Administracja

Strony

wtorek, 15 grudnia 2020

Od Armina

 Chłopak kurczowo trzymał się swojego bagażu wpatrując się w ogromny budynek, zachwycający swoją idealnością i estetyką.  Spore, zdobione drzwi pięły się przed nim napawając go lekkim strachem jak i ekscytacją, mieszanka ta wywoływała motylki w brzuchu nastolatka. Biorąc swoje walizki postawił pierwszy krok w kierunku jego nowego miejsca zamieszkania. Pchnął niedbale drzwi które ukazały mu piękno wnętrza akademika Corvine. Już na wejściu, ku górze pięły się piękne schody pomiędzy, którymi widniała nieduża lada, która z pewnością była recepcją. Chłopak rozglądał się po budynku gdy zza wcześniej wspomnianej lady usłyszał, męski, cichy głos.

- Zwierząt tu nie wpuszczamy - prześmiewczy głos mężczyzny w średnim wieku pochodził od niewielkiego, brodatego człowieczka, który z pewnością był skrzatem pracującym w tej szkole.

To zdanie widocznie zdenerwowało Armina, który wykonał ruch swoich uszu do tyłu a ogon zaczął latać w jedną i w druga stronę.

- To co ty tutaj robisz? - wywarczał po czym podszedł bliżej do brodatego, który od paru chwil zwijał się ze śmiechu. Był typem istoty, którą dosłownie wszystko bawi - najgorszą z możliwych. - Larethian, gdzie jest mój pokój?

Cała sytuacja nieźle irytowała białowłosego, który był już na skraju swojej cierpliwości. Stworzenie za blatem, przez pokładu śmiechu wręczyło klucz z numerem 303 do chudej ręki ogoniastego. Ten odwrócił się na pięcie i zaczął drogę przez mękę jaką była wspinaczka z walizkami na drugie piętro tego budynku. Resztkami sił wywlókł się na ostatni stopień i pełen wewnętrznej radości usiadł na podłodze by chwilę odpocząć. Otworzył jedną z toreb i wyciągnął z niej swoją ulubioną konsole, która już po chwili została uruchomiona a na jej ekranie zaczęły latać różne postaci z jego ulubionej gierki. Gra za grą a minuty mijały jednak nie dbał o to, pokonał te schody, nic innego się nie liczyło. Po jakimś czasie usłyszał za sobą ciche kroki jednak nie odwrócił się nie chcąc przegrać tej rozgrywki. Jako iż po części posiadający kocie zmysły od razu wyczuł iż jest to samica z gatunku elfów. 

- Kim jesteś? - cichy i miły głosik rozbrzmiał echem po korytarzu.

- Larethian - odparł krótko nie odwracając wzroku od ekranu - wiesz gdzie jest pokój 303?

- Prosto i na lewo, pomóc Ci z bagażem? - Zaproponowała  jednak gdy nie dostała żadnej odpowiedzi prócz ciszy ze strony ogoniastego dodała jeszcze - Beverly Alvares, miło mi Cię poznać.

Po chwili odeszła widząc brak zainteresowania ze strony Armina, bez wątpienia w głowie krytykując dosyć niegrzeczne zachowanie chłopca. Był on wyczerpany, podróżą jak i tym całym zamieszaniem, chciał jak najszybciej dostać się do pokoju. Schował urządzenie elektroniczne do plecaka i kierując się wskazówkami dziewczyny udał się korytarzem, prosto a następnie w lewo. Po prawej stronie, na dębowych drzwiach widniał znaczek z takim samym numerkiem jaki znajdował się na kluczach. Więc bez wątpliwości klucz świetnie pasował i otwierał dębową płytę. Ku brązowym oczom nastolatka ukazał się dosyć spory pokój, z dwoma łóżkami oraz kilkoma innymi meblami. Na nieszczęście Armina panował tam ogromny nieporządek, a on nie przywykł do życia w takim syfie. Wszędzie były pudła i cała masa kurzu, którego nie sposób było nie zauważyć. Na Jowisza! Nawet po tak długiej drodze biedulek nie będzie mógł odpocząć. Odburknął coś pod nosem i zabrał się za wywalanie pudeł za drzwi, nie dbał o to co się z nimi stanie. Wyrzucał je po prostu pełny złości na pusty korytarz. Następnie  pozamiatał i rozsunął zasłony, które kryły za sobą ogromne, pół okrągłe okno. Do pokoju od razu wpadło więcej światła co choć odrobinę poprawiło wizerunek tego pomieszczenia. Gdy uszaty skończył wstępne porządki, sięgnął do szafy w której znalazł męski mundurek. Przebrał się w strój i podszedł do lustra. Uśmiechnął się pod nosem kpiąco widząc jak wygląda po czym szepnął sam do siebie.

- W spódnicy wyglądałbym lepiej - przyglądną się jeszcze raz swemu odbiciu i okręcił się wokół własnej osi. - może dadzą mi damski mundurek…

Ciasny i mało wygodny strój zmienił na swój ulubiony czarny, całkiem spory sweter z golfem oraz szersze szare spodnie. Mundurek ładnie poskładał i schował do szafy, tam gdzie jego miejsce po czym położył się na nowym łóżku i lekko skulił. Potrzebował odpoczynku i ciszy które były jego najlepszymi przyjaciółmi. Sen zazwyczaj go regenerował i przysparzał mu więcej energii, którą zazwyczaj marnował na gry i te sprawy. Przymknął ślepka i powoli odpływał do krainy Morfeusza gdy po pokoju rozniosło się głośne pukanie.  

- Wchodzić - wyszeptał niemal niesłyszalnie i jeszcze mocniej zawinął się w szary, mięciutki kocyk, który przywiózł tu ze sobą. 

Do pokoju wszedł wysoki brunet, w służbowym ubiorze. Armin od razu zauważył iż jest on elfem tuż po trzydziestce. Był szczupły i miał długie nogi  odziane w dosyć drogie, czarne spodnie. Jego czerwone, ogniste oczy były wbite w sylwetkę chłopca zawiniętego niczym naleśnik w materiał koca. Ten zaś przyglądał mu się przyczajony swoimi brązowymi oczami spod swojej chwilowej kryjówki.

- Mam na imię Calerian - przytaknął lekko i wyprostował się jakby miał ogłosić bardzo ważną informację -  jestem twoim nauczycielem i przez najbliższe parę tygodni oswoję Cię z całym systemem szkoły, bądź gotowy na 18 - uśmiechnął się,

Istota wydawała się być przyjacielsko nastawiona. Był zapewne typem nauczyciela, który szczerze chce wszystkiego co najlepsze dla ucznia. Mężczyzna podszedł do chłopca i pociągnął za koc odkrywając tym zaspaną, podirytowaną istotkę.

- Chodź, przejdziemy się na spacer. - wyciągnął rękę do białowłosego i z uśmiechem oczekiwał odwzajemnienia gestu.

Ku zdziwieniu starszego, Armin chwycił delikatnie jego dłoń a drugą ręką przetarł zaspane oczy.  Od początku łatwo było zrozumieć intencje starszego mężczyzny, za pewne dobrze znał typ charakteru nastolatka i świetnie zdawał sobie sprawę jak ciężko będzie odnaleźć mu się w nowej sytuacji. Chciał być dla chłopaka pewnym wsparciem którego na razie z pewnością nie uzyska od rówieśników. 

Młody chłopak wstał otrzepując swój sweter.

- Proszę Pana, ja nie potrzebuje niańki - wyburczał ubierając swoje eleganckie buty.

Calerian zaśmiał się pod nosem i podszedł pod drzwi oczekując na chłopca.  Ten gdy tylko był gotowy wyszedł za drzwi nie dbając nawet czy zostaną one zamknięte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz