Wpędzone w osobliwy trans ciała
poruszały się niemal samoistnie w rytm muzyki, której dźwięki sprawiły,
że Azriel mimowolnie się rozluźnił - spowodowane brakiem sympatii w
stronę przyjęć zdenerwowanie ustąpiło miejsca nieznanej dotąd błogości,
która spowiła go od stóp do głów. Gdy zmuszeni zostali do opuszczenia
swych ramion, a niezwykłą chwilę przerwało brzmienie skocznej, aż nadto
tandetnej piosenki, chłopak skrzywił się nieznacznie, z ogromną
niechęcią odchodząc wraz ze swą partnerką na ubocze, unikając kolejnych
nietrzeźwych już grup ludzi. Sullivan kilkukrotnie przyłapał się na tym,
że niemal odruchowo otaczał dziewczynę ramieniem, jakby pragnąc w ten
sposób uchronić ją przed powtórką z pamiętnego upadku. Odsuwał swe ręce
jednak równie szybko, przeklinając w duchu własną irracjonalność - jego
zachowanie znacznie odbiegało od normy, a on sam nie potrafił dokładnie
stwierdzić, co było tego przyczyną. Miał jednak nadzieję, że brunetka
nie spostrzeże jego marnych prób, uznając go za zdesperowanego wariata.
Gdy chwilowo rozstali się, a Colette zniknęła w tłumie w poszukiwaniu
alkoholu, czarnowłosy poczuł się wyjątkowo samotny. Przeszywająca
serce pustka sprawiła, że mimowolnie przyłożył dłoń do klatki
piersiowej, niby odganiając parszywe uczucie - nie rozumiał, dlaczego
skutki braku towarzystwa odczuł dopiero teraz. Przez ostatnie lata nie
cierpiał bez innej duszy u boku, dlaczego więc nagle emocja zaczęła
dawać się we znaki do takiego stopnia, że odruchowo począł wyglądać
wzrokiem swej współlokatorki. I choć wiedział, że w umówionym miejscu
powinien znaleźć się dopiero za kilka minut, nie miał wystarczająco
cierpliwości. Nogi samoczynnie stawiały kolejne kroki, a on sam
nieszczególnie zwracał uwagę na swe otoczenie aż do chwili, gdy poczuł
uderzenie w klatce piersiowej, które sprowadziło go z powrotem do pełnej
pychy sali balowej. Przeszkodą okazała się wystrojona od stóp do głów
dziewczyna, której wzrok wyraźnie zdradzał, że miała już za sobą kilka
kieliszków mocnego trunku. Azriel rzucił więc pod nosem niemrawe
przeprosiny, pragnąc czym prędzej wyminąć niespodziewaną rozmówczynię,
lecz ta, co zaskoczyło go jeszcze bardziej, z całych sił owinęła się
wokół jego ramienia, przyciągając ku sobie.
-
Wyglądasz na zmartwionego. Może mogłabym jakoś ci pomóc? - Zatrzepotała
rzęsami, a tonacja jej głosu wyraźnie wskazywała, że nie zamierzała tak
szybko odpuścić. - Najlepiej na uboczu, z dala od tych wszystkich
ludzi.
Sullivan przewrócił oczami, i
choć wolał tego uniknąć, siłą oswobodził przesiąknięte kwiecistymi
perfumami ramię, co spotkało się z rozwścieczonym prychnięciem ze strony
nieznajomej. Nie obchodziła go - równie dobrze mogłaby nie istnieć, a
on sam raczej nie zauważyłby najmniejszej różnicy.
- Nie. Mam ważniejsze rzeczy na głowie. - Prychnął pod nosem, wsuwając dłonie do kieszeni spodni z wyjątkowo arogancką manierą.
Raz
jeszcze spróbował ją wyminąć, lecz ta, niezrażona oschłością, ponowiła
swe próby, po raz kolejny chcąc złączyć ze sobą ich ciała. Chłopak
przewidział jednak jej ruchy, w porę odsuwając się na bezpieczną
odległość. Poziom zirytowania, jaki zrodził się wówczas w jego głowie,
sięgał niemal zenitu i gdyby nie widok równie wściekłej Colette,
przebijającej się przez tłum gapiów, najpewniej wybuchnąłby złością. Coś
w sercu podpowiadało mu jednak, że niezależnie od jego zachowania,
nachalna nieznajoma nie dałaby mu spokoju - uznał więc pozostawienie jej
swej partnerce za jedyną słuszną opcję. Gdy brunetka przybyła na
miejsce, wszystko zaczęło dziać się z taką prędkością, że Azriel ledwo
nadążał z przyswajaniem informacji. Czy dziewczyna właśnie nazwała go swoim facetem,
czy jego słuch zaczynał szwankować bardziej niż zdrowy rozsądek?
Zamrugał kilkukrotnie oczami, jednak świadomość, że Colette w istocie
nie traktowała go jedynie jako przypadkowego współlokatora, dla którego
musi być miła, przysłoniła mu umysł - dziewczyna albo nie miała zbyt
dobrego gustu, albo zwyczajnie postradała zmysły, jeśli zdołał w jakiś
sposób zająć istotne miejsce w jej życiu. Pomimo uprzedzeń, czy jego
relacja z brunetką aby na pewno miała prawo bytu, był szczęśliwy.
Realnie szczęśliwy, szczerząc się jak głupi, gdy Colette, niczym lwica,
atakowała słownie nieznajomą, wzbudzając tym samym ciekawość
przechodzących par. Azriel przekrzywił głowę, spoglądając na nią z lekką
dumą w oczach - rozwścieczona wersja dziewczyny w pewien sposób go
przerażała, a z drugiej czuł się niemal oczarowany każdym zmarszczeniem
nosa, subtelnym ruchem ust, a nawet sposobem, w jaki jej wzrok zmieniał
się w zależności od tego, na kogo spoglądała. Była niezwykle
pociągająca. Z transu wybudził się dopiero w chwili, gdy stukot obcasów i
rzucane w ich stronę przekleństwa utonęły w brzmieniu muzyki, a
natarczywa kokietka zniknęła w bliżej nieznanym kierunku.
-
Niezła jesteś. - rzucił bez namysłu, wlewając w te słowa największą
aprobatę, jaką tylko zdołał z siebie wykrzesać - Mnie też to czeka? -
Łobuzerski uśmiech raz jeszcze zawitał na jego ustach, na co dziewczyna
przewróciła jedynie oczami.
- Nie denerwuj mnie nawet. - westchnęła, wymownie spoglądając w stronę, z której przed chwilą nadeszła
Azriel
zrozumiał aluzję, w obecnej sytuacji nie potrzebował dodatkowej
zachęty, by udać się po wymarzoną lampkę alkoholu. Z pełną świadomością
sięgnął więc ku dłoni Colette, raz jeszcze je ze sobą splatając. Tęsknił
za tym uczuciem. Dziewczyna podążała tuż przed nim, więc nie potrafił
jednoznacznie stwierdzić, jak zareagowała na niespodziewany przebłysk
czułości ze strony swego partnera, lecz, co było dla demona
najważniejszym osiągnięciem, nie odepchnęła go. Gdy finalnie znaleźli
się przy pełnym napojów i przeróżnych przystawek stole, oboje niemal w
tej samej chwili sięgnęli ku kryształowym karafkom, nie czując
najmniejszych oporów, gdy opróżnili swoje kieliszki. Azriel poczuł się
lżej, choć nie wiedział, czy wiązało się to z płynącym w jego żyłach
alkoholem, czy towarzystwem dziewczyny, którą darzył sympatią,
jednak już wkrótce pogrążyli się w rozmowie, której treści nie potrafił
przywołać. Czy naprawdę jedynym, czego potrzebował przez cały ten czas,
by się otworzyć, była jedna, specjalna osoba i odrobina procentów?
Opróżnili kolejny kieliszek, nie zwracając uwagi na otaczających ich
ludzi - liczyła się tylko ich dwójka, a Sullivan nie mógł być szczęśliwszy.
-
Tak swoją drogą, czy ty nie jesteś przypadkiem nieletnia? - zaśmiał się
pod nosem, gdy w końcu odeszli od stołu, jednoznacznie stwierdzając, że
na razie im wystarczy - Zresztą, kogo to obchodzi. Mnie na pewno nie. -
Wzruszył ramionami. - Męczy mnie ten tłum, chciałabyś się przejść? -
Wymownie spojrzał w stronę rozwartych na oścież drzwi, przez które
przebijał się zarys ogrodu.
[Colette?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz