliwym towarzystwie.
Minęły niemal wieki, nim elf łaskawie opuścił toaletę. Wyglądał dosyć żałośnie, jakby cały jego świat rozpadł się. Bez słowa wstałem z miejsca i sam, ponownie zabierając wszystkie akcesoria, udałem się do łazienki. Po długiej podróży jedyne czego pragnąłem to właśnie kąpiel.
Nastał wieczór. Elf uporczywie zajmował się składaniem toaletki, kiedy ja prawie kończyłem czytać. Wtedy niepostrzeżenie zgasło światło. Enberg musiał najwyraźniej skończyć swoją pracę i próbować usnąć. Niekoniecznie podobał mi się ten pomysł. Pragnąłem dokończyć lekturę. Wstałem więc z posłania i podszedłem do świecznika, ponownie zapalając lampy.
Elf prychnął niezadowolony i również poniósł się z łóżka. Zgasił ogień. Wtedy rozpętała się cicha bitwa. Ja zapalałem świecę, on ją gasił. Mój współlokator prawdopodobnie myślał, że wygrał, kiedy zalał knot wodą. Powróciłem więc na swoje poduszki i przywołałem Płomyk. Mała kulka światła rozświetliła pomieszczenie. Usłyszałem jedynie głośny pomruk Enberg'a, jednak ten nie pofatygował się, by do mnie podejść.
***
Nastał ranek. Wstałem z posłania, przeciągając się. Przeszedłem przez pokój, by odwiedzić łazienkę. Po porannej toalecie powróciłem do pokoju i spojrzałem na leżącego jeszcze w łóżku elfa.
- Co ty robisz o tak wczesnej porze? - jęknął cicho.
- Za trzydzieści minut zaczynamy lekcje - wyjaśniłem, przysiadając przy własnej szafie. Wybrałem potrzebne książki i rzuciłem je do torby. Współlokator nie odpowiedział. Kiedy na niego spojrzałem, nakrył głowę poduszką, najwyraźniej niechętny do opuszczenia ciepłego lokum. Jego sprawa. Chwilę później opuściłem pokój, by udać się na lekcje.
Siadając przy swojej ławce w klasie, zastanawiałem się, czy mojego współlokatora nie powinno tutaj być. Wychowawca mówił, że jesteśmy rówieśnikami. Początek zajęć, Enberg'a nie ma.
Nie raczył się również pojawić na żadnej innej lekcji. Kiedy nastała oczekiwana przez wszystkich przerwa obiadowa, udałem się na stołówkę. Wyszukałem szybko coś apetycznego i pozbawionego mięsa. Chwała naszej szkole, że nie wszystkie potrawy tutaj są z nim.
Skończyłem właśnie wybierać sałatkę, kiedy usłyszałem podniesione głosy. Spojrzałem w kierunku hałasu, gdzie zobaczyłem znajomego mi elfa. Był w trakcie kłótni z kucharzem. Trafił swój na swego. Nie miałem pojęcia, o co poszło, ale niekoniecznie mnie to obchodziło. Znalazłem wolne miejsce przy stoliku i w akompaniamencie narastającej awantury, zacząłem swój posiłek.

Axel?
Liczba słów: 684

poniedziałek, 13 stycznia 2020

Od Darumy cd. Sylvy

Z ulgą ruszyłem w stronę sali. Opuszczenie pokoju póki co stanowiło mój priorytet. Nie sądziłem, że mieszkanie z tamtym elfem może być aż tak uciążliwe. Z położonymi nisko uszami, przecisnąłem się pomiędzy grupkami uczniów. Chociaż nie lubiłem się wyróżniać, przez mój wzrost wyjątkowo górowałem nad innymi. Ostrożnie stawiałem kroki, unikając przypadkowych stłuczek z obcymi uczniami. Właściwie, nie znałem tutaj nikogo. Oczywiście oprócz kilku znajomych twarzy, które kojarzę, ponieważ uczęszczamy do jednej klasy. Drugi rok w tym miejscu zbliża do siebie ludzi. Szkoda, że niekoniecznie pamiętam ich imiona.
Stanąłem w końcu przed salą. Zajęcia miały rozpocząć się dosłownie za kilka minut. Miałem już wchodzić do klasy, kiedy kątem oka dostrzegłem podchodzącego swojego wychowawcę.
- Darumo, masz chwilę? - zapytał, zajmując miejsce zaraz obok mnie. Był znacznie niższy, mówiąc więc, musiał spoglądać w górę.
- Oczywiście, proszę pana - odpowiedziałem cicho. Ponownie położyłem uszy. Miałem co do tego złe przeczucia.
- To wspaniale! - Mężczyzna uśmiechnął się i klasnął w dłonie. Coraz bardziej zaczynałem się martwić. - Jak dobrze wiesz, jutro zaczynają się coroczne wizytacje. Pierwszaki z naszej szkoły odwiedzą Sarlok, podobnie jak wy dwa lata temu. Miałbym więc dla ciebie wyjątkowe zadanie.
Przełknąłem ślinę. Sytuacja przybierała nieprzyjemne obroty.
- Tak, proszę pana?
- Jesteś odpowiedzialną osobą. Także powierzam ci opiekę nad pierwszorocznymi. Pójdziesz z nimi jutro do Sarlok - objaśnił swój genialny plan.
Poczułem, jak nogi się pode mną uginają. Na wspomnieniom ogromnych i potwornych bestii, jakie zamieszkują ową akademię, poczułem jak moje serce zaczyna bić szybciej.
- N-nie s-sądzę, że to d-dobry pomysł - oparłem ściszonym głosem, nie kontrolując zająknięć. Planowałem zamknąć się w pokoju na cały ten dzień.
- Ja uważam, że świetny. - Wychowawca był nieustępliwy. - Jeśli nie na tobie, to na kim mogę polegać?
Słowa elfa były przekonujące. W końcu, skoro wybrał mnie, to znaczy, że na mnie liczy. Uśmiechnąłem się niemrawo.
- W-w porządku, proszę pana - zgodziłem się i cofnąłem o krok. - Postaram się zrobić, co w mojej mocy.
Wychowawca szybko podziękował i poszedł dalej korytarzem. Ja wszedłem do klasy. Lekcja na szczęście nie zaczęła się. Zająłem jedyne miejsce bez krzesła. Nie potrzebowałem go, ponieważ spokojnie mogłem przysiąść na ziemi.
Lekcje minęły szybko. Powróciłem więc do swojego pokoju. Mój współlokator gdzieś wybył. Nie przejąłem się tym zbytnio. Lubił znikać i wracać późno. Wzruszyłem ramionami i udałem się do łazienki. Jutrzejszy dzień będzie zdecydowanie trudny.
***
Obudziłem się dosyć wcześnie. Elf jeszcze spał. Najwyraźniej ma zamiar zostać w pokoju przez cały dzień. Westchnąłem cicho i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej płaszcz z logiem Corvine. Zwykle nie nosiłem typowych ubrań - zakładanie ich utrudniało mi poroże. Zarzuciłem również na siebie stałą ilość złotej biżuterii. Szyku nigdy za wiele.
Wyszedłem na zewnątrz akademii. Przywitał mnie zimny powiew wiatru. Przestąpiłem z nogi na nogę. Ciepło zapewniała mi jedynie ciemna pelerynka narzucona na nagie ramiona. Ze szkoły powoli zaczęli wychodzić pierwszacy. Najwyraźniej uprzedzeni, że będę tu na nich czekać, zatrzymali się w pobliżu, nie przerywając swoich entuzjastycznych rozmów. Kiedy pokaźna grupka zgromadziła się wokoło mnie, zdecydowałem się na wymarsz. Byłem niewiele starszy od nich, jednak czułem dzielący nas dystans.
Sarlok na szczęście znajduje się niedaleko Corvine. Upilnowanie ich wszystkich zdawało się być nieskończoną męczarnią. Kiedy wreszcie stanęliśmy przed pokaźnymi murami wrogiej akademii, rzuciłem krótki wykład na temat "co robić, czego nie robić". Mało kto mnie słuchał, ale właściwie to nie mój problem. Wpuszczono nas na teren szkoły. Wtedy całkowicie straciłem panowanie nad grupą. Rozpierzchli się po wszystkich stronach, a ja zostałem sam. Wtedy przypomniałem sobie, dlaczego w sumie nienawidzę Sarlok. Wyłaniające się z każdego rogu potworne bestie przyprawiały mnie o dreszcze. Wszystkie wyglądały, jakby miały zaraz się na kogoś rzucić i rozszarpać ofiarę. Nieprzyjemne miejsce dla kogoś, kto jest w połowie jeleniem. Wycofałem się więc w bezpieczne miejsce, mając nadzieję, że nikomu z mojej grupy nie przyjdzie nic głupiego do głowy.
Jakże złudne okazały się moje myśli. Ledwo zdążyłem przysiąść na zimnej ziemi, kiedy usłyszałem wezwanie:
- Kto jest waszym opiekunem?
Westchnąłem cicho i wstałem z miejsca. Przecisnąłem się przez zebrany tłum i podszedłem do znajomego mi elfa. Jakżeby to mógł być ktoś inny, niż mój kuzyn?
- Przepraszam za niego - odparłem spokojnie i rzuciłem karcące spojrzenie krewniakowi. - Też powinieneś.
Lay przewrócił oczami i nie odezwał się. Nie potrafiłem go do niczego zmusić. Tak więc odsunąłem się, pozwalając mu przejść. Nim jednak odszedł, rzuciłem za nim ciche:
- Dyrekcja się dowie. Zachowuj się jak na Corvine przystało.
Elf prychnął i odszedł do grupki rozbawionych ową sytuacją znajomych. Ja odwróciłem się do stojącej niedaleko dziewczyny. Najwyraźniej ona była odpowiedzialna za oprowadzanie po Sarlok. Przyznam się, nie słuchałem, co mówiła wcześniej. Zwróciłem jednak uwagę na stojącą obok niej bestię. Ciemna, płonąca żywym ogniem istota, wbijała we mnie spojrzenie swoich złotych oczu. Zaniepokoiłem się, kiedy wysunęła spomiędzy kłów swój wężowy jęzor i oblizała się. Instynktownie cofnąłem się, kładąc po sobie uszy.
- J-jeszcze raz przepraszam za kłopot - powiedziałem cicho, odchodząc. Wtedy spróbowałem zgromadzić całą swoją grupę w jednym miejscu. Niestety - pochłonięci nowymi doznaniami, spotkaniem z uczniami innych szkół, kompletnie zignorowali powód przybycia do Sarlok. Uporczywie wołałem naszych. Obchód powinien już się zacząć, a wszyscy tylko utrudniają sprawę.
- Im wcześniej tam pójdziemy, tym szybciej wrócimy - syknąłem, jednak owe słowa były przeznaczone wyłącznie dla moich uszu.
Wtedy rozległ się donośny ryk. Podskoczyłem zaskoczony, gotowy na atak, który jednak nie naszedł. Stojący obok mnie kuzyn zaśmiał się, rzucając szybkie "tchórz". Owa uwaga w żaden sposób nie stanowiła dla mnie obrazy. Skupiłem się ponownie na dziewczynie i jej ogromnym towarzyszu - sprawcy hałasu. Na błoniach zapanowała cisza.
- Ruszamy - poinformowała donośnym głosem przewodniczka. Cały czas obserwowana skupionym okiem bestii grupa ruszyła. Powolnym krokiem dołączyłem do reszty. Nim się spostrzegłem dorównałem kroku dziewczynie. Z kamiennym wyrazem twarzy spoglądała na pierwszoroczniaków. Zdałem sobie sprawę, że właściwie nie mam pojęcia, gdzie znajdują się moi podopieczni. Rozejrzałem się szybko, wypatrując jakąkolwiek znajomą twarz. Uspokoił się na widok elfów ubranych w peleryny z Corvine.
- Problemy z grupą? - Usłyszał i spojrzał w dół. Przez chwilę zastanawiał się, czy aby na pewno idąca obok niego przewodniczka zwraca się do niego.
- Delikatne - odparł ściszonym głosem. - Niekoniecznie chciałem tutaj być.
Mówiąc to wymownie spojrzał na idącą obok bestię, a później wzrok skierował w stronę własnych podopiecznych.
 - Myślisz, że wyrzucą mnie ze szkoły, gdy ktoś straci jakąś kończynę?

Sylva?

Słowa: 1013

niedziela, 12 stycznia 2020

Od Axela do Darumy

Jens otworzył drzwi przede mną. To najprawdopodobniej ostatni dzień, w który się kiedykolwiek zobaczymy i właściwie to wcale mi to nie przeszkadzało. Miałem już trochę dość patrzenia na tą jego głupią rudą brodę. Wyglądał, jakby całe jego włosy spełzły na dół głowy. Prychnąłem, po czym przeszedłem przez drzwi. Coś mały ten pokój, jak na mnie i jeszcze jakiegoś innego stwora. Mój wzrok przyciągnęła prawa strona pokoju. Była prawie że pusta. W kącie stało łóżko, a około pół metra od niego była szafa. Zignorowałem to, jak małe było posłanie i jak bardzo nie podobał mi się kolor ścian oraz podszedłem do drzwi szafy. Po otworzeniu ich w moim ciele zakwitło jeszcze większe zdenerwowanie. Jak do jasnej cholery mam tutaj cokolwiek zmieścić?! Zatrzasnąłem drzwi i spojrzałem w lewo. Z uwagą przyglądał mi się centaur leżący na... "łóżku", które składało się z wielkiej ilości poduszek. Nie odwdzięczyłem wcale tej uwagi, ponieważ szybko przykuła ją jego szafa.
- Ty, potrzebujesz tam dużo miejsca? - zapytałem z zimnym uśmiechem, wskazując na bardzo potrzebną mi przestrzeń.
- Potrzebuję - odpowiedział spokojnie. Zwróciłem się wtedy do służących i nauczyciela.
- Przynieście tu moje rzeczy, później coś wymyślę, skoro ten centaur nie chce się podzielić - rozkazałem. Jens wyglądał na nieco zawiedzionego. Musi mu być czasami trochę smutno, że chciał karierę w edukacji, a skończył praktycznie jako niańka z dodatkowymi funkcjami tłumaczenia trudnych słów.
- Panie Enberg - zaczął - jestem nauczycielem, a nie pracownikiem fizycznym - na jego słowa odpowiedziałem tylko prychnięciem. Machnąłem w stronę drzwi, po czym usiadłem na łóżku. Bardzo chciałem iść spać. Do Kernow jechaliśmy półtorej dnia. Był już wieczór, a ja byłem bardzo zmęczony. Niestety materac był za twardy, by w ogóle nadawać się do tego, by na nim drzemać. Patrzyłem więc, jak pokój napełnia się pudłami. W końcu służący skończyli pracę. Stali na środku pokoju, jakby na coś czekali.
- Co robicie? Nie zamierzacie tego rozpakować? - zapytałem ze zmarszczonym czołem. Szybko jednak przypomniałem sobie o tym, że mogę od tego dostać zmarszczki i zrelaksowałem mięśnie.
- Z całym szacunkiem, panie Enberg, ale sądzę, że powinien pan zrobić to sam - wyraził swoją jakże ważną opinię Jens. Przewróciłem oczami. Rudy tego dnia podkręcił tryb wkurzania mnie na maksa.
- Będzie pan wiedział na pewno, gdzie co jest - dodał inny służący. Podniosłem się z łóżka i westchnąłem. Za co moja rodzina im płaci? Otworzyłem pierwsze pudło. Było pełne mojej bielizny. Zmieszany szybko je zamknąłem i spojrzałem za siebie w stronę służących.
- No to zamierzacie sobie iść, czy nie? - mruknąłem. Mężczyźni skinęli głowami i wyszli zamykając za sobą drzwi. Mój wzrok skierowałem na centaura. Czytał i zdawało się, że nie zwraca na mnie uwagi. Cicho westchnąłem i zacząłem się rozpakowywać. Do szafy zmieściła się tylko połowa moich ubrań. Resztę pudeł zostawiłem w przestrzeni pomiędzy szafą a łóżkiem. Miałem lekki problem z wyciągnięciem ze skrzyni mojej toaletki kosmetycznej, którą zdecydowałem się wziąć ze sobą do akademika. Nie przeżyłbym bez niej. Wkrótce wszystko było na swoim miejscu. Zauważyłem, że młody centaur się podniósł i zmierzał do drzwi. Nie były to jednak te, którymi wszedłem.
- Dokąd są te drzwi? - spytałem, zanim zdążył wejść. Chłopak szybko odwrócił głowę w moją stronę.
- Do łazienki, idę się umyć - wyjaśnił. Przytaknąłem. Zauważyłem, że oprócz drzwi wejściowych, były to jedyne w tym pokoju.
- A gdzie jest łazienka dla mnie? - zapytałem znowu centaura. On za to lekko się uśmiechnął, jakby coś go trochę bawiło.
- Mamy jedną - na jego słowa w moim sercu zawitało przerażenie. Mam z kimś dzielić łazienkę?! Moja delikatna dłoń zakryła dolną część twarzy, a oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. Przez chwilę staliśmy bez ruchu.
- Mogę... mogę chociaż umyć się przed tobą? - poprosiłem. Obrzydliwe. Centaur skinął lekko głową i wrócił do książek. Zebrałem szybko piżamę. Kiedy już miałem wejść do łazienki, nagle usłyszałem głos chłopaka.
- Nazywam się Daruma, jakbyś chciał wiedzieć - na moich ustał zastał ponownie uśmiech.
- Nie pamiętam pytania - zaśmiałem się, po czym zamknąłem drzwi łazienki.

Daruma?

Słowa: 631

Od Sylvy do Darumy

Jak zawsze, już na początku nowego roku musieliśmy przygotować się na wizytację z innych akademii. Pierwszoklasiści odwiedzali inne budynki by zobaczyć jak prosperują inne placówki. Każdy z nas przez to przechodził, ale nie spodobało mi się to, że to właśnie ja zostałam wybrana na osobę, która miała ich oprowadzić. Chciałam na ten czas zaszyć się w pokoju, udają, że mnie nie ma bądź przeczytać jakąś książkę. Ale gdy mój wychowawca położył dłoń na moim ramieniu i powiedział, że ma do mnie sprawę, wiedziałam o co chodzi. 
Westchnęłam i wróciłam do przerwanej pracy. Musiałam sprawdzić wszystkie zabezpieczenia w szkole, by podczas wizytacji nic złego się nie stało. Była to męcząca robota, ale prawdę mówią, nikt nie chciał by się później męczyć z rodzicami uczniów, którzy wysyłali by skargę za skargą. Oczywiście, kilku uczniów obiecało mi pomóc, ale odwaliwszy robotę, o którą poprosiłam, od razu się zmyli. 
- I jak ci idzie? - usłyszałam znajomy głos. Dyrektorka stała kilka kroków ode mnie, przyglądając się mojej pracy. Widać było zmęczenie na jej twarz. Prowadzenie akademii z wieloma nieprzewidywalnymi stworzeniami nie może być proste.
- W porządku, wszystko sprawdziłam i sądzę, że nie stanie się nic złego.
Kobieta kiwnęła głową, odchodząc w swoją stronę. Podniosłam się z kolan, otrzepując czarny płaszcz. Lista rzeczy do zrobienia ciążyła mi w kieszeni, kazać ciągle myśleć. Czy wszytsko zrobiłam? Czy nie przyniosę wstydu mojej szkole?
Potrząsnęłam głową, próbując zatrzymać natłok myśli. Muszę się uspokoić, przecież uczniowie będą tutaj lada chwila. Więc wypadałoby by już na nich czekać. Ruszyłam do wyjścia, ogrzewając swoje ciało małym przepływem energii. Gdy tylko otworzyłam wrota, uderzyła mnie fala zimnego powietrza. Uczniowie biegali przed wejściem, bawiąc się ze swoimi demonami. Zagwizdałam cicho, chcąc zwrócić ich uwagę.
- Wracajcie już na zajęcia. Niedługo będziemy mieli gości, więc się pilnujcie - mruknęłam na tyle głośno by wszyscy mnie usłyszeli. Po chwili plac zionął pustką. Ruszyłam schodami w dół, wpatrując się w ostre zbocza gór, próbując w głowie ułożyć sobie cały plan. Kolejni, którzy będą marudzić na ilość schodów już na początku spotkania.
- Spokojnie, dam radę. Muszę.
Już z daleka widziałam grupkę ludzi, rozsypanych wszędzie gdzie się stało. Oni sobie żartują jeśli myślą, że będą tak łazić przez cały dzień. Stanęłam na przedostatnim schodku, omiatając ich wzrokiem. Ich rozmowy odbijały się echem, zakłócając naturalnie tu będącą ciszę. Czekałam aż sami zauważą, że przyszłam i się uciszą, ale miałam chyba zbyt duże wymagania. Dzieci bogatych rodzin przecież nie będą nikogo słuchać. Zacisnęłam opuszki palców na nasadzie nosa, czując ciepło rozchodzące się po moim ciele. Po chwili stał obok mnie Lars, wpatrując się we wszystkich jak w ofiary. Gdy już chciałam coś powiedzieć, z jego gardła rozległ się niesamowity ryk, dzięki któremu wszyscy z przestrachem spojrzeli w moją stronę. Zwierzę położyło łeb na moim ramieniu, a ja poczułam pochodzącą z jego umysłu dumę. Nastała chwila ciszy, przerywana pojedynczymi szeptami.
- Nie będę was zanudzać jakimiś powitaniami, bo jak każdy tutaj, zdajemy sobie sprawę, że nie ma to sensu - zaczęłam mówić, nie przejmując się tym czy wszyscy słyszą moje słowa - Ale muszę wam wytłumaczyć zasady panujące w naszej szkole. Po pierwsze, nie będę krzyczeć. W naszej szkole nie wydajemy głośnych dźwięków jeśli nie jest to potrzebne. Niektóre demony reagują agresywnie na hałas, więc radzę wam nie sprawdzać jak to wygląda. Po drugie, nie zaglądacie do miejsc, do których nie pozwolę wam wejść. W większości z tych sal znajdują się cząstki Eteru. I po trzecie - tu pokazałam na mojego demona - jak już widzieliście, nie lubi was. Więc radzę się słuchać.
Kilka osób prychnęło z wyższością. Wiem, że rozmawiam z przyszłą elitą magiczną, ale nie chciałam by od początków czuli się lepsi. Być może moje słowa brzmiały jakbym sama się wywyższała, ale moje ostrzeżenia miały ich wystraszyć na tyle, by nie próbowali złamać żadnej z zasad.
- Zrozumiano?
Cisza.
- Ktoś ma jakieś pytania?
Po chwili na środek wystąpił wysoki chłopak, z mocno zielonymi oczami. Elf.
- Dlaczego niby mamy cię słuchać?
- Dlatego, bo dziś to ona właśnie jest moją prawą ręką - dyrektora niczym cień pojawiła się za mną, z delikatnym uśmiechem na twarzy. Blizna na jej twarzy zakłócała ogólny wygląd. - Kto jest waszym opiekunem?
Tłum powoli rozstąpił się, a centaur stojący niedaleko, zaczął powoli iść w naszą stronę. Lars oblizał się, omiatając go wzrokiem.

Daruma?

Kurz unoszący się nad zgliszczami ambicji...

...pięknie barwi zachód słońca.
A ja uwielbiam spacery


Akademia
Corvine
Godność
Daruma Vardbar
Z nikim nie spoufalił się na tyle, by przejść na jakiekolwiek pseudonimy.  
Rasa
Mieszaniec, jednak zapytany o rasę, odpowiada, że jest centaurem. 
Wiek/Płeć/Orientacja/Aparycja
◈ Niedawno ukończył 17 lat.
◈ Mężczyzna, bez wątpienia. 
◈ Centaur jest biseksualny. Uważa, że płeć osoby nie ma znaczenia. 
◈ Aparycja będzie.
Pochodzenie/Status
◈ Daruma podaje, że wywodzi się z mieszkającego w Kernow rodu matki. Vardbar to bogata, elficka familia. Chociaż młody centaur jest dumny ze swojej rodziny, często czuje się od niej odtrącony. Przyczyniają się do tego między innymi ciągłe kłótnie z kuzynostwem. Wybuchają one głównie z powodu pochodzenia Darumy. Sam chłopak postrzega się jako gorszego i stara się udowodnić całemu rodowi swoją wartość. 
◈ Nie jest szczególnie lubiany w szkole. Głównie ze względu na swoją mieszaną krew. Bywał w związku z tym prześladowany i wyśmiewany. 
Daruma jest kujonem. Zależy mu na jak najlepszych wynikach.
Charakter
Przekonany, że jego losy zostały już przesądzone od chwili poczęcia, Daruma pragnie pokazać światu na co go stać. Odczuwaną niechęć do samego siebie stara się zatuszować ciężką pracą, która nierzadko wykracza poza możliwości mieszańca. Dniami i nocami sterczy nad książkami, byleby tylko nie odstawać od reszty. Zdaje sobie sprawę ze swojego nikłego talentu magicznego, jednak przed poddaniem się powstrzymują go głęboko zakorzenione ambicja i upartość. Wierzy, że wrodzone zdolności może nadrobić wytrwałością. Daruma wytycza sobie cele, a aby je osiągnąć dąży po trupach. Pragnienie bycia we wszystkim najlepszym przysłania młodzieńcowi potrzebę zawierania przyjaźni. Nauczony, że świat postrzega go jako półkrwi odmieńca, zamknął się w sobie, wmawiając, że w pojedynkę osiągnie więcej. Odsuwając uczucia na dalszy plan, całkowicie poświęcił się nauce. Według Darumy zawieranie znajomości to nieistotny szczegół, który jedynie niepotrzebnie zaprząta myśli. Mimo owej wrogości, chłopak zmusza się do bycia kulturalnym, jednak  nawet w rozmowie z rówieśnikami zachowuje odległy dystans, zważając na każde słowo i udzielając wyłącznie zwięzłych, często wymijających odpowiedzi. 
Daruma stara się unikać problemów jak ognia. Z natury jest tchórzem. Często popada w paranoję, zapominając o logicznym myśleniu. W jego działaniu impulsywność zwykle jedynie pogarsza sytuacje. Mieszaniec zdecydowanie zbyt bardzo panikuje w stresujących momentach - wtedy jego ciało zaczyna drzeć, a on niekontrolowanie jąka się. Zdarza się, że w jego oczach pojawiają się łzy, do których ciężko mu się przyznać. Chłopak jest przekonany, że nie może nikomu pokazać swojej słabości. Próby ukrycia owych wad nie należą do najprostszych. Wrodzoną wrażliwość jednak nie zawsze da się zamaskować kamienną twarzą. Dzięki temu, nielicznym udaje się poznać Darumę z innej strony. Wobec bliskich sobie osób, stara się być znaczniej przyjacielskim. O dziwo, zna się na żartach, które sam czasami opowiada. O przyjaciół jest niezwykle troskliwy. Dotrzymuje powierzonych tajemnic, chociaż sam musi się zastanowić dwa razy nad wyjawieniem swoich. Ową nieufność zaszczepiło w nim kuzynostwo. Młody centaur przyzwyczaił się do bycia pomiatanym. Woli zagryźć zęby i znieść upokorzenie, niż postawić się prześladowcom. Brak wiary we własne możliwości nieraz podciął mu skrzydła. Nie lubi wyróżniać się z tłumu, denerwując się przed każdym większym wystąpieniem czy przemową. 
Cichy i zamknięty w sobie chłopak, jedyne czego pragnie, to spokoju. Ciężko jednak Darumie go osiągnąć. Decydując się na Corvine, przywykł do krzywych spojrzeń i szeptów. W końcu - centaury zwykle nie wybierają szkół związanych z magią. Chociaż zdaje sobie sprawę z panujących plotek, mieszaniec nie chwali się swoim pochodzeniem. Obawia się, że jeśli wszyscy poznają jego tajemnicę, stanie się obiektem kpin (większym, niż jest teraz).
Pragnienie, by wpasować się w tłum, stanowi jeden z najważniejszych celów Darumy. Stara się to osiągnąć właśnie przez swoje dokonania. Także, prze na przód, nie zwracając uwagi na inne, nawet ważne potrzeby. Bo w końcu, ktoś musi być najlepszy, prawda?  
Relacje
◈ Pewna elfka, Lissana Vardbar, przed kilkoma laty poznała miłość swego życia - centaura, Agiden'a Merkaa. Ich uczucie kwitło, a owocem owego związku był Daruma. Z biegiem czasu między jego rodzicami dochodziło do coraz częstszych niesnasek. Ostatecznie zdecydowali się na rozstanie, a syn postanowił zostać z matką. Zanim młody mieszaniec przeprowadził się do akademika, wspólnie mieszkali w dosyć bogatej posiadłości Vardbarów. Aktualnie Daruma wraca do domu dość rzadko, głównie w czasie świąt. 
◈ Gdyby nie Lucien, Daruma ciągle byłby zamknięty w sobie. Ciemnowłosy młodzieniec jest dla niego niezwykle ważny. Młody centaur nie wyobraża sobie swojego życia bez niego.
Umiejętności
Moc magiczną odziedziczył po matce. Mimo wszystko, musi wkładać wiele trudu, by opanować trudniejsze czary. Nie posiada żadnych specjalnych zdolności, jednak jeśli chodzi o umiejętności fizyczne, Daruma jest dość szybki i zwinny. Dodatkowo, całkiem dobrze włada bronią białą. 
◈ Płomyk - proste, doskonale wyuczone przez chłopaka zaklęcie przywołuje małą, ruchomą kulkę światła. Służy mu ona jedynie do oświetlania sobie książek, które czyta nocami. Płomyk porusza się za centaurem do czasu odwołania. Ów zaklęcie może utrzymywać się przez wiele godzin. Zdarza się, że Daruma całkowicie zapomni o świecącej kulce, która następnie potrafi towarzyszyć mu przez cały dzień.    
Statystyki
◈ Siła - 20
◈ Zwinność - 40
◈ Inteligencja - 60
◈ Odporność - 20
◈ Wytrzymałość - 20
◈ Magia - 40
Inne
◈ Daruma jest wegetarianinem oraz posiada dosyć poważne uczulenie na orzechy. Dodatkowo jest osobą niezwykle wybredną. Nie zje byle czego. 
◈ Matka zaszczepiła w nim miłość do wszelkiego rodzaju błyskotek. Bez złotej biżuterii nie wyjdzie z domu. Często nosi je zamiast i tak skąpych ubrań. 
◈ Zdenerwowany lub przestraszony, kładzie po sobie uszy, a jego nogi zaczynają dygotać. 
◈ Nie lubi, gdy ktoś zachodzi go od tyłu. 
◈ Na wiosnę, gubi poroże, które później odrasta przez cały rok. 
◈ Niekoniecznie przepada za wycieczkami poza granice akademii. Zwykle woli przesiadywać w swoim pokoju, chociaż czasem spotyka się go spacerującego po błoniach. 
◈ Dom rodzinny Darumy znajduje się daleko od Akademii Corvine. Tym samym z matką widuje się dosyć rzadko. 
◈ Posiada liczne kuzynostwo, z którym centaur się nie dogaduje. Najgorsze w tym jest to, że większość z nich uczęszcza do tej samej szkoły. 
◈ Uwielbia robótki ręczne. W szczególności szycie. 
Sterujący
Mik#7766

Otwarcie 12.01.2020

W świecie przepełnionym magią nie sposób odnaleźć odpowiedzi na wszystkie dręczące społeczeństwo pytania. Niektóre z nich celowo pozostają jedynie niezrozumiałą mantrą, by uchronić młode pokolenia przed horrorem nieszczęsnej koniunkcji. Nieokiełznana dziecięca ciekawość zwycięża jednak nad poczuciem obowiązku, siłą zagarniając wiedzę o kolejnych aspektach życia.

Grupka pociech każdego dnia przechodziła obok nieznanej im ruiny, pokrytej pradawnym pismem, którego nigdy nie widzieli na oczy. I choć matka uparcie unikała odpowiedzi, dziadek z uśmiechem na ustach opowiadał o chwili, gdy magiczny pierwiastek po raz pierwszy zagościł w Kernow, pozostawiając po sobie zarówno piękne budowle oraz szansę na rozwój, jak i niewyobrażalne cierpienie. Bestie rodem z bajek zdawały się biegać po niewielkiej izbie, przenosząc domowników w odległe, nierealne wręcz czasy. Gdy opowieści dobiegały końca, dzieci z wypiekami na twarzach błagały o więcej, nie dając staruszkowi chwili spokoju. „Magiczne dziedzictwo wciąż istnieje, dzięki Akademiom macie szansę sięgnąć szczytu” powtarzał za każdym razem, przyprawiając swą córkę o zawał serca. „Nie mąć im w głowach, igranie z taką siłą niesie konsekwencje” kobieta nie zamierzała odpuszczać, prowokowana widokiem zmierzających na śmierć żołnierzy, podobnych jej niegdysiejszemu małżonkowi, oddających swe życia w imię absurdalnych idei. Wnuki nie słuchały jednak obaw matki, zbyt zafascynowane, by myśleć o następstwach. I gdy dorośli, każdy z nich ruszył swą ścieżką, pokładając nadzieje w ciążące nad światem fatum. 

A czy ty, choć pełen walczących nieustannie obaw i nadziei na lepsze jutro, odważysz się zaryzykować spotkanie z własnym przeznaczeniem?