Administracja

Strony

czwartek, 18 czerwca 2020

Od Azriela cd Colette - Bal

Wpędzone w osobliwy trans ciała poruszały się niemal samoistnie w rytm muzyki, której dźwięki sprawiły, że Azriel mimowolnie się rozluźnił - spowodowane brakiem sympatii w stronę przyjęć zdenerwowanie ustąpiło miejsca nieznanej dotąd błogości, która spowiła go od stóp do głów. Gdy zmuszeni zostali do opuszczenia swych ramion, a niezwykłą chwilę przerwało brzmienie skocznej, aż nadto tandetnej piosenki, chłopak skrzywił się nieznacznie, z ogromną niechęcią odchodząc wraz ze swą partnerką na ubocze, unikając kolejnych nietrzeźwych już grup ludzi. Sullivan kilkukrotnie przyłapał się na tym, że niemal odruchowo otaczał dziewczynę ramieniem, jakby pragnąc w ten sposób uchronić ją przed powtórką z pamiętnego upadku. Odsuwał swe ręce jednak równie szybko, przeklinając w duchu własną irracjonalność - jego zachowanie znacznie odbiegało od normy, a on sam nie potrafił dokładnie stwierdzić, co było tego przyczyną. Miał jednak nadzieję, że brunetka nie spostrzeże jego marnych prób, uznając go za zdesperowanego wariata. Gdy chwilowo rozstali się, a Colette zniknęła w tłumie w poszukiwaniu alkoholu, czarnowłosy poczuł się wyjątkowo samotny. Przeszywająca serce pustka sprawiła, że mimowolnie przyłożył dłoń do klatki piersiowej, niby odganiając parszywe uczucie - nie rozumiał, dlaczego skutki braku towarzystwa odczuł dopiero teraz. Przez ostatnie lata nie cierpiał bez innej duszy u boku, dlaczego więc nagle emocja zaczęła dawać się we znaki do takiego stopnia, że odruchowo począł wyglądać wzrokiem swej współlokatorki. I choć wiedział, że w umówionym miejscu powinien znaleźć się dopiero za kilka minut, nie miał wystarczająco cierpliwości. Nogi samoczynnie stawiały kolejne kroki, a on sam nieszczególnie zwracał uwagę na swe otoczenie aż do chwili, gdy poczuł uderzenie w klatce piersiowej, które sprowadziło go z powrotem do pełnej pychy sali balowej. Przeszkodą okazała się wystrojona od stóp do głów dziewczyna, której wzrok wyraźnie zdradzał, że miała już za sobą kilka kieliszków mocnego trunku. Azriel  rzucił więc pod nosem niemrawe przeprosiny, pragnąc czym prędzej wyminąć niespodziewaną rozmówczynię, lecz ta, co zaskoczyło go jeszcze bardziej, z całych sił owinęła się wokół jego ramienia, przyciągając ku sobie. 
- Wyglądasz na zmartwionego. Może mogłabym jakoś ci pomóc? - Zatrzepotała rzęsami, a tonacja jej głosu wyraźnie wskazywała, że nie zamierzała tak szybko odpuścić. - Najlepiej na uboczu, z dala od tych wszystkich ludzi.
Sullivan przewrócił oczami, i choć wolał tego uniknąć, siłą oswobodził przesiąknięte kwiecistymi perfumami ramię, co spotkało się z rozwścieczonym prychnięciem ze strony nieznajomej. Nie obchodziła go - równie dobrze mogłaby nie istnieć, a on sam raczej nie zauważyłby najmniejszej różnicy. 
- Nie. Mam ważniejsze rzeczy na głowie. - Prychnął pod nosem, wsuwając dłonie do kieszeni spodni z wyjątkowo arogancką manierą. 
Raz jeszcze spróbował ją wyminąć, lecz ta, niezrażona oschłością, ponowiła swe próby, po raz kolejny chcąc złączyć ze sobą ich ciała. Chłopak przewidział jednak jej ruchy, w porę odsuwając się na bezpieczną odległość. Poziom zirytowania, jaki zrodził się wówczas w jego głowie, sięgał niemal zenitu i gdyby nie widok równie wściekłej Colette, przebijającej się przez tłum gapiów, najpewniej wybuchnąłby złością. Coś w sercu podpowiadało mu jednak, że niezależnie od jego zachowania, nachalna nieznajoma nie dałaby mu spokoju - uznał więc pozostawienie jej swej partnerce za jedyną słuszną opcję. Gdy brunetka przybyła na miejsce, wszystko zaczęło dziać się z taką prędkością, że Azriel ledwo nadążał z przyswajaniem informacji. Czy dziewczyna właśnie nazwała go swoim facetem, czy jego słuch zaczynał szwankować bardziej niż zdrowy rozsądek? Zamrugał kilkukrotnie oczami, jednak świadomość, że Colette w istocie nie traktowała go jedynie jako przypadkowego współlokatora, dla którego musi być miła, przysłoniła mu umysł - dziewczyna albo nie miała zbyt dobrego gustu, albo zwyczajnie postradała zmysły, jeśli zdołał w jakiś sposób zająć istotne miejsce w jej życiu. Pomimo uprzedzeń, czy jego relacja z brunetką aby na pewno miała prawo bytu, był szczęśliwy. Realnie szczęśliwy, szczerząc się jak głupi, gdy Colette, niczym lwica, atakowała słownie nieznajomą, wzbudzając tym samym ciekawość przechodzących par. Azriel przekrzywił głowę, spoglądając na nią z lekką dumą w oczach - rozwścieczona wersja dziewczyny w pewien sposób go przerażała, a z drugiej czuł się niemal oczarowany każdym zmarszczeniem nosa, subtelnym ruchem ust, a nawet sposobem, w jaki jej wzrok zmieniał się w zależności od tego, na kogo spoglądała. Była niezwykle pociągająca. Z transu wybudził się dopiero w chwili, gdy stukot obcasów i rzucane w ich stronę przekleństwa utonęły w brzmieniu muzyki, a natarczywa kokietka zniknęła w bliżej nieznanym kierunku.
- Niezła jesteś. - rzucił bez namysłu, wlewając w te słowa największą aprobatę, jaką tylko zdołał z siebie wykrzesać - Mnie też to czeka? - Łobuzerski uśmiech raz jeszcze zawitał na jego ustach, na co dziewczyna przewróciła jedynie oczami.
- Nie denerwuj mnie nawet. - westchnęła, wymownie spoglądając w stronę, z której przed chwilą nadeszła
Azriel zrozumiał aluzję, w obecnej sytuacji nie potrzebował dodatkowej zachęty, by udać się po wymarzoną lampkę alkoholu. Z pełną świadomością sięgnął więc ku dłoni Colette, raz jeszcze je ze sobą splatając. Tęsknił za tym uczuciem. Dziewczyna podążała tuż przed nim, więc nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, jak zareagowała na niespodziewany przebłysk czułości ze strony swego partnera, lecz, co było dla demona najważniejszym osiągnięciem, nie odepchnęła go. Gdy finalnie znaleźli się przy pełnym napojów i przeróżnych przystawek stole, oboje niemal w tej samej chwili sięgnęli ku kryształowym karafkom, nie czując najmniejszych oporów, gdy opróżnili swoje kieliszki. Azriel poczuł się lżej, choć nie wiedział, czy wiązało się to z płynącym w jego żyłach alkoholem, czy towarzystwem dziewczyny, którą darzył sympatią, jednak już wkrótce pogrążyli się w rozmowie, której treści nie potrafił przywołać. Czy naprawdę jedynym, czego potrzebował przez cały ten czas, by się otworzyć, była jedna, specjalna osoba i odrobina procentów? Opróżnili kolejny kieliszek, nie zwracając uwagi na otaczających ich ludzi - liczyła się tylko ich dwójka, a Sullivan nie mógł być szczęśliwszy.
- Tak swoją drogą, czy ty nie jesteś przypadkiem nieletnia? - zaśmiał się pod nosem, gdy w końcu odeszli od stołu, jednoznacznie stwierdzając, że na razie im wystarczy - Zresztą, kogo to obchodzi. Mnie na pewno nie. - Wzruszył ramionami. - Męczy mnie ten tłum, chciałabyś się przejść? - Wymownie spojrzał w stronę rozwartych na oścież drzwi, przez które przebijał się zarys ogrodu.

[Colette?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz