Administracja

Strony

piątek, 19 czerwca 2020

Od Colette cd. Azriela - Bal


- Niezła jesteś. - powiedział, starając się być jak najbardziej przekonujący i udowodnić mi, że jest dumny. - Mnie też to czeka? - dodał po chwili, złośliwie się uśmiechając. Prychnęłam, udając obrażoną, ale zdradzał mnie delikatny uśmiech, który mimowolnie pojawił się na mojej twarzy.
- Nie denerwuj mnie nawet. - westchnęłam, spoglądając na miejsce, z którego przyszłam. Potem ponownie mój wzrok skierował się ku chłopakowi, który doskonale zrozumiał mój przekaz, kierując się w stronę tego nieszczęsnego stołu z alkoholem. Wypiliśmy kilka kieliszków, rozmawiając o wszystkim i niczym. Dosłownie, nie była to rozmowa o czymkolwiek, ale jednak nią była.
- Tak swoją drogą, czy ty nie jesteś przypadkiem nieletnia? - zaśmiał się, kiedy wypiłam trunk, odchodząc z nim w bliżej niezidentyfikowaną stronę. - Zresztą, kogo to obchodzi. Mnie na pewno nie. - wzruszył ramionami. - Męczy mnie ten tłum, chciałabyś się przejść? - uciekł wzrokiem w stronę drzwi, po chwili ponownie przenosząc go na mnie, oczekując na odpowiedź.
- Pewnie, trochę świeżego powietrza dobrze nam zrobi. - odpowiedziałam i wręcz natychmiast ruszyłam do wyjścia, co jakiś czas oglądając się za siebie, czy chłopak aby na pewno idzie za mną. Miałam szczerą nadzieję, że nie napatoczy mi się znowu ta dziewczyna szukająca wrażeń, bo przysięgam, że coś bym jej zrobiła. Dosyć szybko ulotniliśmy się z zatłoczonego miejsca, wychodząc do ogrodu. Po drodze napotkaliśmy trzy, może cztery osoby, reszta wolała zostać w środku i pić, bo to było chyba główną i najbardziej obleganą atrakcją. Przez chwilę zaczęłam zastanawiać się, do której to wszystko ma trwać, jeżeli w ogóle ma ustaloną godzinę zakończenia. Wtedy po raz kolejny poczułam dłoń Azriela blisko swojej, odruchowo splatając nasze palce. Po dłuższej chwili przestało mnie to krępować w jakikolwiek sposób.
- A tak swoją drogą, pan przypadkiem nie miał urazy do balów? - zaczęłam w końcu, śmiejąc się. - Nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek wspominał o jakimś w miły sposób.
- Powiedzmy, że zmieniłem zdanie. - odparł po chwili namysłu. Ja natomiast wzdrygnęłam się, czując chłodny powiew wiatru na ramionach. Miało być ciepło. - Zimno Ci? - spytał po chwili, odwracając głowę w moją stronę.
- Nie, jest okej. - zapewniłam go, jednak ten podejrzliwie przeniósł wzrok na mój nagi bark i przystanął na chwilę, zdejmując z siebie marynarkę, która po chwili znalazła się na mnie. Rzecz jasna, nie narzekałam, jednak przeżyłabym i bez niej. Mruknęłam pod nosem jakieś ciche podziękowanie, spuszczając wzrok na nasze słabo widoczne dłonie. Było ciemno, a oświetlenie, mimo, że wokół pałacu, nie powalało. Przynajmniej tamtej nocy. Podniosłam głowę, chcąc nawiązać kontakt wzrokowy z szatynem, co po chwili mi się udało. Uśmiechnęłam się, jednak moja głowa szybko odwróciła się w innym kierunku. W kierunku, z którego docierał niemały hałas. Ujrzałam tam moją ukochaną przyjaciółkę, zataczającą kółka w naszą stronę. Myślałam, że szlag mnie trafi. Szybko puściłam dłoń chłopaka i już chciałam iść w jej stronę, jednak współlokator złapał mnie za nadgarstek, zmuszając do spojrzenia mu w oczy. Oczekiwałam jakichś wyjaśnień, czemu mnie zatrzymuje i o co mu w ogóle chodzi, kiedy pociągnął mnie za sobą gdzieś w drugą stronę, najprawdopodobniej gdzieś za pałac.
- Możesz mi powiedzieć, co ty robisz? - spytałam, wyrywając rękę z uścisku, po chwili zaczynając się śmiać. Przy nim nie da się być złym, spojrzy na ciebie tymi turkusowymi oczami i z niewiadomych przyczyn zaczynasz się śmiać.
- Kocico, spokojnie. - zaśmiał się. - Co robię? Staram się zapobiec bójce. - wzruszył ramionami, a ja oparłam się o ścianę, zakładając ręce na piersi. Odwróciłam głowę w stronę, z której przyszliśmy, szukając wzrokiem upitej dziewczyny, czując niebywały gniew na jej widok. Sam fakt jej egzystencji zaczął mi szczerze działać na nerwy. Z początku zaczęłam się zastanawiać, dlaczego, ale odpowiedź okazała się być bardzo oczywista – z jakichś powodów czułam w niej swego rodzaju konkurencję. Ale nie byłam pewna, że chodzi o to. Spojrzałam się w drugą stronę, przez chwilę kalkulując, ile już wypiłam, bo mam zwidy. Okazały się one jednak zbyt realne, żeby wyimaginowane, więc bez słowa udałam się w stronę lekko uchylonych drzwi. Były zdecydowanie mniejsze, coś na kształt tylnego wejścia, z którego na dodatek wydobywało się światło. Azriel podążył za mną, najprawdopodobniej zastanawiając się, co ja odwalam. Już przy wejściu, powoli otworzyłam drzwi, zaglądając do środka. Był tam mały korytarzyk, który prowadził do dwóch pomieszczeń. Nie patrząc na to, czy szatynowi się to podoba, czy nie, weszłam do środka, zaglądając najpierw na prawo. Była to jakaś winnica, naprawdę duża i imponująca. Niezbyt mnie zainteresowała, przynajmniej na tą chwilę, bo później z chęcią skorzystam. Przekroczyłam próg i udałam się do pomieszczenia naprzeciw, w którym było chyba jaśniej, niż w głównej sali w zamku. Zobaczyłam tam mnóstwo, ale to mnóstwo antyków, jakichś starych waz i obrazów. Co najlepsze, nie było w nim żywej duszy, więc za wspaniały pomysł uznałam wejście tam i przynajmniej rozejrzenie. Machnęłam ręką, aby chłopak wchodził za mną. Jego reakcja również była podobna do mojej – po prostu nikt nie spodziewał się tylnego wejścia do pałacu, jeszcze z takim czymś. Takie zaplecze. Obrazy wisiały na ścianach, a wazy stały bardzo blisko siebie, ze względu na to, że było ich dosyć sporo, Niektóre nawet stały jedna na drugiej. Nie miałam pojęcia, czy mają one jakąś wartość, czy tylko stały tu i ładnie wyglądały. Podeszłam do jednej, delikatnie jej dotykając, aby nic nie zepsuć, ale usłyszeliśmy dosyć głośny trzask, który pochodził najprawdopodobniej z żyrandolu. Spojrzałam na chłopaka, lekko wystraszona i po chwili zmieniłam się w nietoperza, aby sprawdzić, co dzieje się z zamocowaniem tego cholerstwa. Nie zajęło mi to długo i jak się okazało, lina, na której wisiał, po prostu się przetarła i zaczęła pękać do reszty. Nie wytrzymała pod ciężarem czegoś tak dużego. W końcu zatrzymała się w miejscu, a ja trąciłam ją skrzydłem, aby sprawdzić, czy na pewno wszystko w porządku. Tak się wydawało, więc zleciałam na ziemię, stając obok Azriela i cały czas patrząc na żyrandol, który w każdej chwili mógł spaść. Kolejny trzask, jeszcze głośniejszy. Oświetlenie pomieszczenia obniżyło się jeszcze bardziej. W końcu zaczęło spadać, a ja widząc to, natychmiast chwyciłam chłopaka za rękę i pociągnęłam za rękę, żeby jak najszybciej stamtąd uciec. Wybiegliśmy z szarego korytarza, upadając na trawę. Chwilę wpatrywałam się wystraszona w mojego partnera, leżącego na trawie obok mnie, ale kilka sekund później zaczęłam się śmiać. A on razem ze mną. Po prostu zawsze musieliśmy mieć jakieś kłopoty i wypadki, zresztą, od tego zaczęła się nasza znajomość.
- Nigdy więcej. - wybuchnęłam śmiechem na dobre pięć minut. Kiedy w końcu się uspokoiłam, leżeliśmy w kompletnej ciszy, wpatrując się sobie w oczy. W tamtej chwili uświadomiłam sobie, że chciałabym mieć taki widok codziennie rano.
Miałam wszystko.

Azriel, kochanie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz